Ronald Reagan – prezydent od bon motu
Mamy, jako ludzie, dużą skłonność do cytowania. Nawet, jeśli potrafimy powiedzieć coś własnymi słowami, często wolimy skorzystać z wypowiedzi wybranej postaci. Cenimy w związku z tym autorów o gładkim i ciętym języku, ubierających myśli w celne słowa. Obok niejednego nazwiska możemy znaleźć w encyklopedii informację: „aforysta”, a nazwiska takie jak François-René, wicehrabia de Chateaubriand, Franciszek VI, książę de la Rochefoucauld, Marcjalis czy Stanisław Jerzy Lec znane są każdemu, kto ceni sobie sztukę dobrego aforyzmu.
W klasyfikacji tej zazwyczaj pomija się polityków. Owszem, większość wielkich postaci światowej polityki ma w swoim dorobku przynajmniej kilka celnych sformułowań. Bismarck, Piłsudski, Churchill… – każdy wsławił się jakimś chwytliwym bon motem, czasem nawet wieloma, jednak mało który rozpoznawany jest jako aforysta. Ronald Reagan wydaje się tutaj szalenie rzadkim wyjątkiem od tej reguły. Przyjrzyjmy się więc, czy zasługuje na miejsce wśród wymienionych wcześniej mistrzów słowa.
Zbiór złotych myśli autorstwa Reagana jest przebogaty, więc przytoczenie wszystkich zarówno mijało by się z celem, jak i byłoby nadzwyczaj trudne technicznie. Dokonałem zatem wyboru, kierując się całkowicie subiektywną oceną, wydaje mi się jednak, że dość dobrze pokazują one sposób ujmowania myśli w słowa przez 40. prezydenta USA. Zobaczmy na początek, jak oceniał…
Komunizm
Powiedzieć, że Reagan był niechętny temu systemowi, to jak określić indyjski monsun mianem „kapuśniaczku”. Komunizm był dla amerykańskiego przywódcy synonimem wszystkiego, co najgorsze: tyranii, opresji, zniewolenia i niemoralności i dawał temu wyraz wielokrotnie. Posunął się nawet do delegalizacji całego państwa, co miało miejsce w 1984 roku:
Rodacy, miło mi oznajmić, iż podpisałem ustawę na zawsze delegalizującą istnienie Związku Sowieckiego. Za pięć minut rozpoczynamy bombardowanie.
Słowa te zostały nagrane przez przypadek, podczas próby mikrofonu. Nie wiadomo, czy nagranie wyciekło przez przypadek, czy też celowo, a zwolennicy drugiej tezy sami nie mają pewności, czy chodziło o przysporzenie Reaganowi popularności, czy może wręcz przeciwnie. Niezależnie jednak od tego, już w tych tylko słowach widać stosunek ówczesnego prezydenta do ustroju komunistycznego. A nie są one odosobnione.
Komunista to ktoś, kto czyta Marksa i Lenina. Antykomunista to ktoś, kto rozumie Marksa i Lenina.
Wierzącemu w indywidualną wolność i samostanowienie jednostki Reaganowi nie mieściło się w głowie, jak można zgadzać się na poświęcenie własnej swobody w imię ideałów socjalizmu. Dlatego wierzył, że nikt, kto naprawdę rozumie, o co chodzi w komunizmie, nie może go dalej popierać.
Rząd
Jednym z elementów, które składały się na światopogląd Reagana, był minarchizm, czyli doktryna maksymalnego ograniczenia roli państwa. O samej instytucji rządu nie miał zbyt wysokiego mniemania:
Dziewięć najbardziej przerażających słów w języku angielskim to „jestem członkiem rządu i przybywam tu, by wam pomóc”.
Rząd nie rozwiązuje problemów. On je subsydiuje.
Państwo jest jak niemowlę – z jednej strony ma ciągły apetyt, z drugiej nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje czyny.
Podstawowym zadaniem rządu powinna być ochrona obywateli, nie sterowanie ich życiem.
To tylko cztery przykłady spośród wielu. Reagan zawsze uważał rząd za instytucję, która dąży do jak największego rozrośnięcia się i jak najszerszej ingerencji w ludzkie życie. Jego funkcjonowanie kłóciło się zatem z trzema fundamentami poglądów prezydenta: wspomnianą wiarą w wolność jednostki, wolnorynkową ekonomię i możliwie jak najmniejsze wyciąganie pieniędzy z kieszeni obywateli. Trzeba mu przyznać, iż faktycznie dążył do realizacji tych założeń, choć zdarzały mus się działania sprzeczne z wolnorynkowym katechizmem. Przykładem są tu chociażby regulacje cen chipów komputerowych czy też zaporowe 45% cło nałożone na import japońskich motocykli. Choć więc aforyzmy na temat administracji rządowej formułował Reagan celnie, nie zawsze sam się do nich stosował. Ocenę, na ile ważne było trzymanie się generalnych wytycznych, każdy może przeprowadzić sam.
Pacyfizm i wojna
Stosunek Reagana do jednego i drugiego wydaje się być cokolwiek dwuznaczny:
Ludzie nie wywołują wojen. Robią to rządy.
Tutaj można posądzić go o pewną hipokryzję. Z jednej strony brał udział w aferze Iran-Contras i wspierał walczących z sowieckim reżimem mudżahedinów, z drugiej zaś odżegnywał od prowadzenia jakichkolwiek działań ofensywnych i deklarował, iż Stany Zjednoczone nigdy nie będą takowych prowadzić. Efekt był taki, jak gdyby wyjmował kasztany z ognia cudzymi palcami. Wydaje mi się, że w tym momencie Reagan wpędził się w pułapkę. Z jednej strony nie chciał angażować Stanów w jakąkolwiek wojnę (choć robił wyjątki, jak na przykład bombardowanie Trypolisu), z drugiej zaś musiał jakoś realizować politykę odpierania komunizmu. Nieważne jednak, jakimi kierował się pobudkami – efekt jest nam znany do dzisiaj i raczej dwuznaczny.
Nadmiar soli szkodzi.
Ten bon mot wydaje się zupełnie absurdalny, a spowodowane jest to faktem, iż bazuje na niemożliwym do przetłumaczenia żarcie słownym. W oryginale brzmiał on „Too much SALT isn’t good for you” i odnosił się do amerykańsko-sowieckich rozmów rozbrojeniowych SALT (Strategic Arms Limitation Talks), co do których Reagan miał pewne wątpliwości: z jednej strony nie chciał być ostatnim prezydentem Stanów Zjednoczonych i zarazem sprawcą III wojny światowej, a SALT dawał szansę, by jej zapobiec, z drugiej natomiast nie miał złudzeń co do intencji Związku Sowieckiego. Wiedział, że zupełne pozbawienie się broni strategicznej tylko rozzuchwali Kreml i sprowokuje sowieckich przywódców do bardziej stanowczych działań.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Politycy
Polityka uważana jest za drugi najstarszy zawód świata. Jeśli się zastanowić, okazuje się, że ma sporo wspólnego z pierwszym.
Polityk to niezły zawód. Jeśli odniesiesz sukces, wiąże się z nim sporo korzyści. Jeśli nie, zawsze możesz napisać książkę.
Zastanawiam się, jak by wyglądało Dziesięć Przykazań, gdyby Mojżesz musiał przepchnąć je przez Kongres Stanów Zjednoczonych.
Najlepszych umysłów nie ma w rządzie. Gdyby jakieś były, biznesmeni natychmiast by je wynajęli.
Polityk uważający, iż politycy są zakałą ludzkości… Mógł to być przejaw dystansu do siebie i znajomość realiów, ale mogła to być również zwykła gra pod publiczkę. Jego przeciwnicy zwykli wytykać Reaganowi jego wcześniejszą karierę aktorską i posądzali w związku z tym, iż cynicznie rozgrywa opinię publiczną. Sądzę, że było to niesłuszne.
Dość ważny jest tu fakt, iż Reagan nie uważał się za polityka. Owszem, pełnił funkcję polityczną, była mu ona jednak potrzebna tylko dla określonych celów – chciał dokonać w państwie zmian, które dyktowało mu jego, dla nas zbyt rozbuchane i amerykańskie, poczucie patriotyzmu. Patriotyzm amerykański jest dla nas zjawiskiem całkowicie obcym i wygląda sztucznie, jako zbyt bombastyczny i wyreżyserowany, jest to jednak efekt posługiwania się całkowicie odmiennymi kategoriami w życiu obywatelskim. Patriotyzm Reagana zmuszał go, by działał, nawet jeśli oznaczało to konieczność ubrudzenia sobie rąk polityką.
Reagan twierdził, że jest jedynie obywatelem, który reprezentuje innych obywateli wobec polityków. Pogląd ten był mocno zakorzeniony w światopoglądzie republikanów, więc także i jego własnym. Czy była to tylko poza? Być może tak. Skoro jednak trzymał się jej konsekwentnie przez dwie kadencje, musiała ona być w pewnym chociaż stopniu odzwierciedleniem jego faktycznych poglądów.
Podatki
Czyli jedna z rzeczy najbardziej przez Reagana znienawidzonych. Tutaj też można zarzucić mu pewną hipokryzję, bowiem nałożone przez niego cła były niczym innym jak właśnie pewnym rodzajem podatków. Faktem jest jednak, że generalnie walczył z ich podnoszeniem. Dwa cytaty uważam tutaj za najbardziej interesujące, jako odwołujące się do kultury popularnej.
Wszystkim podnoszącym podatki mam tylko jedno do powiedzenia: „go ahead, make my day!”.
Źródła tych słów, których wręcz nie wypada tłumaczyć na język polski, nie trzeba wyjaśniać żadnemu miłośnikowi starych filmów z Clintem Eastwoodem z serii, w której wcielał się w inspektora Harry’ego Callahana.
Jeśli jakikolwiek projekt podniesienia podatków trafi na moje biurko, zawetuję go szybciej, niż Vanna White zdąży obrócić litery V-E-T-O,
Kolejny nie do końca zrozumiały aforyzm, który nabiera jednak więcej sensu, gdy zorientujemy się, iż rzeczona Vanna White była amerykańską aktorką, którą wszyscy obywatele Stanów rozpoznawali jako hostessę w amerykańskiej edycji „Koła Fortuny”, gdzie zajmowała się właśnie odsłanianiem kolejnych liter.
Wróg numer jeden
W sumie było ich dwóch. Pierwszym był Jimmy Carter, którego Reagan uważał za źródło większości kłopotów, z którymi musiał się borykać: sytuacji ekonomicznej, osłabienia siły militarnej, silnego Związku Sowieckiego i polityki detente. Nic więc dziwnego, że Carterowi poświęcona była jedna z bardziej kąśliwych uwag jego następcy:
Recesja jest wtedy, gdy twój sąsiad traci pracę. Depresja, gdy ty tracisz pracę. A uzdrowienie, gdy pracę traci Jimmy Carter.
Można tu szybko nadmienić, że innym swoim przeciwnikom Reagan także potrafił się bardzo celnie odgryźć. Boleśnie przekonał się o tym Walter Mondale podczas debaty przedwyborczej, gdy prowadzący zapytał prezydenta, czy nie ma jakiejś obawy w związku ze swym podeszłym wiekiem i związanym z tym osłabieniem organizmu, na co zapytany bez namysłu opowiedział:
Żadnej, Panie Trewhitt. Chcę również, by wiedział Pan, że nie uczynię wieku tematem tej kampanii. Nie zamierzam wykorzystywać do politycznych celów młodości i niedoświadczenia mego konkurenta.
Mondale powiedział później, że w tym momencie zdał sobie sprawę, że już przegrał.
Drugiemu wrogowi 40. prezydent USA wypowiedział bezpardonową wojnę. Był to „welfare”, czyli coś, co z biedą i mając świadomość niedoskonałości tego tłumaczenia, można uznać za „opiekę społeczną”, choć sformułowanie to nie oddaje wielu pojęć, które się za „welfare” kryją.
Sukces działania opieki społecznej (welfare’s) powinniśmy mierzyć ilością ludzi, którzy jej nie potrzebują, nie zaś ilością ludzi, którzy z niej korzystają.
Celem opieki społecznej (welfare’s) powinno być wyeliminowanie, na tyle, na ile to możliwe, swej własnej egzystencji.
Myśli różne
Niektóre ze słów Reagana trudno zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii. Są one raczej wyrazem jego dystansu do siebie samego, poczucia humoru lub po prostu są… dziwne.
Nie ma pewności, czy po zamachu na jego życie faktycznie zwrócił się do mających go operować chirurgów, mówiąc: „Mam nadzieję, że wszyscy jesteście republikanami”, znane są jednak pierwsze słowa, jakie powiedział po trafieniu do swojej żony:
Kochanie… zapomniałem się uchylić.
Kolejne zdanie mogłoby zostać uznane za lekceważenie przez Reagana własnego urzędu, gdyby nie fakt, iż traktował go on bardziej niż serio i uważał za jedyny naprawdę ważny dla jego kraju. Mowa o poleceniu, które miał wydać:
Wydałem polecenie, by w razie ważnej potrzeby budzono mnie niezwłocznie w każdym wypadku, nawet podczas posiedzenia gabinetu.
Podobny, żartobliwy wydźwięk miały inne jego słowa:
Fakty to strasznie głupia rzecz… powinienem powiedzieć raczej, że uparta rzecz.
Powyżej przedstawiłem jedynie niewielką część bogatego zbioru znanych cytatów autorstwa Ronalda Reagana. Choć może nie dorastają one do poziomu twórczości wielkiej klasy aforystów, wciąż wydają mi się pozytywnie wyróżniać na tle innych powojennych polityków. Czy tak jest w istocie, każdy może sam ocenić. Na sam koniec chciałbym się jeszcze podzielić „bon motem” Reagana, który uważam osobiście za najdziwniejszy w jego kolekcji, a i jeden z dziwniejszych w ogóle:
Można powiedzieć wiele o charakterze człowieka, obserwując sposób, w jaki zjada dropsy owocowe.