Richard Sorge: superszpieg Stalina?
Świat dowiedział się o Richardzie Sorgem wkrótce po zakończeniu II wojny światowej. Paradoksalnie, rozsławili go nie mocodawcy, mający mu wiele do zawdzięczenia, ale ideowi i polityczni przeciwnicy. Międzynarodową sławę zyskał za sprawą szefa komórki wywiadu amerykańskiego w Japonii gen. Charlesa Andrew Willoughby’ego, który w warunkach narastającej konfrontacji z ZSRS starał się odtworzyć i ujawnić wszelkie ślady wcześniejszej działalności zagranicznych siatek sowieckiego wywiadu. Od tego czasu barwna, otoczona aurą tajemniczości historia Sorgego fascynowała dziennikarzy, publicystów i historyków zachodnich. Niemal jednogłośnie, okrzyknęli go superszpiegiem i najsłynniejszym agentem naszego stulecia. W istocie wiedza o działalności i życiu „Ramsaya”, jaką dysponowali, była powierzchowna. Bazowała niemal wyłącznie na wiadomościach zebranych przez Willoughby’ego na podstawie policyjnych źródeł japońskich oraz na w większości niezbyt wiarygodnych, gdyż gęsto koloryzowanych wedle gustów masowego czytelnika, wspomnieniach i relacjach świadków jego tokijskiej epopei, w większości powiązanych z wywiadem niemieckim. Sorge jawił się zatem w poświęcanych mu biografiach niczym archetyp filmowego agenta, zdobywającego najtajniejsze wiadomości wyłącznie w sypialniach pięknych kobiet i zabijającego pozostały czas w restauracyjnych barach nad kolejnymi butelkami whisky.
Rozwikłanie zagadki „Ramsaya” wymagało częściowego przynajmniej dostępu do źródeł sowieckich. Ponieważ jednak Moskwa, zgodnie z przyjętą doktryną propagandową, przez wiele lat po wojnie pomijała istnienie własnego wywiadu ofensywnego, o Sorgem i innych, co najmniej równie zasłużonych agentach, zachowywano zatem wymuszone cenzurą milczenie. Przełom nastąpił dopiero w roku 1964. Zmiana nastawienia sowieckich mediów nie wiązała się jednak bynajmniej z chęcią wypełnienia dotkliwej luki historycznej, lecz z polityczną koniunkturą. W ramach podjętej dość szerokiej destalinizacji, w prasie zaczęły się wówczas pojawiać pierwsze wzmianki o „Ramsayu”. Ukoronowaniem całej akcji stało się nadanie mu pośmiertnie, 5 listopada 1964 r., najwyższego odznaczenia bojowego – Gwiazdy Bohatera Związku Sowieckiego. Potwierdzenie funkcjonowania japońskiej siatki i przedstawienie niektórych jej osiągnięć opinii publicznej służyć miało jednak nie tyle historycznej prawdzie, co jeszcze głębszej dyskredytacji Stalina za zlekceważenie otrzymanych z Tokio danych o ataku niemieckim w czerwcu 1941 r.
Zobacz też:
Sowieckie prace o Sorgem, choć liczne i przynoszące wiele nowych informacji faktograficznych, były jednak nader jednostronne. Wynikało to z obowiązujących autorów żelaznych schematów, w myśl których narodowy bohater, na jakiego pasowano „Ramsaya”, powinien być herosem bez skazy, oddanym bez reszty wielkiej idei, której służył. Nie było zatem mowy o jakichkolwiek rozterkach czy załamaniach, skonstruowany zaś na potrzeby patriotyczno-wychowawcze wizerunek „rycerza rewolucji” wymagał usunięcia z jego biografii wątków osobistych, niezgodnych z kanonami tzw. moralności socjalistycznej. Dodatkowe ograniczenie stanowiła konieczność niewolniczego trzymania się oficjalnej interpretacji historii; wszystko to, co było w najmniejszym stopniu z nią niezgodne, pomijano lub wręcz fałszowano. Taki właśnie kult pozbawionego ludzkich cech i odruchów Sorgego, który jako Bohater Związku Sowieckiego wszedł do oficjalnego panteonu sławy, usilnie rozwijano przez kolejne dwudziestolecie. Poświęcano mu pomniki, ulice i statki, a następnie film fabularny (Kim pan jest, doktorze Sorge?) i wreszcie – co stanowiło dowód najwyższego propagandowego uznania – pamiątkowy znaczek pocztowy. Podobnie działo się w Niemiec-kiej Republice Demokratycznej, gdzie istniało pilne zapotrzebowanie na rodzimych „bohaterów-antyfaszystów”. Ponieważ nie było ich zbyt wielu, do owego szczupłego grona zaliczono również jedynego ocalałego członka siatki, telegrafistę Maxa Clausena, nie bacząc na to, iż odegrał w końcowym etapie jej istnienia i później – podczas policyjnego śledztwa – rolę co najmniej dwuznaczną. Co prawda NRD zniknęła z mapy, zaś Związek Sowiecki rozpadł się, aliści bohaterska legenda Sorgego przetrwała wszelkie polityczne burze, ostając się w historiografii i publicystyce rosyjskiej.
Obydwie wersje jego biografii, zarówno powierzchowna i sensacyjna – zachodnia, jak i wyidealizowana chwilami do granic śmieszności – sowiecka, oddają do pewnego stopnia różne strony skomplikowanej osobowości „Ramsaya”. Książka Roberta Whymanta stanowi jedną z pierwszych prób jej pogłębionego i obiektywnego przedstawienia. Dzięki skrupulatnej analizie źródłowych materiałów japońskich, których wiarygodność do niedawna zresztą podważano w literaturze sowieckiej, znacznie rozszerza dotychczasową wiedzę o losach Sorgego i wzbogaca jego psychologiczny wizerunek. Autor oczywiście nie potrafi rozstrzygnąć wszystkich wątpliwości i odpowiedzieć na wszystkie nasuwające się pytania, aliści w rzetelnych pracach podejmujących tak delikatną materię, jaką jest historia tajnych służb, stanowi to normę, bowiem zachowane i ujawnione źródła są zawsze cząstkowe, co zmusza autorów do stawiania hipotez i podejmowania własnych prób rekonstrukcji przeszłości.
Dzieje wywiadu sowieckiego stanowiły jeszcze do niedawna bardziej przedmiot spekulacji i domysłów niż naukowych analiz. Dopiero w ostatnich latach, po uchyleniu szpary w drzwiach kremlowskich archiwów, gromadzących najważniejsze i najtajniejsze dokumenty dotyczące historii ZSRS, można pokusić się o ich pełniejsze przedstawienie.
Powyższy fragment pochodzi z:
Związek Sowiecki, od swego zarania, dysponował czterema niezależnymi pionami wywiadowczymi. Własne służby o tym charakterze posiadały bowiem: Komintern (Międzynarodówka Komunistyczna) oraz komisariaty (ministerstwa) spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i obrony. Pierwsza – OMS (Otdieł Mieżdunarodnych Swiazi, czyli Sekcja Łączności Zagranicznej) skupiała się przede wszystkim na kontrolowaniu i wykorzystywaniu do celów szpiegowskich i dywersyjnych zachodnich partii komunistycznych oraz rekrutacji pośród nich sowieckich agentur, druga – gromadziła materiały i informacje związane z polityką międzynarodową i dyplomacją, trzecia – INO (Inostrannoje Otdielenie – Wydział Zagraniczny) śledziła i infiltrowała w pierwszym rzędzie środowiska emigracji rosyjskiej, a później również komunistycznych dysydentów i wszelkiej maści lewicowców, ostatnia zaś – Razwiedupr (Razwieditielnoje Uprawlenie, czyli Zarząd Wywiadu, inaczej IV Zarząd Sztabu Armii Sowieckiej) – prowadziła działalność o profilu głównie wojskowym. Wielość kanałów informacyjnych miała, z punktu widzenia politycznych decydentów, dwie zasadnicze zalety: nie pozwalała żadnemu z nich na zbytnie usamodzielnienie się i co za tym idzie – próby odgrywania niezależnej roli politycznej, a nadto przynosiła informacje wzajemnie weryfikowane, a zatem w pełni wiarygodne. W praktyce, mimo że zakresy kompetencji służb wywiadowczych często się dublowały, osiągane rezultaty bywały zbliżone. Wszystkie działały bowiem wedle podobnych metod i schematów, czemu sprzyjała szeroko stosowana wymienność kadr. Oczywiście nie przeszkadzało to wzajemnej zażartej rywalizacji, zwłaszcza pomiędzy INO a IV Zarządem, podsycanej świadomie przez najwyższe władze polityczne.
Pośród organizatorów i kierowników „czerwonego wywiadu” znajdowali się m.in.: Szwajcar Artur Artuzow (wł. Fraucci), Boris Berman, Łotysze: Pawieł vel Jan Berzin, Iosif Piatnicki (wł. Tarszys) i Oskar Stigga, Siemion Firin (Pupko), Fiodor Karin (wł. Todres Krutianski), Polacy: Stanisław Messing i Stefan Mroczkowski, Sołomon Mogilewski, Aleksandr Nikonow (wł. Nikonsohn), Abram Słucki, Siergiej Spiegelglas, Michaił Trilisser (wł. Maer) oraz Józef Unszlicht. Nadreprezentacja w kierowniczych organach wywiadu, jak również wśród jego kadrowych funkcjonariuszy, „innoplemieńców” – przede wszystkim Żydów, Łotyszy i Polaków, a także Niemców (podobnie, później, Gruzinów i Ormian) wiązała się zarówno z międzynarodowym charakterem bolszewickiej rewolucji, jak też przyjętym przez Lenina i podzielanym następnie w pełni przez Stalina założeniem politycznym – odsunięcia od tajnych służb rdzennych Rosjan, Ukraińców i Białorusinów.
O ich sile stanowiło znacznie bogatsze – w stosunku do zagranicznej konkurencji – zaplecze finansowe, brak jakichkolwiek ograniczeń i skrupułów w działaniu oraz ideowa, w przeważającej części, agentura. Jej nieprzebraną bazę rekrutacyjną stanowiły poddane ścisłemu nadzorowi OMS, silne wówczas liczebnie partie komunistyczne. Sowiecką rewolucją, traktowaną jako wielki i optymistyczny eksperyment społeczny, upajały się również wpływowe środowiska liberalnych intelektualistów, podatne w związku z tym na werbunek i skłonne do wszelakiej pomocy na jej rzecz, szczególnie w charakterze agentury wpływu. Funkcjonariusze i współpracownicy wywiadu służbę swą uważali zatem za działanie w imię rozszerzania ideałów bolszewickich lub, w późniejszym okresie, obrony zagrożonego rzekomo „imperialistyczną interwencją” ZSRS, względnie, co stanowiło szczególnie przekonujący argument werbunkowy – „walki z faszyzmem”. Skutkiem tego wywiad sowiecki był właściwie nieprzenikalny dla obcych służb oraz nadzwyczaj odporny na policyjne infiltracje.
Przełomem stały się lata 1937–1938. Stalin, świadomie dziesiątkując podczas wielkiej czystki cały aparat polityczny, administracyjny i wojskowy, nie zamierzał oczywiście oszczędzać INO i Razwiedupru, tym bardziej że represje prowadzono pod dogodnymi propagandowo hasłami walki z obcymi agenturami. Doszczętnie wyniszczono zarówno obydwie centrale w Moskwie, jak też wszystkie zagraniczne rezydentury, co w wielu przypad-kach doprowadziło do przerwania lub w najlepszym razie zamrożenia kontaktów z sieciami agenturalnymi i w efekcie – kompletnej dezorganizacji wszelkiej planowej pracy.
Swoistym fenomenem było to, że przebywający poza granicami ZSRS oficerowie wywiadu, wiedząc świetnie, co dzieje się w Sowietach, reagowali z pełną subordynacją na polecenia powrotu do kraju, gdzie wzywano ich zwykle pod pozorem pilnych konsultacji, albo też awansu na lukratywne stanowisko. Wszystkich oczekiwały tymczasem cele na Łubiance, a później, po zakończeniu brutalnego zazwyczaj śledztwa – plutony egzekucyjne. Owa niezrozumiała ślepota wynikała najczęściej z fanatycznej wiary w geniusz i nieomylność Stalina, a zarazem przekonania o własnych zasługach i niewinności. Wielu nie miało przy tym innego wyboru, ponieważ w Moskwie, w charakterze zakładników, żyli ich najbliżsi. Wracali zresztą nawet ci, nieliczni, którzy nie mieli złudzeń. Tłumaczył to swym przyjaciołom, odwodzącym go od zamiaru powrotu, ideowy komunista Węgier Teodor Maiły: „Tam mnie zabiją. […] Tak samo łatwo zabiją mnie tutaj [we Francji – P.W.]. Mogą to zrobić. […] Wolę umierać tam, w Rosji. […] Tam… Umrzeć tam”.
Powyższy fragment pochodzi z:
Na odmowę wykonania rozkazu i w konsekwencji zerwanie ze Stalinem zdecydowało się ledwie kilku, w tym Walter Kriwicki (wł. Samuił Ginsburg) i jego najbliższy przyjaciel i współpracownik Ignatij Reiss (wł. Natan Porecki). Ponieważ Moskwa zdrady nie wybaczała nigdy, obydwu kosztowało to życie. Sorge zachował się bardziej rozważnie: co prawda pomimo kilkukrotnych natarczywych wezwań nie pojechał do ZSRS, ale też nie zaprzestał szpiegowskiej działalności. Jak się wydaje, uratowały go dwie okoliczności: trudności, jakie nastręczało przeprowadzenie akcji likwidacyjnej w Tokio, a przede wszystkim niemożność szybkiej obsady ważnej japońskiej placówki, na której nader trudno było umieścić nowego agenta. Pomimo to uznano go i tak za niewozroszczeńca, co odbiło się na późniejszym pełnym doń rezerwy stosunku Centrali.
Zdziesiątkowanie wywiadu, zwłaszcza wojskowego, leżało w osobistym interesie kierującego czystką komisarza spraw wewnętrznych Nikołaja Jeżowa, któremu już w maju 1937 r. powierzono koordynację wszystkich służb informacyjnych. Monopol wywiadowczy dawał mu możliwość stopniowego odsuwania Stalina od realnej władzy. Zamysły Jeżowa okazały się jednak nazbyt przejrzyste i w efekcie pod koniec listopada 1938 r. utracił stanowisko szefa NKWD, a półtora roku później – życie. Jego miejsce zajął Ławrientij Beria. Wobec totalnego paraliżu całego aparatu państwowego głównym zadaniem nowego komisarza stało się zakończenie wyniszczającej czystki, a także eliminacja nazbyt rozwielmożnionych kadr, jakie promował jego poprzednik. W efekcie w INO, a także w Razwieduprze, który odzyskał częściowo dawną samodzielność, na czołowe stanowiska wysunięto funkcjonariuszy z naboru, niemających żadnych doświadczeń w pracy wywiadowczej. Mozolna odbudowa wyniszczonych struktur przyniosła dość szybko pożądane efekty, ponieważ większość zamrożonych kontaktów agenturalnych udało się uaktywnić. W ciągu dwu lat, do 1941 r., odtworzono, a nawet rozbudowano najważniejsze siatki. Gorzej sprawy przedstawiały się w Moskwie, gdzie rozpaczliwie brakowało dysponujących konieczną rutyną analityków i w rezultacie napływające z zagranicy informacje nie mogły być w pełni spożytkowane.
Przeczytaj również:
Syndrom lat 1937–1938 stał się dla sowieckiego wywiadu nieszczęściem i z innych przyczyn. Rezydenci, a przede wszystkim pracownicy Centrali, starali się bowiem, co stanowi niewybaczalny grzech tajnych służb, dopasowywać formułowane wnioski do oczekiwań politycznych mocodawców. Co prawda na biurka Berii, komisarza obrony marszałka Siemiona Timoszenki i wreszcie Stalina trafiały nader precyzyjne meldunki ostrzegające o narastającym zagrożeniu niemieckim, niemniej opatrywano je zwykle asekuracyjnymi komentarzami. Ponieważ „Wódz Narodów” zakładał, że groźby ze strony III Rzeszy stanowią tylko element politycznego szantażu, kolejne alarmy wojenne ściągały jedynie gromy na głowy ich inicjatorów. Na niespełna tydzień przed atakiem Wehrmachtu Stalin dopisał na trafnym, jak miało się okazać, raporcie siatki, jednoznaczny komentarz: „Do tow. Mierkułowa [ambasadora i faktycznego kierownika agentury wywiadowczej w Berlinie – przyp. PW]. Możecie posłać wasze «źródło» ze sztabu niemieckiego lotnictwa do j… maci. To nie «źródło», a dezinformator”. Z większą jeszcze podejrzliwością odnosił się do meldunków Sorgego. Ówczesny generał armii i szef Sztabu Generalnego Gieorgij Żukow wspomina, iż Stalin stwierdził kiedyś w jego obecności: „posiadamy nader ważne informacje, ale im nie dowierzamy, bowiem naszym zdaniem pochodzą od podwójnego agenta”.
Pomimo trudnych okoliczności i niesprzyjających warunków wywiad sowiecki odniósł podczas wojny błyskotliwe sukcesy, mające realny i bezpośredni wpływ zarówno na tok działań bojowych, jak i polityczne oraz strategiczne rozstrzygnięcia. Zapłacono jednak za to wysoką cenę. Eksploatowane, bez liczenia się z zasadami elementarnego bezpieczeństwa, siatki wpadały kolejno, co likwidowało na pewien czas możliwości pracy wywiadowczej na danym obszarze. Interesujące jest, że ich mocodawcy, zwłaszcza w drugim etapie wojny, interesowali się nie tyle ich odtwarzaniem na terenie bliskich już klęski państw Osi, co instalowaniem nowych agentur u swych aliantów. Potwierdza to tezę, iż Stalin już wtedy zaczął szykować się do przyszłego konfliktu z mocarstwami zachodnimi.
Sowiecki wywiad wojskowy powstał w czasie wojny domowej, 21 października 1918 r., jako Zarząd Rejestracyjny Sztabu Polowego Rewolucyjnej Rady Wojennej (Registracyonnyje Uprawienie – Registrupr). Organizował go były sztabskapitan Siemion Arałow. Prawdziwego rozmachu służbie nadał jednak dopiero Pawieł vel Jan Berzin (wł. Peteris Kjuzis). Stary stażem partyjnym i doświadczony w akcjach terrorystycznych jeszcze w czasie rewolucji 1905–1907 r. bolszewik, po zakończeniu wojny domowej, podczas której służył na odpowiedzialnych stanowiskach w aparacie bezpieczeństwa i kontrwywiadu, przeszedł do Registrupru jako naczelnik oddziału, a wkrótce – zastępca szefa. Kierownictwo służby, przemianowanej tymczasem na Razwiedupr, objął w roku 1924. Sprawował je nieprzerwanie przez 11 (!) lat, do roku 1935, kiedy to objął funkcję zastępcy dowódcy Samodzielnej Armii Dalekowschodniej marszałka Blüchera, a następnie głównego doradcy wojskowego rządu republikańskiego w Hiszpanii. Do Moskwy powrócił latem 1937 r., zmieniając na stanowisku szefa wywiadu swego następcę – komkora Urickiego. Obydwu, podobnie jak kolejnych szefów wywiadu wojskowego – st. majora bezpieczeństwa publicznego Siemiona Giendina i komdiwa Aleksandra Orłowa, aresztowano i stracono podczas wielkiej czystki. Podobny los spotkał, nieco tylko później, postawionego na czele Razwiedupru w roku 1939 komdiwa Iwana Proskurowa. „Ostatnie dwa lata – raportował on w maju 1940 r. – stanowiły okres czystki instytucji agenturalnych i organów wywiadu od elementów wrogich i obcych. W tym czasie organy NKWD aresztowały ponad 200 osób, wymieniając całe kierownictwo do szefów oddziałów włącznie. W okresie mojego kierownictwa tylko z aparatu centralnego i podległych mu jednostek zwolniono z różnych powodów politycznych i merytorycznych 365 pracowników. Na ich miejsce przyjęto 326, w lwiej części bez wywiadowczego przygotowania”.
Powyższy fragment pochodzi z:
Kolejnym, szóstym (!) od momentu rozpoczęcia na powszechną skalę czystki, szefem Razwiedupru, włączonego po okresie reorganizacji z powrotem do Sztabu Generalnego, został w lipcu 1940 r. gen. ljt Filipp Golikow. Także i on, podobnie jak Uricki i Proskurow, nie miał żadnych doświadczeń w pracy wywiadowczej, wyjąwszy inkwizytorską wprost gorliwość, jaką wykazywał w tropieniu „obcych agentów i wrogów ludu”, co przyniosło mu wysokie notowania u Stalina i w konsekwencji – awans. Golikow, pamiętając o tym, co spotkało poprzedników, dbał nie o dobro służby czy interes państwa, wymagałoby to bowiem stałego niepokojenia przełożonych, ale wyłącznie o własną karierę. „Pojawiał się u Stalina z dwiema teczkami, każdą pełną raportów. Dowiedziawszy się od pracowników sekretariatu o nastroju «Gospodarza» decydował, którą z nich się posłuży”. Trudno się dziwić, że w tych okolicznościach meldunki Sorgego traktowano na Kremlu lekceważąco albo w najlepszym razie nad wyraz podejrzliwie!
Jednym z ważniejszych w polityce sowieckiej stał się od końca lat dwudziestych kierunek dalekowschodni. Jego waga wzrosła jeszcze po japońskiej agresji na Chiny w roku 1933. Wobec perspektyw konfliktu europejskiego, wiążących się z objęciem władzy w Niemczech przez Hitlera, Stalin zaczął obawiać się wojny na dwa fronty. W tej sytuacji rozpoznanie dalekosiężnych planów Berlina i Tokio nabrało dla właściwego wytyczenia strategii politycznej Moskwy kluczowego znaczenia. Celowi temu podporządkowano operacje wywiadu. Siatka INO, kierowana przez Kriwickiego, zdobyła m.in. potwierdzający zaistniałe zagrożenie tekst Paktu Antykominternowskiego, wraz z tajnym protokołem i całą towarzyszącą mu dokumentacją.
Sorge nie był oczywiście pierwszym sowieckim agentem działającym na tokijskim gruncie. Jego poprzednikiem był bezcenny wprost informator INO NKWD o pseudonimach „Krotow” vel „Kot”, vel „Kostia”. Jako funkcjonariusz japońskich tajnych służb miał dostęp do najbardziej poufnych wiadomości wojskowych. Działając przez ponad dziesięć lat, dostarczał Moskwie istną lawinę materiałów o najwyższym znaczeniu: „coroczne plany mobilizacyjne okręgów wojskowych, schematy dyslokacyjne jednostek wojskowych w Japonii, Korei i Mandżurii, informacje o politycznych nastrojach i orientacjach w Armii Cesarskiej, księgi i tablice szyfrowe wywiadów wojskowych: japońskiego, a także amerykańskiego, chińskiego i niemieckiego, plany obrony przeciwlotniczej Tajwanu, dane o kadrowych przesunięciach w japońskim naczelnym dowództwie, informacje o pracach nad nowymi rodzajami broni”, a wreszcie dokumenty kontrwywiadowcze. Największym osiągnięciem „Krotowa” stało się jednak zdobycie i przekazanie Sowietom planu wojny przeciwko ZSRS, jaki opracowano w końcu lat dwudziestych w jego podstawowej i późniejszych wersjach. Z czasem szpieg zaczął zdradzać objawy nerwowego załamania, podobne do tych, jakie później dotknęły i Sorgego. Na spotkania łącznikowe zjawiał się roztrzęsiony, a nawet pijany, motywując to potęgującym się zagrożeniem. Kierownictwo INO zdecydowało się w tej sytuacji przerwać grożący dekonspiracją kontakt: szło oczywiście nie o bezpieczeństwo agenta, a obawy, że Japończycy zorientują się o zakresie poniesionych strat. Dalsze losy „Krotowa” są nieznane.
Wiele wskazuje na to, że lukę, jaka powstała w sowieckim systemie informacyjnym, postanowiono wypełnić, kierując do Tokio w roku 1933 w trybie pilnym właśnie Sorgego. Potwierdzałby to fakt, że bezpośrednim przełożonym „Ramsaya” był w IV Zarządzie, jako zastępca szefa jego II Oddziału, kombrig Boris Gudź. Pełnił on w latach 1934–1936, pod przykrywką funkcji dyplomatycznych, rolę rezydenta INO w japońskiej stolicy i utrzymywał stałą łączność właśnie z „Krotowem”. Głównym zadaniem „Ramsaya”, zleconym mu osobiście przez Berzina, stała się najbaczniejsza obserwacja polityki Japonii, a także próby jej inspiracji. Jedynie pewność pełnego bezpieczeństwa dalekowschodnich granic umożliwiała Stalinowi podjęcie zaplanowanej z dawna gry dyplomatycznej – porozumienie się z Hitlerem i sprowokowanie w ten sposób wielkiego europejskiego konfliktu, którego beneficjantem miał stać się ZSRS. Dane na temat Japonii zbierano oczywiście i z innych źródeł, przede wszystkim z Chin i Niemiec. Niezaprzeczalną zasługą Sorgego było dostarczenie do Centrali nowych danych o stanie bojowym Armii Kwantuńskiej. Umożliwiło to Sowietom podjęcie walk z Japończykami, w ograniczonej co prawda skali, nad jeziorem Chasan w roku 1938 i nad Chałchyn-goł rok później. W obydwu wypadkach, jak można mniemać, spodziewano się, że namacalne dowody potęgi Armii Czerwonej zniechęcą Tokio do podjęcia agresywnych działań w pełnym wymiarze, czego zresztą obawiał się Stalin. Raporty Sorgego z tego okresu, zwłaszcza zaś zdobycie tekstu zeznań zbiegłego do Mandżurii wysokiego funkcjonariusza NKWD, komisarza bezpieczeństwa publicznego 3. rangi Gienricha Luszkowa, dały nadto Jeżowowi pretekst do krwawej rozprawy z dowództwem Samodzielnej Armii Dalekowschodniej, zwłaszcza zaś z marszałkiem Blücherem.
Był zatem Sorge, jak chcą jego biografowie, istotnie superszpiegiem? Historia jego siatki stanowić może jeden z klasycznych w dziejach wywiadu przykładów zmarnowania modelowej wręcz sytuacji konstruowania własnej polityki wedle pełnej informacji o zamiarach przeciwnika. Można tu posłużyć się zresztą bliźniaczą wprost analogią: Hitler wiedział, dzięki Elyesowi Bazanie („Cicero”), niemal wszystko o najtajniejszych planach zachodnich aliantów. Informacje te były jednak tak szczegółowe i sensacyjne zarazem, że Führer nie dowierzał ich autentyczności…
Whymant, opisując działalność „Ramsaya”, zastanawia się nad rzeczywistym charakterem jego powiązań z ambasadą niemiecką w Tokio i tajnymi służbami III Rzeszy. Wydaje się, że w tym punkcie należy dać wiarę szefowi Zagranicznej Służby Informacyjnej, czyli VI Departamentu RSHA, Walterowi Schellenbergowi. Twierdzi on, że w Berlinie tak wysoko ceniono raporty Sorgego dotyczące polityki Japonii, iż jego ewentualną pracę dla Sowietów uznawano w tym kontekście za mało istotną. Potwierdzałoby to zaufanie i opieka, jaką otaczał go attaché ambasady niemieckiej ds. bezpieczeństwa SS-Standanterführer Josef Meisinger. Siłą rzeczy „Ramsaya” należy zatem uznać – co zresztą zazwyczaj jest udziałem wielkich szpiegów – za podwójnego agenta, który działając na rzecz ZSRS, przyczyniał się, obiektywnie rzecz biorąc, również do sukcesów Niemiec. Sam zresztą uważał zawsze tzw. politykę rapalleńską – osi Berlin–Moskwa, odnowioną w roku 1939, po podpisaniu traktatu Ribbentrop–Mołotow, za optymalne rozwiązanie dla swych obydwu ojczyzn.