Rycerze – mit, fantasy, rzeczywistość (cz. 3) — Turnieje i cechy rycerza

opublikowano: 2006-06-23, 21:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Turnieje rycerskie były w średniowieczu tym, czym dla współczesnego zawodnika i kibica są zawody sportowe. Pierwsze turnieje z prawdziwego zdarzenia narodziły się prawdopodobnie w XI wieku wśród wojowników normandzkich, którzy tworzyli w owym czasie elitę intelektualną Europy.
reklama
Rycerz z Prato, Convenevole da Prato (Carmina regina)

Druga część cyklu

Prawdziwą popularność zaczęły zyskiwać jednak dopiero w wieku następnym. Wtedy też zainteresował się nimi Kościół. W roku 1130 w Clermont wydano uchwałę zakazującą uczestnictwa w turniejach. Powodem takiego podejścia Kościoła do tej sprawy była duża śmiertelność wśród zawodników. Kościół dokładający wielu starań, by łagodzić surowość średniowiecznych obyczajów nie mógł patrzeć na sankcjonowanie legalnego zabijania się. Nie było bowiem niemal turnieju, by któryś z rycerzy nie odniósł ciężkich, bądź zgoła śmiertelnych ran. Takich rycerzy prawo kościelne traktowało bardzo surowo: zabraniało grzebania ich w poświęconej ziemi.

Zdarzyło się raz, że podczas zawodów zginął Konrad, syn margrabiego Dietricha von der Lausitza. Arcybiskup Wichman z Magdeburga, szczególnie ostro dbający o przestrzeganie praw kościelnych, osobiście wdał się w sprawę, by w stosunku do możnego rycerza również zrealizowano wymienione wyżej przepisy. Zmienił zdanie dopiero, gdy okazało się, że rycerz zdążył dokonać jeszcze aktu skruchy. Wymógł jednak na jego krewnych, że odtąd sami powstrzymają się od udziału w turniejach i uczynią wszystko, by rycerze ich również nie oddawali się tej rozrywce.

Na nic kościelne zakazy

Mimo takich zakazów popularność turniejów rosła. Urządzali je książęta i królowie ze wszystkich niemal krajów. W czasie lat pokoju garnęli się na nie rycerze radzi wypróbować swą kopię. Turniej bowiem mógł przynieść wielką chwałę zwycięzcy, a jednocześnie olbrzymie zyski. W przypadku niektórych rycerzy właśnie ten drugi element okazywał się decydujący. Zwykły biedak, byle miał umiejętności, potrafił na turnieju zdobyć kilka sztuk zbroi i koni. A to już był majątek. Toteż niektórzy dobrze wyszkoleni rycerze wręcz jeździli z turnieju na turniej po prostu w celach zarobkowych. Dotyczyło to szczególnie drugich, trzecich i następnych w kolejności synów szlacheckich. Mieli oni minimalne szanse na ojcowski spadek, toteż sposobem na wzbogacenie się mogła być dla nich tylko wojna lub turniej.

![](/grafika/archiwalia/mag53/images/h_rycerze_rys3.jpg 80

) Królowa turnieju, Ivenhoe, twórca Frank William Warwick Topham

Ilustracja pochodzi ze strony http://www.illusionsgallery.com/ %

Nie sposób opisać jednego schematu turniejowego. Zależał on wyłącznie od upodobań organizatora. Najprostsze turnieje składały się ze zwykłych pojedynków na kopie. Rycerze albo zgłaszali się i byli przydzielani do poszczególnych walk, albo też bywało, że przed turniejem rozstawiano rycerzy wyzywających i nowo przybyli uczestnicy turnieju wybierali sobie jednego z nich za przeciwnika. Taką sytuację opisuje na przykład Walter Scott w klasycznej powieści „Ivanhoe”. Zdarzało się również, że rycerze sami dobierali się w pary i wkraczali w szranki. Po zawodach zdarzało się niekiedy, o czym również wspomniał w swym utworze Scott, że najlepszy rycerz turnieju miał prawo do wybrania królowej spośród obecnych dam. Taką sytuację mamy opisaną na przykład w historii o Ereku i Enidzie. Erek (zwany w późniejszych tekstach Gerantem) zwycięża w turnieju Srebrnego Krogulca i z tej racji ogłasza Enidę najpiękniejszą spośród wszystkich dam. Wybór królowej turnieju nie stanowił jednak reguły.

reklama

Z biegiem lat turnieje stawały się coraz okazalsze, aż w końcu wykroczyły poza ramy rycerskiej zabawy i coraz bardziej przypominały teatr. Tworzono olbrzymie dekoracje rodem z powieści arturiańskich. Udawano rycerzy Okrągłego Stołu i starano się odgrywać ich przygody. Również odwoływano się do innych legend, często związanych z pochodzeniem rodu organizatora. Z biegiem czasu samo widowisko zaczęło brać górę nad zawodami i stopniowo przekształciło się w bezkrwawą paradę.

Turnieje w fantasy

W fantasy dość rzadko opisuje się zawody rycerskie, a jest to błąd, gdyż turniej należał do najbarwniejszych momentów rycerskiego żywota. Motyw turnieju wykorzystał Eddings w pięcioksięgu „Mallorean”. Na wyspie Verkat, Belgarion i cesarz Zakath pod przybranymi imionami biorą udział w tradycyjnych szrankach i wygrywają. Zwycięstwo zapewnia im prawo do zmierzenia się ze smokiem, która to zresztą walka również zakończyła się ich zwycięstwem. Podobny turniej zorganizowany został w powieści Dicksona „Smok, earl i troll”. Składał się on z pojedynczych wyzwań. Zgromadzeni rycerze sami dobierali się w pary i toczyli pojedynki na kopie. Gdy już ukończono walki i ogłoszono zwycięstwo Briana de Neville-Smythe'a, który w ostatniej potyczce pokonał sir Harimore'a, zdarzyło się, że na pole turniejowe wjechał rycerz w czarnej zbroi rzucający wszystkim wyzwanie. W rzeczywistości był to zaczarowany troll, lecz akurat o tym żaden z walczących (poza Brianem) nie wiedział. Wszyscy przyjęli wyzwanie jako normalny element zawodów. Turniej został opisany również w powieści Seana Russela „Jedno królestwo”. Podobnie jak u Dicksona, są to proste zawody, na które składa się szereg starć na kopie.

Być może turnieje organizowano również w świecie Elenium. Wiadomo było, że nowicjusze zakonni ćwiczyli ze sobą różne rodzaje walk, między innymi starcia na kopie. Łatwo więc sobie wyobrazić, że oprócz szkolenia brali oni również udział w bardziej oficjalnych zawodach. Jednak na pewno tego potwierdzić nie można. Temat więc pozostaje do wykorzystania, tym bardziej, że jeden z elementów turnieju, czyli po prostu pojedynki face to face są stałym elementem powieści. W pojedynku Belgarion zabija Toraka, Sparhawk – Martela, Jim pokonuje w „Smoczym rycerzu” Hugha de Bois, a w „Żywiole ognia” Thomas – zdrajcę Denzila. Pojedynek staje celem powieści lub choćby tylko ważnym jej elementem. Tym większa szkoda, że motyw turnieju, będącego przecież zestawem pojedynków, jest tak mało wykorzystywany.

Rycerskie cechy

Po bitwie pod Pawią podobno Franciszek I mówił: „Tout est perdu fors l'honneur”, czyli „Wszystko stracone, oprócz honoru”. Honor stał się czymś niesłychanie ważnym. Z honorem były związane takie pojęcia jak reputacja, męstwo, odwaga, dworskość, odpowiednie prowadzenie się. Rycerz niehonorowy stawał się nikim. Groził mu ostracyzm towarzyski, odsunięcie od wszelkich przywilejów, od uczestnictwa w turniejach, aż do odebrania szlachectwa włącznie.

reklama

Słowo honoru stanowiło pewną porękę, której nic nie mogło zachwiać. Tylko nakaz suzerena miał taką moc. Było to konieczne, jak się okazywało, gdyż zdarzały się rycerskie przysięgi dość pochopne. Członkowie świeckiego francuskiego Zakonu Gwiazdy złożyli na przykład ślubowanie, że nie cofną się dalej niż ćwierć mili od pola bitwy. To spowodowało, że po starciu pod Mauron w 1352 roku zakon w praktyce przestał istnieć, gdyż większość jego członków biorących udział w bitwie pozostała wierna przysiędze i wybita niemal do nogi. Jednak i pojedynczy rycerze ślubowali, że nigdy nie cofną konia przed wrogiem, że pierwsi przeleją krew, że zaatakują niewiernego itd. Nie wszystkie śluby były sensowne i czasem rozkaz suzerena musiał powstrzymywać co większych napaleńców.

Mamy znakomite potwierdzenie wagi rycerskiego słowa honoru w „Kronikach Smoczej Lancy”. Dewiza rycerza zakonnego Sturma Brightblade brzmi: „Moje słowo, to mój honor. Mój honor, to moje życie”. Każdy czytelnik powieści z Krynnu wie doskonale ile kosztowało Sturma dotrzymanie tej obietnicy. Gdy oskarżono go o tchórzostwo i niewykonanie rozkazów został wzięty w obronę przez jednego z dowódców. Mimo, że został skazany, na słowo honoru owego wodza stał się z powrotem pełnoprawnym członkiem zakonu i co więcej, mianowano go jednym z dowódców. A uczyniono to, bo lord Gunthar dał swe słowo honoru ręcząc za niego. Taka była waga słowa. Rycerz dając swe słowo, zastawiał coś absolutnie najcenniejszego, droższego niż wszystkie klejnoty i majątki, dlatego tak poważnie podchodzono do takich obietnic.

Słowa honoru nie chce złamać również Sparhawk w trylogii „Tamuli”. Złożywszy obietnicę, że nie przekaże słów tajemnicy nikomu poza osobą duchowną, żąda od bogini Aphrael potwierdzenia, ze za taką istotę można ją uznać. Dopiero, gdy z jej ust pada żądane słowo, czyni zwierzenia. Wyraźne potwierdzenie wagi rycerskiego słowa mamy w poematach arturiańskich. Pojmani przeciwnicy nie są brani w niewolę, lecz odsyłani „pod słowem” do króla Artura. Tam mają tylko opowiedzieć, kto ich zwyciężył. Motyw taki zresztą zdarzał się również w realnym świecie. Znakomicie przedstawiają to „Krzyżacy” Henryka Sienkiewicza. Utrzymywanie jeńca, i to znakomitego, czyli takiego, któremu honor nakazuje zapewnić porządny wikt, to tylko koszt. Niech więc lepiej wraca do swoich zebrać okup, a rycerskie słowo nie pozwoli mu po prostu uciec.

Polegaj jak na Zawiszy

Również w polskiej historii mamy rycerza znanego z niepodważalnego honoru, mowa tu oczywiście o Zawiszy Czarnym z Garbowa, herbu Sulima. Niewiele o nim wiemy, poza faktem, że uczestniczył w bitwie pod Grunwaldem, przebywał na soborze w Konstancji, a poległ pod Gołąbcem w 1428 roku w starciu z Krzyżakami. Jego dobra sława, jako rycerza bez plamy na czci, przetrwała do dziś, a każdy współczesny polski harcerz zna doskonale fragment swojego regulaminu, który brzmi: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy”. Jest to chyba najpiękniejszy hołd, który potomność mogła mu złożyć, bowiem dążenie do chwały było również jedną z cech charakteryzujących rycerzy. Ambicja ta, sama w sobie pożyteczna, u rycerzy przejawiała się wręcz w monstrualnych rozmiarach i, połączona z totalnym lekceważeniem każdego zagrożenia, nieraz doprowadzała do największych klęsk.

reklama

W 1187 roku Gerard de Ridford z około setką rycerzy zaatakował duże siły muzułmanów pod Cresson. Był to czyn zupełnie idiotyczny, co usiłowali wyperswadować Gerardowi przyboczni, ale ten zarzucił wszystkim tchórzostwo. Po takich słowach nikt nie mógł się już wahać. Przypuszczono atak, z którego ocalało tylko 3 rycerzy (w tym i Gerard), bowiem żaden rycerz nie mógł sobie pozwolić na zarzut braku odwagi. Przypomnijmy sobie barona Mandorallena Vo Mandor w „Belgariadzie”, najlepszego rycerza swoich czasów. Posiadał on nie tylko niezwykłe umiejętności, ale też niezachwianą odwagę. Jakże wielkie było jego zmieszanie i ogromny wstyd, gdy w pełnym gadów lesie po raz pierwszy poczuł strach. Rycerz bowiem musiał być osobnikiem nie tylko bez skazy, ale i bez trwogi.

Pogarda dla wroga

Motyw szaleńczego ataku na przeważające siły wroga mamy również u Tolkiena w starciu zwanym Nirnaeth Arnoediad (Bitwa Nieprzeliczonych Łez). Była to piąta wielka bitwa o Beleriand w pierwszej erze. Morgoth, chcąc sprowokować zjednoczoną armię ludzi, elfów i krasnoludów, kazał torturować i zabić jednego z jeńców przed frontem wojska. Jakoż sztuczka mu się udała. Znajdujący się w elfich oddziałach brat zabitego rzucił się na wroga, a za nim reszta wojska. Rzecz jasna była to pułapka, która doprowadziła w końcu do zniszczenia większości wojska sprzymierzonych. Niemniej ataku dokonano z taką furią, że omal nie pokrzyżowało to całego planu Morgtha i przez pewien czas on sam znalazł się w potężnym zagrożeniu. Wreszcie jednak siły szturmujących wyczerpały się i okrążeni nie mieli już szans na ucieczkę.

Dążenie do chwały połączone z odwagą i pogardą dla wroga są również znakomicie widoczne w „Pieśni o Rolandzie”. Czy pamiętacie ze szkoły fragment wypowiedzi Oliwiera: „Rolandzie, mój towarzyszu, zadmij w róg! Karol usłyszy, ciągnie teraz przez wąwozy. Przysięgam ci, Francuzi wrócą”? Na to bohater poematu odpowiada, że nikt nie uczyni mu wyrzutu, że przez pogan wezwał główną armię. I dalej mówi: „Kiedy przyjdzie do wielkiej bitwy, będę walił tysiąc i siedemset razy i ujrzycie stal Durendala we krwi. Francuzi są dzielni i będą bili mężnie i ci Hiszpanie nie ujdą śmierci”. Mimo całego idiotyzmu sytuacji, w naszym przynajmniej pojmowaniu, to odważna postawa Rolanda, a nie rozważna Oliwiera zyskuje szacunek poety. Wprawdzie jest podkreślone, że obaj są mężami wielkiego serca, ale to Roland jest główną postacią i osobnikiem, którego warto naśladować. A przecież jego przechwałki o pozabijaniu wszystkich wrogów, o tym, że jeżeli ktokolwiek naruszy majątek Karola Wielkiego, spotka się z jego mieczem – mogą budzić tylko śmiech.

reklama

Jednak u średniowiecznych słuchaczy śmiechu nie wywoływały, lecz były przyjmowane z całkowitym zrozumieniem. Gwilem z Oranii, inna słynna postać z prowansalskich poematów, również jest wielkim wojownikiem i baronem. Prosząc władcę o nagrodę za swe czyny nie pragnie żadnej z wielkich prowincji królestwa, ale pragnie otrzymać ziemie saracenów, które sam dopiero podbije. Szczególnym przykładem przedłożenia rycerskiej sławy nad śmierć jest postępek Jana Luksemburskiego, króla czeskiego, walczącego pod Crecy w szeregach Francuzów. Król był w pół ślepy, przywiązano więc go do konia i przytrzymywano z boków. Gdy klęska stała się jasna, ślepy władca odrzucił z pogardą propozycję oddalenia się z pola bitwy i zginął próbując mężnie walczyć do ostatka.

Branie jeńców i łupów

Dążenie do sławy charakteryzuje również wojowników Artura. W jednej z wersji Gareth wyzywa na bój Czerwonego Rycerza, który charakteryzuje się nadludzką siłą. Ma przy tym taką własność, że moc jego wzrasta do południa, natomiast zmniejsza się wraz z zachodzeniem słońca. Pani Linet towarzysząca Garethowi rozsądnie proponuje, by poczekać do wieczora z wyzwaniem na pojedynek. Jest to jednak nie do przyjęcia dla Garetha, który wręcz stwierdza, że byłby nic niewart jako rycerz, czekając aż jego przeciwnik osłabnie. Dmie więc w róg i potem walczy z Czerwonym Rycerzem. Oczywiście zwycięża, ponieważ prawdziwa rycerskość w legendzie musi zostać nagrodzona.

W trylogii „Tamuli” jest moment, w którym Kalten jest przeświadczony, że jego ukochana Alean zadurzyła się w innym. W najbliższej walce rzuca się więc do przodu pragnąc polec i choć spotykają go za to wyrzuty ze strony praktycznego Sparhawka (co ciekawe, owe wymówki nie piętnują absolutnie nierycerskiej cechy – zazdrości Kaltena), to w oczach młodego nowicjusza Berita, jawi się jako wielki bohater. Dążenie do chwały może być jednak znakomicie powiązane z korzyściami materialnymi. Wprawdzie branie jeńców, łupów i w ogóle bogacenie się na wojnie nie było elementem rycerskości par excellence, ale należało do stałych elementów średniowiecznego życia. Motyw ten znakomicie został przedstawiony w cyklu Dicksona „Smok i Jerzy”. Sir Brian Neville-Smythe to właśnie przykład biednego rycerza, który jeździ od turnieju do turnieju i dzięki swojej zręczności zdobywa nagrody i wyróżnienia, które pozwalają mu utrzymać posiadłość i zdobyć nieco grosza koniecznego do starania się o rękę pięknej Geronde de Chaney.

Ze zdobyczy, tym razem wojennych, raduje się również Roderigo Diaz de Vivar zwany Cydem – narodowy bohater Hiszpanii. Przerażonym córkom i żonie wyjaśnia przed bitwą:

Toć to dla was mienie liczne, przecudne dla was łupy!

reklama

Zaledwieście przybyły, chcę wam dar złożyć suty.

Czyli nie ma się co bać olbrzymiej liczby wrogów, ale raczej należy cieszyć się, gdyż duża liczba nieprzyjaciół oznacza moc łupów.

Nie bądź cierpliwy

Z dążeniem do sławy wiąże się inna cecha rycerzy: niecierpliwość. Dla nas jest to wada, lecz dla rycerza w pewnych sytuacjach konieczna była natychmiastowa reakcja. Czy pamiętacie jedną z początkowych scen z powieści „Smoczy rycerz”, w której po raz pierwszy Jim spotyka się z Gilesem de Mer. Giles wyzywa go na pojedynek o prawo do pokoju w gospodzie. Nielubiący i nieumiejący zbyt dobrze walczyć Jim ma wielkie problemy z natychmiastową odpowiedzią, co wywołuje u Gilesa grymas pogardy i zniecierpliwienia. Prawdziwy rycerz powinien bowiem bez namysłu przyjąć wyzwanie. Dopiero sprytny wykręt Jima, który wspomniał, że złożył przysięgę, że nie użyje swego miecza póki nie skrzyżuje go z Francuzami, wyprostował całą sytuację.

Takie śluby były dość częste i Jim zyskał dzięki temu w oczach Gilesa tylko więcej szacunku. Z drugiej jednakże strony są sytuacje, w których rycerz powinien wykazywać wielką cierpliwość. Dokładnie chodzi o godne znoszenie wszelkich przeciwności i bolączek, są one bowiem normalną częścią rycerskiego życia. W jednym z listów rycerze joannici pisali do kandydata, który pragnął wstąpić do zakonu, że dobrze czyni, chcąc wejść w ich kompanię, lecz jeśli czyni to dla prestiżu i wygód, to się spotka ze srogim rozczarowaniem.

Bo to jest tak, że gdy zechcesz jeść, to i później pościć trzeba, gdy pościć pora, to później wieczerzać trzeba. Gdy zechcesz spać, to później i wartę pełnić ci przyjdzie, a gdy staniesz na warcie, to później do spania czas przyjdzie. Wyślą cię za morze i dalej, gdy trzeba. Będziesz musiał porzucić wszystkie swoje pragnienia, aby spełnić pragnienia innych.

Jak więc widać, w duszy rycerza cierpliwość i nieumiarkowanie zarazem miały swoje miejsce. Gdy ta pierwsza brała górę wojownik stawał się nieruchawy, niezdatny, gdy druga, potrafił wszystkich doprowadzić do klęski. Przykładem takiej nieopanowanej osoby jest tytułowy bohater poematu „Raul z Cambrai”. Dobry, zręczny wojownik nie potrafi się nagiąć do pokory i cierpliwości, co w końcu prowadzi do jego zguby.

Pokora, skoromność i szacunek

Skromność i pokora również należą do kanonu cnót rycerskich. Prawdziwie dzielny rycerz nie chwalił się swymi dokonaniami. W „Smoku na granicy” Dicksona mamy znakomite zobrazowanie tego faktu. Rodzina Gilesa de Meer dopiero od Jima dowiaduje się o jego wielkich czynach we Francji. On sam bowiem wstydzi się o nich nawet wspominać uważając, że są zbyt małe i niewarte uwagi. Pokora charakteryzuje również Garetha na dworze króla Artura. Przybywa on do Camelot nie jako orkadzki książę i królewski krewny, ale skromny giermek, który przez cały rok pracuje w pałacowej kuchni. Nie podaje swego imienia i cierpliwie znosi wszelkie uwagi ze strony innych dworzan, a zwłaszcza ze strony seneszala Kaya, który nawet później nazywa go „rycerzem kuchni”.

reklama

Gdy na dworze władcy Logres zjawia się pani Linet prosząc o pomoc w uratowaniu siostry, to właśnie Gareth prosi Artura, by mu powierzył tę przygodę. Król się zgadza, co jednak spotyka się z wielkim rozczarowaniem Linet. Dziewczyna uważa bowiem, że są inni sławni rycerze przy Okrągłym Stole, którzy z pewnością podołaliby zadaniu, a tymczasem zostaje wybrany nic nieznaczący giermek. Toteż, gdy jednak Gareth w końcu wyrusza z Linet, jest ciągle obrzucany przez nią wszelakimi inwektywami, z których „ty tchórzu” należy do najłagodniejszych. Nie reaguje jednak nieuprzejmie, pamiętając o pokorze i szacunku należnym damie, lecz pokonując coraz potężniejszych przeciwników udowadnia swoją dzielność.

W końcu pokora zostaje wynagrodzona. Linet rozumie swój błąd i przeprasza Garetha, a jeszcze później zostają oni szczęśliwą młodą parą. Na tle pokory rycerza tym bardziej uwidacznia się jego szlachetność (też bardzo ważna rycerska cecha) i dzielność. Wypowiedzi Garetha są nie tylko pełne pokory, ale również grzeczne, zgodne z zasadami dworskiej etykiety, także należącej do kanonu koniecznych umiejętności rycerza. Znakomicie ową przesadną aż manierę widać w kwiecistych i układnych wypowiedziach Mandorallena z „Belgariady”.

Pomaganie słabszym

Rycerz powinien również być hojny. Wynika to przede wszystkim z faktu, że dla prawego rycerza najistotniejsze są cechy ducha, natomiast sfera materialna jest mniej ważna. Rzecz jasna w prawdziwym świecie hojność często stanowiła cechę pokazową. Rozdawnictwa dokonywano tak, by je widziano i tym bardziej poważano darczyńcę. Czasem czyniono to rzeczywiście kompletnie bez zastanowienia. Francuski król Jan II Dobry, który pod Poitiers dostał się do angielskiej niewoli z głupia frant oświadczył, że swoim sumptem wykupi wszystkich schwytanych rycerzy. Gromadzenie wykupu na niego i innych jeńców omal nie zrujnowało najbogatszego w tym czasie królestwa Europy.

Niemniej jednak, należy mieć na uwadze, że nimb otaczający hojność tworzyli trubadurzy, żyjący przecież na pańskich dworach. Sławienie hojności, jako istotnej cnoty, im samym pozwalało przeżyć, toteż wychwalali tą cechę pod niebiosa licząc na łaskawość swych panów. W powieściach fantasy bohaterowie raczej jednak rzadko są hojni. Pieniędzmi może faktycznie nie przejmuje się Brian de Neville-Smythe, ale już Jim ostrożnie manipuluje sakiewką. Czystym zaś przykładem osoby bardzo niechętnie wydającej pieniądze jest Kalten, najlepszy druh Saparhawka, który jak może unika wszelkich kosztów i rzadko dorzuca się do wspólnej kasy.

Do rycerskich obowiązków należało również niesienie pomocy słabszym, a zwłaszcza niewiastom i duchownym. Rycerze Okrągłego Stołu stale ratowali damy w potrzebie. W "Smoku i Jerzym" również pierwsza poważna walka Jima to ratowanie Geronde de Chaney, znajdującej się w mocy złowrogiego Hughona de Bois. Głównym zaś wątkiem powieści jest śpieszenie na ratunek porwanej przez złe moce Angie – narzeczonej Jima. Obowiązek pomocy obejmował zresztą nie tylko słabszych, ale również innych rycerzy, bowiem pasowani wojownicy ze wszystkich nacji tworzyli jakby bractwo, bez względu na to, czy akurat należą do wrogich sobie narodów, czy nie. Tak postępują rycerze króla Artura, na których wzorował się średniowieczny wojownik.

reklama
![](/grafika/archiwalia/mag53/images/h_rycerze_rys10.jpg 70

) Okładka „The Dragon on the Border” powieści Gorona R. Dicksona z cyklu opowieści o Smoczym Rycerzu

Ilustracja pochodzi ze strony: http://www.amazon.com/ % Również statuty świeckich zakonów rycerskich podkreślały szczególną więź między członkami. Często zdarzało się, że poszczególni rycerze umawiali się, że będą osłaniać się nawzajem w bitwie, współdziałać w turnieju i przy ewentualnej niewoli jednego z nich – ten drugi pomoże zebrać okup. Tak forma współdziałania bywała niekiedy nawet instytucjonalizowana. Stało się tak w przypadku stowarzyszenia Tricelet z Poitou we Francji. Około 1380 roku kilkunastu szlachciców umówiło się na współpracę we wszelkich sprawach wojennych. Współdziałanie to polegało między innymi na pomocy przy zbieraniu okupu, w przypadku niewoli jednego z członków, opiece nad potomkami poległych, wspólnym dzieleniu się łupami etc.

Posłuszeństwo

Bardzo ważną cechą rycerza była wierność swojemu suzerenowi. Roland umierając „obrócił głowę ku zgrai pogan; tak czyni chcąc, aby Karol wiedział i wszyscy jego ludzie, że umarł jako zwycięzca i jako zacny hrabia”. Również Oliwier ginąc myśli o Karolu Wielkim. Obaj wojownicy swe ostatnie myśli kierują ku swemu władcy i królowi. Popatrzmy na Sturma Brightblade, który ciągle pozostaje w szacunku dla zakonnych przełożonych, choć służba przyniosła mu przede wszystkim osobiste cierpienie. Ciekawy motyw wierności spotykamy u Eddingsa. Rycerze zakonni są w Elenium posłuszni hierarchii kościelnej i mają obowiązek wypełniać wszystkie rozkazy każdego z wyższych duchownych. Nie zdarza się, by ktokolwiek przekroczył ten rozkaz. Nie czyni tego nawet pragmatyk Sparhawk w chwilach, w których owe rozkazy w ogóle mu nie odpowiadają.

Rozkaz jest rozkazem i nie podlega dyskusji, jedynym więc sposobem na jego obejście staje się przeciwstawny rozkaz innego duchownego i główni bohaterowie powieści korzystają wyłącznie z tej drogi. Można też wspomnieć o posłuszeństwie Faramira swojemu ojcu i namiestnikowi, czy też Briana Neville-Smythe'a królowi Anglii. Przy czym wiadomo, że ten król to pijak i w ogóle osoba niegodna szacunku.

Szczególnie ciekawym utworem, w którym motyw wierności odgrywa istotną rolę, są dzieje Cyda, który miał honor wychowywać się z królewiczem kastylijskim Sanczem. Po wejściu swego towarzysza na tron sam stał się jedną z najważniejszych osób w państwie, wykazując wielkie umiejętności wojenne. Kiedy jednak brat Sancza II, Alfons VI Mężny, wstąpił na tron, Cyda odsunięto z dworu w 1081 roku mimo olbrzymiej sławy i wielkich dokonań. Odtąd ten słynny mąż zaczyna walczyć na swój rachunek, aż w końcu zostaje samodzielnym księciem. Nie zawdzięcza nic nikomu, a mimo to pozostaje wierny Alfonsowi. Król Kastylii wielokrotnie podejmuje przeciwko niemu działania, lecz mimo to Cyd ciągle próbuje pojednać się z władcą wysyłając mu pokaźne części łupów. Kiedy król zwraca się do niego w potrzebie, nie ignoruje jego prośby. Ciągle odrzucany, przybywa w potrzebie, by wesprzeć swego władcę.

reklama

Czasem było inaczej

Choć posłuszeństwo stanowi istotny czynnik rycerstwa, to wieki średnie i powieści fantasy aż roją się od opisów zdrad i niewierności wasali. Suzeren był tylko wtedy w stanie utrzymać kontrolę nad swoimi rycerzami, o ile sam był potężny. Teoretycznie system wasalny tworzył jasne związki podległości, ale naprawdę był bardzo zawiły. Dotyczyło to zarówno państw, jak i drobnych posiadaczy. Każdy z rycerzy mógł mieć przecież ziemię w dwóch różnych miejscach, a to oznaczało podległość dwóm panom. Jeszcze dziwniejsze sytuacje zachodziły na arenie międzynarodowej. Po bitwie pod Hastings w 1066 roku Wilhelm Zdobywca stał się królem Anglii. Jako król niczyim wasalem nie był (poza ewentualnie papieżem), ale jako książę Normandii podlegał królowi Francji. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia i u nas za czasów Bolesława Krzywoustego, który złożył cesarzowi Rzeszy Niemieckiej hołd z Pomorza Zachodniego i Rugii, natomiast jako książę Polski był władcą niezależnym.

Rzecz jasna te pomieszania prowadziły non stop do wojen o pozycję. Jeżeli tylko wasal poczuł się dosyć silny, natychmiast rzucał wyzwanie swemu panu chcąc się uniezależnić. A zdarzało się, że wasale bywali znacznie potężniejsi od swoich suzerenów. Książkowym przykładem, który znaleźć można z podręcznikach historii szkoły podstawowej, jest sytuacja Kapetyngów i Plantagenetów. Plantageneci odziedziczyli tron angielski, a jednocześnie byli książętami Gujenny i Normandii. Same ich francuskie włości zdecydowanie przewyższały allodium królów francuskich, toteż ta sytuacja wywoływała ciągłe konflikty. Podobnie w Niemczech, gdzie książęta wielokrotnie buntowali się przeciwko cesarzowi, który bez poparcia możnowładców stawał się prawie bezsilny. Zresztą w całej średniowiecznej Europie zdawano sobie sprawę z potęgi Niemiec oraz z faktu, że siła tego państwa jest ciągle marnotrawiona w wewnętrznych waśniach.

Wśród powieści fantasy „Smoczy tron” George'a Martina można potraktować niemal jak podręcznik intryganctwa, mówiący o obalaniu królów i zdradzaniu przyjaciół. Początkowe tomy Feista o Midkemii to również nie tylko walka z zewnętrznym zagrożeniem, ale także starcie pomiędzy baronami. Szalony władca został opanowany przez utalentowanego i bezwzględnego Guya, księcia bas Tyra, próbującego wszystkiego, by tylko wyeliminować prawowitych następców bezdzietnego króla – książąt Crydee. Inna rzecz, że później Guy próbuje wytłumaczyć swoje postępowanie dobrem państwa, i ma nawet poważne argumenty typu, że na ówczesnym etapie wojny zmiana osób sprawujących rządy mogła spowodować klęskę i zniszczenie państwa. Toteż w końcu uzyskał przebaczenie nowych władców i nawet kolejne nominacje.

reklama

Z czystą zdradą mamy natomiast do czynienia w „Żywiole ognia” Marthy Wells. Ulubieniec króla po prostu pragnie zagarnąć jego tron i dlatego sprzymierza się ze złymi istotami z zaświatów. Zakłada, że kiedy zginie bezdzietny władca, lud będzie potrzebował na gwałt nowego pana, który zaprowadzi spokój w kraju. A ponieważ on sam miał tytuł księcia zakładał, że dzięki swoim wpływom i współpracy z wrogą armią, bez trudu sam obejmie tron.

Dworem, na którym wzajemne intrygi osiągnęły apogeum, jest Amber. Książęta Amberu: Eryk, Corwin, Caine, Julian, Random, Brand, Bleys nie ustają w usiłowaniach, by zdobyć schedę po zaginionym ojcu, królu Oberonie. Wprawdzie dwaj inni bracia: Gerard i Benedykt starają się trzymać z daleka od konfliktów rodzinnych, ale istotną siłą w intrygach są jeszcze nie mniej ambitne siostrzyczki, a zwłaszcza Fiona – o największej mocy psychicznej spośród całego rodzeństwa. Llewella, Florimel i Deidre też mącą nieźle w i tak brudnej wodzie, a całość stosunków w rodzinie najlepiej określa zdanie, które wyrwało się Corwinowi: „Zaufałem mu jak bratu, to jest żeby powiedzieć dokładniej – wcale”.

Zdrajcy

Tworzą się wewnętrzne frakcje, poszczególne osoby, niczym w kalejdoskopie, zawierają sojusze, by po chwili zdradzić swoich dotychczasowych przyjaciół. W tej sytuacji zyskuje jedynie szalony Brand, któremu mały włos brakował tylko do zniszczenia całego świata. Dopiero wspólne działania zjednoczonej chwilowo rodziny doprowadziły do jego powstrzymania. Zazwyczaj jednak zdrada w fantasy nie polega na buncie przeciw władcy, ale przyłączeniu się do potężnego nieprzyjaciela ze względu na własne korzyści.

Takim zdrajcą jest na przykład Saruman, takim Annias i takim główny wróg Sparhawka z cyklu „Elenium” - były pandionita Martel. Martel w młodości sam był rycerzem zakonnym o wybitnych uzdolnieniach magicznych i bojowych. Sięgnął jednak po zakazaną wiedzę i próbował przyzwać przeklęte stwory, okazując przy tym nieposłuszeństwo i brak skruchy – toteż wygnano go z zakonu. Odtąd wędrował przez świat mszcząc się i próbując zdobyć jak największą władzę. Przyłączając się do Othy planował podbicie całego Elenium i ogłoszenie się jego cesarzem. W przypadku Martela sprawa należała do oczywistych, lecz bywa, że w powieściach bohater staje przed wyborem: wierność suzerenowi, czy ideały. Bohaterowie dobra wybierają to drugie.

Sturm odmawia Derekowi Crownquardowi wykonania rozkazu walki z elfami. Rozkaz w owej chwili był kompletnie bezsensowny, a Derek okazał się później szaleńcem, tym niemniej Sturm poniósł straszliwe konsekwencje swojej decyzji. Zresztą Derekowi przeciwstawił się powtórnie w Palanthas. W owym czasie Derek sprawował dowództwo rycerzy zakonnych w całym mieście i zamiast bronić się na murach, co stanowiło jakąś szansę, dla sławy próbował zmiażdżyć armię pięćdziesięciokrotnie większą od jego własnej. Oczywiście padł, a wraz z nim kwiat rycerstwa.

![](/grafika/archiwalia/mag53/images/h_rycerze_rys4.jpg

) Okładka „Legacy of the drow”, powieści Roberta A. Salvatore, twórca okładki Gerald Brom

Ilustracja pochodzi ze strony: http://lavendereyes.rivkashome.com/ % Podobny motyw mamy w „Smoczym rycerzu”, gdy francuski wicehrabia współdziała z Anglikami, by przeciwstawić się większemu niebezpieczeństwu, jakim według niego są rządy pierwszego ministra króla Jana – czarodzieja, który zaprzedał się złym mocom. Mara Acoma w powieści duetu Feist-Wurst „Władczyni imperium” również decyduje się dla dobra kraju zerwać z zasadami prawa mówiącego, że Wielcy – specjalna kasta magów mających teoretycznie działać wyłącznie w interesie imperium – mają prawo do wszystkiego. Walcząc z nimi siłą i podstępem omal nie ginie, lecz zmienia w końcu imperium i czyni je bardziej ludzkim.

Miłość powodem zdrady

W legendach mamy do czynienia z jeszcze jednym rodzajem zdrady, zdrady płynącej z miłości. Przyjrzyjmy się jednej z wersji legendy o Tristanie z Lonii. Był on wspaniałym rycerzem na dworze swego wuja, króla Marka z Kornwalii. Przewodząc poselstwu Marka przywiódł mu narzeczoną, piękną Izoldę. Lecz w czasie wspólnej podróży stało się nieszczęście. Przed wyruszeniem bowiem przygotowano specjalny napój miłosny, który wypić mieli tylko Izolda i Marek. W nieświadomości i przez przypadek spożyli go jednak Izolda i Tristan. Odtąd połączyła ich miłość, a Tristan musiał wybierać pomiędzy zdradą króla a zdradą swoich uczuć i uczuć ukochanej. Jakoż legendy różnie mówią, na co ostatecznie się zdecydował.

Drugą bardzo znaną parę arturiańskich kochanków tworzyli Ginewra i Lancelot. Ona była żoną króla, on jej czempionem i jednocześnie największym rycerzem Okrągłego Stołu. Kochał ją szalenie i raz zdarzyło się, że pokochała go Elaine, córka Pellesa z Corbenic, zamku, w którym znajdował się Święty Graal. Ponieważ on odrzucał jej awanse, namówiona przez samą Morgan le Fay, zgodziła się skorzystać z czarów, by zbliżyć się do ukochanego. Morgan zmieniła jej postać tak, że wyglądała jak Ginewra. Lancelot, niepomny przysiąg, spał z nią, myśląc, że jest jego królową (ich synem był Galahad). Gdy rankiem zorientował się, co uczynił, oszalał i dopiero rok później został uzdrowiony przez pustelnika Nasciensa. Ta zdrada uniemożliwiła Lancelotowi dotarcie do Świętego Graala. Pomny na to, od czasu wyzdrowienia pilnował się bardzo i starał się poskramiać swoje uczucia do władczyni. W końcu jednak oskarżono ich obydwoje o cudzołóstwo. Większość legend jest zdania, że nic między nimi nie miało miejsca, ale faktem jest, że Lancelota spotkano w komnatach królowej. Wprawdzie bywał tam nieraz, zresztą podobnie jak inni rycerze, ale teraz zostało to wykorzystane przez Mordreda i Agraveina do rzucenia oskarżenia.

Król, najpierw będąc sędzią, a mężem dopiero potem, skazał obydwoje na śmierć. Lancelota zaocznie, bo wcześniej zbiegł, jednak wrócił na czas, by uratować Ginewrę przed stosem. Artur był w sumie rad, że żona ocalała, tym bardziej, że jego samego gnębiły wątpliwości co do słuszności wyroku. Toteż dogadał się rychło z Lancelotem, który oddał mu Ginewrę przysięgając, że jest nietknięta. Prawdopodobnie cała sprawa zakończyłaby się na tym, ponieważ Lancelot skazał sam siebie na wygnanie do Francji, a w jego słowo nikt nie wątpił, gdyby podczas ratowania królowej nie zginęli zupełnie przypadkowo Gareth i Gaheris – bracia Gaweina. Odtąd to nie Artur, lecz właśnie Gawein będzie motorem sprawczym wypraw przeciwko Lancelotowi, wypraw, które w końcu tak źle zakończyły się dla Logres. Włączyła się w to bowiem zdrada Mordreda, który próbował odebrać Arturowi królestwo. Znajdujący się we Francji król nie zdołał zdusić spisku w zarodku i w końcu musiał stanąć przeciwko swojemu synowi na polu walki pod Camlan, w której obydwie strony straszliwie się wykrwawiły. Bitwa została nierozstrzygnięta, dwaj wodzowie zginęli, rycerstwo poległo, a nad Królestwo Logres nadeszły wieki ciemne.

Podsumowanie

Kanon rycerskich cech nie był wytworem nagłym, ale tworzył się stopniowo. Jego elementy prezentowane w niniejszym tekście są spuścizną, która dotarła do naszych czasów. Co jednak kształtowało model rycerskich zalet w samym średniowieczu? Zaznaczone już wcześniej zostało, że w znacznej części poematy rycerskie. To prawda, ale istniał jeszcze jeden rodzaj literatury, który miał poważny wpływ na ideę rycerstwa, a mianowicie podręczniki. Chyba najbardziej znanym z nich jest dzieło Raimona Llulla „Libre del Orde de Cavalleria”.

Utwór jest niby książeczką eksrycerza, który odsunął się od spraw świata i został pustelnikiem. Pewnego razu zupełnie przypadkiem trafia do niego giermek, który wyznaje, że pragnie podążyć drogą rycerstwa, ale nie wie jak ma to zrobić unikając jednocześnie wielu pułapek losu. Wtedy pustelnik wręcza mu książeczkę, która ma zagwarantować młodzianowi podążanie dobrą drogą prawego rycerza. Oprócz typowych rad, typu: bądź mężny, bądź uczciwy, służ swemu panu i Kościołowi, znajduje się w niej szczególne podkreślenie jedności cech fizycznych i psychicznych rycerza.

Nie może być dobrym rycerzem ten, kto tylko jest zręczny w walce z bronią (choć ciągły trening jest obowiązkiem rycerza), ale nie posiada szlachetnego ducha. Życie rycerza winno być bowiem szlachetne, czyste, cnotliwe i religijne, gdyż stan ów ma szczególne powołanie do służby dla dobra wspólnego. Rycerz bowiem walcząc ze złem, jak również służąc księciu jako urzędnik, w rzeczywistości służy całemu społeczeństwu i dlatego powinien się charakteryzować najwyższą moralnością.

Bibliografia:

Richard Barber, Rycerze i rycerskość, Warszawa 2003.

Jean Flori, Rycerze i rycerstwo w średniowieczu, Poznań 2003.

Jean Flori, Rycerstwo w średniowiecznej Francji, Warszawa 1999.

Franciszek Kusiak, Rycerze średniowiecznej Europy łacińskiej, Warszawa 2002.

oraz kilkadziesiąt powieści i opowiadań fantasy, stron internetowych oraz podręczników do gier role playing.

reklama
Komentarze
o autorze
Dariusz Lipiec
Autor nie nadesłał informacji na swój temat.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone