Samozwańcza księżniczka Tarakanowa
Ten tekst jest fragmentem książki Marka Telera „Fałszywi arystokraci”.
Rosja czasów carskich słynęła z samozwańców, którzy bądź to podszywali się pod zmarłych członków dynastii, bądź to twierdzili, że są nieznanymi wcześniej nieślubnymi dziećmi monarchów. Nie było to trudne, gdyż carowie i caryce – w przeciwieństwie do królów Francji, którzy nadawali bękartom książęce tytuły – nie eksponowali potomstwa z nieprawego łoża. W przypadku caryc dzieci przekazywano na wychowanie obcym ludziom, a w przypadku carów mąż kochanki zwykle uznawał dziecko za swoje. Niejedno krotnie więc dzieci te nie były nawet świadome, jak wysoko postawionymi osobami byli ich rodzice. Korzyści z takiego ukrywania potomstwa usiłowali czerpać rozmaici oszuści, którzy dzięki rzeko memu carskiemu pochodzeniu chcieli zdobyć popularność czy zbić polityczny kapitał. Jedną z barwniejszych historii tego rodzaju są losy „księżniczki Tarakanowej”, awanturnicy, która w latach 1774–1775 wywołała w Rosji niemałe zamieszanie, a nawet ośmieliła się wystąpić przeciw samej Katarzynie II.
Prawdziwa tożsamość kobiety, która przeszła do historii jako „księżniczka Tarakanowa”, do dziś jest nieznana. Włoski dyplomata Tommaso Antici, spotkawszy ją we Włoszech, stwierdził z całą stanowczością, że jest Niemką. Jeden z angielskich posłów uważał ją za córkę praskiego karczmarza, inni zaś za córkę norymberskiego piekarza. Pojawiały się też sugestie, jakoby była z pochodzenia Francuzką, a książę Piotr Dołgorukow w wydanych w 1867 roku Notatkach sugerował, że jej ojcem był polski Żyd. W czasie pobytu Tarakanowej we Włoszech mówiono z kolei, że jest wywodzącą się ze znamienitego rodu Polką, która w poszukiwaniu przygód opuściła ojczyznę. Znała ona jednak tylko pojedyncze polskie słowa zasłyszane od Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”, więc wersja ta jest bardzo wątpliwa 202. Sama podawała się za nieślubną córkę carycy Elżbiety Piotrowny i jej morganatycznego męża hrabiego Aleksieja Razumowskiego i – choć najprawdopodobniej nie znała języków słowiańskich – zdołała zyskać sporo zwolenników. Pomogło jej w tym niewątpliwie to, że caryca Elżbieta miała wielu kochanków (poza Razumowskim m.in. Aleksieja Szubina i Iwana Szuwałowa), a potomstwo z tych związków skrzętnie ukrywała.
Rzekoma księżniczka, która zmieniała tożsamości jak rękawiczki, pojawiła się po raz pierwszy w 1770 roku w Kilonii, a następnie w Berlinie gdzie występowała jako pani Frank. W Gandawie była już panią Schell i rozkochała w sobie syna holenderskiego kupca van Toursa, który roztrwonił na zachcianki oszustki niemal cały majątek. Kiedy parę zaczęli nachodzić wierzyciele, zakochani uciekli do Londynu, gdzie późniejsza „księżniczka” występowała jako Madame de Trémouille 203. Wiosną 1772 roku van Tours uciekł do Paryża, a trzy miesiące później w ślad za nim podążyła ukochana... z nowym wielbicielem. Baron Schenk, mężczyzna dość szemranej reputacji, miał jej pomóc w odegraniu kolejnej roli – tym razem stała się księżniczką Włodzimierza. Opowiadała, że wychowywała się u wuja w Persji, ale postano wiła wrócić do Europy i odzyskać spadek, który jakoby znajdo wał się w Rosji.
Wkrótce tajemnicza „księżniczka Włodzimierza” zawróciła w głowie przebywającemu w Paryżu polskiemu magnatowi, księciu Michałowi Kazimierzowi Ogińskiemu. Chociaż był on zauroczony piękną oszustką, najprawdopodobniej nie zostali kochankami. „Księżniczka” obiecywała jednak Ogińskiemu pomoc finansową, gdyż po klęsce w bitwie z wojskami rosyjskimi pod Stołowiczami znalazł się na emigracji, a jego majątek został znacznie uszczuplony. Skąd miała pieniądze? Oczywiście od bogatego perskiego wuja!
Gdy książę dłuższy czas miał problemy zdrowotne, „księżniczka” nieustannie dopytywała o jego samopoczucie i starała się ulżyć mu w cierpieniu czułym słowem. „Zainteresowanie się pani mojem zdrowiem jest samo przez się w stanie mię uleczyć” – pisał Ogiński do tajemniczej kobiety która go fascynowała. Z czasem Michał Kazimierz Ogiński zaczął coraz odważniej deklarować jej uczucia, a kiedy wyjechała z Paryża, z bólem pisał do niej: „Kłopoty w uczuciach tak samo działają, jak śluza dla upustu wody. Ona wstrzymuje ją pewien czas, ale raz otwarta, przepuszcza strumień, którego już niepodobna zahamować. Zaiste wszystkie troski świata zdają się spiskować przeciw nam, lecz to czasowe i w tem jedyna pociecha”.
W Paryżu awanturnica zauroczyła zresztą nie tylko Ogińskiego, ale też sędziwego markiza de Marina i hrabiego Roche forta de Valcourta, szambelana hrabiego Filipa Ferdynanda von Limburg-Stirum, który nawet poprosił ją o rękę. „Księżniczka” przyjęła oświadczyny, ale do ślubu nie doszło, gdyż na początku roku 1773 jej wielbiciele van Tours i Schenk trafili do więzienia za długi i istniało niebezpieczeństwo, że podzieli ona ich los. Wykorzystała wówczas swoje wpływy i dzięki poręczeniu majątkowemu markiza de Marina obaj mężczyźni znaleźli się na wolności. Następnie uciekła z nimi do Frankfurtu i spotkała tam hrabiego Filipa Ferdynanda von Limburg-Stirum, z którego szambelanem miała wcześniej romans.
Okazało się, że hrabia i jego szambelan mają bardzo podobny gust – von Limburg-Stirum zaprosił „księżniczkę” do zamku Neuses am Sand we Frankonii, aby tam była jego oficjalną kochanką. Filipa Ferdynanda i tajemniczą kobietę połączyło też zamiłowanie do tytułów i luksusu. Hrabia von Limburg-Stirum ogłosił się bowiem bezprawnie księciem Szlezwika-Holsztynu i północnej Fryzji, hrabią Zutphen i Pinneberg, a także panem na kilku innych posiadłościach, które w świetle prawa do niego nie należały. W siedzibie przystojnego i obrotnego Filipa Ferdynanda „księżniczka Włodzimierza” przeistoczyła się w Ali Emenę, córkę perskiego satrapy, a następnie w Alinę, księżniczkę Azowa nad Morzem Azowskim. Chociaż miała własny dwór, pozycja kochanki hrabiego nie spełniała jej ambicji. Pragnienie zostania jego żoną było na tyle silne, że zaczęła udawać przed kochankiem, iż spodziewa się dziecka, i grozić mu, że wróci do Persji, jeśli odmówi poślubienia jej.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Marka Telera „Fałszywi arystokraci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Doradcy hrabiego zwrócili mu jednak uwagę, że narzeczona musi przed ślubem poświadczyć swe pochodzenie i przyjąć wiarę katolicką. Dotychczas „księżniczka” nie pokazała bowiem żadnego dokumentu, który potwierdzałby jej barwne opowieści. W liście do urzędnika elektora Trewiru von Hornsteina pisała: „Majątek mojego ojca został skonfiskowany w 1749 roku i wyzwolony w 1769. Urodziłam się cztery lata przed sekwestracją jego dóbr, w tym smutnym dla nas czasie zmarł mój ojciec. Kiedy byłam czteroletnim dzieckiem, mój mieszkający w Persji wuj wziął mnie pod swoją opiekę. Wróciłam stamtąd do Europy 16 listopada 1768 roku”. Świadomie nie podała imienia ojca, aby nie wyszło na jaw, że cała ta opowieść jest wierutnym kłamstwem. W końcu von Limburg-Stirum zaczął tracić cierpliwość do ukochanej, która doprowadziła go na skraj bankructwa. Co więcej, po przeprowadzce w październiku 1773 roku do należącego do niego zamku w Obersteinie „księżniczka” stała się nagle żarliwą protestantką, choć wcześniej przysięgała, że przejdzie na katolicyzm. Hrabia cały czas był jednak zaślepiony miłością i przymykał oko na kolejne wybryki przebiegłej kochanki.
Pod koniec roku 1773 ukochana hrabiego von Limburg-Stirum ogłosiła wszem i wobec, iż w rzeczywistości jest „księżniczką Elżbietą”, zaginioną córką carycy Elżbiety Piotrowny i hrabiego Aleksieja Razumowskiego, w której żyłach – w przeciwieństwie do Katarzyny II – płynie krew Romanowów. Wkrótce wieść o rzeko mej córce rosyjskiej monarchini dotarła do jednego z najzamożniejszych polskich magnatów, Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku” , a ten postano wił wykorzystać przebiegłą kobietę przeciwko Rosji. Od początku panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego Radziwiłł sprzeciwiał się rosnącym wpływom Cesarstwa Rosyjskiego w Polsce, w 1768 roku zaś wyraził sprzeciw wobec traktatu gwarancyjnego, na mocy którego Rzeczpospolita Obojga Narodów stawała się rosyjskim protektoratem. Tym samym dołączył do grona konfederatów barskich, pragnących bronić wiary katolickiej i niepodległości kraju przed wrogimi siłami, w których widzieli carycę Katarzynę II, Stanisława Augusta Poniatowskiego i woj ska rosyjskie. Ostatecznie jednak konfederacja barska zakończyła się klęską i pierwszym rozbiorem Polski. Nie mogąc pogodzić się z porażką, „Panie Kochanku” nie złożył w wyznaczonym czasie przysięgi na wierność imperatorowej. W odpowiedzi w 1773 roku Rosjanie skonfiskowali liczne włości wpływowego dotychczas magnata, m.in. Newel, Siebież w guberni połockiej oraz Kopyś i Romanów w guberni mohylewskiej.
Zapoznawszy się z awanturnicą, „Panie Kochanku” uznał, że znajomość ta może mu pomóc w osłabieniu pozycji rosyjskiej monarchini, a nawet – choć zapewne sam mocno w to wątpił – w jej obaleniu. Napisał więc do „księżniczki” pełen pochwał list, w którym deklarował swoją lojalność: „Patrzę na przedsięwzięcie Waszej Wysokości, jak na cud Opatrzności, która czuwa nad moją nieszczęsną ojczyzną, zsyłając jej z pomocą tak wielką heroinę. Pałam żądzą złożenia pani mej czci, są jednak drobne okoliczności, opóźniające to szczęście. Poleciałbym natychmiast do Waszej Wysokości, lecz ubierając się po polsku, obawiam się, że zwrócę na siebie wiele ciekawych oczu. Wizyta pani u mnie mogłaby pociągnąć ten sam skutek – albo wiem jest tu wiele osób. Na spotkanie należy zatem wybrać miejsc na uboczu, aby się ukryć przed spojrzeniami natrętnych widzów. Pustką stoi dom, który wynająłem przed miesiącem. Jeżeli Wasza Wysokość uzna za stosowne, raczy niezwłocznie przybyć. Będę tam czekał. Oddawca listu, człowiek wypróbowanej wierności, będzie pani służył za przewodnika”. Dom ten znajdo wał się w Wenecji i tam też miało dojść do spotkania.
Oszustka wyczuła w Radziwille sprzymierzeńca i postano wiła konsekwentnie odgrywać rolę pretendentki do tronu Romanowów. „Panie Kochanku” wspierał żarliwie jej pretensje dynastyczne, licząc zapewne na to, że z wdzięczności za pomoc w przejęciu władzy „księżniczka” zwróci mu utracone ziemie. 13 maja 1774 roku uzurpatorka opuściła więc Oberstein w towarzystwie hrabiego von Limburg-Stirum, który pożegnał się z nią w Zweibrücken, obiecując, że po jej powrocie do Niemiec ożeni się z nią. W Wenecji kobieta zameldowała się jako „hrabina Pinneberg”, nie chcąc jeszcze afiszować się z carskim pochodzeniem, i spotkała się z Radziwiłłem, aby omówić szczegóły wspólnego działania przeciw Rosji.
W życiu rzeko mej księżniczki Elżbiety pojawił się jeszcze jeden polski adorator, konsyliarz piński Michał Domański. To właśnie on był wspomnianym w liście „przewodnikiem” i zorganizował uzurpatorce lokum u pułkownikowej Teofili Konstancji z Radziwiłłów Morawskiej, siostry księcia Radziwiłła. Sama „księżniczka Elżbieta” posługiwała się zresztą niekiedy nazwiskiem Radziwiłłówna i udawała nieznaną nikomu zaginioną siostrę „Panie Kochanku”. Po pewnym czasie Domański rozkochał w sobie „księżniczkę” i był jej wiernym towarzyszem aż do momentu, gdy w jej życiu pojawił się Aleksiej Orłow-Czesmienski. Konsul angielski w Livorno sir John Dick rozpuścił z kolei plotkę, jakoby Elżbieta była sekretną kochanką księcia Radziwiłła. Nie ulega wątpliwości, że ta awanturnica doby oświecenia znajdo wała się w centrum uwagi, gdziekolwiek się pojawiła.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Marka Telera „Fałszywi arystokraci” bezpośrednio pod tym linkiem!
16 czerwca 1774 roku Radziwiłł i „księżniczka Elżbieta” opuścili Wenecję i po dwutygodniowym rejsie przybyli do Raguzy (dzisiejszego Dubrownika). Tam kobieta zaczęła opowiadać kolejną wersję swojego życiorysu. Miała się urodzić w 1753 roku i wychowywać na dworze carycy Elżbiety aż do jej śmierci w roku 1762. Gdy po krótkim panowaniu jej siostrzeńca Piotra III władzę w Rosji przejęła Katarzyna II, miała rzekomo zesłać potencjalną pretendentkę do tronu na Syberię. „Księżniczka” zdołała jednak uciec i skryć się u Kozaków dońskich, których hetmanem był podobno swego czasu jej ojciec Razumowski. Kiedy zaś Katarzyna II odnalazła ją i próbo wała otruć, „księżniczka” została ukryta w Persji i oddana pod opiekę szacha. W dniu jej siedemnastych urodzin szach wyznał jej prawdę o monarszym pochodzeniu i zaproponował małżeństwo, lecz nie chciała porzucać prawosławia i postano wiła wrócić do Europy, by odzyskać to, co jej się należało z racji pochodzenia. Później trzymała się już tej wersji wydarzeń, chociaż wzbogacała ją kolejnymi fantazyjnymi szczegółami.
Na dowód pokazywała kopię testamentu swej domniemanej babki Katarzyny I, którego treść została ujawniona w prasie, oraz sfałszowane testamenty cara Piotra I Wielkiego, rzeko mego dziadka, i swojej „matki” Elżbiety. W tym ostatnim caryca miała jakoby wyrazić następującą wolę: „Domagam się, aby wszyscy członkowie narodu, od najniższego do najwyższego, uszanowali ostatnią naszą wolę i w razie jakiegoś wypadku dołożyli wszelkich starań i usiłowań w celu poparcia Elżbiety, mej córki jedynej i jedynej dziedziczki rosyjskiego cesarstwa”.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, że opowieść Tarakanowej o pobycie w Persji była od A do Z zmyślona. Przeciwnicy Katarzyny II gotowi byli na każde szaleństwo, żeby pozbyć się nielubianej monarchini. „Księżniczka” nie potrafiła co prawda powiedzieć słowa po rosyjsku, ale była piękna i miała arystokratyczne rysy, a to wystarczało, by zrobić z niej kandydatkę na nową władczynię Rosji. Niezwykle interesująca jest kwestia wyznania uzurpatorki – zachowane świadectwa nie są co do niego zgodne. Ni gdy nie przystąpiła do prawosławnej komunii, tłumacząc się tym, że w krajach, po których podróżowała, nie mogła znaleźć popa, wśród osobistych dokumentów trzymała katolickie dewocjonalia, a przez pewien czas była protestantką.
„Księżniczka Elżbieta” zaczęła się czuć coraz pewniej w swej roli, a obecność Karola Stanisława Radziwiłła dodawała jej wiary w powodzenie walki o należną ponoć spuściznę. Miała przy tym niesamowity tupet, o czym świadczy list wysłany przez nią 24 sierpnia 1774 roku do samego sułtana tureckiego. Prosiła go w nim o pomoc i opiekę i zaczęła nawet kreślić wizję turecko–rosyjskiego przymierza, które zamierzała zawrzeć jako przyszła Elżbieta II, a którego szczegóły chciała omówić po przybyciu do Stambułu. W liście przedstawiła jedną z fałszywych opowieści o cierpieniach, jakich po śmierci rzeko mej matki doznała ze strony carycy Katarzyny II. „Po tych drobnych szczegółach osądzi Wasza Cesarska Mość, o ile ważnem jest wesprzeć księżniczkę i pomścić ją za nieszczęścia, których doznawała od dziewiątego roku życia” – pisała.
9 września 1774 roku Michał Radziszewski, sekretarz księcia „Panie Kochanku”, ostrzegał go ze Stambułu: „Masz i JO. W. X. M. P. Dobr. złośliwych i niego dziwych szpiegów w Raguzie, których doniesienia złość przeciwnych pomnażać usiłuje na tem miejscu. Rozgłoszono tu najprzód, że się znajduje przy JO. Panie jakaś pani królewskiego urodzenia, ta miała dostać waryacyi i bywała zamkniętą przez samego JO. Pana w domu konsula francuzkiego, teraz zaś głosić po Perze i Gałacie zaczęto, że to jest potentatka tronu rosyjskiego, że zbiór gromadny officyerów czyni wszelką rozwiązłość i uprzykrzenie Raguzanom, że senat był przymuszonym prosić o ustąpienie z ich miasta, że JO. Pan wysłał do Wenecyi starając się tysiąca czerwonych złotych i na to kredytu nie znalazł. Te tak niego dziwe paszkwile najczęściej bywają wspominane w pałacu francuskim”. Sprawa „księżniczki” nabrała więc międzynarodowego charakteru, znając zaś jej awanturnicze losy, można przypuszczać, że w Raguzie istotnie huczało od plotek na temat tajemniczej piękności i jej książęcego protektora, a właściwie protektorów. Mówiono bowiem nie tylko o słabości „Panie Kochanku” do „księżniczki”, ale też o jej głośnych schadzkach z Domańskim, którego związek z pretendentką do rosyjskiego tronu był tajemnicą poliszynela.
Tymczasem „księżniczka Elżbieta” wpadła na kolejny pomysł, który miał jej pomóc w zdobyciu władzy w Rosji. Napisała list do rosyjskiego wojskowego Aleksieja Orłowa Czesmienskiego, licząc na to, że poznawszy jej przejmującą historię, udzieli jej pomocy. „Oświadczamy na głos i w obliczu całego świata, że przywłaszczono sobie nasze cesarstwo, usiłowano nas haniebnie usunąć z pośród żyjących, lecz Opatrzność cudem wydarła ofiarę z dłoni zdradzieckich” – pisała, dołączając do listu rzekomy testament swej matki. Twierdziła przy tym, że to właśnie przyjaciele zmarłej carycy Elżbiety kazali jej skontaktować się z Orłowem w nadziei, że stanie on po stronie przedstawicielki Romanowów „z krwi”, nie zaś Katarzyny II, która zdobyła władzę w wyniku przewrotu. W zamian obiecywała być hrabiemu „jego obroną i podporą”.
Kontaktując się z Orłowem, „księżniczka Elżbieta” popełniła ogromny błąd, był on bowiem zaufanym sługą Katarzyny II i bratem jej byłego kochanka Grigorija Orłowa. Nie zamierzał wcale pomóc „księżniczce” i wkrótce poinformował monarchinię o zyskującej popularność uzurpatorce, na co otrzymał polecenie, by „w miarę możliwości bez hałasu” schwytać przebiegłą oszustkę. „Jeśli jest taka możliwość, zwab ją w miejsce, gdzie będziesz miał możliwość sprowadzić ją na nasz statek i przysłać tutaj [do Sankt Petersburga – przyp. aut.] pod eskortą straży” – pisała w liście z 12 listopada 1774 roku. Jednocześnie zażądała stanowczo, aby władze Raguzy wydały samozwankę, gdyż „w przeciwnym razie można będzie zrzucić na miasto parę bomb”. Caryca wydała Aleksiejowi jasny rozkaz: ma się rozprawić „z tą kreaturą tak bezczelnie przypisującą sobie nazwisko i pochodzenie, z którymi nie ma nic wspólnego”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Marka Telera „Fałszywi arystokraci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Katarzyna II miała już szczerze dość pojawiających się ciągle oszustów, w 1774 roku musiała się bowiem rozprawić z Kozakiem dońskim Jemieljanem Pugaczowem, który ogłosił się cudownie uratowanym mężem monarchini – zamordowanym w roku 1762 carem Piotrem III. Powstanie Pugaczowa zostało jednak stłumione już we wrześniu 1774 roku, a jego przywódcę przewieziono w klatce do Moskwy, gdzie został stracony 21 stycznia 1775 roku. Zgromadzeni na placu ludzie spodziewali się krwawych tortur, lecz Katarzyna II „wspaniałomyślnie” rozkazała po prostu ściąć uzurpatora.
Tarakanowa z pozoru nie stanowiła takiego zagrożenia jak Pugaczow, ale była obdarzona wyjątkowym sprytem i umiała korzystać ze swojego uroku. Caryca postano wiła więc zniszczyć ją jej własną bronią, wykorzystując słabość „księżniczki” do wpływowych mężczyzn i jej wygórowane polityczne ambicje. Warto wspomnieć, że choć Tarakanowa nie współpracowała w żaden sposób z Pugaczowem, posłużyła się jego wystąpieniem do własnych celów. Twierdziła bowiem, że nie jest on wcale cudownie ocalałym Piotrem III, lecz jej zaginionym bratem – synem Aleksieja Razumowskiego. Jak widać, wyobraźnia pięknej samozwanki nie miała granic, a przy tym sprytnie wykorzystywała ona wydarzenia w Rosji.
Niemniej owa bujna wyobraźnia sprawiła, że odsunął się od niej największy sojusznik – „Panie Kochanku”. Do tej pory uważał, że wiarygodnie odgrywa ona swoją rolę i jej intryga ma szanse powodzenia. W końcu jednak zaczął dostrzegać, że „księżniczka” gubi się w zeznaniach, każdemu
sprzedając inną opowieść o swych dramatycznych losach. Przestał wierzyć w jej sukces i stopniowo zaczął się wycofywać z popierania uzurpatorki. W marcu 1775 roku Karol Stanisław Radziwiłł napisał do carycy Katarzyny II list, w którym tłumaczył się z udziału w konfederacji barskiej i z pokorą oddawał swój los w jej ręce. Mając świadomość, że trudno będzie wrócić do łask imperatorowej, zaczął nawet prosić o wsparcie... Aleksieja Orłowa Czesmienskiego.
Orłowa-Czesmienskiego bardziej interesowała jednak wówczas ostateczna rozprawa z uzurpatorką. Z pomocą członka rosyjskiej floty we Włoszech José Ribasa i adiutanta Iwana Krestinka przystąpił do działania i postano wił uwieść „księżniczkę”. Umówił się z nią na spotkanie w Pizie, w czasie którego mieli ustalić plan działania przeciw Katarzynie II. Udawał bowiem zagorzałego przeciwnika rosyjskiej monarchini, oskarżając ją jakoby o to, że odtrąciła jego brata Grigorija na rzecz Grigorija Potiomkina. „Elżbieta” była niezwykle pod ekscytowana tym, że wysoko postawiony przedstawi ciel dworu uznał prawdziwość jej roszczeń. Przyjmowała bezrefleksyjnie kolejne kłamstwa Orłowa i niecierpliwie wyczekiwała spotkania, które – jak sądziła – miało być dla niej przełomem w walce o władzę.
Aleksiej Orłow-Czesmienski opisywał oszustkę jako szczupłą kobietę o dużych i przenikliwych oczach, z piegami na twarzy, mającą włosy ciemne jak heban. „Księżniczka” mówiła bardzo dobrze po niemiecku i francusku, trochę gorzej po włosku, rozumiała też angielski. Przypuszczał, że mogła znać również język polski, lecz nigdy się nim nie posługiwała. Sama zaś do swoich zdolności lingwistycznych dołączała jeszcze znajomość języków arabskiego i perskiego. Do opisu Tarakanowej warto dodać wzmiankę księdza Głembockiego z listu do prymasa Gabriela Jana Podoskiego, pisanego 18 marca 1775 roku w Rzymie: „Dama lat trzydziestu nie mająca, dosyć dobrze od Boga stworzona, bo gdyby nie zyz w oczach, mogłaby z najpiękniejszemi w paragon wchodzić”.
Kiedy już w Rosji była przesłuchiwana przez księcia Aleksandra Michajłowicza Golicyna, generalnego gubernatora Petersburga, okazało się, że znajomość perskiego i arabskiego, o której wspominał Aleksiej Orłow, to kolejne kłamstwo Tarakanowej. Książę polecił jej napisać coś w tych językach, a potem pokazał pismo specjalistom. Następnego dnia powiadomił uzurpatorkę, że „te litery nie są ani perskie, ani arabskie, są to litery nieistniejące”. „To znaczy, że pańscy rzeczoznawcy są durnie” – odpowiedziała mu „księżniczka Elżbieta”, cały czas nie dając za wygraną.
Niezależnie od tego, kim naprawdę była, cechował ją wyjątkowy spryt, a ponadto miała wszechstronne zdolności w dziedzinie malarstwa, rysunku, architektury, muzyki – umiała pięknie grać na harfie – i oczywiście aktorstwa. Przez kilka lat po mistrzowsku odgrywała bowiem rolę tajemniczej księżniczki łamiącej serca wpływowym mężczyznom i wykorzystującej ich w prowadzonej przez siebie grze. „Jeżeli nie jest tą, za którą się podaje – to umie doskonale przybrać jej charakter!” – opisywał jej osobowość włoski opat Roccatani.
Wróćmy jednak do Orłowa-Czesmienskiego i jego zalotów. Wysyłał on „księżniczce” listy miłosne, zabierał ją do teatru i rozpieszczał podarunkami. Traktował ją jak prawdziwą członkinię dynastii Romanowów i obiecywał, że pomoże jej odzyskać utracone „dziedzictwo”. W końcu zaprosił ją na inspekcję swojej floty w Livorno, w czasie której dowodzący eskadrą szkocki wiceadmirał Samuel Greig powitał „księżniczkę” z należnymi jej honorami. Kulminacyjnym punktem były salwy armatnie i okrzyki marynarzy: „Niech żyje cesarzowa!”. Aleksiej Orłow-Czesmienski poprosił „księżniczkę Elżbietę” o rękę, a ta rozpłakała się ze szczęścia na myśl o tym, że wkrótce faktycznie może zasiąść na rosyjskim tronie.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Marka Telera „Fałszywi arystokraci” bezpośrednio pod tym linkiem!
Nagle bajka zamieniła się w koszmar. Orłow-Czesmienski zniknął z pokładu, a jego sługa Iwan Krestinek aresztował oszustkę. Okręt Swiatoj Wielikomuczenik Isidor z fałszywą księżniczką na pokładzie przypłynął do Kronsztadu 23 maja 1775 roku, Krestinek i Samuel Greig otrzymali zaś od Katarzyny II podziękowania za pomoc w schwytaniu pretendentki do rosyjskiego tronu.
Oszustka została przewieziona do Sankt Petersburga i osadzona w Twierdzy Petropawłowskiej. Tam była przesłuchiwana przez feldmarszałka Golicyna, który po rozmowie z „księżniczką” przekazał Katarzynie II 13 lipca 1775 roku następującą jej charakterystykę: „Jej krętacka dusza, zdolna do podstępnych fałszów i kłamstw, nie czuje chyba ani na chwilę wyrzutów sumienia. Obracała się w towarzystwie ludzi rozwiązłych, a skutkiem tego ani kary, ani honor, ani wstyd nie wstrzymują jej od uczynienia czegoś, co złączone jest z osobistą korzyścią przestępczyni. Naturalna bystrość umysłu, zdobyta w niektórych sprawach praktyczność, pewne postępki wyróżniające ją od innych sprawiły, że z łatwością mogła wzbudzić ku sobie zaufanie i wyciągać zyski z dobroduszności swoich znajomych”.
Próbując za wszelką cenę ratować skórę, oszustka postanowiła pójść z carycą na ugodę. Napisała do niej list z prośbą o spotkanie, w którym głosiła między innymi: „Znajdując się w agonii, wyrywam się z ramion śmierci, aby losy moje złożyć u stóp cesarskich. Daleka od zgubienia mię, może W. Ces. Mość powściągnąć me cierpienia i przekonać się o mej niewinności. [...] Powie dziano mi, że miałam nieszczęście obrazić W. Ces. Mość. Ponieważ utrzymuje się wiara w to, błagam na klęczkach uświęconą W. Ces. Mość o udzielenie mi posłuchania. [...] Oby Bóg wzruszył wielkoduszne serce W. Ces. Mości w mej sprawie, a resztę życia poświęcę Jej dostojnej pomyślności”. Podpisała się jako „księżniczka Elżbieta”, podkreślając tym samym, że nie zamierza zaprzeczać swojemu pochodzeniu od carycy Elżbiety Romanowej. Kiedy monarchini przeczytała list, powiedziała tylko: „Niech ktoś powie tej awanturnicy, że jeśli pragnie odmienić swój los, powinna przestać odgrywać komedię”. W liście do Golicyna napisała z kolei: „Tak więc ta bezmyślna kłamczucha ma czelność prosić mnie o audiencję. Przekaż tej ladacznicy, że nigdy jej nie przyjmę. Jeśli nadal będzie oddawać się nałogowi kłamstwa, otrzyma za swoje czyny najsurowszy wymiar kary”.
Katarzyna II mogła mieć jednak wątpliwości, czy „księżniczka Elżbieta” jest oszustką, zwłaszcza że sama w tajemnicy rodziła nieślubne dzieci i oddawała je na wychowanie zaufanym sługom. 22 kwietnia 1762 roku wydała na świat w Sankt Petersburgu późniejszego hrabiego Aleksieja Bobrińskiego, którego ojcem był Grigorij Orłow. Przypisywano też Katarzynie niejaką Elżbietę Tiomkinę, która urodziła się 13 lipca 1775 roku i była rzekomo owocem jej wieloletniego romansu z Grigorijem Potiomkinem. Mówiono o kilku jeszcze jej bastardach, lecz nie sposób ustalić, czy naprawdę istnieli i jak potoczyły się ich losy. Caryca słyszała zapewne wiele o miłosnych pod bojach ciotki swojego męża, więc musiało przechodzić jej przez myśl, że w opowieściach „księżniczki Elżbiety” może być ziarno prawdy.
Trudno dziś jednoznacznie rozstrzygnąć, czy „księżniczka” była po prostu sprytną manipulatorką, czy też cierpiała na zaburzenia osobowości i naprawdę wierzyła, że jest osobami, pod które kolejno się podszywała. Wiadomo natomiast, że koniec jej życia był wyjątkowo dramatyczny. Pobyt w Twierdzy Petropawłowskiej sprawił, że „księżniczka Elżbieta” chorowała na gruźlicę, a jej listy do Katarzyny II z prośbami o poprawę warunków życia były ignorowane. Wreszcie na ratunek oszustce ruszył zakochany w niej Domański, który prosił podobno carycę, by uwolniła Elżbietę i pozwoliła jej wyjść za niego. Obiecywał, że jako żona drobnego szlachcica przestanie wysuwać roszczenia do tronu Romanowów i będzie wiodła spokojne życie u jego boku. Uzurpatorka uniosła się jednak honorem i nie zamierzała mieć nic wspólnego z tym „szaleńcem”, jak nazywała byłego kochanka z Wenecji i Raguzy.
15 grudnia 1775 roku o siódmej wieczorem uzurpatorka zmarła w tajemniczych oko licznościach, oficjalnie na gruźlicę. Cierpiała na nią jeszcze przed aresztowaniem – bardzo często dopadały ją gorączka, ból pleców, a nawet krwotoki. Nie można jednak wykluczyć, że po prostu została zamordowana na rozkaz Katarzyny II, która miała doświadczenie w pozbywaniu się konkurentów. Jeszcze 30 listopada i 1 grudnia 1775 roku Piotr Andrejew, kapłan z soboru Narodzenia Najświętszej Marii Panny, udzielał uzurpatorce sakramentu pokuty w języku niemieckim, lecz nie otrzymał od niej żadnych informacji na temat planowanego przez nią rzekomo przejęcia władzy. Nawet w obliczu śmierci „księżniczka” nie wyparła się swojego carskiego pochodzenia i nie przyznała do winy. Pogrzeb odbył się w tajemnicy, a Katarzyna II nie ukrywała, że przyjmuje śmierć rzeko mej córki carycy Elżbiety z wielką ulgą.
Istnieją wszakże inne wersje okoliczności śmierci „księżniczki”. Legenda głosi, że utonęła w jednej z powodzi w Sankt Petersburgu – woda zalała miasto w czerwcu i lipcu 1775 roku, a następnie w roku 1777. Tragiczną śmierć oszustki w wielkiej powodzi przedstawił w 1862 i 1864 roku malarz Konstantin Flawicki, lecz najprawdopodobniej opowieść o jej utonięciu należy włożyć między bajki. Jeszcze inna wersja wydarzeń mówi, że zmarła ona przy porodzie dziecka, którego ojcem był Aleksiej Orłow-Czesmienski, a tragiczna śmierć kochanki miała wzbudzić u Orłowa wyrzuty sumienia, których do końca życia nie mógł się pozbyć.
[…]
„Księżniczka Elżbieta” przeszła do historii jako „księżniczka Tarakanowa”, czyli „księżniczka karaluchów”. Miano to zyskała z powodu insektów, które towarzyszyły jej podobno w ostatnich miesiącach życia. Po raz pierwszy użył wobec niej tego określenia francuski dyplomata Jean-Henri Castéra w swojej książce Vie de Catherine II. Impératrice de Russie z 1797 roku, a kolejni historycy i pisarze również tytułowali ją w ten niezbyt pochlebny sposób.