Roman Warszewski – „Boliwia 1967” – recenzja i ocena
W myśl zasady „złe miłego początki” zacznę od kilku kategorycznych NIE. Otóż czym nie jest „Boliwia 1967”? Moim zdaniem nie jest HaBekiem. Nie przedstawia z jakiejkolwiek perspektywy strony militarnej ostatniej kampanii Ernesto Guevary. Nie ma tam dla mnie najważniejszego – opisu armii boliwijskiej czy walk partyzanckich. Nie wspominając również o kampaniach antypartyzanckich, których koncepcje mogłyby się w książce o wojsku przydać. Nie jest to więc praca dla miłośnika militariów. Jeśli miałbym ją oceniać jako jeden z tomów „Historycznych Bitew”, dałbym ocenę najniższą. Ale, zapominając jednak na chwilę o jej przynależności do serii, oceniam ją znacznie wyżej. Bo brakiem tematyki stricte militarnej nie należy się kierować przy sięgnięciu po książkę Romana Warszewskiego w księgarni. Należy przymknąć na to oko i po prostu ją wziąć.
„Boliwia 1967” to nawet nie jest biografia słynnego „Che”, ze szczególnym uwzględnieniem jego ostatniej wyprawy. Moim zdaniem autor się myli w tej kwestii, tłumacząc się (zupełnie niesłusznie, bo książka broni się sama) na forum historycy.org. Jego dzieło to niesamowita podróż z głównym bohaterem – coś jak „Dzienniki motocyklowe”. Tyle, że tym razem są to „Dzienniki przemiany”, a może „ewolucji”.
Zaczynamy ją z już ukształtowanym „Che” na końcu jego przedostatniej podróży. Ku naszemu zdziwieniu, chce on podjąć jeszcze jedną próbę, tym razem na innym kontynencie. Mając przed oczyma obraz sromotnej klęski, nie możemy zrozumieć, czemu wyruszy ostatni – jak się okaże – raz. I w tym momencie kierujemy się do punktu startu. Poznajemy młodego Ernesto, astmatyka-romantyka, studenta medycyny pełnego ideałów, energii i chęci. Następnie strona po stronie towarzyszymy mu w jego przemianie w charakterystycznego rewolucyjnego brodacza z charakterystycznym beretem. I tak idziemy razem z nim – bezapelacyjnie, oczywiście! – do samego końca. Jego lub książki…
Franzem Maurerem powiało, ale ad rem. Powiem szczerze – książka pozwoliła mi lepiej zrozumieć fenomen tego, który „zdobył Santa Clarę”. Poznając w miarę szczegółowo jego ostatnie miesiące życia, ostatnie chwile na tym świecie oraz – przede wszystkim – strach i niechęć, jakie budził wśród każdego czy to komunisty-aparatczyka, czy kapitalisty-dyktatora. I właśnie tak można rozumieć książkę Warszewskiego – jako pierwszą w języku polskim próbę zrozumienia El Commandante. Jaka szkoda tylko, że w ramach Historycznej Bitwy…
Zobacz też:
- „Che. Rewolucja” – reż. Steven Soderbergh;
- Kuba: wydano nieznany dziennik Che Guevary;
- Chavez i historyczni przyjaciele.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska