Reformy wojskowe Władysława IV (cz. 2): autorament narodowy i cudzoziemski; artyleria
Przeczytaj pierwszą część artykułu.
Powołanie wojsk cudzoziemskiego autoramentu, było konsekwencją już wcześniej podjętych działań. Jednostki piechoty i kawalerii typu zachodniego – w tym dragonii i rajtarii – służyły w wojskach Rzeczypospolitej już przed podjęciem reformy. Jako pierwszy skorzystał z dragonów najprawdopodobniej Krzysztof Radziwiłł, który w 1617 roku zaciągnął na Litwie oddział liczący 120 porcji pod dowództwem Gabriela Ceridona. Warto zaznaczyć, że w Szwecji formacja ta pojawiła się dopiero w rok 1621. Piechota typu zachodniego walnie przyczyniła się do wielkich zwycięstw Rzeczypospolitej w XVII wieku, jak chociażby w wojnie chocimskiej 1621 roku, i polscy dowódcy doceniali jej wartość.
Znamy również przykład funkcjonowania rajtarii w armii koronnej. W bitwie pod Gniewem husaria współdziałała przy okazji jednej z szarż z rajtarią, która zastosowała karakol. Okazało się to skuteczne i spowodowało spore zamieszanie w szwedzkich szeregach.
Przyczyny utworzenia cudzoziemskiego autoramentu
W czasie wojny pruskiej lat 1626–1629 armia koronna miała poważny problem z zaciąganiem odpowiedniej ilości piechoty. Wynikało to nie tylko z wysokich kosztów, ale również z niedostatku gotowych regimentów, których brakowało w ogarniętej wojną trzydziestoletnią Europie. Wobec tego już w 1628 roku polskie dowództwo doszło do przekonania, że konieczny jest zaciąg w oparciu o własnego rekruta, przy jednoczesnym sprowadzeniu z zewnątrz jedynie kadry oficerskiej i podoficerskiej. Przystąpiono zatem do formowania regimentu pieszego, który miał być zorganizowany według wzorów zachodnich, lecz złożony głównie z elementu rodzimego. Zaciąg powierzono pułkownikowi Reinholdowi Rosenowi, późniejszemu dowódcy gwardii przybocznej Władysława IV.
Jak zatem widać, pomysł stworzenia piechoty typu zachodniego z wykorzystaniem polskiego rekruta nie był w latach 30. XVII wieku niczym nowym. Według pierwszych planów nowe formacje miały zastąpić piechotę wybraniecką.
Według części historyków, Władysław IV chciał wprowadzić podział na autorament narodowy oraz cudzoziemski, aby ten ostatni podporządkować wyłącznie królewskim rozkazom, z pominięciem hetmana wielkiego. Miało to służyć wzmocnieniu pozycji tronu w systemie ustrojowym państwa. Ze względu na brak potwierdzenia w zachowanych źródłach, nie jesteśmy dzisiaj w stanie stwierdzić, czy król rzeczywiście miał taki zamiar, hetmani jednak faktycznie obawiali się, że monarcha może wyłączyć wojska cudzoziemskie spod ich dowództwa, tworząc nowy rodzaj urzędu wojskowego. Gdyby tak się stało, Władysław IV szedłby drogą swojego ojca, który traktował urząd hetmański szczególnie. Zygmunt III nie pozwalał, aby konstytucje sejmowe ograniczyły jego wpływ na wojsko, a wręcz przeciwnie, udało mu się obniżyć pozycję buławy. Po śmierci Zamoyskiego przez 12 lat istniał wakat na stanowisku hetmana wielkiego koronnego. Pomimo nacisków szlachty, król uparcie nie nadawał urzędu, a pewnego razu stwierdził, że „Król Jegomość sam hetmanem”. Czynił tak, ponieważ wiedział, jak wielką władzę zdobył sobie Zamoyski i próbował zatrzeć pozostałe po nim wrażenie, przypominając, że to król decyduje o większości spraw wojskowych. Władysławowi IV brakowało jednak determinacji, która cechowała jego ojca, dlatego pomimo początkowych prób ograniczania władzy hetmana, w czasach panowania drugiego z Wazów doszło do wzrostu znaczenia urzędu buławy wielkiej. Kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł nazwał Stanisława Koniecpolskiego „wicekrólem Ukrainy”, co w czasach Zygmunta III było nie do pomyślenia. O wielkości wpływów hetmańskich przekonał się później boleśnie Jan Kazimierz.
Organizacja jednostek cudzoziemskiego autoramentu
Biorąc za punkt wyjścia sformowany w 1628 roku regiment Rosena, w 1633 roku wprowadzono do Polski na stałe piechotę typu zachodniego z pikami oraz muszkietami. Jej kadra dowódcza była na ogół cudzoziemska (zdarzały się jednostki, w których oficerami byli w większości Polacy, a także osoby pochodzące z Prus Książęcych oraz Inflant), komendy wydawano w niej w języku niemieckim, lecz szeregowi pochodzili z Polski. Werbowano w Wielkopolsce oraz na Mazowszu (jedynie w dobrach duchownych i królewskich), zaciągając mężczyzn w wieku od 16 do 45 lat. Kiedy rekrut przysiągł wierność królowi i Rzeczypospolitej, dostawał zaliczkę oraz kapelusz wraz z szablą. Od tego momentu stawał się żołnierzem.
Jednostką organizacyjną i taktyczną stał się regiment liczący na ogół od 400 do 600 ludzi i podzielony zazwyczaj na 4 kompanie mające od 90 do 130 żołnierzy. Oczywiście zdarzało się, że regimenty były większe.
Polecamy e-book Jakuba Jędrzejskiego – „Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”
W sprzedaży dostępne są również druga i trzecia część tego e-booka. Zachęcamy do zakupu!
Szyk bojowy regimentu nie odbiegał od norm przyjętych w innych krajach europejskich. Pikinierzy formowali się w kilka rzędów, po ich bokach stawali muszkieterzy, którzy stanowili około 60% całego regimentu. Jedyną innowacją wprowadzoną w polskich jednostkach był fakt, że przed regimentem ustawiano dwie linie muszkieterów, którzy mieli za zadanie wzmocnić siłę ognia jednostki. Piechota strzelała z kontrmarszu, co oznaczało, że na czoło jednostki wychodził jeden szereg muszkieterów, który oddawał pojedynczą salwę i wycofywał się, a na jego miejsce wchodził kolejny rząd strzelców. Był to najbardziej rozpowszechniony w Europie sposób prowadzenia ognia, jednak miał on zasadniczą wadę: powolność. Gustaw II Adolf zlikwidował w swoich jednostkach kontrmarsz i wprowadził ogień ciągły prowadzony przez kilka szeregów jednocześnie, co znacznie zwiększyło efektywność szwedzkich regimentów. W Rzeczpospolitej również starano się szkolić żołnierzy do wykonywania tego typu manewrów, były to jednak trudniejsze i wymagało więcej czasu.
Nową piechotę starano się wyposażać jednolite uzbrojenie, czyli w hełmy, zbroje pikinierskie, piki, muszkiety i amunicję. Wprowadzono również nowy system zaciągu, który miał się odbywać całymi kompaniami i regimentami. Monarcha wystawiał dla oficera tak zwany list przepowiedni, opatrzony pieczęcią kancelarii, a obdarowany zobowiązywał się do zorganizowania jednostki. Pułkownik musiał stworzyć sztab złożony z: podpułkownika, majorów, sekretarza, audytora, felczera, profosa (szefa żandarmerii) i innych. Oprócz nich w każdej kompanii znajdował się: kapitan, porucznik, chorąży, zbrojmistrz, pisarz, dwóch sierżantów, furier z pomocnikiem dbający o prowiant oraz kaprale.
Dragonia oraz rajtaria także zostały zorganizowane według wzorów zachodnich i podzielone na regimenty oraz kompanie. Tak jak w przypadku piechoty, terenem werbowniczym dla tych jednostek były głównie zachodnie oraz północne województwa Korony. W ten sposób powstało wojsko „cudzoziemskiego autoramentu”, które – w przeciwieństwie do polskiego – nie opierało się na zaciągu towarzyskim.
Żołd
Żołd dla regimentu wypłacano pułkownikom na podstawie liczby tak zwanych porcji – każda oznaczała teoretycznie jednego żołnierza. W praktyce około 10% formalnego stanu osobowego stanowiły puste porcje, a oficerowie pobierali żołd przeznaczony dla kilku osób (dzięki temu otrzymywane przez nich sumy były wyższe niż w przypadku szeregowych). System ten był charakterystyczny dla państwa polsko-litewskiego. Chcąc zatem ocenić faktyczną wielkość jednostek autoramentu cudzoziemskiego należy odliczać 10% od podawanej w dokumentach liczby żołnierzy. W innych krajach faktyczne stany etatowe w jednostkach również nie byłby pełne, jednak nie wynikało to z przeznaczania dodatkowych porcji żołdu dla oficerów.
Dyscyplina
Dyscyplina w regimentach odznaczała się srogością. Żołnierze składali przysięgę na imię króla. W 1635 roku Władysław IV wydał oparte na szwedzkim wzorze z 1621 roku Artykuły wojsku cudzoziemskiemu spisane, które stanowiły kodeks wojskowy dla jednostek nowego typu. Warto wspomnieć, że artykuły szwedzkie, były bardzo rygorystyczne, żołnierzy zaś karano nawet za przeklinanie w obozie. Wynikało to z faktu, że Gustaw II Adolf był gorliwie wierzącym luteraninem i dzięki temu wojska szwedzkie przynajmniej przez pewien okres cieszyły się dość dobrą renomą. W polskich artykułach nie przewidywano aż tak surowych zakazów, a w późniejszym okresie, po 1648 roku, armia koronna miała często problemy z zachowaniem dyscypliny, na co złożyło się wiele czynników.
Król nie widział potrzeby zmian w polskiej kawalerii, wprowadził zaś pewne nowości w piechocie typu polsko-węgierskiego. W 1635 roku nakazał, aby w planowanej kampanii przeciwko Szwedom, piechota tego rodzaju została pozbawiona broni palnej, co sprowadzało jej zadania jedynie do wykonywania prac ziemnych.
Polecamy e-book Mateusza Balcerkiewicza – „Wojna Jasia. Polski żołnierz w walce z bolszewikami”
O skuteczności jazdy przeciw piechocie
Król wiedział, że duża skuteczność jazdy jest uzależniona od wsparcia piechoty i artylerii. W starciu z wojskiem zachodniego typu jedynie współpraca tych trzech rodzajów broni gwarantowała, że próba przełamania linii przeciwnika przez husarię będzie skuteczna. Znamienna jest tutaj historia, jaka wydarzyła się w czasie wspomnianej już w pierwszej części artykułu podróży królewicza Władysława po Europie Zachodniej. Jak notował Stefan Pac:
siadaliśmy zawsze ze Spinolą, […] Jako trafiło się, że nas o naszego usarza, kopijnika pytali. Tamże rzekł Spinola do conte Henryka von Bergen , co by on rozumiał przeciwko tak potężnej jeździe za sposób. Odpowiedział mu conte, żeby postawił przeciwko kopijnikom jazdę z karabinami długimi, a skoro by kopijnik skoczył, kazałby do nich z onych karabinów wypalić i tak rozumiałby, żeby zniósł kopijniki. Roześmiałem się ja na tę mowę i pytali mię, czemu. Powiedziałem żeśmy byli niedawno z Królewicem J. Mcią u księcia bawarskiego, który nam łowy kosztowne prezentował. Bo otóż napędzono na nas do kilkuset zwierza, łani i jeleni, a my z bud, gęsto się uszykowawszy, strzelaliśmy do nich. A przecię w tak gęstej strzelbie i z tak wielkiej gromady ledwo kilka sztuk zwierza na placu zostało, drugie mimo że postrzelone poszły mimo. Nie jest tak bezpieczny i niestraszny cel kopijnik w potkaniu jako zwierz strzelcowi. Jeśli tedy na łowiech z dwustu tak mało szkody bywa od strzelby, cóż by te karabiny zbrojnemu na koniu dobrym potykającemu się wadziły. […] i powtórzyli mi żem prawdę mówił. Ale bym tego po ekspedycyi pruskiej nie śmiał tak bezpiecznie twierdzić.
Pac pisał to już po wojnie pruskiej, a jego uwaga jest o tyle istotna, że pokazuje, iż ówcześni zauważyli zwiększenie skuteczności szwedzkiej piechoty w walce przeciw husarii.
Ocena reformy
Utworzenie cudzoziemskiego i narodowego autoramentu miało pozwolić na syntezę zachodnich oraz wschodnich sposobów prowadzenia działań wojennych i umożliwić tym samym skuteczną walkę zarówno z Moskalami, jak i Szwedami. W pierwszym przypadku wojna smoleńska pokazała słuszność tych założeń, natomiast za panowania Władysława IV zreformowana armia koronna nie miała okazji zmierzyć się ze Szwedami, gdyż po wygaśnięciu rozejmu altmarskiego w 1635 roku został on przedłużony na kolejne lata. Przeprowadzona wówczas przez Rzeczpospolitą demonstracja zbrojna na Pomorzu odniosła zamierzony efekt.
W polskiej historiografii przez długie lata trwała debata na temat tego, czy wprowadzenie wojsk cudzoziemskiego autoramentu w opisanej formie było właściwe. Już Konstanty Górski podkreślał wyraźnie w swych pracach, że polski typ piechoty górował nad niemieckim zarówno pod względem uzbrojenia, jak i szyku. Podkreślał, że zachodni typ piechoty nie był zdolny do działań zaczepnych ze względu na małą ilość pikinierów. „Takim sposobem piechota niemiecka nie była dobra ani do napadu, ani do obrony. Tymczasem piechota polska, złożona z samych strzelców, odpowiadała zupełnie swemu przeznaczeniu broni pomocniczej dla jazdy”. Wspomniany historyk pisał również, że zaciąg całymi kompaniami był gorszy od werbunku starym sposobem, bowiem trudniej jest skompletować od razu cały oddział.
Oczywiście Górski miał wiele racji. Warto przypomnieć bitwę pod Lubieszowem z 1576 roku, kiedy piechota polska po prostu poucinała szablami piki niemieckim lancknechtom. Piechota polsko-węgierska cechowała się również większą szybkostrzelnością, bowiem ustawiała się w dziesięć rzędów: najpierw strzelał ostatni, a następnie dziewiąty, ósmy i tak dalej. Po oddaniu salw można było przeprowadzić uderzenie na broń białą. Otton Laskowski stwierdził, że reforma piechoty Gustawa II Adolfa dokonała się pod wpływem walki z piechotą polską.
Dzisiejsi badacze, jak na przykład Mirosław Nagielski, nie podzielają powyższych wątpliwości. Dokonana przebudowa armii w rzeczywistości nie doprowadziła do wyraźnych zmian w uzbrojeniu, składzie narodowościowym czy taktyce, bowiem już wcześniej zaciągano oddziały piechoty zachodniej. Jedyna, chociaż dość wyraźna różnica polegała na tym, że rekrut był polski.
Powołanie dwóch autoramentów doprowadziło, niestety, do pogłębienia się antagonizmów między dwoma typami wojsk. Wynikało to nie tylko z niemieckiej komendy w formacjach typu cudzoziemskiego i obcego pochodzenia ich oficerów, ale także z powodu nie równych stawek żołdu, gdyż wysokiej rangi oficer piechoty zarabiał więcej niż towarzysz husarski.
Należy nadmienić, że reformy Władysława IV w odniesieniu do autoramentu cudzoziemskiego skończyły się de facto właściwie na roku 1635, ponieważ po zawarciu rozejmu ze Szwecję armia koronna została rozpuszczona. Powołanie piechoty autoramentu cudzoziemskiego stanowiło efekt wyboru między reformą w takim kształcie a reorganizacją piechoty typu polsko-węgierskiego. Wydaje się jednak, że powołanie autoramentu cudzoziemskiego było wynikiem naturalnej ewolucji, bowiem już wcześniej piechota typu zachodniego przeważała liczebnie nad polsko-węgierską. Zgadzam się w związku z tym z M. Nagielskim, który zwrócił ponadto uwagę, iż przyjęty sposób zaciągu powodował, że wojsko polskie poszło w stronę stworzenia armii narodowej, co stanowiło tendencję w całej ówczesnej Europie i było zgodne z postulatami szlachty, która zawsze narzekała na przemarsze najemnych wojsk cudzoziemskich. Dodatkowo konieczność uzbrojenia polskiego rekruta zmusiła dowództwo do dużych zakupów broni, która częściowo pozostawała w kraju i można było z niej w każdej chwili skorzystać.
Na temat słuszności wprowadzenia autoramentu cudzoziemskiego można dyskutować, powołując się na jego wady oraz zalety, nie ulega wszakże wątpliwości, że dokonane przez Władysława IV zmiany unowocześniły armią polsko-litewską i rozwiązały problem zaciągu oddziałów piechoty, dragonii i rajtarii.
Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”
Książka dostępna również jako audiobook!
Wprowadzenie stałej armii
Oczywiście reforma przetrwała, bowiem podczas kolejnych kampanii, takich jak chociażby w 1651 roku przeciw siłom kozacko-tatarskim, zaciągano piechotę typu zachodniego, dokonując werbunku na terenie kraju. Utworzone w ten sposób jednostki udowodniły swoją wysoką wartość bojową w czasie batalii beresteckiej – piechota wraz z artylerią walnie przyczyniły się wówczas do zwycięstwa, spychając wroga dzięki swojej sile ognia. Niestety, solidne fundamenty postawione przez Władysława IV pod budowę regularnego wojska zostały zaprzepaszczone. Nie zwiększono liczebności wojsk stałych, nie powołano również szkoły dla piechurów. Pozostano zatem przy systemie doraźnego zaciągania większej liczby chorągwi i regimentów w razie wybuchu wojny.
Ten stan rzeczy zmienił się pod wpływem wojny z kozakami Chmielnickiego wspieranymi przez Tatarów. Sejm z przełomu 1649 i 1650 roku zdecydował, że armia polsko-litewska zostanie zreformowana. Ostatecznie na drugim sejmie 1652 roku ujednolicono sposób dokonywania zaciągów oraz opłacania żołnierzy. Zlikwidowano wojska kwarciane oraz suplementowe, wprowadzając w ich miejsce regularną armię o etacie zmniejszonym w czasie pokoju oraz zwiększanym w czasie wojny. Armia ta była opłacana przez województwa, które wnosiły pieniądze do skarbu publicznego. Stara kwarta (przeznaczona na finansowanie wojsk kwarcianych) oraz nowa kwarta (przeznaczona na artylerię) zostały połączone i w całości przeznaczone na opłacenie artylerii. Dodatkowo uchwalono stałe zaopatrzenie wojsk w okresie zimowym zarówno w naturze, jak i pieniądzu, czyli tak zwaną hibernę („chleb zimowy”). Od czasu tej reformy możemy mówić, że w Polsce i na Litwie istniała stała armia na etacie pokojowym oraz wojennym.
Artyleria, przemysł zbrojeniowy i arsenały
Park artyleryjski Rzeczypospolitej nigdy nie miał imponujących rozmiarów. Pod względem ilości dział nie mógł równać się arsenałom Francji czy nawet Państwa Moskiewskiego. Mimo to szczególnie w XVI oraz drugiej połowie wieku XVII artyleria Polski stała na wysokim poziomie. Gorzej było z Litwą, która nie dbała o ten rodzaj wojsk, przy czym trzeba zaznaczyć, ze mamy niewiele źródeł, które by nam o nim mówiły.
Czasy Zygmunta III to okres, w którym poważnie zaniedbano artylerię oraz jej zaplecze. Sejm zrzucił odpowiedzialność za nią na skarb królewski, który nie był w stanie pokryć kosztów jej utrzymania. Najlepszym przykładem bałaganu panującego w tej materii było oblężenie Smoleńska w latach 1609–1611.
Do 1631 roku istniała artyleria królewska, która została przekształcona w państwową: koronną oraz litewską. Obok niej istotną rolę odgrywała artyleria miast takich jak: Gdańsk, Elbląg, Kraków, Poznań, Lwów czy Toruń. Poza tym sporo dział posiadały rody magnackie. W 1648 roku trzy główne siedziby rodu Lubomirskich, czyli Łańcut, Wiśnicz oraz Połonne posiadały 80 armat oraz duże ilości tak zwanego „aparatu wojennego”, na który składały się kule, proch, lonty itp. W Dubnie należącym do Ostrogskich w tym samym okresie znajdowało się od 40 do 50 dział.
W początkach panowania Władysława IV armia koronna dysponowała około 200 działami. Były one w większości przestarzałe oraz nieujednolicone pod względem kalibru, w związku z czym artyleria polska nie mogła równać się ze szwedzką. Król zdawał sobie sprawę, że należy zacząć odlewać nowe działa oraz rozbudować cekhauzy, w których by je przetrzymywano. Miało to duże znaczenie logistyczne, bowiem koncentrowano armaty w kilku konkretnych miejscach. Dzięki temu łatwiej było zgromadzić je na wyprawę wojenną, gdyż nie trzeba było ściągać ich z całego kraju, co często zajmowało wiele czasu.
Starszy nad armatą
Niestety, nie posiadamy źródeł dotyczących artylerii z początku lat panowania Władysława IV. Nie wiemy nawet, ile dział zabrano na wojnę z Moskwą i jakiego były one typu. W roku 1637 przeprowadzono spis, który wykazał, że we wszystkich 7 cekhauzach koronnych znajdowały się 222 działa (nie licząc okrętowych), w tym: 144 armaty, 30 dział żelaznych, 27 spiżowych i 22 moździerze. Z tej liczby w Warszawie znajdowało się 66, w Pucku 49, w Malborku 11, w Krakowie 27, we Lwowie 24, w Kamieńcu 26, a w Barze 19. Z pewnością część dział było nowych, odlanych krótko przed 1637 rokiem, nie wiemy jednak na ten temat nic pewnego.
Na sejmie 1632 roku wprowadzono urząd „starszego nad armatą”, tworząc generalstwo artylerii koronnej, jednak de facto dopiero w 1637 roku ustanowiono oddzielne stanowisko. Jako pierwsze sprawował je Paweł Grodzicki (od 1638 roku). Wprowadzenia nowego urzędu domagały się sejmiki ziemskie, co świadczy o tym, że szlachty troszczyła się o stan artylerii. Władysław IV popierał ten pomysł, domagał się jednak, aby za finansowanie tego typu wojsk nie odpowiadał skarb królewski. Ostatecznie sejm przychylił się do jego prośby i na potrzeby artylerii wprowadzono drugą kwartę, pochodzącą z opłat uiszczanych przez nowych posesorów obejmujących królewszczyzny. Wpływy z tego podatku wyniosły w pierwszym roku 61 063 zł i stale rosły, tak że w roku 1646 wynosiły już 123 900 zł. Pieniądze te pozwoliły zintensyfikować produkcję nowych dział. Urząd generała powołano równolegle również w Wielkim Księstwie Litewskim, a został nim Mikołaj Abrahamowicz, któremu już w 1634 roku król powierzył dozór nad armatą. W przeciwieństwie do Korony, o działalności generałów artylerii litewskiej wiemy niewiele, nie posiadany też inwentarzy dział z terenu Litwy.
Do obowiązków starszego nad armatą wchodziło lanie nowych dział i zaopatrywaniu cekhauzów. Miał do tego pomocników: obersterlejtnanta, cejgmajsterów czyli inspektorów artylerii oraz cejgwartów, im natomiast podlegali ogniomistrze i puszkarze.
Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!
Organizacja wojsk artyleryjskich
W roku 1634 opublikowano „Artykuły przesławnej artylerii”. Postanowiono stworzyć dla szlachty nowy stopień oficerski – adelmana – aby zachęcić herbowych do podejmowania służby w artylerii. W tym okresie liczba artylerzystów w Koronie wynosiła ponad 100 osób i wydaje się, że była ona zbyt niska, jednak należy pamiętać, że również magnaci dysponowali tego rodzaju specjalistami, którzy mogli być wykorzystani w razie konfliktu.
Obok większych armat, zaczęto też odlewać mające niewielki kaliber działka regimentowe, które były wszakże już wcześniej znane polskiej w armii. W armii szwedzkiej istniało duże nasycenie tego rodzaju bronią i w czasie wojny pruskiej dała się ona Polakom wyraźnie we znaki. W armii koronnej działami regimentowymi były 6-funtowe oktawy lub nieco lżejsze tak zwane oktawy-bastardy.
Kolejną zmianą było wprowadzenie holenderskiego podziału wagi kul. Najcięższą armatą stała się kartauna strzelająca lanymi kulami żelaznymi o wadze 48 funtów. Lżejszymi działami były kolejno: 24-funtowa półkartauna, 12-funtowa ćwierćkartauna i 6-funtowa oktawa. Istniały jeszcze wspomniane lżejsze oktawy-bastardy oraz moździerze. Podana wyżej klasyfikacja wyprzedzała rozwiązania stosowane w innych krajach, jak na przykład w Austrii, gdzie nadal istniał podział na 12 rodzajów dział. Polska mieściła się w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o sprawy związane z rozwojem artylerii w Europie.
Summariusz armaty koronnej z 1640 roku wymienia (poza okrętowymi) 305 dział i 20 moździerzy, w tym 113 nowoczesnych spiżowych, 73 żelazne oraz 94 starsze. Cekhauz krakowski miał ich 46, malborski 42, pucki 53, warszawski 94, lwowski 36, barski 14, kamieniecki 26, a twierdza Kudak 5.
Według inwentarza z 1649 roku arsenał warszawski liczył całych kartaunów 2, półkartaunów 24, ćwierć kartaunów 24, dział regimentowych 24, 7 moździerzy spiżowych ognistych, 7 moździerzy żelaznych ognistych, 6 dział moskiewskich i jedną petardę do bram. Poza tym w cekhauzie trzymano: granaty, bomby oraz kule armatnie i muszkietowe. Co roku starano się sprowadzać nową broń: pistolety, muszkiety, pancerze. Szczególne nasilenie importu broni miało miejsce przed planowaną wojną z Turcją. Król zamówił wówczas duże ilości pistoletów oraz około 10 tysięcy pancerzy. W Pucku natomiast przechowywano działa żelazne używane w większości na okrętach. W roku 1654, czyli rok przed szwedzką inwazją, w Koronie znajdowały się 372 działa, z czego większość była nowa. To duża liczba, tym bardziej, że Korona poniosła znaczne straty sprzętowe w wojnach na Ukrainie, jak chociażby pod Piławcami.
Istotne wydaje się to, że sumariusze wymieniają także działa regimentowe 3- i 6-funtowe. Już w 1639 roku armia koronna dysponowała 38 działami 6-funtowymi oraz 12 3-funtowymi, a w 1654 roku łączna liczba dział tego typu wynosiła 63.
Ludwisarnie i arsenały
W Gdańsku istniały ludwisarnie braci Gerta i Rudolfa Benningów oraz Ludwika Wichtendala, a we Lwowie Kaspera, Jana i Andrzeja Franków. W Bobrzy oraz Samsonowie funkcjonowały piece hutnicze, w których wyrabiano również kule artyleryjskie oraz muszkietowe. Liczba znajdujących się tam kuźni, skoncentrowanych w tak zwanym Staropolskim Okręgu Przemysłowym, należała do najwyższych w kraju. W Warszawie Władysław IV założył ludwisarnię królewską prowadzoną przez Daniela Tyma; dla Korony istotne znaczenie miała również produkcja zbrojeniowa w dobrach magnackich, która znacząco uzupełniała państwową.
Na Litwie istniała działolejnia w Wilnie kierowana przez Jana Bruetelta. Dodatkowo działa miano lać w Olkiennikach, gdzie pracowało około 30 kowali, jednak nowe armaty pochodziły przede wszystkim z manufaktur magnackich: Radziwiłłów i Sapiehów.
Władysław IV kazał wybudować w Koronie dwa zupełnie nowe arsenały królewskie, które ulokowano w Warszawie oraz Lwowie. Dodatkowo naprawiono cekhauzy w Krakowie, Malborku i Pucku. Do ich budowy zaangażowano najlepszych inżynierów oraz architektów. Część z tych budynków możemy oglądać do dziś. Arsenał warszawski został ukończony w 1643 roku zaś Lwowski w 1646, a w obydwu przypadkach nad ich budową czuwał Paweł Grodzicki. Inwestycje te pozwoliły zgromadzić nowoczesną broń w kilku określonych miejscach.
Jak wspomniałem, arsenały gromadziły armaty oraz tak zwany aparat wojenny, czyli kule, lonty, knoty i tym podobne, a oprócz tego także muszkiety, hełmy, zbroje, piki oraz narzędzia, łodzie i drabiny, a w przypadku Warszawy również most pontonowy. Mieszkali tam również cejgwarci i cejgmistrze. Niestety, trudno powiedzieć, w jakich ilościach przechowywano te wszystkie materiały, ponieważ nie posiadamy odpowiednich źródeł. Wiadomo przykładowo, że w 1648 roku w związku z wybuchem wojny na Ukrainie z arsenału warszawskiego wydano około 1,5 tysiąca muszkietów oraz 180 pik, co z pewnością nie wyczerpywało jego możliwości.
W Wielkim Księstwie Litewskim również znajdowały się cekhauzy. Główny w Wilnie, pozostałe zaś w Krzyczenie, Mohylewie, Orszy, Połocku oraz Smoleńsku. Niestety, ich znacznie było nieduże i mało wiemy na ich temat. Generalnie artyleria oraz przemysł zbrojeniowy na Litwie prezentował sobą dość niski poziom, co było skutkiem innego niż w Koronie charakteru kwarty. Opór posłów litewskich na poszczególnych sejmach spowodował, że kwarta miała na Litwie charakter dobrowolnej darowizny pieniężnej sejmików na rzecz artylerii, tak zwanej donatywy. Ten stan spowodował, że pieniędzy było bardzo mało, a przez wiele lat nie wpływały one wcale. Współcześni badacze sugerują, że działo się tak pod wpływem opozycji magnackiej na Litwie, która przekonała dzierżawców królewszczyzn do nie wyrażania zgody na płacenie kwarty. Kwestia ta wymaga jednak dalszych badań historycznych.
Niestety, przy unowocześnianiu artylerii pominięto jedną istotną kwestię – tabor konny. Podczas działań wojennych konie były niezbędne do ciągnięcia dział oraz amunicji i innych sprzętów. W Rzeczypospolitej tabor konny organizowano doraźnie, w razie potrzeby, co jednak często nie wystarczało. Jedynie gdy było dużo czasu na przygotowania do wojny, jak na przykład przed wyprawą berestecką, udawało się zgromadzić odpowiednią liczbę koni. Wynikało to w dużej mierze z braku większej armii regularnej w czasie pokoju oraz niechęci do utrzymywania odpowiedniego taboru, który był dość kosztowny.
Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!
Zobacz też:
- Reformy wojskowe Władysława IV (cz. 1);
- Reformy wojskowe Władysława IV (cz. 3);
- Podróż Władysława IV do krajów habsburskich;
- Próba naprawy państwa. Projekty reform parlamentu i elekcji vivente rege w latach 1658–1660;
- Rok 1635 – dobra okazja do pobicia Szwedów.
Redakcja: Roman Sidorski