Proces warszawski 1339 – zeznania w służbie propagandy
Zatrzymując się dzisiaj na skrzyżowaniu ulic Wolskiej i Chłodnej zadzieramy głowy do góry, spoglądając na szklane wieżowce. Tysiące ludzi dziennie pokonuje tę miejską arterię zmierzając do centrum miasta. Spieszą się do pracy, rodziny, załatwić swoje indywidualne sprawy. Beton i szkło dominują w krajobrazie i nikt nie myśli o tym, że kiedyś w tym samym miejscu znajdowały się tylko pola i nieliczne chaty. Nie oznacza to, że nie było tam tłoczno. Ponad 650 lat temu trakt pra-Wolska i pra-Chłodna stanowił jedną z głównych książęcych dróg przelotowych, prowadzących do Warszawy. Pokonywali ją kupcy z towarami, oddziały wojskowe czy mieszkańcy okolicznych wsi, pragnący nowego startu w tętniącym życiem ośrodku miejskim. Najprawdopodobniej tym właśnie traktem w lutym 1339 roku zjeżdżali do Warszawy posłowie i goście na wyznaczony przez papieża Benedykta XII proces polsko-krzyżacki. To właśnie tu swój finał miał znaleźć trwający niemal ćwierć wieku spór o zagarnięte przez Zakon ziemię dobrzyńską i chełmińską.
Dlaczego Warszawa?
Proces warszawski rozpoczął się 4 lutego 1339 roku. W aktach papieskich zachowało się uzasadnienie wyboru mazowieckiego miasta na miejsce procesu i jeden z pierwszych opisów przyszłej stolicy Polski:
Stosownie do obyczaju krajowego dostęp do tego miejsca jest otwarty i bezpieczny, ponieważ jest obwiedzione murem i zaopatrzone w towar sprzedażny, ma domy i zajazdy dość przyzwoite i bezpieczne. A nadto rzeczony książę dla wszystkich mieszkańców i przybyszów pokój chowa, sprawiedliwość świadczy i nikogo w państwie swym niesłusznie ciemiężyć nie pozwala.
Badacze dziejów Warszawy podkreślają, że wybór tego miasta na miejsce procesu polsko-krzyżackiego jest niewątpliwym dowodem na znaczny rozwój urbanistyczny i gospodarczy warszawskiego ośrodka. To także jeden z przejawów politycznego zbliżenia pomiędzy księciem czerskim Trojdenem a Kazimierzem Wielkim. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że obaj władcy stali się sojusznikami, ale na pewno mieli wspólne interesy. Krzyżacy zaczęli powoli stanowić zagrożenie dla swojego byłego mazowieckiego sojusznika, a sam Kazimierz liczył na wciągniecie dzielnicy w strefę swoich wpływów. Okazją do zbliżenia były m.in. wydarzenia na Rusi. Rządzący Rusią halicko-włodzimierską piastowski książę Bolesław Jerzy w 1338 roku przepisał swoje księstwo w razie bezpotomnej śmierci na rzecz Kazimierza Wielkiego.
Gdy w 1340 roku został otruty, jego mazowieccy krewni nie robili królowi polskiemu żadnych przeszkód, a wręcz przeciwnie – rycerstwo mazowieckie brało udział w wyprawach na Ruś. Współpraca ta miała dwie podstawy. Kazimierz obiecał książętom mazowieckim odszkodowanie za odstąpienie praw do schedy po Bolesławie Jerzym, a w grę wchodziła pewnie także pozycja Warszawy. Król musiał podczas rozmów z Trojdenem obiecać kupcom warszawskim nieprzerwany dostęp do rynków na Rusi, które były otwarte dla kupców mazowieckich za czasów poprzedniego władcy. Być może ustalenia zapadły jeszcze przed 1339 rokiem. W efekcie król mógł przeforsować kandydaturę Warszawy jako miejsce procesu, by podnieść rangę ośrodka aspirującego do statusu ważnego gracza w handlu ruskim.
Proces warszawski 1339 roku: Krzyżacy pod sąd
Z punktu widzenia logiki politycznej do procesu warszawskiego doszło w następstwie odwlekanej przez Kazimierza realizacji postanowień wyszehradzkich z 1335 roku. Pokój ten pierwotnie miał być wielkim sukcesem młodego polskiego króla. Czeski i węgierski król mediujący w sporze polsko-krzyżackim wydali jednak wyrok niekorzystny dla Polski. Zakon zobowiązany był oddać Kujawy i ziemię dobrzyńską, ale Kazimierz miał zrezygnować z Pomorza Gdańskiego i ziemi chełmińskiej na rzecz Krzyżaków, którzy otrzymaliby te ziemie jako wieczystą jałmużnę. Kazimierz na taki stan rzeczy nie chciał i nie mógł się zgodzić. Polska podjęła w efekcie szereg zabiegów dyplomatycznych, których celem było przekonane do polskiej sprawy papieża Benedykta XII.
W listach słanych do Awinionu król Kazimierz oskarżał Zakon o zabór ziem Królestwa dokonany „nie bez wielkiej rzezi chrześcijan i spalenia nawet stu kościołów”. Swoją suplikę wysłał także arcybiskup Janisław, który przedstawiał krzyżaków jako bezbożników którzy sprzeniewierzyli się swojej powinności wyznaczonej im przez papieża – zamiast bronić kościołów, przyłożyli rękę do ich zniszczenia. Wszędzie tam gdzie ucierpiały Domy Boże od gwałtów i mordów cierpieli zwykli wierni. Narracja jaką przyjęła strona polska akcentowała fakt, że zabory krzyżackie odbijały się nie tylko na kondycji państwa, ale także i Kościoła rzymskiego.
Papież zapoznawszy się z dokumentami uznał, że mistrz i bracia zakonni mogli ulec infamii. Nuncjuszom Galhardowi z Carces i Piotrowi z Le Puy zlecił śledztwo w sprawie polskich skarg i wydanie wyroku. Proces przeciwko krzyżakom uznano za proces karny, a jego przedmiotem stały się rabunki ziem, zabójstwa, uprowadzenia ludzi, gwałty i podpalenia. Taki obrót sprawy wyraźnie wskazywał, że papież stawał po stronie Kazimierza Wielkiego, a dla Zakonu, jako państwa szerzącego wiarę chrześcijańską wśród pogan, było to olbrzymim wizerunkowym ciosem.
Wizja przemocy
Inauguracyjna sesja procesu odbyła się w domu wójta warszawskiego przed południem. Nad Wisłę przyjechali najważniejsi dostojnicy polscy i papiescy. Obecni byli m.in. biskupi krakowski i poznański oraz dziesiątki kujawskich i wielkopolskich rycerzy. Na pewnym etapie w procesie brał udział sam król Kazimierz. Ponieważ Krzyżacy zakwestionowali kompetencje wyznaczonych przez papieża sędziów oraz odmówili przyjęcie pozwu, proces odbył się bez udziału zakonnych przedstawicieli. Od samego początku polski władca nie wierzył zatem w skuteczność papieskiego sądu. Proces warszawski miał być jedynie oskarżycielską trybuną, sposobem na utrwalenie w opinii publicznej obrazu krzywd jakich Korona doznała przez Zakon i atutem w dalszej walce. Wytoczenie Krzyżakom sprawy sądowej przed Stolicą Apostolską stanowiło jedynie dyplomatyczny manewr, którego celem było nie tyle wypracowanie lepszych warunków, co pogrzebanie krzyżackiej opinii.
Kup e-booka „Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego” :
Póki żyli świadkowie obraz krzywd żywo był zapisany w tradycji ustnej. W efekcie na proces zaproszono ponad 200 świadków krzyżackich zbrodni, do Warszawy przybyło 176, a łącznie przesłuchano 126 osób. Wszystko zostało spisane. Zachowane do naszych czasów zeznania zawierają bezsprzecznie najwięcej danych o aktach przemocy i okrucieństwa ze strony Krzyżaków, popełnianych w trakcie wypraw zbrojnych na teren Kujaw i Wielkopolski w okresie ostatnich lat panowania Władysława Łokietka. Wiele relacji ma charakter ogólny, będąc odzwierciedleniem powszechnej wiedzy i opinii na temat krzyżackich napaści. Mają one jednocześnie charakter wojennych stereotypów, których głównym motywem są wzmianki m.in. o masowym oraz umyślnym mordowaniu ludności cywilnej w trakcie działań zbrojnych.
Warto jednak podkreślić, że tego typu relacje najdobitniej ukazują pokazowo-wizerunkowy charakter warszawskiego procesu. W przypadku najazdów krzyżackich na Polskę w pierwszej połowie XIV wieku nie możemy bowiem mówić o masowym mordowaniu (wykluczając rzeź gdańską), a tym bardziej o systemowej eksterminacji ludności cywilnej. Działaniom zbrojnym oczywiście towarzyszyła śmierć i zabici, będące nieodłącznym elementem narracji. W przypadku krzyżackich napaści były to jednak przypadki pojedyncze – i nie zawsze intencjonalne. Nie wszyscy umierali od cięcia krzyżackim mieczem. Świadczą o tym zeznania bezpośrednich świadków, np. kasztelana brzeskiego, który oznajmił, że znaczna część spośród zabitych m.in. w Brześciu straciła życie w wyniku prowadzonego w celu zdobycia miasta bombardowania. Wielu ludzi zginęło także w pożarach.
Liczby jakie podają świadkowie dalekie są od wyobrażeń o masowych grobach i stosach trupów. Protokoły zeznań z Warszawy pokazują jednocześnie, że wiele z relacji stanowiło swoiste przedstawienie pamięci indywidualnej – świadkowie relacjonowali wydarzenia, które realnie widzieli lub brali w nich udział. Opisy te cechuje nie tyko szczegółowość, ale także duża doza ładunku emocjonalnego. Mimo tego świadkowie potrafili realnie i racjonalnie ocenić liczbę ofiar krzyżaków. Daleko im w efekcie od topicznych obrazów krzyżackiej hekatomby. Podawana liczby ofiar zazwyczaj nie przekraczają 10 osób.
Większość zeznających wskazywała, że pod krzyżacki miecz dostawali się przede wszystkim mężczyźni. Tylko kilka relacji wskazuje na akty przemocy wobec kobiet, dzieci i starców. Można śmiało powiedzieć, że ofiarami zostawali przede wszystkim mężczyźni w sile wieku, być może rycerze lub zwykli poddani, którzy w chwilach zagrożenia stawiali zakonnym zbrojnym aktywny opór. Paradoksalnie jednak najbardziej zagrożeni byli duchowni. Świadkowie zgodnie podkreślają, że to kler najczęściej kończył żywot od mieczów Prusów na usługach Zakonu. Kościoły parafialne i klasztory było dla zakonnych zbrojnych najlepszą gwarancją sowitego łupu, a to właśnie on stanowił główny cel krzyżackich ataków – co również podkreślają bardziej szczegółowe zeznania.
W imię prawdy?
Pozbawione topicznego charakteru relacje pokazują wprost, że krzyżackie najazdy na Polskę, omawiane w Warszawie w 1339 roku, miały charakter głównie ekonomiczny. Potwierdzone przez świadków grabieże, rabowanie żywego inwentarza, okradanie świątyń czy liczne podpalenia świadczą wymownie, że Krzyżacy chcieli przede wszystkim wzbogacić się i zniszczyć potencjał ekonomiczny swojego sąsiada. Papiescy wysłannicy nie mieli zatem żadnych oporów, by po przesłuchaniu 126 świadków wydać wyrok, który nie tylko nakazywał odstąpienie Królestwu Polskiemu Pomorza Gdańskiego oraz ziem chełmińskiej, dobrzyńskiej, michałowskiej, inowrocławskiej i brzeskiej, ale także zapłatę odszkodowania w wysokości ponad 194 tys. grzywien srebra. Od samego początku, podobnie jak król, wiedzieli jednak, że to tylko dyplomatyczna zasłona dymna.
Zaraz po wydaniu werdyktu, 15 września 1339 roku, Zakon wystąpił z apelacją. Sprawę ponownie badała Stolica Apostolska, a papież Benedykt XII powołał do życia nawet specjalną komisję dla sfinalizowania sporu Polski z Zakonem w osobach biskupów miśnieńskiego, krakowskiego i chełmińskiego. Wyrok warszawski ostatecznie nie został przez papieża zaakceptowany, ale król Polski od połowy 1340 roku żył już sprawą spadku po wspomnianym Bolesławie Jerzym. Polityka wschodnia, sojusz z Luksemburgami z 1341 roku i naciski ze strony papieża skłoniły w końcu ostatniego Piasta na królewskim tronie do zawarcia trwałego pokoju z Zakonem w 1343 roku na warunkach wyroku wyszehradzkiego. Wizerunkowo Królestwo zyskało jednak bardzo wiele. Kolejne pokolenia w formie warszawskich zeznań otrzymały propagandowy oręż w kolejnych wojnach.
Bibliografia:
- Bieniak Janusz, Geneza procesu polsko-krzyżackiego z 1339 roku, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Historia”, 24 (1990), s. 25-52.
- Bieniak Janusz, „Litterati” świecy w procesie warszawskim z 1339 [w:] Cultus et cognitio. Studia z dziejów średniowiecznej kultury, pod red. Stefana K. Kuczyńskiego i in., Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1976, s. 97-106.
- Bieniak Janusz, Środowisko świadków procesu polsko-krzyżackiego z 1339 [w:] Genealogia – kręgi zawodowe i grupy interesu w Polsce średniowiecznej na tle porównawczym, pod red. Jana Wroniszewskiego, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 1989, s. 5-35;
- Radzimiński Andrzej, Kanonicy płoccy w świetle zeznań na procesie polsko-krzyżackim w Warszawie w 1339 r., „Studia Płockie”, 13 (1985), s. 132-148.
- Sieradzan Wiesław, Świadomość historyczna świadków w procesach polsko-krzyżackich w XIV-XV wieku, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń 1993.