Problem reparacji wojennych
Zwyczaj nakładania na pokonanych w wojnie kontrybucji jest stary jak świat. Po pierwszej wojnie światowej przybrały one jednak takie rozmiary, że uniemożliwiły odbudowę normalnych stosunków gospodarczych. To doświadczenie skłoniło kolejne pokolenia do powściągliwości i umiaru w tej kwestii. W taki sposób podejmowano decyzje w 1945 roku. Dziś, kiedy kwestia reparacji na nowo rozpaliła namiętności części opinii publicznej w Polsce, warto sobie uświadomić te uwarunkowania. Co się zatem stało podczas pierwszej wojny światowej?
Największym zaskoczeniem dla uczestników konfliktu była jego długość. W sierpniu 1914 roku wszyscy naiwnie wyobrażali sobie, że wojna będzie krótka, tymczasem przekształciła się w wieloletnie zmagania obliczone na wyczerpanie przeciwnika. Zadecydował o tym ówczesny poziom rozwoju techniki wojennej. W świecie, w którym wykorzystywano już karabiny maszynowe, a jeszcze nie istniały czołgi, obrona miała miażdżącą przewagę nad atakiem. To unieruchomiło żołnierzy w okopach na kilka lat. Kolejne natarcia podejmowane w celu przełamania frontu załamywały się, a ich skutkiem były jedynie gigantyczne straty w ludziach. Zarówno liczba zabitych, jak i koszty takiej wojny szybko przekroczyły najśmielsze przewidywania strategów. Kraje uczestniczące w konflikcie zawiesiły więc wymienialność swoich walut na złoto, a następnie zwiększyły emisję pieniądza. Oznaczało to, że stopniowo zaczęły narastać procesy inflacyjne. Na początku była to inflacja utajona. Wprowadzono blokadę cen, a następnie system kartkowy. Rósł nie tyle koszt towarów, ile trudności w dostępie do nich. Dopiero po wojnie w poszczególnych krajach uwalniano ceny i znoszono kartki. Nie był to jednak koniec inflacji, zmienił się tylko jej charakter. Sklepy się zapełniały, ale ceny szybko rosły, wyprzedzając wzrost zarobków. Taką inflację nazywamy jawną.
Szwab zapłaci
Szybko się okazało, że dodruk pieniądza nie wystarcza na sfinansowanie wysiłku wojennego. Trzeba było znaleźć inne sposoby. Co ciekawe, obie strony radziły sobie z tym inaczej. Państwa centralne, czyli Niemcy i ich sojusznicy, finansowały wojnę za pomocą pożyczek wewnętrznych − zadłużały się więc u własnych obywateli we własnej walucie według jej wartości nominalnej. Po wojnie państwo mogło się takiego długu stosunkowo łatwo pozbyć. Wystarczyło uwolnić inflację i, korzystając z tego, że wartość pieniądza spadła, spłacić wierzycieli. Było to oczywiście oszustwo wobec własnych obywateli, ale państwo rozwiązywało problem niewielkim kosztem.
Państwa ententy finansowały wojnę za pomocą pożyczek zagranicznych. Początkowo sojusznicy zadłużali się w Wielkiej Brytanii, a po 1917 roku wszyscy, z Brytyjczykami włącznie, zaczęli pożyczać pieniądze od Amerykanów. Kiedy rysowało się już widmo klęski państw centralnych, uświadomiono sobie pewien paradoks. Otóż sytuacja finansowa zwycięzców była dużo gorsza niż pokonanych. Ci mogli się bowiem pozbyć swojego zadłużenia stosunkowo łatwo, natomiast państwa ententy były zadłużone za granicą w obcych walutach. Uwolnienie inflacji niczego w ich przypadku nie zmieniało. Zachodziła obawa, że ententa wprawdzie wygra wojnę, ale zaraz potem zbankrutuje, a Niemcy będą to obserwować z satysfakcją. W tej sytuacji premier Francji Georges Clemenceau rzucił hasło le Boche paiera − Szwab zapłaci. Aby tak się stało, trzeba było ściągnąć z pokonanych Niemiec reparacje przynajmniej w wysokości długu ententy wobec Stanów Zjednoczonych.
W takiej atmosferze rozpoczynała obrady konferencja pokojowa w Paryżu w 1919 roku. Trzeba przyznać, że Amerykanie nie ułatwiali sojusznikom działania. Prezydent Woodrow Wilson oznajmił, że uważa reparacje wojenne za zły pomysł, i wezwał państwa ententy do rezygnacji z niego. Sam w imieniu Stanów Zjednoczonych zrzekł się ich. Co innego długi wojenne. Te trzeba spłacać. Propozycję brytyjską, by równocześnie umorzyć długi wojenne i zrezygnować z reparacji, Wilson stanowczo odrzucił. W tej sytuacji cały ciężar rozwiązania problemu spoczął na barkach sojuszników europejskich. Ponadto nałożyły się na siebie dwa porządki, które trudno było sprowadzić do wspólnego mianownika. Reparacje miały być realną rekompensatą za poniesione straty i jednocześnie pomóc w spłacie długów wojennych. Propagandowo raczej eksponowano pierwszy z tych motywów, drugi pomijając dyskretnym milczeniem.
30 miliardów
Po rozpoczęciu obrad w Paryżu przedstawiono wstępne szacunki ogólnej sumy reparacji. Mówiło się o 124 mld dolarów (oczywiście w złocie), co było sumą tyleż astronomiczną, co nierealną. Negocjatorzy zdawali sobie z tego sprawę, dlatego odłożyli na później ustalenie całkowitej wysokości odszkodowań. Na razie określili jedynie udział w nich poszczególnych państw. Francja miała otrzymać 52 proc., Wielka Brytania 22 proc., Włochy 10 proc., Belgia 8 proc., Królestwo SHS, czyli późniejsza Jugosławia, 5 proc., pozostali 3 proc. Rachunek opierał się mniej więcej na realnie poniesionych stratach, ale w tym momencie zwrócono uwagę na inną kwestię – zagranicznych długów wojennych. Wielka Brytania poniosła znacznie mniejsze straty niż Francja, na której terenie toczyły się działania wojenne, ale jej zadłużenie było niewiele mniejsze. Przyjrzyjmy się liczbom.
Zagraniczne długi wojenne Francji wynosiły ok. 7 mld dolarów, ale Paryż miał zagwarantowany 52-proc. udział w reparacjach. Jeśli ogólna suma reparacji wyniosłaby ok. 14 mld dolarów, Francuzi wyszliby na zero. Dług brytyjski był nieco mniejszy, ok. 5 mld dolarów, ale udział Wielkiej Brytanii w reparacjach wynosił jedynie 22 proc. Aby zrównoważyć brytyjskie straty i wpływy z reparacji, te musiałyby wynieść ok. 25 mld dolarów. Dlatego Wielka Brytania zainteresowana była w podwyższaniu ich ogólnej sumy. Francuzi byli znacznie bardziej powściągliwi. Ponieważ w sferze publicznej można było uzasadniać podwyższanie reparacji tylko realnymi stratami, a brytyjskie były znacznie mniejsze od francuskich, Brytyjczycy jako pierwsi zaczęli się domagać odszkodowań za poległych, przeliczając straty według utraconych na skutek ich śmierci zarobków.
Ten tekstpochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:
W 1921 roku ostatecznie określono wysokość reparacji na 31,5 mld dolarów. Nadal było to bardzo dużo, ale jednak czterokrotnie mniej niż na początku. Niemcy miały spłacać reparacje tak szybko, jak to możliwe. Problem w tym, że ich inflacja nabierała tempa, a zrujnowane finanse nie pozwalały na spłaty. Amerykanie zaś twardo domagali się swoich należności. W tej sytuacji na początku 1923 roku wojska francuskie i belgijskie rozpoczęły okupację Zagłębia Ruhry, zamierzając pobierać reparacje w naturze. Paryż był zdecydowany stłumić ewentualny strajk nawet siłą. Oznaczało to tyle, że w przypadku strajku okupanci gotowi byli ogłosić militaryzację zakładów pracy. Strajk byłby wówczas równoznaczny z odmową wykonania rozkazu, a za to groziła kara śmierci. Francuzi i Belgowie gotowi byli takie wyroki wydawać i wykonywać.
Odpowiedzią Niemców nie był jednak strajk, tylko bierny opór. Wszyscy pracowali i mieli pełne ręce roboty. Tyle tylko, że na powierzchnię nie wyjeżdżała ani jedna tona węgla, a huty nie wypuszczały ani jednej tony stali. Okupanci byli bezradni i ostatecznie przegrali tę konfrontację. Dla gospodarki niemieckiej jednak fakt, że przez prawie rok najbogatsza część Niemiec pracowała na „jałowym biegu”, też był wyniszczający i stał się jedną z przyczyn hiperinflacji pod koniec 1923 roku.
Moratorium Hoovera i Wielki Kryzys
Po stabilizacji marki wspólnota międzynarodowa podjęła wysiłki na rzecz gospodarczej odbudowy Niemiec, choćby po to, by kraj ten odzyskał zdolność spłacania zobowiązań. Na mocy planu Dawesa z 1924 roku spłatę reparacji rozłożono na ponad 40 rat rocznych. Początkowo miały one być niskie, potem, kiedy niemiecka gospodarka stanie na nogi, miały wzrosnąć. Niemcy dostały spore kredyty na rozruszanie gospodarki. Zabezpieczeniem spłat miały być dochody z niemieckich kolei kontrolowanych przez urzędników ententy.
W 1929 roku przyjęto kolejny plan – Owena Younga, jeszcze korzystniejszy dla Niemiec. Liczbę rat zwiększono do ponad 60. Niemcy odzyskały pełną suwerenność finansową, z tamtejszych urzędów wycofano alianckich kontrolerów. Niemcy nadal mieli płacić, ale ich sprawą było, skąd wezmą na to pieniądze. Do regulowania spłat utworzono w 1931 roku Bank Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei, istniejący do dziś. I to jest najtrwalsza pamiątka po reparacjach i planie Younga, bo jego żywot nie był długi. Wkrótce po jego przyjęciu zaczął się bowiem wielki kryzys. W 1931 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Herbert Hoover ogłosił moratorium, w którym zapowiedział zamrożenie spłat wszystkich zobowiązań − zarówno reparacji, jak i długów wojennych − na rok. To był już koniec płacenia, bowiem później moratorium było przedłużane.
W sumie Niemcy spłaciły ok. 5 mld dolarów. Amerykanie nie odzyskali swoich pożyczek wojennych. Co więcej, nie skorzystali z koniunktury, jaką mogła być powojenna odbudowa Europy. Zadłużeni ponad stan sojusznicy nie chcieli zadłużać się dalej. Dlatego Amerykanie zamiast powojennej koniunktury, na którą liczyli, w latach 1919−1922 przeżyli krótki, ale ostry kryzys nadprodukcji. Był on tym bardziej dotkliwy, że zbiegł się w czasie z demobilizacją armii. Żołnierze wracali do cywila, a tam czekało na nich bezrobocie. To właśnie wtedy Ernest Hemingway spopularyzował pojęcie „stracone pokolenie”.
Reparacje i długi wojenne okazały się nieściągalne. Nawet jednak w takim zakresie, w jakim zostały zrealizowane, wystarczyły, by trwale zdestabilizować finanse międzynarodowe i uniemożliwić rozwój normalnej wymiany handlowej. Efektem nieudanych prób powrotu do normalnych relacji gospodarczych był wielki kryzys lat trzydziestych, najgłębsze załamanie gospodarcze w historii najnowszej. A kiedy w 1937 roku świat osiągnął przedkryzysowy poziom produkcji przemysłowej, wolumen handlu międzynarodowego był na poziomie 70 proc. wartości sprzed 1928 roku. Świat szedł w stronę dążących do samowystarczalności, zamkniętych gospodarek. Trzeba przyznać, że byli tacy, którzy od początku widzieli zagrożenie. Młody uczestnik delegacji brytyjskiej na konferencję pokojową John Maynard Keynes w pracy Ekonomiczne skutki pokoju ostrzegał przed niszczącymi efektami reparacji. Jego głos został jednak zlekceważony.
Po 1945 roku
Jeśli czasami wątpimy w to, że ludzie uczą się na błędach, to tym razem było inaczej. Amerykanie odrobili bowiem lekcję i podczas drugiej wojny światowej zadbali, by historia się nie powtórzyła. Przede wszystkim nie chcieli, żeby na koniec wojny sojusznicy byli im winni pieniądze. Wiedzieli, że i tak ich nie odzyskają, a dług spowoduje mnóstwo kłopotów. Dlatego pomagali tak, żeby go nie było. Do końca 1940 roku sprzedawali sprzęt wyłącznie za gotówkę. Potem, gdy Wielka Brytania nie była już w stanie płacić, na podstawie ustawy Lend-Lease wypożyczali sojusznikom sprzęt, który formalnie pozostawał własnością rządu amerykańskiego, czyli nie generował długu. W każdym razie długu zagranicznego, bo z długiem wewnętrznym od czasów interwencjonizmu lat trzydziestych Amerykanie umieli sobie radzić.
Po drugiej wojnie światowej reparacje nie odgrywały też tak dużej roli jak w 1918 roku. Nie wynikało to z bagatelizowania winy Niemiec, tylko z innego podejścia do całej kwestii. Odpowiedzialność Trzeciej Rzeszy za wybuch wojny, jej zbrodniczy charakter i ogromny rozmiar szkód nie ulegała wątpliwości. Ponadto Niemcy eksploatowali kraje okupowane, zadłużając się w nich i traktując ten dług jako pokrycie emisji lokalnych walut. Inaczej mówiąc – Rzesza finansowała własny wysiłek wojenny inflacjami w krajach okupowanych. Przyczyn, by obciążyć Niemcy odpowiedzialnością finansową, było aż nadto. Przemawiałyby za tym również względy sprawiedliwości.
Mimo to postanowiono nie popełniać błędu z okresu międzywojennego. Szybka odbudowa całej Europy z Niemcami włącznie była pewniejszą gwarancją utrzymania pokoju niż pognębienie przeciwnika i najsłuszniejsza choćby zemsta. Za warunek pokoju uznano również stabilny i sprzyjający rozwojowi handlu system finansowy, którego zręby nakreślono jeszcze w 1944 roku podczas konferencji w Bretton Woods. Jego celem była szybka odbudowa handlu światowego, a nie wyrównywanie rachunków z przeszłości. To wpłynęło na postrzeganie problemu reparacji. Ustalono, że zostaną pobrane z Niemiec w naturze przez mocarstwa okupacyjne, przy czym dla Polski zarezerwowano 15-proc. udział w reparacjach radzieckich. Na ich poczet demontowano urządzenia przemysłowe, czego dość szybko zaniechano w związku z koniecznością odbudowy. Uniknięto natomiast obciążania Niemiec ciężarami finansowymi. Do takiego rozwoju sytuacji przyczyniło się też odłożenie decyzji o ostatecznym kształcie reparacji do czasu konferencji pokojowej (do której, jak wiadomo, nigdy nie doszło). Pamiętajmy jednak, że mówimy o reparacjach jako o problemie relacji międzypaństwowych, a nie o odszkodowaniach dla indywidualnych ofiar.
W sumie nowe podejście okazało się znacznie skuteczniejsze zarówno z punktu widzenia odbudowy gospodarki europejskiej, jak i utrwalenia pokoju na kontynencie. Nie warto tego psuć w imię politycznie rozgrywanych resentymentów.