Polski ruch drogistowski i jego historia – cz. 1

opublikowano: 2009-01-02 22:58
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Czym zajmują się drogiści? Jak rozwijał się ten zawód na przestrzeni wieków, od starożytnych Chin aż do XIX-wiecznych ziem polskich? Co jest symbolem zawodu drogisty? W podróż po tradycjach swojej profesji zaprasza Przemysław Solecki, wieloletni prezes Stowarzyszenia Drogistów Polskich.
REKLAMA

Zobacz opublikowany tydzień temu wstęp redakcyjny do niniejszej książki i jej streszczenie.

Od autora

Oddaję w Państwa ręce książkę niezwykłą...

Jej odmienność oraz niepowtarzalność nie wynikają ani z moich wyjątkowych talentów literackich – nie chcę być przecież posądzony o megalomanię – ani z wyszukanych, oryginalnych sposobów prezentacji tematu. Szata edytorska nie stanowi również podstawowego wyróżnika publikacji. Tym, co ma szczególnie zainteresować Czytelników, a może także pobudzić do głębszej refleksji jest sama treść, przybliżająca dzieje jednego z zawodów najciekawszych, najbarwniejszych i mających niezwykle bogatą historię - zawodu DROGISTY.

Kim wobec tego są drogiści lub drogerzyści, jeżeli zastosujemy w tym drugim przypadku nazewnictwo właściwe dla terenów Polski zachodniej oraz północnej? Czym się zajmują, w czym się specjalizują?

Na pewno nie budują dróg, a takie skojarzenia powstają niezwykle często. Drogiści to przecież nie drogowcy! Nie zajmują się narkotykami – po angielsku „drug” to właśnie narkotyk. Nie są również osobami sprzedającymi drogo: uwaga ta ma już wydźwięk humorystyczny, ale zetknąłem się i z takimi poglądami...

Drogista to fachowiec, specjalista zajmujący się produkcją bądź handlem środkami drogeryjno-chemicznymi: kosmetykami, wyrobami zielarskimi, wybranymi środkami farmaceutycznymi, materiałami higienicznymi i opatrunkowymi, artykułami chemii gospodarczej, farbami, lakierami itd. itd. Drogistami są sprzedawcy w sieci handlu detalicznego (ta grupa zawodowa jest najliczniejsza), hurtownicy, dystrybutorzy oraz przedstawiciele przedsiębiorstw przemysłowych. Łączy ich z pewnością jedno – są wszechstronnie przygotowani do zapewnienia najwyższego poziomu obsługi klienta, są specjalistami „najwyższej próby”.

Drogerie, perfumerie, sklepy zielarskie, kosmetyczne i chemiczne, jak również specjalistyczne hurtownie to miejsca pracy drogistów-handlowców. Staje przed nimi doniosłe zadanie – poprzez wykorzystanie swej wiedzy fachowej powinni pracować dla zdrowia społeczeństwa, służyć jak najpełniejszemu zaspokojeniu potrzeb nabywców, podnosić poziom jakości usług handlowych, a także kształtować rynek drogeryjno-chemiczny, aktywnie współdziałając w tej mierze ze sferą produkcji.

REKLAMA

Prawdziwy drogista, zasługujący na to zaszczytne miano, jest więc wysoko kwalifikowanym fachowcem-towaroznawcą, organizatorem, producentem, bądź specjalistą handlu detalicznego lub hurtowego. Realizując swą misję powinien także reprezentować – co wydaje się oczywiste – najwyższy poziom etyki zawodowej.

Takich pracowników, właścicieli przedsiębiorstw, działaczy społecznych, jednym słowem przedstawicieli zawodu drogistowskiego, pragnę zaprezentować na kartach książki oddawanej w Państwa ręce.

110 lat historii polskiego ruchu drogistowskiego przypada na okres niezwykle ciekawy, obfitujący w wydarzenia polityczne i społeczne – często dramatyczne, niosące ze sobą poważne zmiany w życiu państw i narodów.

Ażeby choć w części ukazać wpływ tych przekształceń na polski rynek drogeryjno-chemiczny, na kształtowanie się świadomości zawodowej drogistów oraz ich integrację organizacyjną, postanowiłem – oczywiście w wymiarze bardzo ograniczonym – wskazywać na najważniejsze wydarzenia historyczne, najsilniej determinujące losy Polaków w ogóle, a polskiego ruchu drogistowskiego w szczególności.

Centralnym fragmentem opracowania jest chronologicznie ujmowane omówienie najważniejszych wydarzeń z historii naszego zawodu. Starałem się charakteryzować nie tylko dzieje już dla obecnego pokolenia zamierzchłe, XIX-wieczne oraz przynależne do historii drogistowskiej przeszło siedemdziesięciu lat wieku XX. Szczególnie dużo miejsca poświęciłem okresowi ostatniego trzydziestolecia minionego wieku. A są to lata z pewnością godne wnikliwej uwagi, istotne dla kształtowania współczesnego wizerunku drogisty i prowadzonego przez niego przedsiębiorstwa. Należy nadmienić, że temat ten nie był do tej pory podejmowany w formie publikacji książkowej – fakt powyższy jest, jak sądzę, cennym wyróżnikiem prezentowanego opracowania.

Przedstawiany materiał na pewno nie stanowi wyczerpującej monografii. Starałem się raczej wskazać na najważniejsze zagadnienia i problemy, także te, które pozostają jeszcze do rozwiązania. Kolejne wydania przedkładanej Państwu książki, a może zupełnie nowe opracowania poświęcone dziejom drogistowskiego ruchu zawodowego, będą z pewnością przynosiły uzupełnienia faktograficzne, odmienne komentarze i nowatorskie próby rozwiązywania najistotniejszych zagadnień.

REKLAMA

Będę wdzięczny wszystkim Czytelnikom za nadsyłanie wszelkich uwag i opinii, również tych krytycznych. Niech posłużą one dalszym pracom nad jak najbardziej obiektywnym i możliwie najpełniejszym ukazywaniem dziejów polskiego ruchu drogistowskiego, jego szczytnych idei oraz ważnych dokonań, owocujących trwałym wpisaniem społeczności drogistowskiej w strukturę gospodarczą i zawodową naszego kraju.

I. Moździerz jako symbol zawodu drogistowskiego

Każda organizacja dąży do wyróżnienia swojej działalności, podkreślenia najważniejszych dokonań i trwałego ulokowania w naszej świadomości tych wszystkich kluczowych wartości, które określają jej sens istnienia i społeczną przydatność. System identyfikacji instytucji, bądź przedsiębiorstwa ma właśnie służyć symbolicznemu uwidocznieniu, wręcz zamanifestowaniu tego wszystkiego, co było i jest najistotniejsze dla wypełniania misji organizacji. Symbolika wizualna jest szczególnie ważna w przypadku stowarzyszeń reprezentujących środowiska zawodowe, stawiających sobie cele szczytne, o wymiarze wielopokoleniowym, często bardzo złożone i trudne do urzeczywistnienia.

Liczne organizacje zrzeszające od 1897 roku polskich drogistów także potrzebowały sugestywnego symbolu – współcześnie powiedzielibyśmy „logo” – symbolu, który jednoznacznie identyfikowałby społeczno-zawodowy ruch drogistowski oraz sugerował przynależne mu cele i zadania.

Takim znakiem rozpoznawczym okazał się MOŹDZIERZ – symbol wyjątkowo trafnie dostosowany do wyobrażeń społecznych rynku drogeryjno-chemicznego, ale także trafnie oddający specyfikę pięknego, acz niełatwego zawodu drogisty.

Moździerzami – spiżowymi, żelaznymi, mosiężnymi, często o wadze przekraczającej kilkadziesiąt kilogramów i zaopatrzonymi w najczęściej żelazne tłuczki, posługiwali się w średniowiecznej Polsce kupcy korzenni.

Oczywiście, na terenach rozkwitu kultur antycznych moździerze były znane już w wiekach zamierzchłych, a ich zastosowanie nie różniło się w porównaniu z pierwszymi odnotowanymi przez historyków opisami moździerzy polskich korzenników.

Ubijali oni, rozdrabniali, proszkowali, mieszali rozmaite surowce i substancje o różnym działaniu – najczęściej leczniczym, ale także służące po prostu upiększaniu. W międzyczasie, otrzymywane półprodukty były poddawane odparowywaniu, przecedzaniu, czy zagęszczaniu. Nie była to z pewnością praca lekka. Operowanie tak ciężkimi moździerzami stanowiło poważne wyzwanie dla nie zawsze najtęższych fizycznie kupców.

REKLAMA

W moździerzu powstał najbardziej znany środek leczniczy z czasów starożytności, a powszechnie stosowany w średniowieczu – driakiew. Lek ten był mieszaniną 70-90 surowców, głównie zielarskich (ale występował w nim także jad żmii!). Miał skutecznie działać w przypadkach zatruć, ukąszeń węży, miał uśmierzać bóle i w ogóle – jako uniwersalne antidotum Driakiew przeciwdziałać wszelkim chorobom.

Driakiew uważano m.in. za skuteczne lekarstwo przeciw dżumie.

Moździerze były również podstawowym narzędziem pracy XIX-wiecznych materialistów polskich, organizujących pierwsze składy materiałów aptecznych – prekursorów późniejszych drogistów.

Jak widzimy, moździerz drogistowski miał niewiele wspólnego z działem, określanym w wojskowości od XIV wieku tą samą nazwą...

Bez wątpienia, moździerze były najczęściej stosowanymi narzędziami pracy dawnych drogistów – czy może wobec tego dziwić fakt, że stały się symbolem handlu drogeryjnego, a następnie także wielu organizacji zrzeszających kupców-drogistów? Podkreślmy, że nie tylko polskich. Moździerz jest również godłem wielu krajowych zrzeszeń zawodowych funkcjonujących w Europie Zachodniej oraz symbolem branżowej organizacji międzynarodowej – Europejskiej Konfederacji Związków Drogistowskich.

Jako atrakcyjne logo został także „zawłaszczony” przez liczne przedsiębiorstwa wytwórcze produkujące asortyment drogeryjno-chemiczny, często reprezentujące specjalności zielarskie oraz zielarsko-farmaceutyczne.

Ta chwila refleksji historycznej była z pewnością potrzebna, ale nie spełniłaby swojej roli, gdybyśmy poprzez symbolikę moździerza nie nawiązali do czasów współczesnych. Bo chociaż już nie rozdrabniamy, ani nie ubijamy surowców w moździerzach wzorem naszych prekursorów z wieków minionych, to jednak tradycja daje impuls dla dynamicznego rozwoju drogistyki – współczesnej interdyscyplinarnej dziedziny wiedzy odznaczającej się wysokim stopniem specjalizacji, wykorzystującej osiągnięcia wielu kierunków naukowych, dziedziny wyjątkowo silnie związanej z potrzebami rynku. Tradycja trwa, nie tylko w symbolu...

Odnotujmy, że moździerze kwalifikowane były niejednokrotnie jako dzieła sztuki. Wśród nich, moździerz należący do lwowskiego kupca korzennego Macieja z Kołomyi (1582 rok), znajdujący się obecnie w zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego, stanowi zabytek wyjątkowo cenny. Wykonany z mosiądzu, ma wysokość przekraczającą nieco 30 cm, natomiast jego szerokość wynosi 40 cm. Jest więc szerszy niż wyższy! Łacińskie napisy są uzupełnione przez inicjały kupca i bardzo bogatą ornamentykę. Naprawdę trudno, poprzez lapidarny opis oddać piękno tego narzędzia pracy...

REKLAMA

II. Nasze Korzenie

Handel drogeryjny zaliczany jest do jednych z najstarszych na świecie specjalności kupieckich. Pachnidła, olejki aromatyczne, balsamy, maści, zioła, mazidła, farby i barwniki, trucizny, wyciągi roślinne, to towary znane już w odległej starożytności. Pierwsze wzmianki o takich specyfikach pochodzą z trzeciego tysiąclecia przed naszą erą. Surowców roślinnych, zwierzęcych i mineralnych używano do celów kosmetycznych, leczniczych, technicznych, farbiarskich oraz spożywczych. Najlepiej była znana uzdrowicielska moc ziół. Chiński zielnik PEN-KING napisany około 2700 lat p.n.e. zawiera mnóstwo wiadomości dotyczących roślin leczniczych oraz możliwości ich stosowania w rozmaitych przypadkach chorobowych. Wysokim poziomem wiedzy zielarskiej odznaczali się także Hindusi, a duże ilości indyjskich ziół i korzeni dostarczano – przy istotnym udziale znanych z zamiłowania do handlu i morskich podróży Fenicjan – na Bliski Wschód oraz do krajów basenu Morza Śródziemnego.

Z kolei najstarsi europejscy prekursorzy drogistów to przede wszystkim greccy rhizotomei, czyli krajacze korzeni, zajmujący się zbiorem i przygotowaniem ziół. Podkreślmy, że starożytni znali również i stosowali proste chemikalia jak sodę, sól kuchenną, ałun, boraks, siarczek antymonu czy siarczek rtęci.

Moneta fenicka. Fenicjanie handlowali korzeniami i innymi artykułami „drogeryjnymi”

W świecie sprzed dwóch i więcej tysięcy lat rozwinęła się bogata wiedza dotycząca trucizn - jakże często wykorzystywano ją nie tylko w celach leczniczych... Za kolebkę wiedzy chemicznej uważane są Chiny, a bliżej Europy – Egipt.

Handel wschodnimi korzeniami rozwinął się szczególnie silnie w starożytnym Rzymie. Sprzedaż prowadzona była przez aromatarii, czyli korzenników, bądź herbarii – zbieraczy ziół. Prekursorzy współczesnych aptekarzy posiadali odrębne określenie swego zawodu – pharmaceopolae.

REKLAMA

Po upadku Rzymu handel korzeniami opanowali Arabowie, a głównymi odbiorcami i centrami handlowymi zostały Wenecja oraz Konstantynopol. Z tych ośrodków korzenie, zioła, trucizny oraz proste chemikalia trafiały na obszary Europy Zachodniej i Środkowej, również na tereny kształtującego się Państwa Polskiego. W wieku XIII zaczyna rozwijać się handel drogeryjny o obliczu już nam bliższym. Powoli wykształcał się specyficzny zawód kupiecki - korzenników, zwanych również aromatariuszami. Wspomniani korzennicy wykorzystywali ruchome stragany rozkładane na powszechnie organizowanych jarmarkach, a bogatsi kupcy prowadzili sprzedaż w trwale umiejscowionych kramach.

W miastach powstawały ośrodki handlu, wydawano zarządzenia regulujące obrót na targowiskach, wyznaczano dozwolone poziomy cen, ustalano taryfy celne i opłaty miejscowe.

Kramy korzenne, a następnie sklepy korzenne, to właśnie pierwsze drogerie, a ich właścicieli możemy uznać za prekursorów współczesnych drogistów.

Kramarze polscy dość wcześnie, gdyż w wieku XIII zorganizowali się w cechy – w roku 1288 w Poznaniu, a nieco później w Toruniu. Kolejne bractwo kupieckie powstało w 1410 roku w Krakowie. Również w wieku XV zorganizowali się kupcy warszawscy.

Sukiennicie w Krakowie. Handlowano w nich między innymi ziołami, perfumami, mazidłami, korzeniami (fot. Andrzej Barabasz, licencja: CC ASA 2,5, źródło: Wikipedia).

Królowie nadawali kupcom rozmaite przywileje, określali jednak także obowiązki i godzili spory. Warto zauważyć że już wtedy podejmowano pierwsze próby unormowania stosunków gospodarczych poprzez wdrażanie ustaw i zarządzeń odnoszących się do zasad prowadzenia handlu, rozgraniczania sfer wpływów poszczególnych bractw kupieckich oraz uregulowania na danym terenie działalności kupców obcych. Przykładowo, aptekarze nie mogli prowadzić w swych składach sprzedaży artykułów przypisanych tylko kramarzom–korzennikom.

Nie przypadkowo nawiązujemy do problemów sporów pomiędzy korzennikami, a aptekarzami. Były one częste – konkurencja i częściowo wspólny asortyment towarowy powodowały rozliczne nieporozumienia, małe „wojny handlowe”, które niejednokrotnie przeradzały się w poważniejsze konflikty. Musiała wtedy interweniować władza zwierzchnia, angażowany był nawet autorytet królewski. I tak za panowania Zygmunta I Starego podjęta została w roku 1523 uchwała ustanawiająca kontrolę aptek i sklepów korzennych, a przeszło sto lat później, w 1633 roku, korzennicy i aptekarze zawarli słynną toruńską „konkordyę”, czyli ugodę, potwierdzoną w roku 1654 przez króla Jana Kazimierza.

REKLAMA

Kolejny spór rozgorzał w początkach XVIII wieku w Poznaniu, a jego zakończenie miało miejsce przed sądem królewskim – wyrok był korzystny dla kupców korzennych. Podobne animozje, wpisane już na trwałe w relacje między korzennikami i aptekarzami, zdarzały się w różnych regionach kraju, a ich podłoże było zawsze zbliżone: wspólny przedmiot obrotów handlowych, wynikająca stąd walka konkurencyjna o klienta i zagrożenie utratą spodziewanych zysków. Wstyd się przyznać, ale ta niechęć, czasami wręcz wrogość, przetrwała aż do dnia dzisiejszego. Najlepszym tego dowodem jest współczesna walka o ustalenie warunków i zakresu asortymentowego intratnej sprzedaży wybranych środków farmaceutycznych poza siecią aptek.

Wiek XIX przyniósł pierwsze próby kompleksowego uregulowania problematyki kupieckiej, czego wyrazem było przyjęcie przez Radę Administracyjną byłego Królestwa Polskiego 20 października 1844 roku Ustawy dla materialistów trudniących się sprzedażą materiałów aptecznych. Był to pierwszy akt prawny tak wysokiej rangi, określający wykazy wyrobów dozwolonych do sprzedaży przez materialistów, a ponadto normujący zagadnienia kwalifikacji, sprawozdawczości oraz dokumentacji handlowej. Uregulowane zostały wymogi prawne i lokalowe prowadzenia przedsiębiorstwa, a szczególny nacisk położono na zapewnienie bezpieczeństwa obrotu truciznami. Ustawa dla materialistów była dużym osiągnięciem prawotwórczym, nawet w skali europejskiej.

Powróćmy na moment do zagadnień nazewnictwa kupieckiego. Korzennicy, aromatariusze, to pierwsze określenia nadawane ówczesnym drogistom. Począwszy od wieku XVII pojawia się pojęcie „materialisty”, jako dostawcy ziół i chemikaliów do aptek i sklepów korzennych. Materialista był więc bardziej hurtownikiem niż detalistą, jednak bardzo często utożsamiano go po prostu z kupcem korzennym.

Kolejne rozporządzenia związane z handlem drogeryjnym ukazywały się w latach 1862 i 1876 (uzupełnienie przepisów dotyczących trucizn), a następnie w roku 1883 oraz 1886. Te ostatnie dokładnie rozgraniczały uprawnienia między aptekarzy i materialistów.

REKLAMA

Aktywność legislacyjna był więc znaczna – dowodziło to rosnącego znaczenia handlu drogeryjnego w ówczesnej gospodarce, stanowiło również o potwierdzeniu jego społecznej przydatności. Burzliwy rozwój przemysłu chemicznego oraz branżowego obrotu towarowego powodowały celowość, wręcz konieczność określenia jasnych, precyzyjnych zasad sprzedaży artykułów drogeryjno-chemicznych. Zasady te miały zabezpieczać także interesy klientów drogerii i składów materiałów aptecznych. Przyznajmy, że ówczesne władze administracyjne wielokrotnie podejmowały tę trudną problematykę, najczęściej z dobrymi wynikami!

Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie - dlaczego pojawia się współczesne określenie „drogeria” oraz „drogista”? Przecież byli już korzennicy, aromatariusze, materialiści... To prawda, ale przecież każda gospodarka, każda społeczność podlega przekształceniom, a zmiany odnotowywane są również w nomenklaturze zawodowej, odmiennym, nowym określaniu tradycyjnie wykonywanych prac bądź czynności. Przeobrażeniom ulega także słownictwo, język z pewnością żyje i rozwija się.

Ale dlaczego właśnie „drogeria” i „drogista”?

Podkreślmy, że zagadnienie źródłosłowu „drog” było od dawna przedmiotem wielu dociekań naukowych. Najbardziej prawdopodobne wydaje się jego pochodzenie ze Wschodu, przede wszystkim z Indii, skąd właśnie dostarczano surowce korzenne. Korzenie wschodnie określano początkowo jako „aromata”, „materyalia”, natomiast już od XVII wieku odpowiadały im w Polsce pojęcia „drogi” lub „drogierye”. Dodajmy, że „droguerie” to francuska ogólna nazwa surowców farmaceutycznych, substancji chemicznych, farb, jak również określenie zajęcia osoby, która prowadzi handel tymi artykułami.

Pojęcia drogerii, jako przedsiębiorstwa branżowego i drogisty jako zawodu zdobyły sobie w Polsce prawo obywatelstwa w wieku XIX, początkowo na ziemiach zachodnich, nieco później w byłym Królestwie Kongresowym.

I tak jest do dnia dzisiejszego – w strukturze specjalności kupieckich drogista zajął miejsce materialisty, jak wcześniej materialista kontynuował działalność korzenników-aromatariuszy. To nie tylko następstwo dziejowe, lecz przede wszystkim wyraz ewolucji, ciągłego rozwoju naszego zawodu, dowód jego tradycji, siły przetrwania i wyjątkowych dokonań.

Przedstawiłem jedynie zarys pasjonującego tematu „drogista i drogeria na przestrzeni wieków”. Czytelnikom zainteresowanym pogłębionymi dociekaniami historycznymi polecam wydaną w 1972 roku znakomitą książkę Zdzisława Huntera, wieloletniego Honorowego Prezesa Stowarzyszenia Drogistów Polskich – „Z dziejów handlu drogeryjnego”.

Kolejną część książki opublikujemy w przyszły piątek

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Solecki
Ekonomista, menedżer sektora NGO, wieloletni prezes zarządu Stowarzyszenia Drogistów Polskich (1983-2000). Autor książki poświęconej historii ruchu drogistowskiego. Interesuje się także okresem napoleońskim, dziejami XX wieku, historią Kościoła katolickiego i historią gospodarczą. Miłośnik sztuki pod każdą postacią, szczególnie muzyki.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone