Robert Fabbri – „Cesarz Rzymu. Wespazjan” – recenzja i ocena
Robert Fabbri – „Cesarz Rzymu. Wespazjan” – recenzja i ocena
Zwieńczenie dziewięciotomowej serii to autorska wizja 69 roku naszej ery, kiedy to w Imperium Romanum na zewnątrz wyszła największa tajemnica państwowa – że cesarzem można zostać również poza Rzymem. Póki emocjonujący sport zmiany władcy uprawiała gwardia pretoriańska, Rzym funkcjonował. Kiedy liczbę uczestników rozgrywek powiększyły stojące na granicach legiony – system został osłabiony.
Fabbri opiera się w ogólnym przebiegu wydarzeń na zachowanych dziełach rzymskich historyków Tacyta i Swetoniusza, a także posiłkuje się Józefem Flawiuszem jeśli chodzi o tłumienie powstania w Judei. Posiadając wspomnianą garść informacji, stworzył całkiem interesującą historię o tym, jak wyglądało przejęcie władzy w trudnych czasach.
Tym razem o wiele bardziej wybijającym się atutem są świetnie nakreślone postacie. Wespazjan tradycyjnie jest spokojnym analitykiem, analizującym oraz ważącym wszystkie za i przeciw, ale również szukającym mimo wszystko jakiegoś zysku. Tytus zaś to idealny syn, młodsza, bardziej przystępna wersja ojca. Trwa przy rodzicielu, chyba, że na horyzoncie pojawi się piękna mącicielka (czyli Berenika, żona Heroda Agryppy). Domicjan to wypisz wymaluj czarny charakter z dzieł rzymskich historyków. Można powiedzieć, że jest przypisane mu cechy stanowią swoistą zapowiedź jego przyszłych rządów.
O wiele ciekawsze są postacie drugoplanowe, jak namiestnik Syrii Mucjanus czy Egiptu Tyberiusz Aleksander. Zwłaszcza ten ostatni ukazany jest jako świetny organizator i przezorny polityk, swoisty architekt wespazjańskiego sukcesu. Droga do niego jest opisana dość intrygująco.
Czytelnicy całej serii pamiętają, że to bogowie przeznaczyli tron dla Wespazjanowi w chwili jego narodzin. Wcześniejsze tomy to początkowo opis unikania przez głównego bohatera niebezpieczeństw czyhających na zbyt ambitnych i zdolnych senatorów w cesarskim Rzymie, a później stopniowe szykowanie gruntu. Fabbri użył wszystkich znanych przekazów dotyczących rodzących się ambicji Wespazjana, nawet słynnego gambitu Józefa Flawiusza w Jotopacie (wzięty do niewoli nazwał Wespazjana przyszłym cesarzem).
Kreślone piórem Fabbriego przejęcie władzy w imperium, a raczej skuteczne jej przejęcie to dość skomplikowany i trudny do skontrolowania proces. Trzeba zdobyć sojuszników, obiecując im przysłowiowe „stołki”. Trzeba im niestety zaufać im oraz zdać się na ich energię i pomysłowość. Powieściowy Wespazjan miał szczęście posiadania dwóch takich urzędników – jednego dawnego podkomendnego, którego ambicję należało ugłaskać oraz drugiego, energicznego urzędnika, mającego dług wdzięczności zaciągnięty jeszcze na kartach wcześniejszych tomów cyklu.
Umiejętne wykorzystanie faktów, wyobraźni autorskiej oraz ciągłości opowieści pozwoliło Fabbriemu stworzyć spójny obraz genialnego spisku. Oczywiście wszystko poszło idealnie – ale wszelkie przeszkody zostały pokonane ku chwale Rzymu.
Miłośnicy militariów musza obejść się smakiem jeśli chodzi o plastyczny opis działań militarnych. Są one obecne, ale ograniczają się do walk, w których Wespazjan albo brał udział albo miał na nie wpływ. Nie spodziewajmy się więc cudownych opisów oblężenia Jerozolimy.
Swoistą „truskawą na torcie” jak to mawia znany komentator sportowy jest wizja pierwszych miesięcy panowania Wespazjana oraz wizja zderzenia się wybujałych, błądzących w zamierzchłej przeszłości senatorów z praktycznym do bólu homo novus w senacie.
Cykl zakończony, historia opowiedziana, ale jakże mocno żyje wciąż na kartach powieści Roberta Fabbriego.