Polscy kryptolodzy w Wielkiej Brytanii
Ten tekst jest fragmentem książki Roberta Gawłowskiego „Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego”.
Ostatecznie 22 lipca 1943 roku wyruszyli z portugalskiego portu na Gibraltar, gdzie dotarli dwa dni później. Drogą powietrzną dostali się do Londynu 2 sierpnia. Na Gibraltar polscy kryptolodzy przybyli dokładnie w momencie zakończenia pracy pierwszej komisji do spraw wypadków lotniczych powołanej przez Brytyjczyków. Miała ona wyjaśnić przyczyny wypadku samolotowego, w którym zginął premier i Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. W. Sikorski. Wydarzenie to było punktem zwrotnym w relacjach Polski z Aliantami – niestety, w negatywnym sensie. Nowym premierem został Stanisław Mikołajczyk, a Naczelnym Wodzem gen. Kazimierz Sosnkowski. Dotarcie na Wyspy Brytyjskie wcale nie oznaczało, że kryptolodzy zostaną włączeni do zespołu pracującego w Bletchley Park. Przez cały okres wojny nie spędzili w nim nawet jednego dnia. Tajny brytyjski ośrodek kryptologiczny był już zupełnie innym miejscem niż to, w którym pracowali znani Polakom Knox czy Denniston.
Pierwszy z nich odszedł w lutym 1943 roku pokonany przez chorobę, a drugi został odsunięty ze swojego stanowiska w lutym 1942 roku. Tym samym dwoje uczestników spotkania w Pyrach nie było już obecnych w najważniejszym ośrodku wywiadowczym znajdującym się pomiędzy Oxfordem a Cambridge. To właśnie po nich można byłoby spodziewać się podjęcia działań w sprawie dołączenia Polaków do prac kryptologicznych. Czy tak rzeczywiście by się stało? Tego się nie dowiemy, to jest już tzw. historia alternatywna. Co więcej, w Bletchley Park nie pracował także Turing, z którym polscy kryptolodzy widzieli się osobiście w Paryżu. Ten młodszy stażem kolega po fachu, pomimo wielkiego talentu matematycznego, był jednak uczniem Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego. Kiedy do Wielkiej Brytanii przypłynęli polscy kryptolodzy, nikt ze znanych Rejewskiemu brytyjskich kryptologów nie był już zaangażowany w prace ośrodka. Co zatem działo się z osobą, która złamała Enigmę i opracowała wspólnie ze swoimi kolegami ze studiów gotową teorię matematyczną, przyspieszając tym zakończenie drugiej wojny światowej?
Rejewski po czterech latach pracy pod francuskim dowództwem i wieloletnich tułaczkach wstąpił do Wojska Polskiego na obczyźnie. Jednak zanim tak się stało, musiał zostać sprawdzony w ramach standardowej procedury bezpieczeństwa. W tym celu złożył wyjaśnienia na temat tego, co robił podczas wojny i gdzie przebywał. Duża część dokumentacji wojskowej Rejewskiego znajduje się w archiwum brytyjskiego Ministry of Defence (APC Polish Historical Disclosures). Rejewski przez wiele lat pracował jako pracownik cywilny. Ostatecznie w szeregi polskiej armii wstąpił w dniu swoich urodzin, tj. 16 sierpnia 1943 roku, i został wcielony do Oddziału Zbrojnego K.V. Nr 1. Już trzy dni później przydzielono go do Pułku Radia Sztabu Naczelnego Wodza i został kierownikiem działu „N”. Dowództwo pułku mieściło się w Stanmore, a kompania podsłuchowa pracowała w Boxmoor. W udostępnionych przez Ministry of Defence dokumentach widnieje stopień szeregowca. Można także znaleźć informację o stopniu strzelca.
Po blisko pięciu latach niemieckiej okupacji w Warszawie 1 sierpnia 1944 roku wybuchło powstanie. Generalne Gubernatorstwo było rządzonym przez policję obszarem, w którym systematycznie wygaszano wszelkie instytucje i prawa, wprowadzając w to miejsce terror policyjny. Miasto miało wchłonąć rzeszę uchodźców z terenów przyłączonych w granice Rzeszy (w tym z Bydgoszczy) i systematycznie upadać. Prowadzona przez Niemców polityka gospodarcza i narodowościowa oraz założenie getta żydowskiego systematycznie prowadziło do pogarszania się warunków życia. Dowództwo polskiego podziemia wyznaczyło rozpoczęcie walk na godzinę 17:00, jednak na Żoliborzu, gdzie przebywała Irena Rejewska, walki zaczęły się wcześniej, bo już ok. godz. 13:30, przy placu Wilsona. Kuzyn wynajmujący pokój przy ulicy Zajączka zniknął nieco wcześniej. Z pewnością zaangażowany był w działalność organizacji podziemnych.Rejewska została sama z dwójką dzieci oraz Miecią Bławat w mieszkaniu na Żoliborzu. Jednym ze strategicznych celów powstańców był m.in. dworzec Warszawa Gdańska, który znajdował się bardzo blisko mieszkania przy ulicy Zajączka. Powstańcom nie udało się zdobyć kontroli nad tym celem, jednak w całej dzielnicy stanęły barykady i utworzono tzw. Rzeczpospolitą Żoliborską. Przez pewien czas życie codzienne przebiegało nawet w miarę spokojnie, choć wojsko niemieckie systematycznie przeprowadzało naloty. W dzielnicy funkcjonowała prasa codzienna, organizowano wydarzenia kulturalne, a dzięki dobrej organizacji władz wojskowych i cywilnych zapewniono stały dostęp do żywności. Niemcy postanowili skupić swój atak na innych dzielnicach – Starym Mieście i Woli, co skończyło się masakrą ludności cywilnej. Bez względu na wiek, płeć czy przydatność do walki – każda osoba była uznawana za cel ataku. W takich okolicznościach czas powstania przetrwała Jadwiga Palluth wraz z synami, którzy zamieszkiwali Śródmieście.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Roberta Gawłowskiego „Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego” bezpośrednio pod tym linkiem!
W opisanych przez R. Majchrowską wspomnieniach syna Jurka najbardziej utrwaliła się masakra, która miała miejsce 4 sierpnia 1944 roku pomiędzy placem Unii Lubelskiej a placem Zbawiciela. Rodzina Palluthów musiała uciekać z zajmowanego lokalu, ponieważ podpalono mieszkanie na parterze. Wszystkie przylegające ulice były obstawione przez Niemców. Jak wspominał po wojnie: „Byliśmy ocaleni chyba tylko dzięki Opatrzności Boskiej” Miasto miało przestać istnieć zarówno pod względem społecznym, jak i architektonicznym. Szansę na przeżycie w dużej mierze determinowało miejsce zamieszkania. Rejewska z dziećmi miała dużo szczęścia. Od września atak Niemców na Żoliborz stawał się coraz mocniejszy – poza częstymi nalotami wykorzystywano także moździerze i miotacze ognia. Oficjalnie dzielnica upadła w ostatnich dniach września. W porównaniu z innymi częściami miasta przeszła okres walk powstańczych stosunkowo najlepiej. Nie zmienia to jednak faktu, że w powstaniu warszawskim, trwającym 63 dni, 18 tys. powstańców straciło życie lub zginęło bez śladu, 25 tys. osób odniosło ciężkie rany, 180 tys. osób cywilnych zginęło (zdecydowana większość podczas rzezi Woli i Ochoty) i to właśnie oni ponieśli największy koszt walk o Warszawę.
Ile na ten temat mógł wiedzieć Rejewski? Kiedy ostatnio dał znak życia swojej żonie? Tego nie wiemy. Poświęcał się służbie wojskowej. Jego wiedza i doświadczenie powodowały, że nie mógł być wciąż w stopniu szeregowca. Już 10 września mjr Wiktor Michałowski p.o. Szefa Ekspozytury „300” przygotował wniosek awansowy. W swojej opinii znajdującej się na drugiej stronie wniosku tak napisał o Rejewskim:
B. wybitny specjalista kryptolog. Praca jego dała b. doniosłe osiągnięcia w okresie przedwojennym i obecnej wojny, zarówno dla wojska polskiego, jak dla sprawy alianckiej. Wykazał w bardzo trudnych warunkach wielkie poświęcenie i hart ducha. Zachowanie się jego jako żołnierza i obywatela zawsze bez zarzutu. Za wyniki swej pracy został odznaczony w 1938 r. Złotym Krzyżem Zasługi.
Na podstawie tego wniosku Rejewski został mianowany podporucznikiem czasu wojny. Jak powiedział później W. Kozaczukowi podczas rozmów nad przygotowaniem książki, zaprosili wspólnie z Zygalskim kolegów z jednostki do jedynej w Boxmoor restauracji„White Horse”, aby uczcić otrzymane właśnie nominacje. Oficerski stopień – podporucznika czasu wojny – nie miał wprawdzie większego znaczenia dla wykonywanej przez nich pracy, ale chronił przed nadgorliwością rozmaitych „ważniaków” i „zupaków”, jakich nawet w czasie wojny nie brakowało. Jako oficerowie Rejewski i Zygalski mogli też wyjeżdżać do Londynu na ulubione przedstawienia teatralne. Z perspektywy czasu można jedynie żałować, że nie dostrzeżono tych zasług w kluczowym momencie na początku wojny, kiedy ważyły się losy miejsca pobytu i pracy między Francją a Wielką Brytanią. Jak pisał w swoich Wspomnieniach bydgoszczanin:
W takich to zmienionych warunkach wznowiliśmy naszą pracę tak nagle przerwaną we Francji. Przez cały czas pobytu w Wielkiej Brytanii zajmowaliśmy się, o ile pamiętam, jednym tylko rodzajem szyfru, gdyż widocznie radiotelegrafiści tylko jeden rodzaj szyfrogramów odbierali. Był to szyfr, którym posługiwały się formacje SS. Nazywał się Doppelkasternverfahren. Rozwiązywaliśmy go już na terenie Francji, ale główny okres jego eksploatacji przypadł na lata naszej pracy w Anglii.
Zajmował się w końcu tym, co lubił i co znał od podszewki. Nie wiemy niestety, jakie informacje udało mu się zdobyć dzięki pracy kryptologicznej. Czy miały one istotne znaczenie w czasie toczącej się wojny? Raczej nie. Pisze zresztą o tym dosyć precyzyjnie w czterostronicowej notatce pt. Kilka uwag na temat trudności w jakich znajduje się w chwili obecnej Dział szyfrów niemieckich. Dokument dostępny jest obecnie w zasobach Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Rejewski bardzo ubolewał w nim nad sytuacją, w jakiej znaleźli się polscy kryptolodzy po przyjeździe do Wielkiej Brytanii. Napisał:
Dział szyfrów niemieckich przy Biurze Szyfrów Polskiego Sztabu Głównego pomimo swego krótkiego, bo zaledwie kilkunastoletniego istnienia w Odrodzonej Polsce, mógł się wykazać wynikami, o jakich inne Państwa, jak Anglia lub Francja, nawet marzyć nie mogły (...) Jednakże wraz z wybuchem wojny polsko-niemieckiej, a właściwie już na parę miesięcy przedtem, przedstawiony powyżej okres świetności Działu szyfrów niemieckich zaczyna stopniowo mijać i w chwili obecnej wytworzył się stan taki, że istnieje poważna obawa, iż cały dotychczasowy dorobek polskich kryptologów w tej dziedzinie przepaść może bezpowrotnie z oczywistą szkodą dla Wywiadu Polskiego.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Roberta Gawłowskiego „Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego” bezpośrednio pod tym linkiem!
W czasie pobytu we Francji „polscy kryptolodzy przydzieleni zostali do francuskiego biura szyfrów, lecz zamiast pozwolić im pracować nad powstałymi zagadnieniami kryptologicznymi, zmuszano ich do czysto mechanicznej pracy deszyfrantów, którą z równym powodzeniem byliby mogli wykonać kanceliści nie posiadający żadnego specjalnego przygotowania”. Z kolei po przybyciu do Anglii „Wobec bardzo niewielkiego materiału podsłuchowego, jakim mogli tutaj dysponować, wobec całorocznej przerwy w pracy i wobec nieuzyskania ze strony Anglików żadnej pomocy, która pozwoliłaby przerwę tę zapełnić, ograniczyli pracę swoją do jednego szyfru”. Dalsza część notatki zatytułowana jest Przyczyny i środki zaradcze i pokazuje duży żal Rejewskiego oraz z pewnością także pozostałych kryptologów z powodu „odstawienia ich” przez Anglików. Prawdopodobnie Polacy nie mieli wiedzy na temat sytuacji, jaka panuje w Bletchley Park. Dalej Rejewski pisał:
Przed wybuchem wojny istniała w dziedzinie szyfrów współpraca polsko-angielsko-francuska, w czasie trwania której, należy to z całym naciskiem podkreślić, stroną dającą, i to hojnie dającą była wyłącznie strona polska. Byłoby wskazanym przypomnieć obecnie Anglikom o długu wdzięczności, jaki wobec polskiego Biura Szyfrów zaciągnęli, przypomnieć, że bez pomocy Polaków nie byliby w czasie kampanii Norweskiej i Francuskiej oraz później odczytali ani jednego szyfrogramu niemieckiego i domagać się od nich, by obecnie współpracowali z Polakami równie lojalnie, jak Polacy pracowali i pracują z nimi. Nie ulega wątpliwości, że ze strony odnośnych władz polskich odpowiednie zabiegi były już, i to może niejednokrotnie, robione. Tym niemniej wydaje się celowym jeszcze raz sprecyzować, czego się polscy kryptolodzy od swych angielskich kolegów spodziewają i domagają.
Autor przywoływanej notatki wskazywał na zwrot maszyny Enigma, tak aby Polacy mogli dalej na niej pracować, dostarczenie materiału szyfrowego, a także podzielenie się swoim doświadczeniem zdobytym w ciągu ostatnich pięciu lat. Rejewski sugerował nawet konieczność zorganizowania bezpośredniego spotkania zainteresowanych kryptologów polskich i angielskich, mając pewnie w pamięci spotkanie z Pyr, podczas którego Rejewski z Zygalskim i Różyckim wprowadzali Anglików i Francuzów w nieznany dla nich świat permutacji matematycznych. Sytuacja polityczna zmieniła się jednak na tyle, że Anglicy w żadnym razie nie zamierzali dzielić się swoim największym skarbem wywiadowczym. I żadne zabiegi polskich władz, jeśli nawet były w tej sprawie czynione, nie mogły już tego zmienić. Na przełomie 1944 i 1945 roku sytuacja na froncie była jasna, a sprawa Polski po wojnie praktycznie przesądzona. W listopadzie 1944 roku został przygotowany dokument będący podstawą nadania Rejewskiemu stopnia porucznika czasu wojny.
Po raz kolejny w uzasadnieniu znajduje się pochwalna opinia na temat Rejewskiego. Czytamy w niej o bardzo dużej inteligencji, ambicji, pilności, lojalności i wytrwałości w pracy, a także wysokiej kulturze osobistej, koleżeńskości, subtelności i uczynności. W ostatnim zdaniu przełożony ocenia dorobek Rejewskiego: „Kryptolog, naukowiec najwyższej klasy, z długoletnią praktyką i wybitnymi wynikami w pracy”. Zbliżał się już jednak czas zakończenia aktywności kryptologicznej Rejewskiego w czasie drugiej wojny, a w zasadzie koniec przygody z kryptologią w ogóle. Jak sam napisał w zakończeniu do Wspomnień napisanych w 1967 roku, nie pamiętał dokładnie, kiedy działalność kryptologiczna dobiegła końca, ale prawdopodobnie nastąpiło to już na wiele miesięcy przed końcem wojny, wskutek braku materiału szyfrowanego. W przywołanych Wspomnieniach, z oczywistych powodów, pomija fakt, że po likwidacji sekcji „N” przesunięto go z Zygalskim do sekcji studiów ogólnych, gdzie zajmowali się łamaniem szyfrów radzieckich, którymi zainteresowani byli Anglicy. Nie zmienia to jednak faktu, że są to jego ostatnie prace kryptologiczne. Tak jak niespodziewanie zajął się w ogóle kryptologią (mawiał, że to kryptologia wybrała jego), tak samo, nie wiedząc kiedy, przestał się nią zajmować. Pozostały tylko wspomnienia. Wielki talent matematyczny, który wynalazł twierdzenie o iloczynie permutacji, co doprowadziło do rozwikłania największej w historii zagadki drugiej wojny światowej, pozostał ze swoim osiągnięciem sam. Jednostkę, w której zajmowano się szyframi, rozwiązano, a żołnierzy w niej pracujących przydzielono do różnych jednostek stacjonujących w Szkocji. Rejewski przebywał w tym czasie w Glasgow, Kirkcaldy i Cardross.
Rejewska wraz z dwójką dzieci i Miecią Bławat szczęśliwie przeżyła powstanie. Po zakończeniu walk opuściła zrujnowaną Warszawę wraz z ocalałymi cywilami. Trudno nazwać to inaczej niż cudem. Według wyliczeń historyków w czasie 63 dni walk zginąć mogło nawet 260 tys. cywilów oraz powstańców. Ostatnie dni powstania Rejewska wraz z dziećmi spędziła w kościele na Woli. Osłabieni fizycznie i moralnie pogrążeni warszawianie skierowani zostali do obozu w Pruszkowie, nazywanego w skrócie Dulag 121. Tam, po 3–4 dniach selekcji, osoby zdrowe były kierowane do pracy, najczęściej w głąb III Rzeszy. Cała odpowiedzialność za wyżywienie wszystkich wypędzonych spadła na polski personel pomagający oraz mieszkańców okolicznych miejscowości. W związku z tym zgromadzeni tam licznie Polacy borykali się z brakiem wszystkiego, co było potrzebne do przetrwania. Przebywali w tym czasie razem z rannymi i poszkodowanymi w czasie powstania. Częste były też akty agresji. Warszawianie trafiali tam w zależności od tego, w której dzielnicy miasta mieszkali. Z racji tego, że na Żoliborzu rozpoczęły się walki jeszcze przed oficjalną godziną W i skończyły stosunkowo najpóźniej, bo dopiero pod koniec września, Rejewska wraz z dziećmi miała większe szanse na przeżycie. Niemcy wybrali Pruszków, ponieważ nie był objęty działaniami powstańczymi i stanowił miejsce dobrze skomunikowane z walczącą stolicą. Wypędzoną z Warszawy ludność cywilną oraz osoby pochodzące z łapanki z okolicznych gmin zgromadzono w halach pełniących funkcję hangarów kolejowych. Według szacunków historyków w Pruszkowie przebywało łącznie około 650 tys. ludzi, z czego blisko 550 tys. ze stolicy. Zgromadzenie takiej liczby osób, nawet w systemie rotacyjnym, mówi wszystko o panujących tam warunkach. Do Pruszkowa trafiła także wspomniana wcześniej Jadwiga Palluth z synami. Nie wiadomo do końca, jak udało im się opuścić obóz, ale ostatecznie trafili do Częstochowy, do rodziny brata, który jeszcze przed wojną był prezydentem miasta. Spędzili tam jakiś czas i przenieśli się z synami do Zakopanego. Rejewskiej wraz z dziećmi udało się dostać do gospodarstwa wiejskiego w Reczulu. Jako matka z małymi dziećmi nie została skierowana do pracy. Los takich osób zależał w dużej mierze od pomocy okolicznej ludności. Rejewskiej wsparcia udzieliła kuzynka ze Skierniewic. Miecia Bławat została oddzielona od rodziny i po wojnie wróciła do swoich bliskich na północy Polski. Rozdzielanie rodzin i wysyłanie ich w różne miejsca było niestety w Pruszkowie stałą praktyką. Trzecia grupa osób, wybieranych na zasadzie losowej, według szacunków historyków sięgająca nawet 60 tys., trafiła do obozów koncentracyjnych – Buchenwaldu, Auschwitz, Sachsenhausen.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Roberta Gawłowskiego „Jestem tym, który rozszyfrował Enigmę. Nieznana historia Mariana Rejewskiego” bezpośrednio pod tym linkiem!
Wraz z Rejewską do Reczula pojechała Andzia, Ukrainka. Cała czwórka mieszkała w niewielkiej izbie przydzielonej przez gospodarza Topolskiego. Nie mogli liczyć na wiele, bo zbliżała się zima. W pamięci córki Janiny zachowały się wspomnienia ciężkiej zimy oraz osób, które przychodziły wieczorami, mówiąc, że są partyzantami z AK. Wraz z ofensywą wojsk radzieckich do izby wprowadził się nawet rosyjski żołnierz, który spędził z nimi kilka nocy. Rejewska pozostała z dziećmi w Reczulu na pewno do wiosny, prawdopodobnie dlatego, aby Andrzej mógł skończyć klasę w pobliskiej szkole, do której uczęszczał. Był to trudny czas, kiedy brakowało wszystkiego, a najbardziej jedzenia. Córka Janina pamięta o próbach złapania wrony, która miała być wykorzystana na obiad. Dokładnie tak samo, jak w czasie pierwszej wojny światowej, kiedy można było przeczytać artykuły w „Dzienniku Bydgoskim” wychwalające wronie danie. Pewne życiowe lekcje okazały się przydatne znacznie dłużej, niż pierwotnie przypuszczano. Wraz z zakończeniem działań wojennych wiosną 1945 roku Rejewska pojechała do Warszawy, aby zorientować się, czy jest do czego wracać. W najlepszym stanie pozostało mieszkanie przy ulicy Zajączka, które praktycznie nie uległo zniszczeniu. Biorąc pod uwagę skalę zrujnowania Warszawy podczas powstania, można to uznać za bardzo duże szczęście. Problem polegał jednak na tym, że Rejewska nie została do niego wpuszczona.
Zasiedlili je tzw. dzicy lokatorzy, którzy nie zamierzali go opuszczać. Stolica przypominała bardziej Dziki Zachód niż miejsce, do którego można byłoby spokojnie wrócić. Brak państwa jako instytucji dbającej o porządek i bezpieczeństwo powodował, że dominowała władza silniejszego, bandytyzm był niestety powszechny. Drugie mieszkanie zostało całkowicie zniszczone, pozostał zatem ostatni adres. Jak wspomina córka Janina, przywołując opowieści swojej mamy, kiedy zbliżyła się do domu i zobaczyła palące się w nim światło, zrezygnowała z wizyty. Jedynym miejscem, do którego mogła wrócić Rejewska z dwójką małych dzieci, był dom rodzinny w Bydgoszczy. Stało się to w okresie wiosenno-letnim 1945 roku, prawdopodobnie po zakończeniu roku szkolnego. Mały Andrzej Rejewski ukończył pierwszą klasę w Reczulu. Bydgoszcz po raz kolejny została odbita spod niemieckich rządów, tym razem przez Armię Radziecką. Pierwsze jednostki wojskowe dotarły do miasta 23 stycznia 1945 roku. Zdobycie miasta wcale nie było proste i wiązało się z zaciętą walką, w wyniku której zginęło kilka tysięcy żołnierzy radzieckich i niemieckich. Był to początek przełamywania Wału Pomorskiego, który otwierał drogę na Berlin. Szczęśliwie Bydgoszcz nie ucierpiała w wyniku tych walk, pomimo tego, że duża ich część toczyła się na głównych ulicach miasta.
Ostatnie dni wojny – w maju 1945 roku – Rejewski spędził na południu Francji. Pojechał tam, aby odebrać rzeczy, które zostawił podczas swojego ostatniego pobytu. Podczas obecności w Wielkiej Brytanii cały czas utrzymywał kontakt z płk. Bertrandem, który odwiedził nawet dwójkę polskich kryptologów wraz z żoną w Boxmoor. Szczegóły swojego pobytu w Paryżu i Cannes Rejewski opisuje dosyć szczegółowo w Uzupełnieniu do wspomnień wydanych w 1974 roku. Ostatecznie okazało się, że zgromadzone w wynajętym przez Bertranda mieszkaniu walizki zostały porozrywane, a część rzeczy ukradziono. Dzień zakończenia wojny – 8 maja 1945 roku – Rejewski razem z Zygalskim spędzili w Paryżu. Dzień wcześniej gen. Charles de Gaulle ogłosił oficjalne zakończenie wojny we Francji; dziś w tym dniu obchodzone jest święto narodowe. Cała stolica rozpoczęła świętowanie, główne ulice Paryża zapełniły się tłumami osób. Rejewski napisał w swoich Uzupełnieniach do wspomnień: „panowała wielka radość, gdyż był to dzień zakończenia wojny w Europie”. Z odebranymi rzeczami kryptolog wrócił do Londynu, a następnie udał się do Boxmoor.