Rothschildowie - bankierzy królów
Zobacz też: Imperium Rothschildów
Wszystkie dziewiętnastowieczne państwa doświadczały od czasu do czasu deficytu budżetowego, a niektórym zdarza się to do dziś — dzieje się tak, gdy dochody z podatków nie pokrywają wydatków. Pod tym względem, oczywiście, nie różniły się od państw osiemnastowiecznych. I, podobnie jak przed 1800 rokiem, największy wzrost wydatków powodowany był przez wojnę i przygotowania do niej. Czasowe załamania wywoływały również słabe zbiory (lub zapaść w handlu), ponieważ spadały wpływy z podatków. Deficyty te, chociaż stosunkowo niewielkie wobec dochodu narodowego, niełatwo było pokryć.
Narodowe rynki kapitałowe jeszcze się do końca nie rozwinęły, a międzynarodowy zintegrowany rynek kapitałowy dopiero stopniowo nabierał kształtów w swym pierwszym rzeczywistym centrum w Amsterdamie. Dla większości państw pożyczki były drogie — to znaczy trzeba było płacić od nich stosunkowo wysokie odsetki — ponieważ inwestorzy traktowali owe państwa jako dłużników niewiarygodnych. Państwa często pokrywały deficyty budżetowe albo poprzez wyprzedaż królewskich aktywów (w ziemi lub urzędach), albo poprzez dewaluację pieniądza, jeśli władze mogły sobie pozwolić na wywołanie inflacji. Trzecią możliwością było rzecz jasna wprowadzenie nowych podatków, ale — jak to się działo w XVII, ale też w XIX wieku — duże zmiany w systemach podatkowych wymagały politycznej zgody instytucji przedstawicielskich. W końcu przecież do rewolucji francuskiej doprowadziło właśnie domaganie się od Stanów Generalnych zwiększenia podatków, kiedy to zawiodły wszelkie inne próby reform fiskalnych, które miały umożliwić pokrycie kosztów wojskowych działań Korony. Jedyny wyjątek od wspomnianej zasady stanowiło państwo brytyjskie, które od końca XVII wieku wypracowało stosunkowo zaawansowany system pożyczek publicznych (długu państwowego) i polityki monetarnej (Bank Anglii). Inny wyjątek to niewielkie niemieckie państwo Hesja-Kassel, którym jego władca skutecznie zarządzał dzięki zyskom z wynajmowania swoich oddziałów wojskowych innym państwom. I akurat ta okoliczność, że Mayer Amschel Rothschild zaangażował się w ogromne przedsięwzięcie, jakim było zarządzanie heskimi interesami, okazała się jednym z kamieni milowych na jego drodze od zwykłego wymieniacza monet do bankiera.
W latach 1793–1815 toczyły się liczne wojny, których fiskalne skutki uboczne były bardzo poważne. Po pierwsze, bezprecedensowe wydatki doprowadziły do inflacji we wszystkich walczących państwach, przy czym jej najskrajniejszą formą było załamanie się systemu asygnat we Francji. Wśród europejskich walut — włącznie z funtem szterlingiem po 1797 roku — zapanowało spore zamieszanie. Po drugie, zawierucha wojenna (na przykład francuska okupacja Amsterdamu i blokada kontynentalna Napoleona) stworzyła możliwości zbijania majątku na bardzo ryzykownych przedsięwzięciach, takich jak szmuglowanie tkanin i kruszców oraz zarządzanie finansami wygnanych władców. Po trzecie, przekazywanie przez Wielką Brytanię wielkich subwencji dla kontynentalnych sojuszników wymagało udoskonalenia systemu wypłat zagranicznych, przez który nigdy wcześniej nie przechodziły tak ogromne sumy. To właśnie w tych nieprzewidywalnych warunkach Rothschildowie dokonali olbrzymiego skoku od dwóch skromnych przedsiębiorstw — małego banku kupieckiego we Frankfurcie i kantoru eksportu sukna w Manchesterze — do kierowania międzynarodową spółką finansową.
Po ostatecznej klęsce Napoleona nie zniknął bynajmniej popyt na międzynarodowe usługi finansowe; wręcz przeciwnie, konieczność zajmowania się długami i odszkodowaniami wojennymi istniała przez całe lata dwudzieste XIX wieku. Ponadto kryzysy polityczne, które dotknęły imperia hiszpańskie i osmańskie, szybko wywołały nowe potrzeby fiskalne. Jednocześnie ograniczenia podatkowe i monetarna stabilizacja w Wielkiej Brytanii sprawiły, że zaczęto poszukiwać nowych form inwestycji dla tych, którzy w latach wojny przyzwyczaili się do lokowania pieniędzy w obligacje państwowe o wysokiej rentowności. To właśnie tej potrzebie wyszli z powodzeniem naprzeciw Nathan i jego bracia. Wypracowany przez nich system umożliwił brytyjskim inwestorom (i innym „kapitalistom” z Europy Zachodniej) inwestowanie w długi państw poprzez nabywanie międzynarodowych zbywalnych obligacji na okaziciela o stałym oprocentowaniu. Nie można przecenić znaczenia tego systemu dla dziewiętnastowiecznej historii. Rozwijający się międzynarodowy rynek obligacji skupił bowiem prawdziwych europejskich „kapitalistów”: elitę ludzi na tyle bogatych, że mogli zamrozić pieniądze w tego typu aktywach, i na tyle bystrych, żeby docenić korzyści płynące z takich inwestycji w porównaniu z tradycyjnymi formami lokowania majątku (w ziemi, urzędach i tak dalej). Obligacje były płynne. Można było je kupować i sprzedawać przez pięć i pół dnia w tygodniu (z wyjątkiem świąt) na giełdach europejskich, a potem handlować nimi w dowolnym czasie i miejscu. Dawały szansę na duży zysk. Miały oczywiście jedną wadę: mogły również doprowadzić do ogromnych strat.
Co decydowało o wzrostach i spadkach na dziewiętnastowiecznym rynku obligacji? Odpowiedź na to pytanie ma podstawowe znaczenie dla zrozumienia historii banku Rothschildów. Istotną rolę odgrywały, rzecz jasna, czynniki ekonomiczne — przede wszystkim warunki pożyczek krótkoterminowych i atrakcyjność alternatywnych prywatnych papierów wartościowych. Ale najważniejszym elementem była kwestia zaufania politycznego: wiara inwestorów (szczególnie działających na międzynarodowym rynku finansowym, takich jak Rothschildowie) w to, że państwo wydające obligacje będzie zdolne do wypełnienia swoich zobowiązań — czyli do wypłacenia odsetek. Istniały tylko dwie sytuacje, w których państwa nie byłyby w stanie tego zrobić: wojna, kiedy wydatki się zwiększały, a wpływy z podatków spadały, i zachwianie wewnętrznej stabilności danego kraju wywołane przez różne wydarzenia, od zmiany ministra po powszechną rewolucję, która nie tylko uszczuplała przychody, ale również mogła doprowadzić do wyłonienia nowego, fiskalnie nierozważnego rządu. Oznak tych potencjalnych kryzysów, a co za tym idzie, zwłok w płatnościach, wypatrywały czujnie giełdy — i, bardziej niż ktokolwiek inny, Rothschildowie.
Tekst jest fragmentem książki Nialla Fergusona „Dom Rothschildów. Prorocy finansów 1798-1848”:
Wszystko to wyjaśnia, dlaczego Rothschildowie tak wielką wagę przykładali do najświeższych informacji politycznych i gospodarczych. Trzy rzeczy zapewniały inwestorowi supremację nad rywalami: bliskie związki z centrum życia politycznego, będącym źródłem informacji, to, jak szybko mógł dotrzeć do wiadomości o wydarzeniach w poszczególnych państwach — zarówno bliskich geograficznie, jak i położonych bardzo daleko, oraz umiejętność manipulowania tymi informacjami przy ich przekazywaniu innym inwestorom. To wyjaśnia, dlaczego Rothschildowie poświęcali tyle czasu, energii i pieniędzy na utrzymywanie jak najlepszych relacji z czołowymi postaciami ówczesnej sceny politycznej. I dlaczego z taką starannością budowali na innych głównych rynkach finansowych sieć agentów na stałej prowizji, których zadaniem było nie tylko prowadzenie transakcji w ich imieniu, ale też dostarczanie najnowszych informacji finansowych i politycznych. To tłumaczy również, dlaczego nieustająco usiłowali przyśpieszyć przepływ wiadomości od agentów. Od początku polegali na własnym systemie kurierów i wykorzystywali możliwości zdobywania nowin politycznych przed przedstawicielami europejskich służb dyplomatycznych. Od czasu do czasu do przekazywania danych o najnowszych kursach akcji i kursach wekslowych z jednej giełdy na drugą używali gołębi pocztowych. Przed wynalezieniem telegrafu (a później telefonu), który „zdemokratyzował” sferę przesyłania wiadomości i sprawił, że stały się one szybciej dostępne dla wszystkich, komunikacyjna sieć Rothschildów dawała im dużą przewagę nad konkurencją. Nawet po tym, jak stracili już dominację na tym polu, zachowali wpływy w prasie finansowej, która zapewniała dostęp do informacji szerszemu gronu odbiorców.
Wieści o możliwej destabilizacji na forum międzynarodowym lub wewnętrznym trafiały na giełdę i powodowały dzienne wahania kursów i zysków, które inwestorzy tak skrupulatnie śledzili. Związki między polityką a giełdą papierów wartościowych poszły też jednak w inną stronę. Zmiany kursów państwowych papierów wartościowych — wytworów dawnej polityki fiskalnej — miały duży wpływ na teraźniejszą i przyszłą politykę. Mówiąc prościej, jeśli rząd chciał pożyczyć więcej, emitując więcej obligacji, poważnym hamulcem okazywał się spadek kursów (wzrost zysków) istniejących już obligacji. Z tego powodu ceny obligacji miały znaczenie, które zbyt rzadko objaśniają historycy. Można by rzec, że stanowiły one ówczesny odpowiednik sondaży opinii publicznej, wyraz zaufania dla danego reżimu. Oczywiście według dzisiejszych, demokratycznych standardów były to sondaże opinii oparte na bardzo niereprezentatywnych grupach. Prawo głosu mieli tylko bogaci — „kapitaliści”. Ale życie polityczne w XIX wieku w zasadzie z definicji było niedemokratyczne. W rzeczywistości rządowymi obligacjami dysponowali ludzie mający własną reprezentację polityczną, nawet jeśli istniały pewne napięcia między tymi właścicielami dóbr, którzy lokowali swoje majątki przede wszystkim w ziemi lub budynkach, a posiadaczami obligacji, o portfelach zawierających głównie papiery wartościowe. Kapitaliści ci należeli więc w dużej mierze do europejskiej klasy politycznej, a ich opinie bardzo się liczyły w rozwarstwionym, niedemokratycznym społeczeństwie. Jeśli inwestorzy podbijali kurs rządowych papierów, władza mogła czuć się bezpiecznie. Jeśli rzucali masowo akcje na giełdę po niskich cenach, dni rządu najprawdopodobniej były policzone, podobnie jak pieniądze. Osobliwe piękno rynku obligacji polegało na tym, że właściwie każde państwo (w tym, w późniejszych latach XIX wieku, wszystkie nowe państwa narodowe i kolonie) musiało, prędzej czy później, na niego wejść, a większość państw miała w obiegu opiewające na poważną kwotę sprzedawalne długi. Różne losy rządowych obligacji dają wgląd w polityczną historię okresu. Są także kluczem do zrozumienia rozmiarów i ograniczeń potęgi banków, takich jak bank Rothschildów, który przez większość XIX wieku był głównym graczem na rynku tego typu obligacji. Można dowieść, że modyfikując istniejący system pożyczek rządowych, tak aby obligacje stały się bardziej chodliwe, Rothschildowie w istocie stworzyli międzynarodowy rynek obligacji we współczesnej formie. Już w latach trzydziestych XIX wieku pewien niemiecki pisarz zauważył, że dzięki innowacjom w formie obligacji wprowadzanych przez Rothschildów od 1818 roku „każdy posiadacz państwowych obligacji [mógł] […] bez problemu odbierać odsetki w różnych dogodnych dla siebie miejscach. Dom Rothschildów we Frankfurcie wypłacał odsetki od austriackich metali, neapolitańskich rent i angielsko-neapolitańskich obligacji w Londynie, Neapolu albo Paryżu, tam gdzie było najwygodniej”.
Zasadniczym tematem tej książki jest zatem międzynarodowy rynek obligacji, do którego rozwoju tak bardzo przyczynili się Rothschildowie, chociaż sporo miejsca zajmą w niej też inne formy finansowej działalności rodziny: pośrednictwo w handlu kruszcami i ich rafinacji, przyjmowanie i dyskontowanie weksli kupieckich, bezpośredni handel towarami, obrót i transakcje arbitrażowe walutami zagranicznymi, a nawet ubezpieczenia. Rothschildowie, poza tym, że byli związani z innymi firmami siecią kredytów i zobowiązań, oferowali grupie elitarnych klientów — głównie przedstawicielom rodów arystokratycznych i królewskich, których pragnęli przy sobie utrzymać — szeroki zakres „osobistych usług bankierskich”, od wysokich indywidualnych pożyczek (jak w przypadku austriackiego kanclerza, księcia Metternicha) do pierwszorzędnych prywatnych usług pocztowych (jak w przypadku królowej Wiktorii). Wbrew opinii Bagehota czasem przyjmowali depozyty od tej wybranej klienteli. Rothschildowie na wielką skalę inwestowali też w przemysł — ten aspekt ich działalności często jest niedoceniany. Gdy w latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku rozwój kolei otworzył możliwości zmian w europejskim systemie transportowym, Rothschildowie znaleźli się wśród najważniejszych inwestorów linii zaczynających się we Francji, w Austrii i Niemczech. W latach sześćdziesiątych XIX wieku James de Rothschild w zasadzie sfinansował budowę paneuropejskiej sieci kolejowej, obejmującej północ Francji, Belgię, południową Hiszpanię, wschodnie Niemcy, Szwajcarię, Austrię i Włochy. Od samego początku Rothschildowie mocno interesowali się kopalniami, i tak w latach trzydziestych XIX wieku pozyskali hiszpańskie kopalnie rtęci w Almadén, a potem, w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych tego samego wieku, konsekwentnie inwestowali w wydobycie złota, miedzi, diamentów, rubinów i ropy naftowej. Tę aktywność, podobnie jak rodzinną działalność finansową, także prowadzili na skalę światową, od Afryki Południowej po Birmę, od Montany po Baku.
Tekst jest fragmentem książki Nialla Fergusona „Dom Rothschildów. Prorocy finansów 1798-1848”:
Głównym tematem tej książki będzie więc opis pochodzenia i rozwoju największego i najbardziej niezwykłego przedsiębiorstwa w historii współczesnego kapitalizmu. Niemniej jednak nie skupi się ona tylko na wąskiej historii gospodarczej. Po pierwsze, historia firmy nierozerwalnie łączy się z historią rodziny: określenie „dynastia Rothschildów”, często używane przez dawnych historyków (i twórców filmów), funkcjonowało również w języku współczesnych, w tym samych Rothschildów, którzy w ten sposób podkreślali ową jedność. Obok systematycznie poddawanych rewizji i odnawianych porozumień partnerskich, regulujących zarządzanie wspólnymi interesami Rothschildów i rozdziałem nagromadzonych zysków, równie ważne były umowy małżeńskie, na mocy których, u szczytu powodzenia rodziny, regularnie aranżowano śluby między krewnymi, dzięki czemu kapitał familijny pozostawał nierozdzielony — i bezpieczny przed roszczeniami osób „z zewnątrz”. Kiedy kobieta z rodziny Rothschildów wychodziła za mąż za kogoś spoza rodziny, ani jej mąż, ani ona sama nie mogli bezpośrednio angażować się w rodzinne interesy. Testamenty partnerów również miały zabezpieczać ciągłość i rozwój przedsiębiorstwa, przenosząc zobowiązania z jednego pokolenia na następne. W sposób nieuchronny musiało dochodzić do konfliktów między wspólnymi ambicjami rodziny, tak przekonująco wyłożonymi przed śmiercią przez Mayera Amschela, a pragnieniami poszczególnych jej członków, którzy przypadkiem urodzili się Rothschildami i nie podzielali niepohamowanego apetytu założyciela rodu na pracę i zyski. Synowie rozczarowywali ojców. Bracia żywili urazy do braci. Miłość pozostawała nieodwzajemniona lub zakazana. Narzucane wbrew woli związki między kuzynostwem prowadziły później do kłótni małżeńskich. W tym akurat Rothschildowie nie różnili się w niczym od rodzin przedstawianych tak często w literaturze XIX i początku XX stulecia: Newcome’ów Thackeraya, Palliserów Trollope’a, Forsyte’ów Galsworthy’ego, Rostowów Tołstoja i Buddenbrooków Manna (chociaż, szczęśliwie, nie braci Karamazow Dostojewskiego). Wiek XIX był, oczywiście, epoką wielkich rodów — wskaźnik urodzin pozostawał wysoki, a w przypadku bogaczy śmiertelność pozostawała na niskim poziomie — tak że pod tym względem Rothschildowie nie byli (jak niegdyś określił ich Heine) „wyjątkową rodziną”.
Pod względem bogactwa Rothschildowie spokojnie mogli uważać się za równych europejskiej arystokracji, a ich sukces w przezwyciężaniu różnych prawnych i kulturowych przeszkód, by uzyskać pełnię statusu, jest jednym z najbardziej zdumiewających przypadków w dziewiętnastowiecznej historii społecznej. Ich ojca obowiązywał zakaz posiadania wszelkiej własności poza zatłoczoną i nędzną dzielnicą żydowską we Frankfurcie, pięciu braci więc, co zrozumiałe, zabiegało o możliwość zdobycia ziemi i przestronnych domów, chociaż to dopiero trzecie pokolenie zbudowało budzące największy podziw pałace i miejskie rezydencje, imponujące pomniki familii. Jednocześnie Rothschildowie energicznie zabiegali o odznaczenia, tytuły i inne zaszczyty, a w 1885 roku zdobyli główne trofeum — angielskie parostwo. Trzecie pokolenie z zapamiętaniem oddawało się również polowaniom i wyścigom konnym, czyli temu, co stanowiło kwintesencję arystokratycznych rozrywek. Podobny proces społecznej asymilacji daje się zauważyć w zaangażowaniu kulturalnym rodziny. James i jego bratankowie z kolekcjonerską pasją gromadzili dzieła sztuki, bibeloty i meble, którą to pasję dziedziczyli następnie ich potomkowie. Sprawowali również mecenat nad pisarzami (Benjaminem Disraelim, Honoré de Balzakiem i Heinrichem Heinem), muzykami (zwłaszcza Fryderykiem Chopinem i Gioachinem Rossinim), a także innymi artystami oraz architektami. Z wielu powodów można ich nazwać dziewiętnastowiecznymi Medyceuszami.
Błędem byłoby jednak postrzeganie ich jako archetypu „sfeudalizowanej” rodziny burżuazyjnej, „małpującej” zachowania elity ziemiańskiej. Rothschildowie wprowadzili bowiem do środowiska arystokratycznego wzorce postępowania o ewidentnie kupieckiej proweniencji. Pierwotnie traktowali kupno ziemi jako inwestycję, która się zwróci. O tym, że budowali ogromne domy, po części decydowały względy praktyczne — mogły być one wykorzystywane na przykład jako prywatne hotele dla firmowych gości. Synowie i wnukowie Nathana nawet zakup koni uważali za formę lokaty i zawierali zakłady na wyścigach konnych z tym samym zapałem, z jakim angażowali się w operacje na giełdzie. Ujmując rzecz cynicznie, wmieszanie się w arystokrację miało kluczowe znaczenie, ponieważ to jej przedstawiciele rządzili państwem, a z nieformalnych spotkań towarzyskich wynosiło się prawie tyle samo politycznych informacji, co z oficjalnych wizyt u ministrów.
Jednocześnie w pewnym sensie Rothschildowie bardziej przypominali rodzinę królewską niż rody arystokratyczne lub klasę średnią. I nie chodzi tu o to, że świadomie naśladowali wiele koronowanych głów, które przyszło im poznać. Podobnie jak rozrośnięta dynastia Habsburgów, która dała Europie tylu monarchów, Rothschildowie byli skrajnie przywiązani do endogamii. Rozkoszowali się poczuciem, że są sans pareil — przynajmniej w elicie europejskich Żydów. Pod tym względem określenia w rodzaju „żydowscy królowie”, którymi obdarzali ich współcześni, zawierają istotny element prawdy. Dokładnie w ten sposób Rothschildowie postrzegali siebie — na co wskazują zwroty typu „nasza królewska rodzina” w ich listach — i właśnie tak traktowali ich inni, mniej zamożni Żydzi.
Związki Rothschildów z judaizmem i społecznościami żydowskimi Europy i Bliskiego Wschodu są niewątpliwie jednym z najbardziej fascynujących tematów w rodzinnej historii. Dla Rothschildów, tak samo jak dla wielu żydowskich rodzin, które w XIX wieku wyemigrowały na Zachód, społeczna asymilacja lub integracja w krajach, gdzie przyszło im się osiedlić, stanowiły wyzwanie dla ich wiary, chociaż złagodzenie dyskryminujących praw pozwoliło im zdobyć nie tylko majątek, ale też wiele upragnionych rzeczy, które dało się kupić za pieniądze. Bez względu jednak na to, jak wspaniale prezentowały się ich domy i jak doskonale wykształcone były ich dzieci, stale spotykali się z różnymi formami antysemityzmu, od napaści tłumów we Frankfurcie po subtelną pogardę arystokratów i nieżydowskich bankierów dla „Żydów”. W obliczu takiej presji wiele innych majętnych żydowskich rodzin wolało przyjąć chrześcijaństwo. Ale nie Rothschildowie. Pozostali wiernymi wyznawcami judaizmu i odgrywali ważną rolę w różnych żydowskich społecznościach, do których należeli. Ponadto od samego początku starali się wykorzystywać swoją finansową przewagę w poszczególnych krajach, by poprawić prawną i polityczną pozycję mieszkających w nich Żydów. Działo się tak nie tylko w ich rodzinnym Frankfurcie, lecz również w niemal każdym państwie, gdzie prowadzili później działalność, a także w krajach, w których nie mieli żadnych interesów (na przykład w Rumunii i Syrii). Członkowie rodziny uważali, że tego typu altruistyczna działalność w pewnym sensie powiązana jest z ich własnym materialnym sukcesem: pozostając wierni wierze przodków i pamiętając o „ubogich współwyznawcach”, Rothschildowie z jednej strony okazywali wdzięczność za wielkie powodzenie, a z drugiej — zapewniali sobie jego trwanie.
Tekst jest fragmentem książki Nialla Fergusona „Dom Rothschildów. Prorocy finansów 1798-1848”:
Wreszcie, co zresztą chyba najważniejsze, jest to historia w równym stopniu polityczna, co finansowa: w indeksie do tej książki występują niemal wszystkie osobistości dziewiętnastowiecznych dziejów. Od samego początku Rothschildowie doceniali znaczenie bliskich kontaktów z politykami, ludźmi, którzy nie tylko określali rozmiar deficytu budżetowego, ale też kierowali polityką wewnętrzną i zagraniczną, tak mocno wpływającymi na rynki finansowe; a politycy szybko uświadomili sobie, jak ważna jest znajomość z Rothschildami, którzy chwilami wydawali się niezbędni dla wypłacalności państw zarządzanych przez tych polityków i którzy zawsze dysponowali najświeższymi informacjami. Znajomości Mayera Amschela z głównym doradcą finansowym elektora Hesji-Kassel, Karlem Buderusem, później zaś z Karolem Teodorem Dalbergiem, księciem prymasem Związku Reńskiego, stanowiły wzór dla rozlicznych relacji jego synów z politykami w całej Europie. Począwszy od 1813 roku, Nathan przyjaźnił się z brytyjskim głównym komisarzem listy cywilnej Johnem Charlesem Herriesem, człowiekiem odpowiedzialnym za finansowanie inwazji Wellingtona na Francję. Jako kolejnego „przyjaciela” Rothschilda w Anglii wymienić należy Charlesa Stewarta, brata ministra spraw zagranicznych, lorda Castlereagha i brytyjskiego delegata na kongresy w Wiedniu, Troppau (Opawie), Laibach (Lublanie) i Weronie. Na początku lat dwudziestych XIX wieku Nathan utrzymywał również bliskie kontakty z premierem, lordem Liverpoolem, i kanclerzem skarbu, Nicholasem Vansittartem, a podczas kryzysu wywołanego reformą systemu wyborczego 1830–1832 służył radą w kwestiach finansowych księciu Wellingtonowi.
Rothschildowie cieszyli się również wpływami wśród koronowanych głów. Nathan jako pierwszy nawiązał kontakt z brytyjską rodziną królewską, kiedy jego ojciec wykupił długi Jerzego, księcia regenta (późniejszego króla Jerzego IV), i jego braci. Wątłe więzi wzmocniły się dzięki podtrzymywaniu znajomości z Leopoldem, księciem Sachsen-Coburg-Gotha, który poślubił córkę Jerzego IV, Charlottę, a później został królem Belgów, Leopoldem I Koburgiem. Jego bratanek Albert również nie wahał się zwrócić do Rothschildów o wsparcie finansowe po tym, jak został księciem małżonkiem królowej Wiktorii. Z kolei najstarszy syn Wiktorii i Alberta utrzymywał przyjacielskie kontakty z wieloma członkami rodziny, zanim zastąpił matkę jako król Edward VII; później też stosunków z nimi nie zerwał. Lista wiktoriańskich polityków, którzy byli blisko z Rothschildami, jest długa: w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XIX wieku kampanię wyborczą Lionela poparli wigowie, na przykład lord John Russell, i stronnicy Peela, tacy jak Gladstone, ale też torysi, zwolennicy protekcjonizmu, jak Disraeli i lord George Bentinck. Z czasem, gdy było jasne, że synowie Lionela są coraz bardziej rozczarowani Gladstone’em, zbliżyli się nie tylko do Disraelego, ale też do lorda Randolpha Churchilla, Josepha Chamberlaina i Arthura Balfoura. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku o ich radę w sprawach imperium zabiegali i markiz Salisbury, i hrabia Rosebery, następca Gladstone’a na stanowisku premiera z ramienia liberałów. Co więcej, Rosebery wżenił się w Rothschildów — poślubił córkę Mayera, Hannah.
Francuscy Rothschildowie również odegrali bezpośrednią rolę w polityce. Na początku lat dwudziestych XIX wieku nawiązali bliskie stosunki z hrabią de Villèle, w 1830 roku zręcznie przeszli na stronę Ludwika Filipa, zdołali przetrwać rewolucję w 1848 roku dzięki znajomościom z czołowymi republikanami i delikatnie podkopywali władzę Napoleona III, którego zagraniczne awanturnictwo im się nie podobało. Mieli też solidnego przyjaciela w III Republice w osobie Leona Saya, czterokrotnego ministra finansów Francji. W latach 1818–1848 w Niemczech i Austrii wielkie znaczenie miały bliskie relacje Salomona z Metternichem, co nie było niczym wyjątkowym. Do innych „przyjaciół” familii z epoki restauracji zaliczali się hrabia Apponyi, austriacki ambasador w Paryżu, i przedstawiciele rodziny Esterhazych, natomiast w Prusach kanclerz książę Hardenberg, reformator szkolnictwa i dyplomata Wilhelm von Humboldt oraz finansista Christian Rother, który został prezesem pruskiego banku królewskiego. Trudne do zacieśnienia okazały się więzi z Bismarckiem, chociaż w latach siedemdziesiątych XIX wieku Mayer Carl przekazywał wiadomości dyplomatyczne między „starym B.” a rządami w Londynie i Paryżu. Niemniej cesarz Wilhelm II nagrodził Alfreda Rothschilda medalem za służbę dyplomatyczną i uważał jego brata Natty’ego za „starego i wysoko cenionego znajomego”.
Głównym celem tej książki jest rzucenie światła na owe relacje. Jak stwierdził Fritz Stern w pionierskim studium o stosunkach między Bismarckiem a Gersonem Bleichröderem, historycy są zwykle bardzo powściągliwi, gdy chodzi o uznanie roli czynników finansowych w polityce wielkich mężów stanu XIX wieku. O dziwo, wielu historyków o poglądach marksistowskich, niegdyś tak wpływowych, zrobiło niewiele, by tę kwestię wyjaśnić. Woleli raczej wytykać, niż dowodzić, że interesy klasy rządzącej były zasadniczo takie same jak interesy „kapitału finansowego” (albo im podporządkowane). W ostatnich latach historycy brytyjskiego imperializmu w dużo większym stopniu przyczynili się do dogłębnego wyjaśnienia relacji między City a Imperium. Tyle tylko, że model „dżentelmeńskiego kapitalizmu” rozwinięty przez historyków Petera J. Caina i Antony’ego G. Hopkinsa niezbyt pasuje do przypadku Rothschildów, a biorąc pod uwagę ogromny wpływ Rothschildów na dziewiętnastowieczne finanse, jest to wyjątek, który potwierdza regułę. Rothschildowie w drugim pokoleniu mogli zachowywać się jak dżentelmeni, gdy byli w West Endzie lub na wsi. Ale w „kantorze” pozostawali kapitalistami do szpiku kości, stosującymi się do zasad i nakazów, które miały swoje korzenie we frankfurckiej dzielnicy żydowskiej.