Polityka wyznaniowa PRL
Stosunek „ludowego” państwa polskiego do Kościoła rzymskokatolickiego (czy też szerzej do religii) w zasadzie nie ulegał zmianom: Kościół, jako instytucja, która nie mogła popierać władzy opartej na ideologii ateistycznej, zawsze był traktowany jako jej wróg tak w sensie politycznym, jak i ideologicznym. Polityczne zmiany dokonujące się w powojennej Polsce wymuszały modyfikację metod prowadzenia tzw. polityki wyznaniowej, której ideą przewodnią pozostawała marginalizacja roli Kościoła w życiu społecznym. Z tych powodów wyróżnia się jej kolejne etapy.
Pierwszy, przypadający na lata 1944/1945–1947, to czas zdobywania przez komunistów pełni władzy, w którym wobec Kościoła dokonywano wielu politycznych gestów, a przedstawiciele różnych władz w sposób jawny i manifestacyjny brali udział w kościelnych uroczystościach. Nie oznaczało to jednak zaniechania przez policję polityczną represji i działań operacyjnych wobec duchownych zaangażowanych w działalność konspiracyjną.
Drugi okres, najgorszy dla Kościoła, to lata 1948–1956 (z cezurą wewnętrzną, jaką stanowi rok 1953, kiedy internowano prymasa Stefana Wyszyńskiego). Presja wobec Kościoła była wówczas jawna i nieraz fizyczna. Z czasem, dążąc do „zamknięcia Kościoła w kościele” oraz jego podporządkowania władzy, posuwano się nawet do usuwania biskupów z diecezji i aresztowań duchowieństwa.
Lata 1956–1970 to czas przede wszystkim nasilenia administracyjnej presji na Kościół i ograniczania jego tzw. bazy materialnej. Zrezygnowano z rozwiązań siłowych, aresztowania zdarzały się rzadko, stawiano bardziej na walkę ideologiczną, wytężoną pracę laicyzacyjną i propagandę. Wyróżnić tu można podokres do 1958 r., gdy na fali Października ’56 Kościół i wierni odzyskali niektóre z utraconych wcześniej przywilejów oraz swobodę działania, wykorzystaną m.in. do zainaugurowania dużego przedsięwzięcia duszpasterskiego, dziewięcioletniego programu Wielkiej Nowenny przed Milenium Chrztu Polski (co spotkało się z odpowiedzią władz w postaci konkurencyjnych świeckich obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego).
Na okres rządów Edwarda Gierka (1970–1980) przypadła swoiście rozumiana normalizacja stosunków z Kościołem. Działania wobec niego stały się bardziej zakamuflowane, represje administracyjne zelżały, zmniejszyły się ataki propagandowe, przy równoczesnym wzroście aktywności pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa oraz wytężonej i konsekwentnie prowadzonej laicyzacji przestrzeni publicznej.
W latach 1980–1989 nastąpił znaczny wzrost potencjału Kościoła, wywołany najpierw wyborem kard. Karola Wojtyły na papieża, a potem wybuchem rewolucji „Solidarności”, po cichu wspieranej przez władze kościelne, głośno zaś przez wielu duchownych. Wówczas też liderzy PZPR uświadomili sobie swoją kompletną niemoc w walce z religijnością społeczeństwa polskiego, w tym także członków własnej partii. Bezradność ta powodowała z kolei podejmowanie drastycznych działań wobec zbyt aktywnych politycznie duchownych, przede wszystkim jednak dążono do ich spacyfikowania za pomocą nacisków wywieranych na hierarchię kościelną.
Aby lepiej zrozumieć procesy zachodzące w sferze kreowania i realizacji tzw. polityki wyznaniowej państwa, trzeba też pokrótce przedstawić odpowiadające za nią instytucje. Zasadniczo wszystko odbywało się w ramach trójkąta tworzonego przez partię, administrację wyznaniową i policję polityczną.
Władza w Polsce powojennej została zbudowana wzorem sowieckim na zdobywanej sukcesywnie i siłowo hegemonii jednej partii. Najpierw była nią Polska Partia Robotnicza, a od grudnia 1948 r. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, która za swój cel obrała przejęcie pełnej kontroli nad wszelkimi sferami życia społecznego w kraju. Odbywało się to przy zachowaniu pewnych pozorów demokracji, istniały bowiem formalne władze, takie jak Sejm, rząd, ministerstwa, urzędy centralne i administracja terenowa. Odpowiedzialność za kierunek ich działań ponosiła jednak partia (stąd często spotykane określenie: władze partyjno-państwowe i stwierdzenie z lat siedemdziesiątych, iż „rząd rządzi, partia kieruje”).
Od początku istnienia tzw. Polski Ludowej decyzje dotyczące także Kościoła zapadały na najwyższym szczeblu faktycznej władzy, czyli w kierownictwie PPR/PZPR, często, szczególnie do 1956 r., w porozumieniu z Moskwą lub według napływających stamtąd wytycznych. Na szczeblu wojewódzkim najważniejsze organa decyzyjne stanowiły Sekretariat i Egzekutywa Komitetu Wojewódzkiego, niżej – egzekutywy komitetów powiatowych lub miejskich.
Od 1949 r., z krótkimi przerwami, za nadzór nad realizacją działań wobec Kościoła odpowiadał Wydział Administracyjny Komitetu Centralnego PZPR, a w terenie wydziały administracyjne komitetów wojewódzkich, przy których od końca lat pięćdziesiątych funkcjonowały dodatkowo specjalne komórki, określane mianem komisji, kolektywów bądź zespołów ds. kleru, złożone z przedstawicieli różnych władz mających styczność z instytucjami kościelnymi, w tym partii, aparatu bezpieczeństwa, władz oświatowych i wymiaru sprawiedliwości.
Instytucją wykonawczą polityki wyznaniowej, której kierunki wytyczały instancje partyjne, była wyspecjalizowana administracja wyznaniowa. Tworzył ją powołany w 1950 r. Urząd ds. Wyznań i podległe mu jednostki terenowe: wydziały wojewódzkie, a na krótko także referaty szczebla powiatowego, zlikwidowane w 1957 r. To jej pracownicy, określani mianem „wyznaniowców”, odpowiadali za formalne kontakty z duchowieństwem, a ich głównymi zadaniami była tzw. koordynacja polityki wyznaniowej oraz nadzór nad działalnością Kościołów i związków wyznaniowych. W rzeczywistości UdsW/WdsW ściśle kontrolował działalność duchowieństwa i w porozumieniu z pozostałymi organami decyzyjnymi podejmował odpowiednie decyzje. Z czasem niemal każda sprawa związana z Kościołem była uznawana za „polityczną” i musiała zostać skonsultowana z WdsW.
Od 1957 r. w powiatach zagadnienia „wyznaniowe” znalazły się w gestii pionu spraw wewnętrznych (społeczno-administracyjnych) lokalnych ośrodków władzy. Zresztą to właśnie jego pracownicy najściślej współpracowali z WdsW, jako że odpowiadali za sprawy karno-administracyjne, zbiórki czy zgromadzenia publiczne (m.in. pielgrzymki). Na szczeblu wojewódzkim jednostka ta często zmieniała nazwę (Wydział Społeczno-Administracyjny, Urząd Spraw Wewnętrznych, Wydział Spraw Społeczno-Administracyjnych, Wydział Społeczno-Administracyjny). Jej pracę nadzorował Departament Społeczno-Administracyjny MSW. Obok wyznaniowego był to najbardziej upolityczniony pion w całej administracji terenowej PRL.
O ile „wyznaniowcy” zasadniczo działali jawnie, o tyle funkcjonariusze bezpieki prowadzili niejawną pracę operacyjną. Wychodzono z założenia, że Kościół katolicki, jako instytucja sterowana przez wrogi ośrodek zagraniczny (Watykan) oraz ogólnie: wróg ideologiczny reżimu komunistycznego, stanowi potencjalne zagrożenie dla istniejącego porządku i bezpieczeństwa publicznego, przez co podlega stałemu nadzorowi, inwigilacji, a także zwalczaniu i ograniczaniu.
Od chwili powstania policji politycznej Polski Ludowej (czyli najpierw Urzędu Bezpieczeństwa, a od 1956 r. Służby Bezpieczeństwa) w jej ramach funkcjonowały wyspecjalizowane komórki mające „rozpracowywać” Kościoły i związki wyznaniowe. Najdłużej istniał i najbardziej znany był pion czwarty: Departament IV MSW oraz wydziały IV w komendach wojewódzkich MO (a po reformie w 1983 r. wojewódzkich urzędach spraw wewnętrznych). Inwigilacją duchowieństwa zajmowały się również jednostki bezpieki stopnia powiatowego.
Wymienione organy to najważniejsze instytucje wchodzące w interakcje z Kościołem. Pozostałe to m.in. władze oświatowe (nadzorujące nauczanie religii), budowlane (wydające zezwolenia np. na wykonanie prac remontowych), finansowe (narzucające wymiary podatków), wydział handlu (karzący sprzedawców odpustowych), urząd cenzury (kontrolujący publikacje), dyrekcja poczt i telegrafów (udzielająca zgody na instalowanie urządzeń nagłaśniających) czy organy wymiaru sprawiedliwości.
Nie przetrwało zbyt wiele śladów przemyślanej i długofalowej polityki władz Polski Ludowej wobec sanktuariów na Pomorzu Gdańskim. Po części uroczystości odpustowe traktowano na równi z innymi świętami kościelnymi, które odbywały się na zewnątrz świątyń (takie jak Boże Ciało). Podobnie starano się zmniejszać ich częstotliwość oraz udział wiernych w pielgrzymkach. Interesująco prezentują się bardzo nieliczne zachowane propozycje dotyczące sposobów ograniczenia wpływu niektórych sanktuariów opracowane przez pracowników „pionów wyznaniowych” partii, administracji terenowej i bezpieki.
Na podstawie przejrzanych materiałów Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, które należały do jednych z najgorszych w stosunkach państwo–Kościół w okresie po II wojnie światowej, mogę stwierdzić, że najwyższe decyzyjne organa partyjne (Sekretariat i Egzekutywa) na swoich posiedzeniach niemal w ogóle nie zajmowały się tym tematem w sposób bezpośredni. Poruszono go jedynie w 1960 r. na zebraniu sekretariatu, kilka miesięcy po objęciu stanowiska I sekretarza w Gdańsku przez Jana Ptasińskiego (byłego pracownika bezpieki, mocno zainteresowanego jej „kościelnym” pionem). Zadał on wówczas pracownikom szereg pytań dotyczących realizacji i stanu polityki wyznaniowej w województwie. Interesowały go m.in. miejsca kultu i organizowane odpusty, ich charakter, częstotliwość, oddziaływanie i frekwencja.
Ten tekst jest fragmentem książki Daniela Gucewicza „Kalwaryjska rebelia. Z historii wybranych sanktuariów Pomorza Gdańskiego w okresie Polski ludowej”:
Sekretarze KW przyjęli wówczas następujące zalecenia odnoszące się do sanktuariów: „przestrzegać, by organizowane przez kler pielgrzymki i odpusty mieściły się w granicach tradycji i nie naruszały przepisów prawa o zgromadzeniach publicznych; konsekwentnie pilnować, by nie pomagano klerowi w organizacji imprez”. Dyrektywy te wynikały z listu KC PZPR do wszystkich instancji partyjnych z lipca 1958 r., który wyznaczał i zarazem tłumaczył szeregowym członkom nowe zadania stojące przed partią wobec Kościoła. Zgodnie z wypracowanym schematem lokalne władze realizowały odgórne wytyczne.
Miejscami odpustowymi we wspomnianej dekadzie zajmowano się czasem na posiedzeniach kolegialnego ciała doradczego działającego w gdańskim Komitecie Wojewódzkim, noszącego nazwę Zespołu (Kolektywu) ds. Kleru. Na jednym z nich w październiku 1966 r. omówiono uroczystości odpustowe milenijnego roku w Piasecznie, Sianowie, Swarzewie, Świętym Wojciechu i Wejherowie, co było najpewniej pokłosiem „wrogiego” kazania wygłoszonego wówczas w Piasecznie (o którym dalej). Wskazywano wówczas, że frekwencja na tych odpustach z roku na rok się zwiększa (poza uroczystościami ku czci Najświętszego Imienia Maryi w Świętym Wojciechu), zalecając równocześnie zainteresowanie tym problemem władz powiatowych. To ostatnie można odczytywać jako chęć przerzucenia odpowiedzialności i obowiązków na niższe instancje. Po raz drugi zagadnienie odpustów i pielgrzymek miało być tematem spotkań Zespołu Wojewódzkiego w 1970 r. Wydaje się jednak, że pozostało ono tylko w propozycjach, a zespół w następnych latach – w zmienionej nieco atmosferze politycznej po Grudniu ’70 – zajmował się głównie budownictwem sakralnym i kościelnym.
Decydenci i wykonawcy polityki wyznaniowej na Pomorzu Gdańskim zdawali sobie sprawę z siły oddziaływania i roli sanktuariów w podtrzymywaniu wiary katolickiej w społeczeństwie. Mieli też pełną świadomość tego, że dużą część tutejszego terenu zamieszkiwała ludność kaszubska, zwarta grupa etniczna Pomorza, do tego silnie związana z Kościołem, religią i jej zewnętrznymi przejawami. Kalendarz ludowy od wieków wyznaczały tam kolejne święta, w tym odpusty, szczególnie te odbywające się na Kalwarii Wejherowskiej zwanej Kaszubską. O problemie „fanatyzmu religijnego” Kaszubów często informowali funkcjonariusze SB w analizach dotyczących regionu. Podkreślali, że „ksiądz uważany jest przez przeciętnego mieszkańca jako największy autorytet. Przemiany w światopoglądzie ludności odbywają się na tutejszym terenie w sposób bardzo powolny. Konserwatyzm i zacofanie kler wykorzystuje z powodzeniem dla swych wrogich politycznie celów”.
Kierownik gdańskiego Wydziału ds. Wyznań analizę dotyczącą polityki wyznaniowej w województwie gdańskim na początku lat sześćdziesiątych zakończył uwagą właśnie o problemie rejonu kaszubskiego, leżącego głównie w granicach diecezji chełmińskiej. „Władze państwowe – konkludował – powinny w polityce wyznaniowej w tym rejonie wykazać wiele elastyczności i uwzględnienia specyfiki regionu Kaszubów”. Być może owa elastyczność powodowała, że ingerencja w utrwalone historycznie obrzędy ludowe (w tym pielgrzymowanie) nie była tu na tyle silna, by im zagrozić. Przykładowo władze lokalne godziły się na procesje błagalne o urodzaj odbywane w kierunku pól (z okazji święta św. Marka i Dni Krzyżowych), lecz czyniły to tylko „w niektórych powiatach, szczególnie zamieszkałych przez ludność kaszubską”. Nie znaczy to jednak, że nie podejmowano licznych prób mających owo przywiązanie do Kościoła ograniczyć.
Podobnie było na pozostałych terenach. W 1953 r. inowrocławski referent wyznaniowy, opisując uroczystości na Kalwarii Wielewskiej, podkreślił, że to nie wykroczenia czy łamanie przepisów – na co zazwyczaj zwracano uwagę – stanowią z punktu widzenia władz największy problem związany z pielgrzymkami lub odpustem. „Najgorzej przedstawia się sprawa samych przybyłych na odpusty pątników. Jak zdołano zauważyć, to tamtejsza ludność, tak młodzież, jak i starsi, kobiety i mężczyźni, jest głęboko wierząca i odbycie tego odpustu uważa za wielką zdobycz dla dobra własnego. Niezależnie od powyższego zauważono silne powiązanie ludu z tamtejszym klerem. Uwidoczniło się to choćby przez sam udział stowarzyszeń kościelnych, które występowały w pielgrzymkach i poświęcenie udania się na odpust pieszo, przebywając drogę 30–40 km”. Innym razem urzędnik partyjny zaznaczał, że „sam fakt przebycia pieszo 100 km z Kościerzyny czy 50 km z Kartuz świadczył o fanatyzmie religijnym”.
Na początku lat pięćdziesiątych, prawdopodobnie w Wydziale Administracyjnym KW PZPR w Gdańsku, odpowiedzialnym za jednostki na co dzień „nadzorujące” Kościół, przygotowano „Wnioski w sprawie Piaseczna na 1952 r.” W tym unikalnym dokumencie stwierdzono sukcesywne obniżanie się liczby wiernych na odpustach (z 25 tys. w 1949 r. do 8 tys. w 1951 r.), dodając jednak, że „liczyć [...] na całkowity spadek frekwencji czy sprowadzenia jej do minimum, np. do 500–1000 osób, na razie nie jesteśmy w stanie”. Zmiany te tłumaczono coraz lepszą pracą organizacji partyjnych, odciągających wiernych od uczestnictwa w uroczystościach piaseczyńskich.
Wśród nowych propozycji znalazły się trzy punkty. Po pierwsze zamierzano usunąć ze stanowiska administratora parafii ks. Piotr Kaglika, uznanego za „wroga zdecydowanego i jawnego”. Po drugie w jego miejsce „będziemy próbowali”, jak pisano, osadzić jednego z tzw. księży patriotów, należącego do ruchu duchownych lojalnych wobec władz. Po trzecie wreszcie planowano „przejąć tę uroczystość, tj. kazania, spowiedzi, msze” za pośrednictwem Okręgowej Komisji Księży w Gdańsku, instytucji grupującej wspomnianych duchownych. Zamierzenia te odpowiadały pierwszemu i drugiemu punktowi Porozumienia między państwem a Episkopatem z kwietnia 1950 r. I choć domniemywano, że w sprawie usunięcia ks. Kaglika „jesteśmy w stanie to zrobić”, propozycja ta, podobnie jak i pozostałe, pozostała niezrealizowana.
Niezwykle restrykcyjne plany tworzył kierownik referatu wyznań w Wejherowie Władysław Lipiński. W jednym z dokumentów z lat pięćdziesiątych scharakteryzował on „negatywną” działalność franciszkańskich opiekunów Kalwarii. Polegała ona przede wszystkim na ich bardzo dużym wpływie na społeczeństwo całego regionu, który według niego zyskiwali dzięki delikatnemu podejściu do pobierania opłat, częstemu przeprowadzaniu rekolekcji w parafiach świeckich, a także stale otwartemu kościołowi (choć nie był on świątynią parafialną). Ponadto zakonnicy wykonywali prace remontowo-konserwatorskie bez zezwoleń i z materiałów pochodzących z nieznanego źródła, a także izolowali się oraz unikali uczestnictwa w ruchu „księży postępowych”. Z drugiej strony „wyznaniowiec” zauważał, że „choć trudno, lecz dogadać się można”, a gwardian o. Alojzy Rajmund Jański „dość możliwie podporządkowuje się do naszych zarządzeń [i] na wezwania zgłasza się”.
Aby zmniejszyć wpływ franciszkanów, Lipiński proponował, że „ich kościół winien być otwarty dla celów publicznych li tylko w czasie tzw. Kalwarii [tj. odpustów], a w pozostałe dni zamknięty, albo początkowo otworzyć go tylko w niedzielę. W dalszym rachunku odebrać im Kalwarię i przydzielić do parafii, ale nie wcześniej, dopóki nie zniesie się z Wejherowa ks. [Alojzego] Kałduńskiego. Są to wnioski dalekosiężne, na razie już w tym roku trzeba nie zezwolić na przyjazd obcych zakonników na Kalwarię, ponieważ ci mają zawsze wrogie kazania. Kalwaria winna być obsłużona księżmi świeckimi”. Również i te zamierzenia pozostały tylko w sferze planów, choć niekiedy faktycznie zabraniano niektórym franciszkanom udziału w odpustach (o czym niżej), a także wprowadzano do programu odpustów (głównie powitań i pożegnań pielgrzymek) „księży patriotów”.
Pozostając przy Wejherowie, należy dodać, że w jednym z dokumentów partyjnych z 1954 r. postulowano nawet odebranie kalwaryjskim górom wymiaru sakralnego poprzez organizowanie tam świeckich imprez dla młodzieży, zabaw i festynów. „Tym samym – konkludowano – góry te straciłyby tę średniowieczną «świętość»”. Na szczęście do tego typu świętokradztwa jednak nie doszło.
Władysław Lipiński opracowywał też bardzo obszerne relacje z uroczystości odpustowych, w których brał służbowy udział. Były one nacechowane wyraźną niechęcią, niemal nienawiścią, do „fanatyzujących” ludzi duchownych i całej idei odpustowego święta (określanego przezeń jako „przedstawienie”). Lipiński nie różnił się zresztą od innych realizatorów polityki wyznaniowej tamtych czasów. W maju 1956 r. podczas odpustu ku czci Trójcy Świętej na Kalwarii Wejherowskiej przy okazji był on świadkiem przemian, jakie zachodziły wówczas w Polsce.
Warto zacytować większy fragment owego sprawozdania, stanowiący komentarz urzędnika do wygłaszanych wówczas „wrogich kazań”: „Po co te ich gadki [...], tak na dłuższą metę przecież nie będzie można tego rodzaju spraw tolerować i przyglądać się temu tylko w postaci obserwatorów. A kler bruździ, aktywizuje i pozycję swoją, jakby nie było, w tym roku umacnia, o czym świadczy większa frekwencja na Kalwarii. [...] Będąc dalekim od lewanctwa [sic!] czy awanturnictwa, [...] powiedzieć sobie musimy, jak nie dziś, to jutro, ale sprawy z klerem dorosną do poważnego problemu ogólnopaństwowego przy takim kursie aktywizacji społeczeństwa [...]. Co jest bardzo niebezpieczne” – konkludował, wynotowując kilkanaście nazwisk „towarzyszy” biorących udział w „tej całej rebelii”, dodając, że nie byli to jedyni członkowie partii. Za „objaw wysoce negatywny” uznał frekwencję wiernych na tym odpuście, którą szacował na 25 tys. przy 14 tys. w roku poprzednim.
Sposób relacjonowania przebiegu odpustów pośrednio świadczy o zmianach, jakie następowały w polityce wyznaniowej i mentalności jej wykonawców. W późniejszych latach podobne informacje pozbawione były antyklerykalnego komentarza i emocjonalnego tonu charakterystycznych dla „bojowników o socjalizm” i świeckość państwa. Ograniczały się już do krótkiego omówienia programu, podania szacunkowej liczby wiernych, bardzo ogólnego opisu treści głoszonych kazań bądź wypunktowania ewentualnych problemów natury porządkowej (zwłaszcza łamania przepisów przez organizatorów, za co można ich było pociągnąć do odpowiedzialności bądź wykorzystać przy próbie wywarcia wpływu na zmniejszenie oddziaływania kolejnych odpustów).