Robert Fabbri – „Wespazjan. Fałszywy bóg Rzymu” – recenzja i ocena
Ponoć z racji chodzenia jako dziecię w rzymskich buciorach wojskowych ([caligae]) otrzymał on pieszczotliwe przezwisko Kaligula… Gdyby legioniści wiedzieli, co z malca wyrośnie, pewnie osobiście udusiliby go w kołysce.
W kolejnej części cyklu poświęconego niejakiemu Wespazjanowi Robert Fabbri przybliża tym razem nie tyle codzienne życie mieszkańców Miasta Wilczycy czy Imperium Romanum (nie zaniedbując bynajmniej tych kwestii), co dzieli się własną interpretacją dziwnego zachowania Kaliguli.
Czasy panowania tzw. dynastii julijsko-klaudyjskiej uchodzą w oczach historyków za złote czasy rzymskiej państwowości. Granice w miarę bezpieczne, zaś wojny toczone albo na obrzeżach kraju, albo poza jego granicami. Dopóki „potomkowie” Cezara i Augusta zasiadali na najważniejszym krześle kurulnym w Senacie, a udział w pasjonujących rozgrywkach o władzę ograniczał się jedynie do znudzonych acz niezwykle brutalnych pretorianów, Rzym rósł w siłę, ludzie żyli dostatnio, budując zieloną wyspę, by żyło się lepiej… Czy coś w tym stylu.
W takim wypadku zastanawia jednak pewna rzecz – w jaki sposób Rzym mógł tak sprawnie funkcjonować, pomimo faktu, że po śmierci Augusta na jego czele stali: ponury sadysta z objawami szaleństwa, autentyczny szaleniec, jąkający się purysta prawny oraz niespełniony muzyk? Państwo zaczęło mieć problemy, gdy na jaw wyszła największa (zdaniem Tacyta) tajemnica Imperium – że cesarzem można zostać i poza Rzymem. Skąd więc taki czarny obraz panujących?
Przysłowiowy Mefistofeles tkwi oczywiście w szczegółach. A są nimi źródła, które tworzyli słynni historycy, całkiem przypadkowo związani zazwyczaj z senatorami. Dla nich złymi cesarzami byli ci, którzy lekceważyli tę jakże wspaniałą izbę starszych, dobrymi zaś tacy, co przynajmniej udawali szacunek, łaskocząc próżność elit wystrojonych w śnieżnobiałe togi z dużymi czerwonymi pasami. Problemy z przestrzeganiem zasady sine ira et studio istniały już w starożytności…
W takim wypadku pojawia się pytanie – czy szaleniec nie jest w stanie wyrządzić krzywdy dobrze zorganizowanej machinie państwowej, czy wbrew pozorom takim szaleńcem nie był? Właśnie taką, dość kontrowersyjną sylwetkę przedstawia nam Robert Fabbri, a z racji posiadania wprawionego pióra idzie mu to bardzo dobrze.
Autor opiera się oczywiście na istniejących źródłach i opracowaniach, które mają za zadanie wspomóc go w tworzeniu barwnego i interesującego świata oraz wciągającej intrygi. Nie zapomina również – co jest już pewną stałością w historycznych powieściach Rebisu – o odpowiedniej notce, mającej nie tylko przybliżyć Czytelnikowi epokowe tło książki, lecz także sprostować pewne fakty i przedstawić ogólny oraz jak najbardziej rzeczowy rys historyczny.
Fałszywy bóg Rzymu wydaje się swego rodzaju bezpieczną przystanią Fabbriego, w której może do woli dywagować i teoretyzować bardziej na podstawie swojej wiedzy i podejrzeń niż dowodów historycznych. Przedstawione przez niego z taką swobodą rozważania czemu Kaligula wpadał na coraz to oryginalniejsze pomysły ubarwienia życia rzymskim elitom pozostawiają jednak pewną dozę niepewności – a nie jest to jedynie zasługa konstrukcji fabuły czy dobrego języka.
Otóż Fabbri pokazuje Kaligulę nie tyle jako szaleńca, ale bardziej jako cynicznego szydercę. Każdy wybryk jest swego rodzaju testem na ile władza może sobie pozwolić. Jeśli nie spotyka przeszkód przesuwa granicę dalej i dalej… zaś elity mające wpływać na młodego człowieka, swoim klakierstwem i uniżeniem zachęcają go do dalszych wybryków. Władca traci szacunek do owych optymatów, pogardza nimi. Tworzy się z tego samonapędzające koło.
Czy jest to niemożliwe? Przyznam szczerze, że Fabbri niemal mnie przekonał! Za szaleństwami Kaliguli niekoniecznie musiało stać kaleczące psychikę mieszkanie na Capri z Tyberiuszem (choć czy aby na pewno odbywały się tam takie bezeceństwa, jak przedstawiają nam historycy z wiadomych kręgów?) czy zapalenie opon mózgowych... To po prostu zwykła pogarda i buta, a także chęć pokazania ewentualnej opozycji gdzie jest jej miejsce.
Czy argumentacja pisarza może mieć pokrycie w historii? Czy przekonałaby historyka z wykształcenia lub zamiłowania? O tym – parafrazując klasyka – dowiecie się Państwo, czytając Wespazjana. Fałszywego boga Rzymu.
Zobacz też:
- Robert Fabbri – „Wespazjan. Kat Rzymu”
- Harry Sidebottom – „Wojownik Rzymu, cz. 1. Ogień na Wschodzie”
- Harry Sidebottom – „Wojownik Rzymu, cz. 4. Wrota Kaspijskie”
- Harry Sidebottom – „Wojownik Rzymu, cz. 5. Wilki północy”
- Steven Saylor - „Siedem cudów”
- Jacek Hajduk – „Pliniusz Młodszy”
Redakcja: Tomasz Leszkowicz