Ryszard Sługocki – „Żelazna obroża. Libia. Kaddafi. Terror. Polacy” – recenzja i ocena
Wydawałoby się, że Libia jest dla Polaków krajem geograficznie i kulturowo zbyt odległym. Wskazywała na to zarówno powściągliwość reakcji polskiego rządu (wiemy tylko o dyskretnej zaopatrzeniowej pomocy polskiej dla powstańców), jak i umiarkowane zainteresowanie Polaków trwającym wiele miesięcy konfliktem w Afryce.
Książka Ryszarda Sługockiego (rocznik 1928), przedstawiającego się jako dziennikarz, dyplomata i podróżnik, jest książką autobiograficzną, odnoszącą się do przeżyć autora w Libii. Akcja „Żelaznej obroży” osadzona jest w połowie lat osiemdziesiątych. Oto bowiem w marazmie pogrążają się władze i społeczeństwo PRL, po wcześniejszym zduszeniu przez system „Solidarności”. Jednocześnie na jaw wychodzi niemożność przezwyciężenia permanentnego kryzysu ekonomicznego w kraju realnego socjalizmu. Ludzie żyją w szarości i materialnej beznadziei codziennej egzystencji. W takiej sytuacji nieliczni wybrańcy uzyskali egzotyczną okazję do wyjazdu na saksy do zaprzyjaźnionej Libii. Wszystko to oczywiście po maksymalnym wykorzystaniu swoich znajomości i wykazaniu przed przedstawicielami władzy ludowej pełnej potulności politycznej. Najlepiej było zresztą wesprzeć swoją czystość obywatelską argumentem pieniężnym, wszak i aparat partyjno-państwowy do bogatych nie należał.
Libia, wówczas pod rządami ledwo czterdziestokilkuletniego pułkownika Kaddafiego, przeżywała wówczas okres niezwykłej prosperity. Ten „cud gospodarczy” w kraju islamskiego socjalizmu był możliwy przede wszystkim dzięki wielkim zasobom ropy naftowej, występującej w dodatku w postaci łatwej do wydobycia i przetworzenia. W krótkim czasie z kraju Beduinów i ludzi pustyni kraj ten zaczął przekształcać się w państwo rozbudowane infrastrukturalnie i technicznie. Jednak boom budowlany, widoczny w postaci autostrad, nowych miast i instalacji służących do wydobycia ropy, nie byłby możliwy, gdyby nie pokaźny napływ siły roboczej z zaprzyjaźnionych krajów ówczesnego bloku wschodniego oraz państw trzeciego świata. Co ciekawe, pomimo trudnych stosunków, w Libii pracowało także na platformach kilka tysięcy Amerykanów skuszonych wysokimi zarobkami i „wyklętych” przez własne państwo. Libia nie dysponowała bowiem własnymi kadrami technicznymi i inżynierskimi, niezbędnymi podczas modernizacji, niewielu Libijczyków było też zainteresowanych zwykłymi pracami polowymi i melioracyjnymi.
Sługocki, który na kontrakcie w Libii spędził kilka lat, przedstawia w „Żelaznej obroży” swoje doświadczenia z pracy w tym pustynnym kraju. Opisuje system baz i placówek, położonych niekiedy w głębi pustyni, oraz specyfikę pracy w trudnym dla Europejczyka klimacie saharyjskiej Afryki. Przede wszystkim jednak rysuje interesującą panoramę stosunków międzyludzkich w tym dziwnym systemie, w swoistych „koloniach PRL” w islamsko–socjalistyczno–arabskiej Libii. Atmosfera na saksach była napięta: pełna nieufności i braku solidarności, które wytworzyły się w tych realiach zawodowych. Nie wystarczyło bowiem załapać się na saksy z PRL do Libii – trzeba było także utrzymać się w trudnych materialnie warunkach, co nie było łatwe, bo baraki inżynierów i robotników na pustyni rzadko kiedy miały znośny standard, za wyjątkiem domków dyrektorów baz. Pracownicy znajdowali się z daleka od rodziny, bez rozrywek. W takiej atmosferze próbowano utrzymać ścisły zakaz spożycia alkoholu, jednak rodacy obchodzili ten zakaz produkcją bimbru, co groziło wydaleniem z Libii i powrotem do kraju. Charakterystyczny dla realiów saksów polskich w Libii był także ich męski charakter: nieliczne kobiety, które zdecydowały się wyjechać na zarobek w roli sekretarek lub księgowych, cieszyły się niezwykłym powodzeniem wśród zmęczonych pracą panów. Gorący klimat także sprzyjał romansom i namiętnościom.
Najciekawszą częścią książki są opisy relacji Polaków z Libijczykami. Były one dość rzadkie z racji wyizolowanego charakteru baz polskich, a także ostrożnej, „chroniącej” swoich obywateli postawy władzy libijskiej. Zdaniem autora, władza w Libii zapewniała wówczas swoim obywatelom standard życia nieporównywalny z tym dostępnym w PRL w latach osiemdziesiątych. Co więcej, Beduini libijscy nie doceniali skoku modernizacyjnego, lekceważąc zdobycze cywilizacji, niszcząc swoje nowe mieszkania w blokach czy wyprzedając za bezcen dobra konsumpcyjne Polakom. Jednocześnie ciekawe jest to, jak pomimo ogromnej różnicy cywilizacyjnej ujawniły się liczne podobieństwa w zachowaniach Polaków i Libijczyków. Obydwie nacje miały skłonność do swoistego cwaniactwa – Polacy kombinowali np. jak oddać lokalnej władzy most z licznymi wadami konstrukcyjnymi oraz wykorzystać czas pobytu na wykup i wywiezienie wszelkich dostępnych dóbr materialnych, trudno dostępnych w kraju. Z kolei Libijczycy, nieskłonni do pracy fizycznej, mieli inklinacje do częstych kontroli i inspekcji polskich baz, co niejednokrotnie kończyło się łapówkami. Lokalni urzędnicy wymuszali także na polskich inżynierach bezpłatne usługi techniczne, jak na przykład uszczelnienie kanalizacji czy budowę studni dla pobliskiej wioski.
Książka pozbawiona jest bibliografii i przypisów, co teoretycznie obniża jej wartość historyczną i akademicką oraz stanowi główną wadę. Nie jest to bowiem relacja historyczna. Autor unika także ujawniania prawdziwej tożsamości występujących w niej postaci, przyznaje się także do pewnych nielicznych modyfikacji faktów pojawiających się w książce. Pomimo tego pozycja jest interesująca, co więcej, stanowi niezwykle ciekawy przyczynek do studium z psychologii społecznej czy antropologii historycznej, gdyż jej bohaterami są w ogromnej części zwykli, nieznani ludzie, próbujący zarobić pieniądze na obczyźnie. W zasadzie jedyną szerzej znaną postacią, jaka pojawia się na kartach książki, jest członek najwyższych władz PZPR Albin Siwak, który na skutek intryg partyjnych w kraju został oddalony na placówkę dyplomatyczną do Libii. Polityki w książce jest właściwie niewiele, przynajmniej jeśli chodzi o politykę dużego formatu. W „Żelaznej obroży” marginalny jest wątek terroryzmu, obecny w podtytule; w tym kontekście wspomniana jest głównie sprawa zamachu agentów Kaddafiego na samolot brytyjski nad Lockerbie w Szkocji w 1986 roku oraz amerykańskiego odwetu bombowego na Trypolis. Nie pojawia się w ogóle postać samego pułkownika, który jakby z oddali poprzez swoich przedstawicieli kierował „porządkiem” w swoim dziwnym państwie.
Pozycja jest godna uwagi: przede wszystkim przedstawia zapomniane związki Polski z Libią, które uległy przerwaniu po transformacji naszego kraju w latach dziewięćdziesiątych. Przy okazji książka nie pozbawiona jest dużej dawki czarnego humoru, co powoduje, iż jej lektura mija nadspodziewanie szybko, a autora miałoby się ochotę spotkać osobiście, żeby dopytać o kilka szczegółów biograficznych.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Agnieszka Kowalska