Republikanin wśród cesarzy. Kościuszko po klęsce insurekcji
Po prawdzie upadek powstania nastąpił dopiero 18 listopada pod Radoszycami, jednak to klęska maciejowicka stała się symbolem ostatecznej porażki prób ratowania państwa, których początku jedni upatrywali w reformach Sejmu Wielkiego, inni zaś w walkach toczonych przez konfederatów barskich. Tak dziejowy sens epizodu maciejowickiego postrzegała pruska gazeta „Südpreussische Zeitung”, która kilkanaście dni po bitwie doniosła czytelnikom o ostatnich słowach rannego Kościuszki. Tę godną antycznej tragedii wersję wydarzeń wkrótce podchwyciły inne gazety. Historycy zwykle uznają ją za zręczny zabieg pruskiej propagandy i zapewne mają rację. Nawet biorąc pod uwagę to, że Kościuszko znał łacinę, oraz bliskie ówczesnym europejskim elitom zamiłowanie do patosu, wydaje się mało prawdopodobne, by padając z koniem, w ułamku sekundy pomyślał o podkreśleniu owej chwili w dziejach Polski dramatycznym okrzykiem w języku klasyków.
Nieszczęśliwy skok przez rów zakończył nie tyle dzieje Polski, ile okres wzmożonej aktywności politycznej Tadeusza Kościuszki. Naczelnik został niezwłocznie przewieziony do Petersburga, gdzie spędził dwa lata jako więzień stanu. Rosjanie wyraźnie nie wiedzieli, co z nim zrobić. Z opresji uwolniła go śmierć carycy Katarzyny II i wstąpienie na tron jej syna Pawła I. Nowy car już dziesięć dni po objęciu władzy zaszczycił Kościuszkę wizytą, wyraził współczucie i zapowiedział rychłe zwolnienie jego i innych polskich jeńców. Był to mocny gest na rozpoczęcie nowego panowania.
Paweł I, w którym niektórzy widzieli rosyjskiego Hamleta na tronie, zademonstrował niechęć do zmarłej matki i sentyment do rycerskich tradycji, nakazujących szacunek dla pokonanego przeciwnika. Dystansując się od polityki Katarzyny II w sprawach polskich i nie rezygnując zarazem z korzyści, jakie zapewniły Rosji rozbiory Rzeczypospolitej, car wykonał ukłon pod adresem Polaków, który miał mu zapewnić ich sympatię i lojalność. Ceną za wolność miało być złożenie przysięgi posłuszeństwa i wierności władcy Rosji. Wahaniom Kościuszki położyła kres wyraźna sugestia, że od jego decyzji zależy również wolność ok. 20 tys. polskich jeńców. Wrażliwy na cierpienia innych Naczelnik ustąpił i złożył przysięgę. W ówczesnej sytuacji doprawdy trudno go za to ganić. Odmówił natomiast przyjęcia ofiarowanego mu znacznego majątku na Litwie, prosząc w zamian o pieniądze na pokrycie kosztów podróży do Ameryki.
Ostrożność bohatera
Późniejsza polityczna biografia Kościuszki na pozór da się streścić w kilku zdaniach. W jego życiu nie było dramatycznych zwrotów – podróż do Ameryki i ośmiomiesięczny pobyt w przybranej ojczyźnie, podczas którego odbierał zasłużone hołdy dla cnotliwego i nieszczęśliwego bohatera składane przez czułe na sentymentalną konwencję elity Starego i Nowego Świata; niespodziewana decyzja o powrocie do Europy w maju 1798 roku; 16 lat spędzonych w gościnnym domu szwajcarskiej rodziny Zeltnerów w Berville; miesięczny pobyt w Wiedniu; wreszcie wyjazd do Solury w lipcu 1815 roku, gdzie spędził ostatnie dwa lata życia.
A gdzie tu miejsce na politykę? Mowa wszak o człowieku, którego nazwisko wywierało magiczny wpływ na wielu Polaków, darzonym szacunkiem przez wielu cudzoziemców. Kościuszko, żołnierz i męczennik sprawy wolności, stał się jednym z ówczesnych bohaterów zbiorowej wyobraźni wśród elit europejskich i amerykańskich żywiących liberalne lub republikańskie sympatie. Dla sprawy odbudowy niepodległego państwa polskiego lub prób wpływu na opinie i emocje Polaków był nie do przecenienia – stanowił kapitał, z którego znaczenia zdawało sobie sprawę wielu ówczesnych polityków europejskich.
Dla większości rodaków zaangażowanych w działalność niepodległościową w kraju i na emigracji było oczywiste, że Kościuszko jest naturalnym kandydatem na przywódcę polskiej irredenty i jej reprezentanta wobec potencjalnych sojuszników – przede wszystkim władz republiki francuskiej. Niektórzy, zwłaszcza dawni polscy jakobini, krytycznie oceniający „moderantyzm” Naczelnika podczas insurekcji, przyjmowali to bez entuzjazmu. Jednak jego przywództwa nikt nie kwestionował otwarcie. Przybywającego do Francji honorowego obywatela republiki uroczyście podejmował sprawujący władzę Dyrektoriat, a oficerowie Legionów Polskich we Włoszech skierowali na jego ręce uroczyste adresy. Jan Henryk Dąbrowski witał go listem, uznając za Naczelnika mego i Wodza, i składał komendę nad Legionami w jego ręce.
Kościuszko wyprawił się do Francji z powodu listu, który do dziś intryguje historyków. Ponieważ został zniszczony po jego śmierci, możemy jedynie przypuszczać, że jego nadawca wywodził się z kręgów Dyrektoriatu. Zapewne zawierał zaproszenie do współpracy w związku z dyplomatycznymi planami władz republiki. Tym bardziej zastanawiająca wydaje się postawa Kościuszki po przybyciu do Francji. Spotkał się ze znaczącymi politykami francuskimi, rozmowy dotyczyły układu sił na europejskiej scenie politycznej i sprawy polskiej. Jednak nie podjął konkretnych działań politycznych, odmówił również przejęcia komendy nad Legionami. W kolejnych latach gorliwie zabiegał u władz francuskich o wypłacanie im zaległego żołdu, zachowanie ich narodowego charakteru czy lepsze traktowanie polskich jeńców w austriackiej niewoli. Był moralnym autorytetem i opiekunem polskich sił zbrojnych na obczyźnie, nie kwapił się jednak do przejęcia roli przywódcy działań niepodległościowych.
Przyczyn wstrzemięźliwości Kościuszki można upatrywać w propozycjach Francuzów. Pojawienie się w Paryżu przywódcy polskiego powstania zaniepokoiło Berlin, Petersburg i Wiedeń, a to z pewnością odpowiadało planom dyplomatów republiki. Dyrektoriat starał się przechylić na korzyść Francji szalę wojny z pierwszą koalicją, skłaniając neutralne Prusy do zawarcia sojuszu. Jak zwykle, gdy w grę wchodziło szachowanie Rosji i Austrii, za kulisami dyplomatycznych negocjacji pojawiały się mgliste sugestie odbudowy Polski, choćby pod berłem Hohenzollernów. Powrót Kościuszki do Europy był dla zaborczych dworów czytelnym sygnałem, że Francuzów mogą wesprzeć Polacy szykujący kolejne powstanie. Podobny pomysł miała Katarzyna II: kiedy jesienią 1795 roku zaostrzyły się stosunki z Berlinem, sugerowała możliwość uwolnienia „nędznej bestii”, jak nazwała Kościuszkę, i pchnięcia Polaków przeciw Prusom.
Artykuł pochodzi z sierpniowego numeru Magazynu Historycznego „Mówią wieki” w całości poświęconego Tadeuszowi Kościuszce:
Jedynym skutkiem francuskich nacisków było wypowiedzenie przez byłego Naczelnika wiernopoddańczej przysięgi złożonej Pawłowi I i zwrot pieniędzy otrzymanych niegdyś od cara. Wobec innych sugestii okazywał daleko większą ostrożność. Zapewne zorientował się, że za kreśloną przed nim wizją republikańskiej krucjaty w imię wolności ludów nie kryje się spójny plan polityczny, który dawałby szansę odbudowy Polski. Zaangażowanie w podobną akcję zakrawało na awanturnictwo.
Podobną ostrożność Kościuszko wykazywał w następnych latach. Bonapartego, który przejął władzę we Francji, uważał za grabarza republiki i dyktatora. W odróżnieniu od wielu rodaków nie widział w nim kandydata na protektora sprawy polskiej, zwłaszcza po tragedii legionistów na San Domingo. W paryskim świecie wielkiej polityki pojawiał się rzadko. Stosunki utrzymywał z republikanami, z generałami dawnego pokroju, patrzącymi krzywo na nowe porządki, z uczonymi, z artystami, z Amerykanami, których nosił w sercu na równi z Polakami – wspominała zaprzyjaźniona z nim Wirydianna Fiszerowa. Odmówił również zaangażowania się w działania orientacji napoleońskiej, rodzącej się na ziemiach zaboru pruskiego jesienią 1806 roku, po wkroczeniu tam Wielkiej Armii. W rozmowie z ministrem policji Josephem Fouché oświadczył, że jest gotów stanąć na czele rodaków tylko wtedy, gdy Napoleon zadeklaruje, że celem toczącej się wojny jest odbudowa Polski.
Głupi czy przenikliwy?
Na próbę powrotu do polityki dał się skusić dopiero w kwietniu 1814 roku. Na prośbę ks. Adama Jerzego Czartoryskiego, zwolennika odbudowy Polski z pomocą Rosji, napisał do Aleksandra I list z prośbą, by car, najpotężniejszy z monarchów zwycięskiej koalicji antynapoleońskiej, ogłosił się królem polskim z konstytucją wolną, zbliżoną do angielskiej. Aleksander, polityk zręczny, kreujący się wówczas na liberała i protektora nieszczęśliwych Polaków, w liście (nieprzypadkowo datowanym na 3 maja) obiecał Kościuszce odrodzenie walecznego i szanowanego narodu, do którego należysz, i zaprosił do udziału w tych zbawiennych pracach. Wsparcie Kościuszki, uznawanego za reprezentanta uczuć narodowych Polaków, było dla cara niezwykle mocnym atutem w grze dyplomatycznej, gdy rozpoczynały się obrady kongresu wiedeńskiego. Gest wobec Naczelnika był również elementem gry politycznej obliczonej na zyskanie sympatii Polaków.
Do rzeczywistej współpracy powstańca i cara nigdy nie doszło. Aleksander I zaprosił Kościuszkę do Wiednia dopiero w kwietniu 1815 roku, gdy główne punkty traktatu zostały już uzgodnione. Naczelnikowi miała przypaść rola autorytetu moralnego Polaków, który w ich imieniu wyrazi władcy Rosji wdzięczność za utworzenie Królestwa Polskiego, państwa mniejszego od Księstwa Warszawskiego, którego znaczną część przekazano Prusom jako Wielkie Księstwo Poznańskie. O tym Kościuszko dowiedział się jednak dopiero na miejscu. Natychmiast zwrócił się do cara, by ten wyraźnie potwierdził, że − zgodnie z możliwością, którą otwierało porozumienie między mocarstwami, i obietnicami składanymi Polakom – powiększy Królestwo o ziemie zaboru rosyjskiego. Odpowiedź nie nadeszła. Kościuszko powrócił do Solury, żegnając Czartoryskiego listem: Oddajmy dzięki i wieczną wdzięczność cesarzowi za wskrzeszenie imienia polskiego [...], ale samo imię nie stanowi narodu, lecz wielkość ziemi z obywatelami. [...] Jak teraz rzeczy idą [...], Rosjanie traktować nas będą jak podległych sobie, gdyż tak szczupła garstka populacji nigdy nie zdoła obronić się intrydze, przewadze i przemocy Rosjan. [...] Niech Opatrzność kieruje Wami, a ja jadę do Szwajcar, nie mogąc zdatnie służyć mojej Ojczyźnie.
Ta decyzja spotkała się z uznaniem wielu współczesnych i historyków. Wstrzemięźliwość Kościuszki uznano za przejaw przenikliwości politycznej, która pozwoliła mu zrozumieć, że mocarstwa traktują sprawę polską jedynie jako instrument do realizacji własnych celów politycznych, oraz wierności przekonaniom i siły moralnej.
Jednak nie brakowało także krytyków niezaangażowania Kościuszki w politykę po 1794 roku, a zwłaszcza odmowy poparcia orientacji napoleońskiej. Ci uważali, że Naczelnik okazał się człowiekiem słabego charakteru, który nie umiał podjąć ryzyka w chwili być może decydującej dla odbudowy państwa. Zarzucano mu też niedostateczną orientację w makiawelicznej grze politycznej mocarstw. Wspominano o szlachetnej naiwności wodza, powtarzając, choć w stonowanej wersji, opinie współczesnych mu polityków. Entuzjasta, człowiek uczciwy. Lecz bardzo ograniczony – oceniał rosyjski kanclerz Aleksandr Bezborodko. Ten Polak zbyt ograniczony pod każdym względem, by można było radzić się go w czymkolwiek – stwierdził Charles Talleyrand, którego słowa korespondowały z późniejszą opinią Napoleona: Jego całe postępowanie dowodzi, że nie jest czymś innym jak głupcem.
Artykuł pochodzi z sierpniowego numeru Magazynu Historycznego „Mówią wieki” w całości poświęconego Tadeuszowi Kościuszce:
Na wybory polityczne Naczelnika wpływała nie tylko chłodna kalkulacja potencjalnych zysków i strat, lecz także zasady etyczne i idee, którym hołdował od czasów młodości. W świecie polityki zdominowanej przez strategiczne interesy mocarstw pozostał republikaninem. Dlatego w 1798 roku na prośbę amerykańskiej elity politycznej podjął się poufnych negocjacji w Paryżu mających na celu załagodzenie konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Francją. W kontaktach z polskimi ugrupowaniami niepodległościowymi w kraju i na emigracji, prowadzącymi zakulisową „grę o Kościuszkę”, długo starał się zachowywać dystans, by nie firmować nazwiskiem tylko jednej opcji politycznej. Ostatecznie poparł Towarzystwo Republikanów Polskich, organizację konspiracyjną, w której programie znalazły się zapowiedzi oparcia ustroju niepodległej Polski na konstytucji republiki francuskiej. Jednak warto zauważyć, że w ówczesnym języku politycznym pojęcie „republikanizm” niekoniecznie wiązało się z republikańską formą ustroju. Oznaczało też przywiązanie do zasady rządów konstytucyjnych, parlamentarnej reprezentacji ogółu obywateli, a przede wszystkim zasady równości wobec prawa. To z tych względów Kościuszko, nie wyrzekając się swych przekonań, mógł w 1807 i 1814 roku apelować do Napoleona i Aleksandra I o wprowadzenie w Polsce ustroju zbliżonego do monarchii brytyjskiej.
Republikanizm w praktyce
Klęska idei legionowej i związanej z nią koncepcji odzyskania państwa z pomocą Francji wzmocniła w Naczelniku przeświadczenie wyrażone w opublikowanej w 1800 roku broszurze Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość? : że najpewniejszym środkiem do jej odzyskania jest samodzielny wysiłek narodu – powstanie, w którym udział wezmą szerokie masy społeczne, przede wszystkim chłopi. Im zwycięstwo miało przynieść emancypację społeczną. Rozważania, z których potomni zapamiętali przede wszystkim wykład o wartości bojowej chłopskiej kosy, były przede wszystkim deklaracją wiary w skuteczność republikańskich zasad i idei wolności jako siły napędowej wielkich ruchów wyzwoleńczych.
Republikańska pozostała również postawa życiowa Kościuszki. Nieprzypadkowo istotną część Umowy przedspołecznej, przyjętej przez Towarzystwo Republikanów Polskich, stanowił „zbiór moralności”, w którym wzywano: Bądź odważnym, abyś mógł bronić Ojczyzny i nieszczęśliwych. Bądź cichym, umiarkowanym, obyczajnym, trzeźwym, bo rozwiązłość i niewstrzemięźliwość, i zbytki zniszczą Twoją istotę i napiętnują Ciebie pogardą. [...] Bądź na koniec człowiekiem czułym i rozumnym, mężem dobrym, tkliwym ojcem, pracującym, obywatelem gorliwym. Szacunek, jakim otaczano Kościuszkę w wielu środowiskach, w dużej części brał się z przekonania, że bohater wojny o niepodległość kolonii amerykańskich zbliżał się do ideału republikanina jako człowieka nieskazitelnego w życiu publicznym i prywatnym. Jego autorytet budowały nie tylko odwaga i zasługi wojskowe, ale także odmowa przyjęcia w darze od Pawła I chłopów pańszczyźnianych czy przeznaczenie części funduszy przyznanych mu w Stanach Zjednoczonych na wykup i edukację pewnej liczby niewolników.
Na przejawy nierówności społecznych i ucisku Kościuszko pozostał wrażliwy do końca życia. Walki z nimi nie oddzielał od wielkiej polityki. Przedstawiając w 1807 roku Napoleonowi warunki, pod którymi godził się zaangażować w działania orientacji profrancuskiej, umieścił wśród nich postulat uwolnienia chłopów i nadania im na własność uprawianej ziemi. Powtórzył to w apelu do Aleksandra I, dodając prośbę o utworzenie szkół na koszt rządu do nauczania włościan.
W kręgu elit politycznych odwołujących się do dziedzictwa myśli oświecenia deklaracje podporządkowania celów politycznego działania zasadom etyki były w dobrym tonie. Jednak próby ich praktycznego zastosowania traktowano jako dziwactwo. Zapewne dlatego wielu matadorów europejskiej dyplomacji, niekiedy cynicznych i zawsze pragmatycznych w dążeniu do celu, postrzegało Kościuszkę jako łatwowiernego prostaczka rodem z powiastek filozoficznych.
Dla kilku pokoleń Polaków w XIX wieku pamięć o nim stała się jednak dziedzictwem równie cennym jak tradycja niepodległościowych walk pod napoleońskimi orłami. Jak zauważyła Barbara Grochulska, Naczelnik pozostał uosobieniem szlachetnej, patriotycznej ascezy i życia w całości oddanego uczciwej sławie i ojczyźnie. Być może była to najważniejsza spuścizna, jaką mógł pozostawić.