Robert Walenciak, Andrzej Werblan – „Polska Ludowa. Postscriptum” – recenzja i ocena
Robert Walenciak, Andrzej Werblan – „Polska Ludowa. Postscriptum” – recenzja i ocena
Miłośnicy historii z pewnością znakomicie pamiętają wydaną w 2017 r. „Polskę Ludową”, moderowaną przez Roberta Walenciaka dyskusję pomiędzy Andrzejem Werblanem a Karolem Modzelewskim. Ten pierwszy, profesor nauk politycznych, ale i przez wiele lat członek ścisłego kręgu władzy komunistycznej. Ten drugi – wybitny mediewista i pedagog, a jednocześnie rogata dusza socjalizmu, marzyciel, buntownik i opozycjonista. Byli tacy, którzy oburzali się na tę rozmowę, nie rozumiejąc jak człowiek demokratycznej opozycji usiadł do rozmowy o dziejach Polski z osobą, która niejednokrotnie kierowała represjami. Ale lektura tamtej publikacji nie pozostawała wątpliwości: spotkanie dwóch ludzi o tak różnych życiorysach to nie tylko okazja do przedstawienia unikalnych wspomnień. To jednocześnie prawdziwa intelektualna uczta.
Postsrciptum pod tym względem również nie zawodzi, choć tym razem Robert Walenciak rozmawia jedynie z Andrzejem Werblanem. Ten ostatni na wstępie zastrzega, że prezentowany wywiad-rzeka to z jednej strony próba autobiografii, a z drugiej – uzupełnienie wątków, niedopowiedzianych w rozmowie z Modzelewskim. Narracja jest tu niejednolita, niektóre wątki powracają, a i chronologia traktowana jest nieortodoksyjnie. Czytelnicy domagający się cyzelowania słów czy ścisłej terminologicznej dyscypliny mogą rzeczywiście poczuć niedosyt. Jednak wszyscy ci, którzy nastawiają się na znakomite anegdoty, błyskotliwe – nierzadko złośliwe – oceny oraz intelektualne prowokacje, z pewnością docenią nową pozycję Iskier.
Opowieść zaczyna się w kresowym Tarnopolu, gdzie w dość zamożnej rodzinie Werblan przeżył pierwsze piętnaście lat życia. Frapująco wypadają jego refleksje o polsko-ukraińskiej koegzystencji na pograniczu, a zwłaszcza autorefleksja na temat własnej tożsamości. Niezmiernie ważną rolę w jej kształtowaniu odegrał koniec tego świata: napaść sowiecka z 17 września 1939 i deportacja w głąb ZSRS. Cała rodzina poddana represjom została tym samym zaliczona do grona Polaków i dla głównego bohatera ten problem nigdy więcej już nie powrócił.
Dramatyczne losy wojenne jakie stały się udziałem Werblana to lektura znakomita, bo niezwykle barwna, ale i bardzo trudna, bo pełna brutalności i cierpienia. W części poświęconej służbie wojskowej, więcej jest już werwy i nadziei na nową Polskę, a i w tle przewijają się ważne postaci PRL, jak choćby Wojciech Jaruzelski. Niewiele zresztą brakowało, by Werblan zamiast przybyć nad Wisłę w szarym szynelu Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, zakończył szlak bojowy razem z II Korpusem Polskim gen. Władysława Andersa. Na przeszkodzie stanęła choroba, która przykuła go do łóżka i udaremniła plany. I jak tu nie wierzyć w historyczną moc przypadków?
Przypadków jest zresztą w całej opowieści znacznie więcej. Wtedy gdy Werblan wylatuje z wojska, wtedy gdy daje się namówić na tymczasowe pełnienie funkcji partyjnej w PPS, czy też wtedy, gdy zostaje quasi-asystentem Bolesława Bieruta w Komitecie Centralnym PZPR. Wszystko to razem prowadzi do sytuacji, gdy w przełomowym dla polskiego socjalizmu roku 1956 Werblan ma raptem 32 lata, a dyryguje całą polską prasą. Dodajmy zresztą, że z umiarkowanym skutkiem. Zrywa się ona bowiem z cenzorskiej smyczy, a doświadczeni towarzysze redaktorzy za nic mają wytyczne ustalane przez partyjnego młokosa.
Młokos jest jednak zapatrzony w nowego partyjnego lidera, a ten odwzajemnia zaufanie. W ten sposób, wchodząc do ekipy Gomułki, Werblan jednocześnie na ćwierć wieku staje się ważną postacią w najwyższych kręgach władzy. Niewidoczny, zawsze nieco w cieniu, ma dostęp do ucha liderów, przygotowuje im przemówienia, udziela rad. Jak twierdzi, rzadko sam podejmuje decyzje – choć do tej części jego wspomnień można akurat mieć sporo wątpliwości. Z pewnością jednak wiele widzi, dużo rozumie i potrafi sprawnie poruszać się za kulisami władzy. O tym wszystkim opowiada czytelnikom z dużą gracją, nie szczędząc smakowitych anegdot, ale też spojrzenia z szerszej perspektywy.
Dawny Sekretarz KC (1974-1980) i członek Biura Politycznego (w latach 1980-1981) pohukujący na Solidarność, wskazujący jej błędy i w ogóle wyrzekający na nieodpowiedzialność opozycji antysystemowej może wywoływać przynajmniej zdziwienie. A to przecież tylko jeden z licznych przykładów poglądów Andrzeja Werblana, które odbiegają od tych dominujących w gronie współczesnych historyków PRL. Ba, nie mam wątpliwości, że będą tacy czytelnicy, którzy uznają je za niesmaczne, czy wręcz niegodne. Od siebie dodam, że taka postawa nie będzie jednak najlepiej świadczyła o czytelniku. Wybory samego Werblana można bowiem akceptować lub nie – ale argumenty przez niego podnoszone mają swoją wagę i można potraktować je w oderwaniu od tego kto je głosi.
Można, co nie oznacza, że to najlepszy sposób na czytanie tej książki. W gruncie rzeczy bowiem Postscriptum to właśnie dlatego tak wartościowa lektura, że łączy w sobie niezwykle prywatną opowieść, próbę introspekcji i szerszą analizę historyczną. Miejscami irytuje, kiedy indziej prowokuje, ale nie sposób odmówić jej intelektualnej spójności i odwagi. Grupa czytelników tożsamościowych, na ogół skupiających się na problematyce moralnej, z czystym sumieniem będzie mogła oddać Werblanowi szacunek przynajmniej za szczerość.
Na koniec kilka słów zupełnie serio. Na autobiografię Andrzeja Werblana czytelnicy czekali długie lata. Znakomicie, że jest. Nie mam wątpliwości, że jest to jedna z najważniejszych książek wspomnieniowych poświęconych najnowszej historii PRL, jakie ukazały się w ciągu trzydziestu lat od jej upadku. To po prostu lektura obowiązkowa.