Spirydon Putin – nadworny kucharz Lenina i Stalina
Ten tekst jest fragmentem książki Witolda Szabłowskiego „Rosja od kuchni”.
Jeśli coś szło nie po jego myśli, rzucał fartuchem o podłogę i wychodził. W Astorii, przed I wojną światową jednej z najdroższych restauracji Petersburga, wpadali wtedy w panikę – to on, Spirydon Putin, jako starszy kucharz miał kluczyk do szafki z droższymi alkoholami. Nie będzie Putina – nie będzie ormiańskiego koniaku ani francuskiego wina.
Tak przynajmniej mówi rodzinna legenda.
Ta porywczość zostanie mu do końca życia, choć na emeryturze będzie żył w niewielkim mieszkanku i uspokajał się, łowiąc ryby i paląc niezliczone ilości papierosów.
Wnuk Władimir spotkał dziadka zaledwie kilka razy w życiu, ale zapamiętał, że był mistrzem w swoim fachu. Inna rodzinna legenda głosi, jak to któregoś dnia, za czasów cara, na obiad do Astorii przyszedł Rasputin. Co ugotował Putin dla Rasputina? Może któreś z dań, z których Astoria słynęła – julienne z kury? Kotleciki jagnięce? A może sandacza „Orly” w sosie tatarskim, przybranego kawiorem? Tego nikt już nie pamięta.
Rodzinna opowieść mówi za to, że jedzenie tak posmakowało dworskiemu szarlatanowi, iż po posiłku kazał wezwać kucharza, a gdy ten przyszedł – wręczył mu złotą monetę. Starsi spośród członków rodziny Putinów zarzekają się, że jeszcze niedawno była wśród rodzinnych pamiątek; ktoś ją jeszcze pamięta, ale potem przyszły dwie wojny, stalinizm, odwilż, pieriestrojka – i gdzieś po między tymi wydarzeniami moneta zaginęła.
Podobnie nikt nie pamięta, w jaki sposób Spirydon Putin trafił do jednej z najlepszych restauracji carskiego Petersburga. Jedni mówią, że był ubogi, pochodził z Pominowa, małej wioski pod Twerem. Szukał jakiejkolwiek pracy i już jako dwunastolatek zaczął najmować się w restauracjach. Szybko się okazało, że ma złote ręce, więc kucharze zaczęli go przyuczać do zawodu. Jeszcze przed trzydziestką stał się szanowanym szefem kuchni.
Ale inni mówią, że Putinowie to był ród kucharzy i Spirydon uczył się fachu od swoich kuzynów. Złote carskie czasy skończyły się wraz z początkiem I wojny światowej. Spirydon z kuchni trafił wprost na front. Jego wnuk Władimir opowie wiele lat później reżyserowi Oliverowi Stone’owi, który zrobił z nim dokumentalny wywiad rzekę, jak to dziadek najpierw strzelił z okopu do austriackiego żołnierza, ale kiedy go trafił – od razu pobiegł z apteczką, by go opatrzyć. W ten sposób uratował mu życie. „Jeśliby nie strzelił, Austriak by go zabił” – mówił Putin. Musiał się więc Spirydon bronić. Ale zabijać nie chciał.
Zaskakująco podobny ten dziadek do Rosji Władimira Putina, która też, gdy używa broni, to – jeśli wierzyć propagandzie – wyłącznie w obronie.
O Putinie kucharzu Rosjanie dowiedzieli się z pewnego wywiadu rzeki. Chwilę wcześniej Borys Jelcyn, który zaszedł Rosjanom za skórę swoimi alkoholowymi ekscesami, niespodziewanie namaścił na swojego następcę jego wnuka, Władimira. Trwała przedwyborcza gorączka i już niedługo miało się okazać, czy młody, dziarski judoka z przeszłością w KGB zastąpi Jelcyna na stanowisku prezydenta. Zbliżały się wybory, które musiał wygrać.
Jego opublikowana pod tytułem От первого лица [Od lidera] rozmowa z trójką rosyjskich dziennikarzy miała przybliżyć Rosjanom – i światu – tego nieznanego szerzej polityka. Putin opowiada w niej o swojej rodzinie, karierze w KGB, latach spędzonych w NRD, o żonie, a nawet o babci, która potajemnie go ochrzciła.
I o dziadku.
– Musiał gotować dość dobrze, bo po I wojnie światowej zaproponowano mu pracę w Gorkach, na obrzeżach Moskwy, gdzie mieszkali Lenin i cała rodzina Uljanowów. Kiedy Lenin zmarł, dziadek został przeniesiony do jednej z dacz Stalina. Pracował tam bardzo długo – powiedział Władimir Putin, wówczas jeszcze kandydat na prezydenta Rosji. – Nie padł ofiarą czystek? – dopytywali dziennikarze. – Nie, z jakiegoś powodu pozwolili mu żyć – odpowiedział Władimir Władimirowicz. – Niewielu ludzi, którzy spędzili dużo czasu blisko Stalina, wyszło z tego bez szwanku, ale dziadek był jednym z nich. Przeżył Stalina, a później, na emeryturze, był kucharzem w sanatorium Moskiewskiego Komitetu Partii w miejscowości Ilińskoje. Od tej pory niemal wszystkie biografia prezydenta Rosji podają, że jego dziadek był kucharzem Lenina i Stalina.
Rodzina Spirydona Putina została zdziesiątkowana przez blokadę Leningradu i wojnę z Niemcami. Z jego siedmiu synów przeżyło tylko dwóch: Władimir i Aleksander. Władimir, po którym imię nosi prezydent Rosji, był wtedy mieszkańcem Leningradu i zgłosił się na ochotnika do armii. Przydzielono do oddziału NKWD, który prowadził dywersję na tyłach wroga, w okolicach miasteczka Kingisepp. Gdy skończyło im się jedzenie, poszli do jednej z wiosek, do chłopów, prosić o pomoc. Chłopi donieśli na nich Niemcom. Oddział Władimira Putina seniora wpadł w zasadzkę.
Z dwudziestu ośmiu mężczyzn udało się przeżyć tylko trzem kolegom Władimira i jemu samemu. Putin-ojciec był ranny, w dodatku uciekając przed pogonią, spędził całą noc w jeziorze, oddychając przez słomkę z trzciny. Cudem udało mu się dotrzeć z powrotem pod Leningrad, ale był wycieńczony, a rana ciężka. Jeśli ktoś nie pomógłby mu przejść na drugi brzeg Newy, nie miałby szans na przeżycie
Na szczęście okazało się, że w tym samym oddziale służył sąsiad z jednej wioski. Przepłynął z rannym Putinem przez Newę.
– Ty żyj, a ja wracam umierać – powiedział na odchodne i wrócił do jednostki.
Wieści po otoczonym Leningradzie rozchodziły się szybko i do rannego Władimira trafiła jego żona, Maria, z dwuletnim synem Wiktorem. Witia był, jak wszyscy wówczas mieszkańcy miasta, bez przerwy głodny. Ojciec oddał mu więc całą swoją rację żywnościową – szpitale, podobnie jak szkoły i przedszkola, miały swoje stołówki.
Kiedy pielęgniarki zobaczyły, co się dzieje, przestały wpuszczać Marię z dzieckiem do szpitala. Szpitalne jedzenie było dla rannych, nie dla tych, którzy umierają z głodu w mieście. Oni traktowani byli już jak trupy. Mały Wiktor Putin nie przeżył blokady. Umarł na błonicę. Władimir Putin, już jako prezydent, w poruszającym artykule, jaki napisał dla magazynu „Ruskij Pionier”, opisał, jak jego wychudzona matka została wyniesiona z rozpadającego się budynku na noszach. Uciekła śmierci w ostatniej minucie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Witolda Szabłowskiego „Rosja od kuchni” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Witolda Szabłowskiego „Rosja od kuchni”.
Nie da się zrozumieć ani rodziny Putinów, ani współczesnej Rosji bez spróbowania chleba z czasów blokady Leningradu.
Nieżyjący już Aleksander Putin, brat ojca prezydenta, jeden z zaledwie dwóch braci Putinów, którzy przetrwali blokadę Leningradu, podkreślał we wszystkich wywiadach, jak skromnym człowiekiem, a jednocześnie dobrym kucharzem był jego ojciec. „Uczył się fachu jeszcze za cara, kiedy sztuka kulinarna kwitła. Szczególnie lubił gotować mięso i rybę, ale swego firmowego dania nie miał” – mówił w wywiadzie dla „Komsomolskiej Prawdy”. „Wszyscy zawsze byli zadowoleni. Do momentu kiedy osiągnął wiek siedemdziesięciu dwóch lat, prosili go, [żeby gotował] na bankiety. Ojciec bardzo się złościł, kiedy weszły ograniczenia produktów. Jakie u kucharza może być ograniczenie, on sam powinien wiedzieć, ile czego i kiedy dodać!”
I dalej: „Był bardzo pryncypialny i nawet w czasach, gdy brakowało jedzenia, nic nie przynosił z pracy do domu. Nawet kanapeczki. Żył skromnie, w dwóch maleńkich pokoiczkach. Dostawał sto dwadzieścia rubli emerytury i o nic więcej nie prosił. Był nie do podrobienia. Dziś mało jest takich ludzi”.
Podobno Spirydon Putin nie poważał swojej pracy kucharza. Uważał ją za niewdzięczną i żałował, że nie został inżynierem albo architektem. Nie chciał, żeby dzieci albo wnuki poszły w jego ślady. Tyle mniej więcej o nim wiadomo.
A ja chciałem dowiedzieć się więcej. Kiedy zwiedzałem Gorki Leninskie, pytałem przewodników i dyrektora tego miejsca o Spirydona Putina. Wszyscy nabierali wody w usta.
– Wciąż szukamy dokumentów – powiedział dyplomatycznie dyrektor.
– Ale podobno dla Lenina gotowała Szura Worobiowa – nie ustępowałem.
– Skoro prezydent powiedział, że jego dziadek tu pracował, to pracował – odpowiedział dyrektor. – Jestem pewien, że dokumenty niedługo się znajdą.
W Petersburgu rozmawiałem z wieloletnim, legendarnym dyrektorem restauracji Astoria. On powiedział mi wprost, że o dziadku prezydenta nigdy nie słyszał. Ale później, na wszelki wypadek, poprosił, żeby nie podawać jego nazwiska. Im dłużej próbowałem znaleźć jakieś informacje na temat Spirydona Putina, tym bardziej mi się wymykał. Im bardziej próbowałem potwierdzić jego historię w jakichkolwiek archiwach, dokumentach albo chociaż porozmawiać z kimś, kto znał go osobiście – tym większy był mur, na jaki się natykałem. Aż w końcu zrozumiałem, że nie znajdę żadnych dowodów na to, że Spirydon Putin gotował w Astorii i że Rasputin podarował mu złotą monetę.
Dlaczego?
Bo ich nie ma. Podobnie jak nie ma dowodów, że gotował dla Lenina albo dla Stalina. Spirydon Putin przez całe życie gotował w sanatoriach, w tym w sanatorium dla członków partii – i tyle. I owszem, mogli być wśród nich i Nikita Chruszczow, następca Stalina, i Wiaczesław Mołotow, bo tak powiedział w wywiadzie wujek Władimira Putina, Aleksander. I może raz albo dwa został poproszony, żeby ugotować coś na bankiet, na którym gościem był Stalin. Może nawet przez jakiś czas pracował na którejś jego daczy? Może był kucharzem, którego Kreml zapraszał do pracy przy dużych bankietach? Albo zastępował tam kogoś?
Tego się już nie dowiemy. Ale ja pewien jestem jednego. Połowa jego życiorysu jest wyssana z palca. Fakty przemieszane są w nim z całkowitą fikcją.
Historia Spirydona Putina to chyba najpiękniejszy przykład, jak – od kuchni – działa rosyjska propaganda. Nieważne, czy historia jest prawdziwa, czy nie. Ważne, że ludzie w nią wierzą. Dziadek, którym zachwycił się Rasputin, a który potem gotował i dla Lenina, i dla Stalina, był dla Władimira Putina świetnym chwytem reklamowym przed wyborami, bo łączył w swojej biografii epoki, do których Rosjanie – mimo całego zła, które się wtedy stało – mają sentyment.
„Skoro liderzy ZSRR ufali mojemu dziadkowi, wy możecie zaufać mnie” – zdawał się mówić Władimir Putin.
I tak się rzeczywiście stało.
Władzy raz zdobytej Władimir Putin nie oddał już nigdy. Rządzi niepodzielnie na Kremlu już trzecią dekadę. Co jada? Kreml czasami publikuje jego jadłospisy ze spotkań z przywódcami innych państw. I tak w grudniu 2019 roku Putin spotkał się w Jałcie z Alaksandrem Łukaszenką, prezydentem Białorusi. Do stołu podano wtedy sałatkę z dyni z pomidorami i serem, filet z kałamarnicy z purée z marchwi, zupę z zielonego groszku, barwenę, czyli rybę, z karczochami i kaszą quinoa; na główne danie – befsztyk cielęcy z pieczonym porem, a na deser – sorbet mandarynkowy i tartę truskawkową.
Wiem jednak od Wiktora Biełajewa, że przywódcy często nie jedzą tego, co stoi na stole: prawdziwy posiłek zjadają dopiero, gdy skończą się oficjalne spotkania. Co je Putin, gdy nikt go nie widzi? Biełajew zdradził mi jedynie, że obsesyjnie lubi lody – do każdego deseru, który wędruje na jego stół, podaje się chociaż jedną ich gałkę. Putin, być może za sprawą dziadka, ma jednak dużo ciepłych uczuć dla kucharzy – jeden z nich, Jewgienij Prigożyn, człowiek, który był przez wiele lat restauratorem w Petersburgu, jest dziś jego człowiekiem do zadań specjalnych. FBI poszukuje go za ingerowanie w amerykańskie wybory z roku 2016, które wygrał Donald Trump.
W czasie spotkania w Jałcie Putin podarował Łukaszence samowar i zapas herbaty. Łukaszenka przywiózł mu w zamian kosz wiktuałów: boczek, chrzan z musztardą, żurawinę w cukrze, ser, basturmę (suszoną wołowinę) z Grodna oraz polędwicę. Rosyjscy dziennikarze z przekąsem odnotowali, że Białorusin przywozi coraz lepsze prezenty – na wcześniejszą wizytę przyjechał z kilkoma workami wyprodukowanych przez białoruskie kołchozy ziemniaków.
Kilka miesięcy później na Białorusi zaczęły się masowe protesty. Setki tysięcy ludzi wystąpiły przeciw Łukaszence, który rządzi tam już ponad ćwierć wieku. Putinowi musiały jednak posmakować białoruskie przysmaki – poparł w ich trakcie wąsatego dyktatora z zaczeską. Bo choć rosyjski prezydent powiedział kiedyś, że kto nie żałuje upadku ZSRR, nie ma serca, ale kto chciałby jego powrotu – nie ma mózgu, to Rosja pod jego rządami prowadzi politykę odbudowy radzieckiego imperium. Putin, choć jada skromnie, ma wielki apetyt na władzę w regionie i na świecie. Rosja zaatakowała Gruzję, miesza się w konflikty na Bliskim Wschodzie, próbuje (skutecznie) wpływać na wybory w Stanach Zjednoczonych i w krajach Unii Europejskiej.
Ale najjaskrawszym przykładem jej polityki jest napaść na Ukrainę w roku 2014. Putin pokazał wtedy, że nie cofnie się przed niczym.