Polacy w oczach Greisera
Ten tekst jest fragmentem książki Dietera Schenka i Witolda Kuleszy „Arthur Greiser. Biografia i proces namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty”.
W przemówieniu wygłoszonym 10 czerwca 1942 r. w „Klubie Naukowym Instytutu Gospodarki Światowej” w Kilonii Greiser przedstawił się jako wszechmocny przywódca nazistowski, którego absolutnie należało naśladować i którego talent polityczny sprawił, że Kraj Warty tak się rozwinął.
Nawiasem mówiąc, chciał również zaimponować swojemu bratu Wilhelmowi („Willy’emu”), dyrektorowi zarządzającemu instytutem.
Jego wypowiedzi o Polakach są pod względem arogancji nie do pobicia (fragmenty):
Trzeba samemu poznać ten naród, aby móc go właściwie ocenić. Kieruje się innymi przekonaniami niż my. Proszę Państwa o właściwą ocenę. Polak, nawet jeśli sam z siebie odczuwa pragnienie przyzwoitości, ma inną mentalność. Dopóki będzie przez nas surowo i sprawiedliwie traktowany, dopóty pozostanie uczciwy. Straci swoją uczciwość i uświadomi sobie swoją podstępną i przebiegłą naturę w tym samym momencie, gdy zda sobie sprawę, że stajemy się miękcy i słabi. Ma też zupełnie inny stosunek do kwestii życia codziennego i do kultury w Europie. Dla każdego porządnego i kulturalnego człowieka jest rzeczą oczywistą, że nie należy się obżerać i upijać. Dla Polaka to najwyższa satysfakcja, najwspanialsze uczucie, kiedy może się upić i nażreć jak świnia. Takim samym brakiem umiaru, przeniesionym na płaszczyznę polityki, odznaczała się zwłaszcza klasa rządząca tego narodu. Przed wybuchem wojny chcieli dotrzeć aż do Berlina – i oczywiście do Prus Wschodnich oraz Śląska, nie mówiąc o Gdańsku. I było całkiem jasne, że na Szczecinie nie mogło się skończyć. Tak jak przeciętny Polak nie jest w stanie zachować umiaru podczas jedzenia, tak i ci panowie stracili wszelką miarę. Znając tę mentalność, zaraz po wkroczeniu wojsk niemieckich zebrałem Niemców, którzy pozostawali w Poznaniu. Było ich już tylko 2400. Kiedy się zebrali, przedstawiłem tezę, która do dzisiaj jest aktualna i zawsze taka będzie. Brzmi ona tak: Niemiec jest tutaj panem, a Polak sługą. Jest to najprostsza, ale najbardziej rozsądna teza polityczna, według której można podejmować działania wszędzie. Nawiasem mówiąc, teza, przy której Polak czuje się absolutnie komfortowo. Nie uwierzą Państwo, jak komfortowo szerokie masy czują się przy tak postawionej tezie. Częścią naszego przywództwa jest uświadomienie sobie, że jako panowie musimy dokonywać większych czynów niż słudzy. Przywództwo to trzeba sobie ciągle wypracowywać i zdobywać. A jeśli potem pan bije swojego sługę, co czasem jest niezbędne, to nie dlatego, że to sługa, ale dlatego, że jest leniwy i nic nie robi. Ukarany czuje wewnętrzne wyzwolenie i wraca do pracy. Oczywiście nie mogę żadną miarą tolerować i patrzeć, że słudzy mają przywódców politycznych, ponieważ ci przywódcy tylko podżegaliby ich przeciwko panu, i jest rzeczą oczywistą, że takich ludzi należy eliminować.
To tyle, jeśli chodzi o spostrzeżenia gauleitera.
Ostrożnie szacując można przyjąć, że większość niemieckich „towarzyszy narodowych” należało do zwolenników narodowego socjalizmu, czciło „führera”, niektórzy w niepojęty sposób nawet kochali krzykacza oraz popierali Greisera i jego popleczników, wykazywali pychę wobec obywateli polskich, przymykali oko i zamykali serca na niezliczone przypadki naruszania praw człowieka, pragnęli zwycięstwa w wojnie i tęsknili za pokojem, o ile nie byli jak Greiser nastawieni na walkę.
Sporo mężczyzn szło na front z miłości do ojczyzny, inni z ambicji; Krzyż Rycerski był najbardziej pożądanym dobrem, zapewniał prestiż i przywileje. Nawet wśród cywili prawie nie było człowieka, który nie zrobiłby jakiejś kariery i nie został kilkakrotnie awansowany.
Trudne lub niemożliwe jest do oszacowania, ile kobiet było niezadowolonych i sfrustrowanych, że ich rola została zredukowana do zajmowania się domem oraz rodzenia dzieci i cierpiało psychicznie z tego powodu. Nie brakowało i tego, że Służba Bezpieczeństwa kierując się fałszywą moralnością potępiała fakt, że
spora część kobiet i dziewcząt w coraz większym stopniu była skłonna do zaspokajania swoich potrzeb seksualnych. Można to zauważyć przede wszystkim wśród żon żołnierzy. W większości znanych przypadków są to kobiety z niższych warstw społecznych.
Greiser był bezwzględnym despotą. Dyscyplinował Niemców nieustannymi zebraniami partyjnymi, pochodami, obwieszczeniami, przemówieniami, propagandą, sztandarami i muzyką marszową, nikt nie mógł zaznać spokoju i spokojnie pomyśleć. Wszyscy byli inwigilowani i szpiegowani. System stróżów w blokach z instytucją całkiem oficjalnego donosiciela służby bezpieczeństwa pozbawiał mieszkańców życia prywatnego. Aby nie zostać zadenuncjowanym i nie narazić się na przykre konsekwencje, prawie każda rodzina czuła się zmuszona do posłania swojego syna do Hitlerjugend, a córki do Związku Niemieckich Dziewcząt, po osiągnięciu przez nich pewnego wieku. „Edukacja przedwojskowa” była tam częścią programu wychowania. Ponadto przeprowadzana była ścisła procedura selekcji, badano ogólną postawę dzieci i określano ich predyspozycje fizyczne, sportowe oraz psychiczne313. Pośrednio dokonywano również oceny domu rodzicielskiego. Dystansowanie się od społeczności nazistowskiej wymagało męstwa, odwagi cywilnej i gotowości do podejmowania ryzyka.
Niektórzy wybierali emigrację wewnętrzną.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dietera Schenka i Witolda Kuleszy „Arthur Greiser. Biografia i proces namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty” bezpośrednio pod tym linkiem!
To oznaczało, że ktoś zachowuje się jak osoba, która nie należy już do tego kraju, jak emigrant. Człowiek wycofywał się do swojego wnętrza, w niewidzialność myślenia i odczuwania. Za tym wszystkim kryła się oczywiście prawdziwa bezradność i narzucone przez reżim nazistowski poczucie winy, w które wewnętrzni emigranci i mniej przekonani członkowie partii czy niepewni zwolennicy byli uwikłani
Dla Niemców niebezpieczne było przyłączanie się do ruchu oporu, bo w Poznaniu mówiło się: „tu ściany mają uszy”. Niemiecki ruch oporu w Kraju Warty nie był badany, trzeba by tu przeanalizować np. wszystkie wyroki śmierci wydawane przez sądy specjalne. Powszechnie wiedziano o cenzurze listów i podsłuchach telefonicznych. Budowało to klimat podejrzliwości, również wobec przyjaciół. Z dzisiejszego punktu widzenia, w obliczu ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości, wydaje się niezrozumiałe, że masy ludności wykonywały barbarzyńskie rozkazy nazistowskich elit i okazywały im posłuszeństwo. Z drugiej strony ojcowie rodzin dostosowywali się do sytuacji, aby nie narażać siebie i swoich bliskich. Ale nawet zagorzali zwolennicy reżimu często mieli dość ciągłego zastraszania. Służba bezpieczeństwa bardzo uważnie obserwowała i rejestrowała takie zdarzenia. Wiadomo więc było, że wydawnictwa polityczno-ideologiczne o charakterze szkoleniowym oraz literatura nazistowska w ścisłym tego słowa znaczeniu nie były czytane. Większym zainteresowaniem cieszyła się jedynie „książka führera”.
Była to jednak prawdopodobnie tylko ocena propagandy, sprokurowana, by zadowolić Hitlera, ponieważ Mein Kampf był wręczany każdej parze młodej zamiast Biblii i leżał, zapewne nieprzeczytany, na półkach w wielu niemieckich domach. Całkowity nakład do 1944 r. wyniósł w sumie 10,9 mln egzemplarzy. Dzięki tantiemom oraz ze względu na swoją podobiznę na znaczkach Hitler był bogatym człowiekiem. Jak sprawdziła służba bezpieczeństwa, ludzie literaturę nazistowską jedynie mniej lub bardziej dokładnie kartkowali, ale żadnych widocznych tego efektów nie odnotowywano. Preferowana była, jak stwierdzono w Poznaniu, literatura rozrywkowa i piękna, na przykład autorstwa Ludwiga Ganghofera lub lekka, wesoła twórczość Eugena Rotha czy Heinricha Spoerla. Masową sprzedażą cieszyły się powieści brukowe, gdzie za kilka fenigów miało się gotową i niewymagającą fabułę i można się było oderwać od codzienności. Młodzież interesowała się książkami o nowych broniach, a żołnierze „nie biorą do ręki książek, w których zgłębiane są jakieś problemy”. Służba bezpieczeństwa z rezygnacją przyznawała, „że szerokich mas towarzyszy narodowych nie pociągały książki, które przypominały partyjne instrukcje. Obserwuje się niechęć wobec książek o narodowym socjalizmie, o jego zasadach i ideologii”. Stwierdzono również, że na wsi występował duży brak zrozumienia tego, co dzieje się obecnie na obszarze europejskim, a jeszcze bardziej na obszarach pozaeuropejskich. Tylko niewiele rodzin było w posiadaniu jakiegoś porządnego atlasu.
„Wytyczne postępowania wobec Polaków”
Niemiec w mundurze staje się nieobliczalny. NSDAP wywiera ogromny, sugestywny wpływ na swoich przywódców politycznych. Umysły, które są z natury proste, ludzkie i naturalne karmi iluzjami i kompleksami władzy. Źle przeżute z łatwością wywołają w głowach etyczny i moralny zamęt. Moje złe doświadczenia z wszelkiego rodzaju politycznymi bucami sprawiły, że stałem się bardzo powściągliwy. A Niemcy z Rzeszy uważani są przez folksdojczów za półbogów. Każde słowo krytyki pod adresem kierownictwa państwa oznacza zagrożenie dla własnego istnienia.
Zgodnie z wytycznymi namiestnika Rzeszy z 25 września 1940 r. nakreślenie wyraźnej linii podziału między Niemcami a Polakami odpowiada zapisom konstytucji okręgu Rzeszy Kraj Warty. Stwierdzano w nich, że linia ta jest dzisiaj w licznych pojedynczych przypadkach przekraczana w wyniku bliskiego współzamieszkiwania ludności niemieckiej z wciąż przeważającą liczebnie ludnością polską. Wymagałoby dłuższej pracy wychowawczej i uświadamiającej, aby każdy niemiecki towarzysz narodowy zachowywał się wobec żywiołu polskiego w sposób odpowiadający jego godności narodowej. Dla niemieckiego towarzysza narodowego musi się to stać oczywistością, a kontakty z Polakami muszą bezwzględnie ograniczyć się do poziomu oficjalnego i gospodarczego. Ponieważ polska siła robocza jest nam jeszcze niezbędna, nie możemy uchronić się od kontaktów z nimi w pracy. Ponadto nie da się uniknąć sąsiedztwa z Polakami również ze względu na brak mieszkań i służących. Należy jednak pamiętać o konieczności zachowania dystansu. Zgodnie z dotychczas praktykowanymi zwyczajami należy w przyszłości przestrzegać następujących wytycznych:
1. Osoby przynależące do narodu niemieckiego, które utrzymują z Polakami relacje wykraczające poza kontakty służbowe lub niezbędne ze względu na wykonywaną pracę będą podlegały karze aresztu. W poważnych przypadkach, zwłaszcza jeśli naruszony zostanie interes Rzeszy niemieckiej należy wziąć pod uwagę umieszczenie w obozie koncentracyjnym.
2. Za nieprzestrzeganie wymaganego dystansu uważa się w każdym przypadku utrzymywanie powtarzających się przyjaznych stosunków z Polakami. Dopuszczalnym wyjątkiem są tylko kontakty z krewnymi nieniemieckiego małżonka.
3. Osoby przynależące do narodu niemieckiego, które będą pokazywać się z Polakami w miejscach publicznych lub nawiązywać z nimi kontakty osobiste bez podania wiarygodnego oficjalnego powodu, mogą zostać umieszczone w areszcie ochronnym. Osoby przynależące do narodu niemieckiego, które utrzymują z Polakami stosunki seksualne, będą każdorazowo podlegały karze aresztu. Polskie kobiety utrzymujące kontakty seksualne z Niemcami mogą być umieszczane w domach publicznych. W indywidualnych, lżejszych przypadkach można odstąpić od ukarania, o ile pouczenie i ostrzeżenie odniosą skutek.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dietera Schenka i Witolda Kuleszy „Arthur Greiser. Biografia i proces namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty” bezpośrednio pod tym linkiem!
W mowie końcowej na zebraniu przywódców w Kutnie w dniu 1 sierpnia 1941 r. wygłoszonej dla przedstawicieli administracji lokalnej Kraju Warty Greiser podkreślił „konieczność ochrony każdej kropli krwi dla niemieckości”. Wezwał do „jeszcze surowszego pacyfikowania polskiego narodu, również ze względu na ryzyko pojawienia się wśród nich śmiertelnych chorób”. Osobisty wróg Greisera, gubernator generalny Hans Frank, miał podobne pomysły wygłaszając na Wawelu przemówienie podczas święta Jul: „Za kilka lat nie będzie już Polaków”.
Tak zwani rechtswahrer (prawnicy) w Kraju Warty myśleli również o zaostrzeniu przepisów karnych za „nienawistne” antyniemieckie wypowiedzi, na przykład takie jak: „Kiedy nastanie druga Polska, to Niemcy dostaną po ryju”. To samo dotyczyło śpiewania polskiego hymnu narodowego i Roty. Obie te pieśni były solą w oku nazistowskich władców i do dziś są w Polsce śpiewane jako wyraz patriotyzmu. Hymn narodowy rozpoczyna się wersami: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy”. Rota jest hymnem polskości i sprzeciwem wobec pruskiej germanizacji. Rozpoczyna się od słów „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród, nie damy pogrześć mowy…”
Atak na Związek Radziecki, zwany kampanią rosyjską, przyniósł również pierwsze skutki w Kraju Warty. Służba Bezpieczeństwa SS odnotowała w raporcie z 3 lipca 1941 r., że ludność polska zachowuje się antyniemiecko, życząc Niemcom klęski i licząc na „wyzwolenie przez Sowietów”. Jednak w polskich kręgach klasy średniej panowała opinia, że lepiej cierpieć pod Niemcami niż pod bolszewikami. Nowa sytuacja miała wyjaśniać
zauważalnie coraz bardziej wyzywające zachowanie Polaków wobec Niemców. W Inowrocławiu grupa Polaków zaczepiała na ulicy niemieckie kobiety, a zakłady pracy donosiły o narastającym rozluźnieniu dyscypliny wśród polskich robotników.
W poznańskim „Ostdeutscher Beobachter” zdjęcia pojmanych rosyjskich dowódców komentowano słowami: „Nie wyobrażaliśmy sobie bolszewików tak obszarpanych i w tak niewielkim stopniu przypominających żołnierzy”.
Z okazji 80. rocznicy ataku, 22 czerwca 2021 r. Thielko Grieß rozmawiał w Deutschlandfunk z rosyjskim historykiem Olegiem Budnickim, który wyjaśnił, że Związek Radziecki nie był przygotowany na atak ze strony Wehrmachtu. Stalin dostrzegał realne zagrożenie, ale nie spodziewał się ataku przed rokiem 1942. Stan Armii Czerwonej i przemysłu obronnego były „dalekie od ideału”. Wystąpiły poważne problemy z uzbrojeniem. Prawie każda rodzina odczuwała skutki wojny, podkreślał rosyjski historyk. Niemcy uznawali okupowane ziemie Związku Radzieckiego za terytorium barbarzyńców, na którym można się dowolnie zachowywać. Planowej zagładzie uległo około 7,4 miliona cywili, a w czasie całej wojny w armii służyło 34,5 miliona ludzi, mówił Budnicki. W sumie życie straciło 27 milionów ludzi. Poza tym w masowych egzekucjach rozstrzelano do dwóch i pół miliona radzieckich Żydów.
Ograniczenia dnia codziennego
Życie ludności polskiej w Kraju Wary było utrudniane na wiele sposobów, w tym przez nocne godziny policyjne. Polaków obowiązywał wtedy zakaz przebywania na publicznych ulicach i placach:
od października do marca od godz. 20 do 5 rano,
od kwietnia do września od godz. 21 do 5 rano,
w tym od maja do sierpnia od godz. 22 do 4 rano.
Polacy i Niemcy nie mogli chodzić do tych samych restauracji. Inną szykaną był również dodatkowy przepis mówiący o tym, że obywatele polscy mieli opuszczać publiczne restauracje na godzinę przed rozpoczęciem godziny policyjnej. Polaków nie przestrzegających godziny policyjnej bito od razu na miejscu. W restauracjach Niemcy musieli być obsługiwani w pierwszej kolejności. W sklepach spożywczych przed południem można było obsługiwać tylko niemieckich klientów326, co często oznaczało, że po południu brakowało towaru. Od 1943 r. Polakom w Kraju Warty zakazano wysyłania pocztą lub pociągiem bez zgody policji paczek żywnościowych, aby uniemożliwić w ten sposób zaopatrzenie krewnym, którzy pracowali jako robotnicy przymusowi w starej Rzeszy. Zakazano również używania telefonów do rozmów prywatnych. Korespondencja Polaków podlegała stałej kontroli ze strony Służby Bezpieczeństwa (SD), o czym było powszechnie wiadomo, a mimo to zdarzały się nieostrożne, grożące konsekwencjami wypowiedzi.
Obywatele polscy nie mogli posiadać radioodbiorników ani aparatów fotograficznych, zabronione było też posiadanie sprzętu narciarskiego, a z rowerów można było korzystać tylko w celach „zawodowych”, czyli do dojazdu do pracy. Użytkownik roweru musiał mieć przy sobie „kartę rowerową”. Taka „karta rowerowa” mogła być wydawana tylko na sześć miesięcy i była przedłużana na wniosek użytkownika. Konfiskowano nawet gołębie pocztowe. Niektórzy Niemcy najwyraźniej ulegali paranoi, że gołębie pocztowe były wykorzystywane przez Polaków do celów szpiegowskich. Część wagonów kolejowych lub tramwajowych była zarezerwowana tylko dla Niemców. Kiedy oddzielenie Polaków od Niemców ze względu na ograniczoną liczbę wagonów tramwajowych nie było możliwe, to wywieszano napisy: „tu mówi się tylko po niemiecku”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dietera Schenka i Witolda Kuleszy „Arthur Greiser. Biografia i proces namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty” bezpośrednio pod tym linkiem!
Wchodzenie do niektórych parków lub siadanie na niektórych ławkach było dla Polaków zabronione. Zakazano wizyt w teatrach, bibliotekach i muzeach. W urzędach pocztowych Niemcy byli obsługiwani w pierwszej kolejności. Polacy nie mieli prawa nadawać telegramów i korzystać z publicznych telefonów. W przypadku korzystania z połączeń kolejowych bilet mógł być wystawiony wyłącznie na podstawie zezwolenia wydanego przez urząd policji.
Nie było też polskiej prasy. Polskie gazety „Goniec Krakowski” i „Ilustrowany Kurier Polski” zostały zakazane. Niemiecka propaganda próbowała rozpowszechniać swoje tezy za pomocą plakatów. Meldunki Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW) i wiadomości niemieckie były przekazywane przez głośniki w języku polskim i według służby bezpieczeństwa cieszyły się wśród ludności polskiej „najwyższym zainteresowaniem”.
W listopadzie 1941 r. nakazano Polakom oddanie futer i futrzanych czapek. W tym celu żandarmeria dokonywała przeszukań polskich mieszkań i po prostu zabierała wyroby futrzarskie z szaf. Przeczesywano również getto, chociaż Żydzi niejednokrotnie używali futer jako kołder. Jeden z żandarmów bezceremonialnie ściągnął z pleców chłopu karmiącemu na rynku swoje konie kożuch z owczej skóry.
W odróżnieniu od okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie w Kraju Warty obowiązywał Polaków wydany przez Greisera zakaz chodzenia do kin. Kiedy miały być wyświetlane bajki dla polskich dzieci O lisie, co porwał gęś oraz Jaś i Małgosia, urząd namiestnika Rzeszy zabronił tego z przewrotnym uzasadnieniem, „że przekazywanie poprzez filmy polskim dzieciom niemieckich wartości duchowych wydaje się wątpliwe z fundamentalnych powodów”.
Poznańskie gestapo zabroniło Polakom imprez tanecznych, instrumenty muzyczne podlegały konfiskacie. Ucisk ludności polskiej obejmował wszystkie dziedziny życia, ludzie odbierali te działania jako systematyczną udrękę i nieustanne upokorzenie. Jak inaczej niż nienawiścią mógł reagować robotnik, gdy np. w poznańskich zakładach Cegielskiego był po wypadku przy pracy karany karą cielesną lub gdy w przypadku uszkodzenia ciała za karę odmawiano mu pomocy lekarskiej. Duch nienawiści i oporu w społeczeństwie polskim znacznie się wzmógł na skutek stosowania środków przymusu. Ludzie byli głęboko przekonani o klęsce nazistowskich Niemiec, wierzyli w szybkie zakończenie wojny i odzyskanie wolności, a ich jedynym pragnieniem było, aby jak najszybciej doświadczyć i móc przyczynić się do tej chwili. Przymus i przemoc znalazły reakcję w oporze i sabotażu, zauważa Czesław Madajczyk, jeden z najlepszych znawców epoki nazistowskiej w swoim kraju. Odkrył, że polscy robotnicy w Kraju Warty zawiązywali w miejscach pracy „antysolidarny front”. Nawzajem się ostrzegali i wspierali. Oszczędzali siły, aby sobie ulżyć przy pracy. Wymuszana wyższa wydajność skutkowała w ten sposób niższą jakością produkcji. Do najważniejszych ośrodków sabotażu należały „Litzmannstadt” obok Katowic i „Gotenhafen” (Gdyni). W celu zachęcenia do wolniejszej pracy polski ruch oporu ogłosił akcję „Żółw”.
Za odmowę pracy, naruszenie umowy o pracę, niechęć do pracy, opuszczenie miejsca pracy bez zezwolenia, naruszenie przepisów prawa pracy, celowe unikanie pracy, nieobecność w pracy, niesubordynację wobec niemieckich przełożonych i zatruwanie atmosfery w pracy Policja Bezpieczeństwa aresztowała w ciągu miesiąca 380 Polaków”. W fabrykach niemieckiego przemysłu zbrojeniowego polscy robotnicy przymusowi potrafili poprzez ukryte manipulacje techniczne sprawić, by produkt stał się nieskuteczny w działaniu. W Poznaniu i innych miastach funkcjonowały nielegalne drukarnie. W obiegu znajdowały się prawdopodobnie dziesiątki tysięcy fałszywych dowodów osobistych i aktów urodzenia – dla Żydów były one niezbędne do przetrwania.
Na przekór trudnym warunkom życia Polki imponowały swoim eleganckim i modnym ubiorem, podobnie jak polska młodzież podczas wystąpień publicznych celowo prowokowała Hitlerjugend swoimi harcerskimi mundurami. Narzucony status „podczłowieka” zacierał różnice w polskim społeczeństwie i je jednoczył. Ostatecznie morale Polaków nie udało się złamać.
O „obowiązku pozdrawiania”
Pokonanemu wrogowi nie odmawia się godności, w przeciwnym razie pozbawia się godności samego siebie. Niegodziwością jest upokarzanie i krzywdzenie bezbronnych. Wymagam tolerancji, empatii wobec uczuć innych ludzi oraz ich reedukacji poprzez praktyczny przykład. Tylko nienaganne, uczciwe życie i zarządzanie ekonomiczne może trwale przekonać tych ludzi o naszej kulturowej wyższości i doprowadzić ich do zmiany nastawienia. To od nas zależy, czy szybko osiągniemy cel pokojowego, pożytecznego współistnienia. Ucisk powoduje agresję, nienawiść rodzi nienawiść. Nie wolno nam zapominać, że nie jesteśmy tu na zaproszenie Polaków (Z przemówienia do niemieckich współpracowników).
4 listopada 1939 r. wyższy dowódca SS i policji Wilhelm Koppe zarządził „poufnie”, że z „powodów dyscyplinarnych” konieczne jest, aby polscy mężczyźni pozdrawiali każdego napotkanego funkcjonariusza partii, państwa i Wehrmachtu poprzez zdjęcie nakrycia głowy. Odwzajemnienie pozdrowienia nie jest „wskazane”. Ponadto należy zadbać o to, aby każdy funkcjonariusz partii, państwa i Wehrmachtu mógł bez przeszkód poruszać się po zatłoczonych chodnikach. Z zasady ludność polska miała „zdecydowanie ustępować z drogi” (podkreślenie w oryginale), a w razie potrzeby „przejść na chwilę na drugą stronę jezdni”. Również Himmler zarządził taki obowiązek pozdrawiania i nakazał, aby duchowni katoliccy ogłosili go z ambony.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Dietera Schenka i Witolda Kuleszy „Arthur Greiser. Biografia i proces namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty” bezpośrednio pod tym linkiem!
W późniejszym okresie różne urzędy skarżyły się, że np. umundurowani polscy kolejarze pozdrawiali się zawołaniem „Heil Hitler”. Koppe wyraził wtedy opinię, że „nie uważa Polaka za godnego używania »niemieckiego pozdrowienia«”. Zwykle jednak budziło irytację, że „ci Polacy” stają się coraz bardziej pewni siebie i niedbale albo wcale nie wywiązują się z obowiązku pozdrawiania. Im większe miasto, tym ten przepis gorzej jest przestrzegany, a strona niemiecka nie przeciwdziała temu w wystarczający sposób. Na przykład pewnego Polaka, który odmówił stosowania się do tego przepisu oraz zachowywał się arogancko i bezczelnie, zabrano na posterunek policji i tam wychłostano. Ów Polak następnie zastrajkował i złożył skargę w Urzędzie Kultury, jako że niby obowiązek pozdrawiania był zniesiony. Któryś z prezydentów rejencji wówczas zaproponował, aby zobowiązać Polaków do noszenia identyfikatorów, by móc potem egzekwować przestrzeganie obowiązku pozdrawiania, albo ten obowiązek znieść.
Greiser poczuł się urażony w swojej pysze i jako namiestnik Rzeszy kazał 28 lipca 1941 r. obwieścić:
Zdyscyplinowanie Polaków w miejscach publicznych znacznie się pogorszyło. Gauleiter i namiestnik Rzeszy podczas objazdu okręgu z przykrością zauważył, że Polacy w większości przypadków nie tylko nie są skłonni do pozdrowień, ale że swoją nonszalancką i po części wyzywającą postawą nie okazują samochodowi gauleitera należnego szacunku, mimo iż jest on wyraźnie oznakowany flagą, a pasażerowie są w mundurach. Również furmanki z ociąganiem ustępują drogi. Proszę was z całą stanowczością, abyście dopilnowali respektowania wymaganej dyscypliny. Polacy na wsi muszą bezwzględnie przestrzegać obowiązku pozdrawiania.
Kilka dni później zarządzenie Greisera skłoniło kreisleitera i starostę Turka do wywieszenia plakatów z „obwieszczeniem”:
Polacy!
W celu nadania relacjom pomiędzy Niemcami a Polakami znośnej formy, zarządzam z natychmiastowym skutkiem co następuje:
1. Polacy obu płci mają obowiązek pozdrawiania wszystkie osoby noszące mundur. Mężczyźni pozdrawiają poprzez uchylenie nakrycia głowy i ukłon, Polki przez ukłon.
2. Wszystkie oznakowane proporczykami pojazdy należy pozdrawiać w ten sam sposób. Niezastosowanie się do niniejszego zarządzenia będzie uważane za nieposłuszeństwo. Każdy winny tego wykroczenia musi się liczyć z natychmiastowymi konsekwencjami.
W okólniku nr 74/41 kreisleiter Klemm informował podwładnych m.in.:
Ponieważ Polacy stali się bezczelni i aroganccy, a prestiż i godność Rzeszy tego wymagają, wszyscy muszą dbać o respektowanie zarządzenia. W przeciwnym razie osiągnęlibyśmy coś przeciwnego, a mianowicie to, że Polak „instynktem pokonanego odczułby niemiecką słabość”. Odmowa pozdrowienia ma być karana na miejscu. [Dosłownie było to sformułowane w następujący sposób:] w takich przypadkach pozdrowienie należy siłą wymusić na Polakach i Polkach. Polacy powinni wreszcie poczuć rękę pana, nikt nie może tu okazywać słabości. Brak reakcji miał szkodzić niemieckości i być dowodem słabości. „Wobec mięczaków zastosuję odpowiednie kary”.
Heil Hitler, podpisano Fritz Klemm, kreisleiter i starosta.
Jednocześnie starosta i landrat zobowiązuje „towarzyszy narodowych” do noszenia odznak partyjnych, ale nie przewiduje upominania Niemców za niesubordynację.
24 stycznia 1942 r. pod hasłem „poufne” wydział I namiestnikostwa Rzeszy ponownie zbadał sprawę „obowiązku pozdrawiania przez Polaków”347 i doszedł do wniosku, że zarządzenie praktycznie jest niewykonalne i doprowadziło do odwrotnych skutków, ponieważ wynikiem była utrata przez Niemców poważania. Coraz większa część ludności niemieckiej była powoływana do służby wojskowej, tak że grupa tych, którzy mogli egzekwować respektowanie zarządzenia stale się zmniejszała. Populacja czterech milionów „obcych rasowo ludzi”, w tym półtora miliona dorosłych mężczyzn, nie dawała się kilkuset tysiącom Niemców przymusić do obowiązku pozdrawiania. Ponadto niektórzy towarzysze narodowi nie byli jeszcze gotowi do zaaprobowania służalczości innych ludzi i musieli wpierw zostać przeszkoleni do „roli panów”.
Autor raportu (dr Karl Albert Coulon, szef okręgowego urzędu do spraw narodowościowych) wyraził również obawę, że Polacy są takim wrogiem, który w każdej chwili może się sprzymierzyć z innymi wrogami narodu niemieckiego i zasugerował, aby w ogóle zrezygnować z obowiązku pozdrawiania.
„Prawo do chłosty”
Żona wróciła z miasta cała zdenerwowana. Była na zakupach. Na rynku widziała grupę roztrzęsionych ludzi i słyszała krzyki. Zapytała co się stało.
„Nowy komisarz urzędowy pobił Polaka”.
„Pobił?’”
„Tak. I wychłostał smyczą”.
„Dobrze, ale dlaczego?”
„Ten Polak – ma już zresztą swoje lata – nie pozdrowił komisarza. Komisarz nie miał odznaki, co pozwoliłoby rozpoznać, że jest Niemcem, ten Polak nie znał go jeszcze przecież. Teraz już poznał swojego komisarza, lepiej niżby chciał”.
„Ale dlaczego komisarz urzędowy bije tego człowieka na ulicy? – To niesłychane!”
„Tak, to podłe”.
„Biedni ludzie!”
8 czerwca 1941 r. oddział Centrali Przesiedleńczej w Inowrocławiu donosił w swoim cotygodniowym raporcie349, że w ostatnim tygodniu firmy budowlane i inne wielokrotnie skarżyły się, że Polacy sabotują swoją pracę. Kierownik oddziału zauważył, że same firmy „ponoszą wielką winę”, ponieważ majstrowie i strażnicy przy byle okazji bezlitośnie bili robotników, tak że ci z czasem stawali się „leniwi i opieszali”