Piotr Wysocki: zwykły człowiek, narodowy bohater
Piotr Wysocki urodził się 10 września 1797 r. w Warce. Był czwartym synem Jana Wysockiego i Katarzyny z Brzumińskich. Ojciec, pieczętujący się herbem Odrowąż, był dzierżawcą majątku ziemskiego w pobliskich Winiarach. W 1806 r. Wysoccy mieszkali w majątku Pawłowice pod Prażmowem niedaleko Grójca. Dwa lata później Jan zmarł, a jego najmłodszy syn trafił na wychowanie do wuja, który widział jego przyszłość we własnym majątku ziemskim. W 1810 r. Piotr Wysocki, dzięki pomocy pracującego w administracji Księstwa Warszawskiego starszego brata, trafił jednak do Warszawy, gdzie rozpoczął naukę w szkole pijarów przy ul. Długiej. Tam ukończył cztery klasy gimnazjalne, zdobywając elementarną wiedzę oraz podstawy łaciny i niemieckiego. W 1814 r. opuścił szkołę, by wrócić na wieś i pomóc samotnej matce.
Pod koniec 1818 r. 21-letni Piotr Wysocki postanowił wstąpić do wojska Królestwa Polskiego. Jako kadet znalazł się w szeregach stacjonującego w warszawskich Koszarach Aleksandryjskich pułku grenadierów gwardii – elitarnego oddziału Wojska Polskiego, w którym w pierwszej kolejności wprowadzono wzorce rosyjskie. Po dwóch latach szlachecki syn awansował na sierżanta. Wiadomo, że wysoki (180 cm), krzepki i postawny podoficer cieszył się dobrą opinią w rodzimym pułku, a to przede wszystkim z racji świetnego opanowania musztry. Poważny, chociaż łagodny sierż. Piotr Wysocki, posiadając przy tym doniosły głos, szybko awansował na instruktora, szkolącego z musztry żołnierzy polskich, a okazjonalnie również Rosjan z batalionu w Błoniu.
W sferze domysłów pozostaje kwestia początków politycznej aktywności Wysockiego – być może należał do wolnomularstwa i znajdował się w orbicie wpływów konspiracyjnego Towarzystwa Patriotycznego, kierowanego przez mjr. Waleriana Łukasińskiego. Wiadomo natomiast, że 2 października 1824 r. Piotr Wysocki był świadkiem aktu pohańbienia aresztowanego i skazanego za spiski Łukasińskiego. W obozie na terenie Powązkowskiego Pola Wojskowego, w obecności oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego, kat zerwał szlify oficerskie z munduru przywódcy Towarzystwa Patriotycznego, który przykuty do taczki rozpoczął swoją wieloletnią katorgę, zakończoną cztery dekady później śmiercią w twierdzy szlisselburskiej. Wydarzenie to mocno wpłynęło na młodego Wysockiego, który w tym samym czasie został zakwalifikowany do nauki w Szkole Podchorążych Piechoty.
Piotr Wysocki: w murach podchorążówki
Ta założona w lipcu 1815 roku przez wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza placówka była oczkiem w głowie Naczelnego Wodza armii Królestwa Polskiego. Rozkochany aż do sadystycznej przesady w mundurze i dyscyplinie wojskowej brat carów Aleksandra I oraz Mikołaja I widział w trzech szkołach podchorążych (piechoty, kawalerii i artylerii) matecznik przyszłej kadry Wojska Polskiego, ukształtowanej według jego osobistej wizji i zrywającej z tradycją i doświadczeniami oficerów służących pod Napoleonem. Umieszczona w ogrodach łazienkowskich Szkoła Podchorążych Piechoty znajdowała się pod specjalnym nadzorem carewicza, rezydującego w niedalekim Belwederze. Konstanty zatwierdzał osobiście przyjęcia w poczet podchorążych oraz obserwował ćwiczenia i cotygodniową niedzielną zmianę warty na placu Saskim.
Naczelny Wódz odcisnął też swój wpływ na programie nauki przyszłych oficerów. Uznając za fundament dowodzenia surową dyscyplinę i porządek, nakazał on uczyć podchorążych przede wszystkim… musztry i regulaminów wojskowych. Uczniowie mieli opanować podstawy tzw. szkół żołnierza, kompanii i batalionu, powtarzane regularnie od początku w przeciągu kilkuletniego pobytu w szkole. Przyszły oficer miał bezbłędnie i głośno wydawać prawidłowe komendy (również w języku rosyjskim) oraz znać na wyrywki zasady służby garnizonowej, nie wymagano od niego natomiast znajomości języków, wiedzy o strategii i naukach ścisłych czy zainteresowań kulturalnych – zagrażałoby to bowiem przeznaczonej mu roli kukiełki w wielkim wojskowym spektaklu wielkiego księcia.
Przyszłych podchorążych werbowano spośród ochotników i podoficerów w poszczególnych pułkach armii Królestwa Kongresowego, po otrzymaniu szlifów podporucznikowskich mieli oni wrócić do macierzystych jednostek (w okresie letnim uczestniczyli w ich ćwiczeniach). W szkole uczyło się nieco ponad dwustu podchorążych z Wojska Polskiego, a także ok. pięćdziesięciu junkrów z armii rosyjskiej (w większości również Polaków). Ich dzień nauki był szczelnie wypełniony – od samego rana prowadzono zajęcia z musztry na placu ćwiczeń pod okiem instruktorów, wieczorem słuchano wykładów, prowadzonych nierzadko przez starszych uczniów. Służba w podchorążówce była surowa i zaplanowana, a porządek utrzymywano m.in. przy pomocy donosicieli. Dopiero w latach dwudziestych, za czasów komendantury pułkownika Ksawerego Olędzkiego, podchorążym pozwalano wychodzić wieczorami na przepustki do miasta, w ostatnich latach przed wybuchem powstania listopadowego zaczęto też nauczać w Łazienkach przedmiotów teoretycznych oraz języków obcych. Poziom prowadzenia tych zajęć był jednak niski.
Piotr Wysocki promocję oficerską otrzymał w maju 1827 r., a więc po trzech latach nauki. Jak można się domyślać, mógł czuć, że los się do niego uśmiechnął – brak wakatów w pułkach powodował, że otrzymanie promocji było bardzo trudne i zarezerwowane dla dobrze ustosunkowanych podchorążych. Wśród uczniów szkoły z 1830 r. około jednej trzeciej przebywało w jej murach pięć lub więcej lat (niektórzy nawet osiem). Niepromowani podchorążowie byli zawieszeni w próżni: obowiązywała ich wciąż twarda dyscyplina uczniowska i konieczność powtarzania od nowa zasad musztry i regulaminów. Wyjściem był powrót do pułku i objęcie funkcji instruktora, oznaczało to jednak dalszą służbę podoficerską. Młody podporucznik z Warki pomyślne decyzje kadrowe zawdzięczał zapewne wspomnianemu już opanowaniu musztry i zdolnościom w komenderowaniu. Z tego też powodu nie wrócił do pułku gwardii – po awansie zaproponowano mu funkcję wykładowcy Szkoły Podchorążych, którą objął jesienią 1827 r.
Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”
Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3
Sprzysiężenie Wysockiego
Niewyraźne perspektywy awansowe budziły frustrację, podważającą skuteczność ideału wychowawczego Konstantego, który chciał w podchorążych widzieć przyszłą elitę swojej armii. Niechęć do rosyjskiego władztwa była wzmacniana dodatkowo przez atmosferę donosicielstwa oraz konserwatyzm i dryl, które promował Naczelny Wódz. Nałożyła się na to typowa dla młodego pokolenia postawa krytycyzmu wobec starszych, na której mogły kiełkować idee rewolucyjne i romantyczne.
Możliwość wyjść na przepustkę do miasta pozwalała utrzymywać podchorążym kontakty z cywilami. Wiadomo, że grupą, z którą szybko się zakolegowali, byli studenci uczelni warszawskich, zwłaszcza utworzonego niedawno Uniwersytetu. W karczmach i winiarniach wymieniali oni poglądy z innymi młodymi, co pogłębiało ich opozycyjność. Lepiej urodzeni często zapraszani byli na stołeczne salony, gdzie również rozmawiano o polityce i zawiązywano znajomości z aktywnymi uczestnikami życia publicznego. W polityce zaś wiele się działo – postępowało ograniczenie swobód zapisanych w konstytucji Królestwa, m.in. zlikwidowano jawność obrad sejmowych. Po powstaniu rosyjskich dekabrystów represje spadły na polskie Towarzystwo Patriotyczne, którego oskarżeni o zdradę członkowie stanęli w latach 1827-1828 przed sądem sejmowym. Rozprawę aktywnie śledziła opinia publiczna, a łagodny wyrok (uniewinnienie od zarzutu zbrodni stanu) mobilizował zwolenników monarchii konstytucyjnej do dalszego oporu.
Już w 1820 r. podchorąży Józef Zaliwski, członek Wolnomularstwa Narodowego, miał założyć w swojej szkole komórkę tajnej organizacji kierowanej przez mjr. Łukasińskiego. Nie podjęła ona aktywnej działalności, przekształcając się w kółko samokształceniowe, funkcjonujące przez całe lata dwudzieste. Sam założyciel konspiracji w Szkole Podchorążych po promocji w 1822 r. pozostał w Warszawie i objął funkcję instruktora w wojskowej Szkole Pływania ulokowanej na Marymoncie. Zachował dzięki temu dawne kontakty, zdobywając także nowe znajomości, gdyż przez placówkę, w której służył przewijały się pododdziały i oficerowie ze wszystkich pułków warszawskich. Piotr Wysocki musiał należeć do podchorążackiego kółka samokształceniowego, zachował z nim także żywy związek jako wykładowca. Wiadomo, że w tym czasie coraz więcej czytał, i to zarówno prac historycznych (zwłaszcza o starożytności), jak i poezji romantycznej, w tym młodego Mickiewicza. Podporucznik, z natury łagodnie usposobiony, miał dobry kontakt ze swoimi uczniami, z wieloma z nich był na „ty”, stanowiąc autorytet dla patriotycznie zorientowanej młodzieży.
Zawiązanie konspiracyjnej struktury, które przeszło do historii jako „sprzysiężenie Wysockiego”, miało miejsce w Warszawie w dniach 15-16 grudnia 1828 r. Data nie była przypadkowa – 15 grudnia to imieniny Waleriana, spiskowcy zaś w ten sposób odwoływali się do bohaterstwa i męczeństwa mjr. Łukasińskiego, wciąż więzionego w twierdzy w Zamościu. Kilka dni wcześniej doszło też do ostatecznego zatwierdzenia wyroku sądu sejmowego przez Radę Administracyjną Królestwa, co wiązało się z powrotem do dyskusji o wolnościach konstytucyjnych i represjach caratu. Wiadomo, że celem spiskowców było doprowadzenie do wybuchu powstania, trudno jednak określić ich program polityczny (np. stosunek do obrony gwarancji konstytucyjnych). Postawa Piotra Wysockiego i innych liderów grupy wskazywała, że podchorążacy brali na siebie przede wszystkim wykonanie pierwszego uderzenia, dalszym działaniom mieli zaś przewodzić ludzie o „historycznych nazwiskach”, a więc doświadczeni politycy.
Sprzysiężeni chcieli przejść do działania już w początkach 1829 r. Okazją do tego miała być planowana na maj koronacja Mikołaja I na króla Polski. Tzw. spisek koronacyjny, który stał się inspiracją ostatniej części Kordiana Juliusza Słowackiego, był w istocie nieudaną próbą akcji polityków związanych z liberalną opozycją sejmową, w wyniku której car miał odstąpić od swej twardej polityki. Inicjatywą grupy posłów było wystosowanie petycji do władcy z żądaniem zniesienia tajności obrad sejmowych, cenzury i komitetów śledczych. W razie odmowy do akcji przystąpiliby spiskowcy, którzy 20 maja, w czasie ćwiczeń pod okiem Mikołaja I na Placu Saskim, mieli w porozumieniu z politykami zabić Romanowa i dać tym samym sygnał do wybuchu powstania. Ostatecznie z inicjatywy liberałów nic nie wyszło, a zamach został odwołany. Plany kolejnej akcji sprzysiężenia rok później przewidywały porwanie cara w czasie jego majowej wizyty na obradach sejmowych. Znów jednak epigoni Towarzystwa Patriotycznego wstrzymali się od działania, a Wysocki posłusznie wykonał ich wolę.
Droga do Nocy Listopadowej
Już jednak latem 1830 r. wydarzenia polityczne zaczęły znacząco przyśpieszać. 27 lipca w Paryżu wybuchła rewolucja, która obaliła absolutystyczną monarchię Karola X Burbona. „Trzy Dni Chwały” wyniosły na tron Ludwika Filipa Orleańskiego i doprowadziły do przekształcenia Francji w monarchię konstytucyjną. Wydarzenia we Francji poruszyły Europę, podważając porządek, na straży którego stało konserwatywne Święte Przymierze. Lokalne bunty wybuchły m.in. we Włoszech i Niemczech, a w nocy z 25 na 26 sierpnia doszło do antyrządowych wystąpień w Brukseli, które doprowadziły do wybuchu rewolucji belgijskiej i walki tego narodu przeciwko panowaniu holenderskiemu. Coraz wyraźniej mówiono o dążeniu cara Mikołaja I do stłumienia niebezpiecznych rozruchów na zachodzie Europy, i to przy użyciu nie tylko armii rosyjskiej, ale także Wojska Polskiego.
Tego lata w Warszawie do sprzysiężenia w Szkole Podchorążych dołączył ppor. Zaliwski, który do organizacji włączył kilkudziesięciu członków stworzonego przez siebie luźnego związku młodych oficerów, działającego w warszawskich pułkach piechoty. Rzutki, ambitny i skory do intryg wojskowy szybko wysunął się na czoło konspiracji, odsuwając na bok wykładowcę podchorążówki. We wrześniu zreformowano organizację spiskową, stawiając na jej czele triumwirat złożony z Zaliwskiego, Wysockiego i por. Piotra Urbańskiego. Poszczególne sekcje sprzysiężenia zaczęły się ze sobą porozumiewać. W tym czasie do udziału w konspiracji dołączyli aktywni cywile-rewolucjoniści: Maurycy Mochnacki, Józef Kozłowski, Ksawery Bronikowski, Ludwik Nabielak i Seweryn Goszczyński. Wśród patriotycznie nastawionych studentów zaczęły tworzyć się kółka spiskowe, gromadzące gotowych do udziału w zrywie akademików, uczących się szermierki i strzelenia oraz prowadzących agitację w swoich środowiskach. Nastroje powstańcze zaczęły objawiać się też wśród plebsu warszawskiego.
Polecamy e-book pod red. Magdaleny Mikrut-Majeranek „Poradnik młodego humanisty. Studia bez tajemnic”
W październiku 1830 r. spiskowcy mieli już kilkukrotnie ustalać termin wybuchu powstania, ostatecznie jednak, m.in. ze sprawą Piotra Wysockiego, przesuwano go z powodu zbyt słabych przygotowań. Prowadziło to do sporów w łonie kierownictwa sprzysiężenia. Co więcej, w początkach listopada rozpoczęły się aresztowania uczestników konspiracji – początkowo przede wszystkim cywilów, choć śledczy zaczęli też dochodzić do wojskowych zorganizowanych w poszczególnych pułkach. Wpadka spisku w Szkole Podchorążych wydawała się kwestią czasu. Dodatkowo pod koniec drugiej dekady miesiąca w prasie warszawskiej pojawiły się doniesienia o rozpoczęciu przygotowań wojennych armii rosyjskiej i polskiej do – jak się spodziewano – wymarszu na zachód Europy. Było to niebezpieczne z wielu powodów: chodziło nie tylko o użycie Polaków do tłumienia wolnościowych zrywów innych narodów, ale także zerwania nici spiskowych, a być może także podjęcia przez Mikołaja I kroków ku całkowitej likwidacji wolności konstytucyjnych i autonomii Królestwa Polskiego.
W tej sytuacji kierownictwo sprzysiężenia dążyło do jak najszybszego wybuchu powstania. Próbowano porozumieć się m.in. z Joachimem Lelewelem, jednym z liderów kół liberalno-rewolucyjnych, niewiele jednak osiągnięto. Ostatecznie 27 listopada podjęto decyzję o rozpoczęciu zrywu już dwa dni później, 29 listopada, o godzinie szóstej wieczorem. Plan, opracowany przez Zaliwskiego, zakładał opanowanie miasta i wykorzystanie przewagi oddziałów polskich (10 tys. żołnierzy) nad stacjonującymi w Warszawie Rosjanami (6 tys. ludzi). Stolicę podzielono na trzy sektory (południowy, centralny i północno-praski), nad którymi dowództwo objęli odpowiednio Wysocki, Zaliwski i Urbański. Na sygnał, jakim był wybuch pożaru w browarze Weissa na Solcu, oficerowie zaangażowani w konspirację mieli wyprowadzić swoje pułki na ulice, otoczyć Rosjan w koszarach oraz rozbroić lub rozbić ich. W tym czasie kilkudziesięcioosobowa grupa cywilnych spiskowców miała zaatakować Belweder i dokonać zamachu na wielkiego księcia Konstantego. Głównym problemem było skomplikowanie planu (zwłaszcza komunikacja na rozległym terenie miasta), słabość sprzysiężenia (ok. 80 włączonych w spisek oficerów) i szybkość wdrażania zaleceń kierownictwa – rozkazy delegatom do poszczególnych jednostek wydano wieczorem 28 listopada, a następnego dnia rano dokonywano ostatnich poprawek.
Piotr Wysocki: „Godzina zemsty wybiła!”
Spiskowców od samego początku prześladował jednak pech. Delegaci w pułkach zbyt wcześnie zaczęli gromadzić żołnierzy do wymarszu przeciwko Rosjanom, czym wzbudzili zainteresowanie wyższych oficerów, niezaangażowanych w sprzysiężenie. Nieszczęśliwy przebieg miała też akcja podpalenia browaru na Solcu. Nadzorujący sprawę Wysocki zbyt późno porozumiał się z por. Stolzmanem z młyna prochowego i nie uzyskał od niego odpowiednich materiałów zapalających. Podchorąży Wiktor Tylski miał do dyspozycji tylko słomę, przy pomocy której nie udało się solidnie podpalić zawilgoconej drewnianej konstrukcji piwowarni. Do tego młodzieniec zabrał się za to zbyt wcześnie. W konsekwencji 29 listopada o godzinie piątej trzydzieści wieczorem na Solcu wybuchł jedynie niewielki pożar, którego nie było widać w śródmieściu. Szybko rozpoczęto akcję gaśniczą, a Rosjanie zaczęli coraz uważniej przyglądać się wydarzeniom na ulicach miasta. Brakowało wyraźnego sygnału do rozpoczęcia akcji, wobec czego delegaci pułkowi próbowali działać na własną rękę, powstrzymywali ich jednak przełożeni. Zaczął panować chaos. Józef Zaliwski, który z racji centralnego położenia spełniał rolę dowódcy i koordynatora, nie wykazał się żadną inicjatywą.
Losy powstania zostały w ten sposób powierzone Piotrowi Wysockiemu. Porucznik, idąc do łazienkowskiej oberży, gdzie miał spotkać się przed rozpoczęciem akcji z najbliższymi współpracownikami, zobaczył płonący browar na Solcu. O szóstej i tuż po niej na ulicach było jednak cicho, natomiast w koszarach stacjonującej pod skarpą warszawską kawalerii rosyjskiej zaczynał się coraz większy ruch. W końcu lider sprzysiężenia wyruszył do podchorążówki, po drodze napotykając grupę cywilnych spiskowców Nabielaka i Goszczyńskiego. Zamiast pięćdziesięciu akademików stawiło się trzydziestu, a oczekiwanie na rozkaz działania doprowadziło do wycofania się kolejnych kilkunastu. Wysocki zebrał studentów, wydał im broń carskich junkrów i przydzielił kilku podchorążych w ramach wsparcia. Nieco ponad dwudziestoosobowy oddziałek ruszył na Belweder. W tym czasie dowódca buntu wbiegł na pierwsze piętro Szkoły Podchorążych, przerwał wykład drugiego dywizjonu i wezwał podchorążych: „Polacy! Godzina zemsty wybiła, dzisiaj umrzeć lub zwyciężyć potrzeba. Idźmy!... a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów”. Wkrótce zmobilizowano kolejny dywizjon. Podchorążych próbował powstrzymać ppor. gwardii Kajetan Niewęgłowski, został jednak pchnięty kilkukrotnie bagnetem.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Rozgrzana przemową Wysockiego Szkoła Podchorążych zebrała się do akcji. Carscy kawalerzyści byli już zaalarmowani, porucznik postanowił jednak uderzyć na znajdujące się w sąsiedztwie koszary ułańskie, wysyłając zaufanego podwładnego po pomoc do innych oddziałów. Atak na pułk Ułanów Cesarzewicza, stacjonujący przy dzisiejszej ul. Szwoleżerów, początkowo okazał się dla Rosjan zaskoczeniem, szybko jednak zorganizowali oni obronę. Dwa natarcia podchorążych i próba podpalenia stajni nie przyniosły rozstrzygnięcia, a w sąsiednich pułkach rosyjskich – kirasjerów i huzarów – również wszczęto alarm. Dowódca podjął w związku z tym decyzję o wycofaniu się. Przy pomniku króla Jana III podchorążowie spotkali belwederczyków. Ich atak również nie odniósł sukcesu, gdyż Konstanty wspierany przez służbę ukrył się, a oddziałek musiał wycofać się z obawy przed odsieczą. Wysocki podjął decyzję o przebijaniu się do miasta poprzez Koszary Radziwiłłowskie przy ul. Pięknej. Powstańcy musieli utorować sobie drogę przez próbujących ich okrążyć kawalerzystów rosyjskich – atak na bagnety poprowadził sam przywódca sprzysiężenia.
Sytuacja oddziału podchorążackiego była jednak nadal trudna, a wobec przewagi nieprzyjaciela (ok. 1:15) obrona w koszarach skazana była na niepowodzenie. Trwająca godzinę „bitwa łazienkowska” zakończyła się przebiciem w kierunku śródmieścia Warszawy, znowu poprowadzonym przez por. Piotra Wysockiego. Wspólnie z por. Karolem Szlegelem prowadził on doborowy oddział powstańczy na spotkanie innym jednostkom insurekcyjnym. Na Placu Trzech Krzyży podchorążowie spotkali popularnego gen. Stanisława Potockiego, który zmierzał do Belwederu. Błagali go o objęcie dowództwa nad zrywem, on jednak odmówił. Na rozkaz Wysockiego generał odjechał wolny na południe, a powstańcy ruszyli dalej ul. Nowy Świat.
Według relacji, maszerujący zwartą kolumną żołnierze, poprzedzani grupą belwederczyków, krzyczeć mieli: „Do broni!”, odpowiadał im jednak tylko trzask zamykanych okiennic. Pod kościołem św. Krzyża spotkali kolejnego generała – nadzorującego ich szkołę Stanisława Trembickiego. Po odmowie dołączenia do powstania, oficera aresztowano. Już jednak gen. Maurycy Hauke (sądzący wcześniej Waleriana Łukasińskiego) i płk Filip Meciszewski, po oddaniu przez tego drugiego strzału do podchorążego, zostali z zimną krwią zastrzeleni w rejonie Pałacu Namiestnikowskiego. Podobny los spotkał niedługo potem gen. Józefa Nowickiego (pomylonego z oficerem rosyjskim) oraz wziętego jako zakładnika gen. Trembickiego (który na prośby podchorążych miał odpowiedzieć nazwaniem ich mordercami).
Była godzina ósma wieczorem. Zaliwski, zorientowawszy się w sytuacji i wiedząc o akcji podchorążych, wreszcie podpalił jako sygnał budynek przy ul. Dzikiej i zarządził zdobycie Arsenału. Tam też poprowadził swoich żołnierzy por. Wysocki. Sytuacja insurekcji była trudna – oprócz Szkoły Podchorążych po stronie powstańczej znalazły się pojedyncze kompanie z pułków piechoty. Część zdobytej broni przejęli mieszkańcy Warszawy, tworząc lotne oddziały podtrzymujące walkę. Pod Arsenałem walczono z rosyjskimi gwardzistami z pułku wołyńskiego, na północy i południu miasta zbierały się zaś wierne Konstantemu siły gotowe do stłumienia buntu. Część pułków polskich zachowała neutralność. Pod Arsenałem aktywność Wysockiego (podobnie jak Zaliwskiego) zmalała – na czele walk stanęli inni oficerowie. Wiadomo, że przywódca sprzysiężenia odmówił pomysłowi rewolucjonistów, którzy zaproponowali mu udanie się do ratusza i ogłoszenie stworzenia powstańczego rządu. Młody oficer wciąż liczył na włączenie się do działania polityków i generałów. Ci jednak czekali wiernie przy wielkim księciu…
Na wojnie z Rosjanami
Ostatecznie dzięki zapałowi żołnierzy i plebejuszy oraz bierności Konstantego oddziałom powstańczym udało się zająć centrum Warszawy. 3 grudnia wielki książę zwolnił znajdujące się przy nim oddziały polskie, zgromadzone na Wierzbnie. Wojsko Polskie powróciło do miasta, korpus rosyjski wycofał się zaś ku granicy Królestwa Polskiego i Cesarstwa. Cywilni członkowie sprzysiężenia powołali Towarzystwo Patriotyczne, promujące program rewolucyjny i antycarski. Jednak już 5 grudnia dyktatorem powstania ogłosił się gen. Józef Chłopicki – zasłużony dowódca epoki napoleońskiej, cieszący się dużym autorytetem wśród patriotów polskich. Konserwatywny oficer był, tak jak większość elit Królestwa, zwolennikiem ugody z Mikołajem. Piotr Wysocki w pierwszych dniach powstania nie angażował się w politykę – nie wziął udział w powołaniu Towarzystwa, odmówił też Maurycemu Mochnackiemu zaangażowania Szkoły Podchorążych do przeprowadzenia zamachu stanu w dniu 4 grudnia. Wciąż wierzył w przywództwo „historycznych nazwisk”, w tym Chłopickiego.
Lider podchorążych stał się narodowym bohaterem. 5 i 7 grudnia, w czasie przedstawień w Teatrze Narodowym, które przemieniły się w manifestacje patriotyczne, Wysockiego oklaskiwano i noszono na rękach. W Warszawie pojawiły się jego portrety, wieszane zresztą wspólnie z wizerunkiem… dyktatora Chłopickiego. Porucznik otrzymywał listy z pozdrowieniami od rozentuzjazmowanych patriotów, jego nazwisko umieszczano w utworach poetyckich, a nawet zadedykowano mu skomponowanego w tych dniach poloneza. Wciągnięto go też do redakcji liberalno-rewolucyjnego „Kuriera Polskiego”, gdzie swoim nazwiskiem firmował program polityczny cywilnych radykałów. 10 grudnia w pierwszym numerze pisma ukazała się relacja Wysockiego o sprzysiężeniu i Nocy Listopadowej, która miała pokazywać związki powstańców z opozycją sejmową, przez co zaciemniała korzenie spisku.
Młodzi przywódcy podchorążych nie byli mile widziani przez gen. Chłopickiego. Zaliwski i Urbański zostali nawet chwilowo aresztowani, a pierwszy z nich został już 10 grudnia skierowany do województwa augustowskiego, gdzie w kolejnych miesiącach prowadził działalność partyzancką. Wysocki otrzymał zadanie rozliczenia zlikwidowanej Szkoły Podchorążych Piechoty przed Komisją Rządową Wojny. Został przy tym brutalnie potraktowany przez dyktatora. Wezwany przed oblicze uznawanego za lidera walki o niepodległość generała, został przez niego zbesztany m.in. słowami: „Dlaczego tu pozostajesz? Chce ci się rewolucji? Dam ja ci kulą w łeb, a stanie się dla ciebie nową rewolucją!”. Bohater Nocy Listopadowej trafił prawdopodobnie do aresztu domowego, a 22 grudnia 1830 r. został skierowany jako inspektor gwardii ruchomych (powstańczych oddziałów uzupełniających) do województwa sandomierskiego.
Jesteśmy darmowym portalem, którego utrzymanie dużo kosztuje. Jako medium niezależne pozyskujemy środki na nasze utrzymanie od reklamodawców lub Czytelników. Nie prosimy o wiele - gdyby każda czytająca nas Osoba podarowała nam 10 zł, to starczyłoby to nam na rok bardzo wytężonej działalności i nowych inicjatyw. Okazuje się jednak, że do tej pory wsparło nas zaledwie 0,0002% naszych Czytelników. Dowiedz się, jak możesz nam pomóc!
Już jednak po miesiącu Piotr Wysocki wrócił do stolicy i czynnej służby wojskowej. Awansowany został na kapitana i mianowany adiutantem naczelnego wodza, ks. Michała Radziwiłła. Była to nominacja czysto honorowa, wkrótce został jednak wysłany w pole: trafił do 7 pułku piechoty liniowej. W jego szeregach wziął udział w pierwszej potyczce wojny polsko-rosyjskiej: walkach z 12 i 13 lutego 1831 r. pod Liwem. Kpt. Wysocki otrzymał dowództwo trzeciego batalionu swojego pułku, wspieranego dwoma działami i szwadronem ułanów. Jego zadaniem była osłona drewnianego mostu na Liwcu w czasie, gdy główne siły gen. Franciszka Żymirskiego wycofywały się na Kałuszyn. Zadanie – zniszczenie przeprawy i spowolnienie marszu korpusu gen. Rosena – były przywódca sprzysiężenia wykonał. W kolejnych dniach walczył w bitwach pod Dobrem i pod Grochowem, za co został odznaczony złotym krzyżem wojskowym.
W marcu kpt. Piotr Wysocki został przydzielony jako adiutant naczelnego wodza gen. Jana Skrzyneckiego do korpusu kawaleryjskiego gen. Józefa Dwernickiego. Uznać należy, że młody oficer miał pełnić tam funkcję oczu i uszu konserwatywnego przywódcy powstania, niechętnego popularnemu wśród rewolucjonistów zwycięzcy spod Stoczka. Mimo dwuznacznej misji o charakterze politycznym, dawny przywódca podchorążych dobrze współpracował z nowym dowódcą. Kwietniowa wyprawa na Wołyń, której celem było rozniecenie powstania na ziemiach zabranych, nie mogła zakończyć się powodzeniem. Wysocki, awansowany na majora, wziął aktywny udział w głównym starciu kampanii, bitwie pod Boremlem (18-19 kwietnia 1831 r.), kierując obroną prowadzoną przez piechotę przeprawioną przez Styr. Niestety, wkrótce otoczony korpus polski zmuszony został do przejścia przez granicę galicyjską i internowania przez Austriaków. Ostatecznie jednak do miejsca odosobnienia na Morawach przybyło około 25 proc. polskich oficerów, reszta bowiem, dzięki przyjaznej postawie ludności Galicji, skutecznie uciekła do Królestwa Polskiego. Wśród nich był też Piotr Wysocki, który już 25 maja został mianowany dowódcą 10 pułku piechoty liniowej. Jego młoda jednostka, złożona z rekrutów z województwa krakowskiego, otrzymała zadanie obsadzania Wisły w rejonie Janowca. Oprócz szkolenia żołnierzy, ludzie majora – często pod jego osobistym dowództwem – dokonywali też wycieczek na prawy brzeg. Następnie 10 pułk został przerzucony na Pragę.
Tu Piotra Wysockiego spotkał pech. Jego żołnierze na posterunkach nad Bugiem i Narwią w rejonie Serocka dostrzegli rosyjską próbę przeprawy przez rzekę. Wysocki zameldował gen. Skrzyneckiemu o rozpoczęciu rosyjskiej ofensywy na Warszawę. W rzeczywistości była to demonstracja gen. Tolla, mając wspomóc Rosjan na Lubelszczyźnie – w tym czasie bowiem Polacy podjęli próbę zniszczenia korpusu Fiodora Rüdigera nad Wisłą i Wieprzem. Fałszywe wieści doprowadziły do wstrzymania rozpoczętej operacji, która jako tzw. wyprawa łysobocka przeszła do historii wojny jako bezsensowne przedsięwzięcie, prowadzące do rozprzężenia w szeregach wojska. W sierpniu pułk Wysockiego znalazł się pod Sochaczewem i Bolimowem, gdzie Skrzynecki chciał podjąć próbę przeciwstawienia się marszowi feldmarszałka Iwana Paskiewicza na Warszawę. Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a Wojsko Polskie wycofało się do Warszawy.
10 pułk piechoty stanął na Woli, jego dowódca jednak przez parę dni cierpiał prawdopodobnie na zapalenie spojówek. Znowu też odmówił żądaniu Maurycego Mochnackiego, by na czele swych oddziałów dokonał zamachu stanu i poparł lewicę powstańczą. 4 września mjr Wysocki towarzyszył gen. Ignacemu Prądzyńskiemu w rokowaniach z Rosjanami – obecność przywódcy podchorążych miała prawdopodobnie legitymizować niepopularną decyzję o rozmowach z wrogiem. Ostatecznie jednak z zawieszenia broni nic nie wyszło.
6 września 1831 r. rano armia Paskiewicza rozpoczęła szturm Warszawy. Generalicja polska, na czele z gen. Janem Krukowieckim, utraciła już niemal całkowicie wolę walki i zaniedbała przygotowania do bitwy. Główne uderzenie przeważających sił rosyjskich (71 do 35 tys. żołnierzy, 360 do 192 dział) skierowane zostało na centralny odcinek obrony na Woli. Główną pozycję obronną stanowiła tu tzw. reduta wolska pod dowództwem gen. Józefa Sowińskiego. Natarcie rosyjskie szybko opanowało pomniejsze umocnienia (m.in. słynną Redutę Ordona), pierwsze uderzenie na redutę zostało jednak odparte. Paskiewicz nakazał więc zasypanie jej ogniem artyleryjskim. Dowódca pierwszej linii obrony, gen. Józef Bem, podjął próbę odciążającego kontrataku. Do osłony baterii lekkokonnej skierowano dwa szwadrony strzelców konnych oraz batalion 10 pułku piechoty pod osobistą komendą dowódcy pułku. Chociaż udało się zaskoczyć Rosjan, sukces był chwilowy. Piotr Wysocki podjął wówczas decyzję o przedarciu się na redutę wolską i wspomożeniu sił gen. Sowińskiego. Jego kilkuset żołnierzy stanowiło jedyne wsparcie walczącej pierwszej linii – gen. Krukowiecki uznał bowiem, że Wola jest już stracona. Dawny przywódca antycarskiego sprzysiężenia, świadomy zbliżającej się śmierci, miał według relacji swoim męstwem zagrzewać żołnierzy do walki. Obrońcom udało się odeprzeć dwa szturmy Rosjan. W czasie trzeciego Wysocki został ranny odłamkiem granatu w nogę, którą dodatkowo zwichnął. Trafił do szpitala w kościele i tam też został wzięty do niewoli.
Polecamy e-book Anny Wójciuk – „Jedz, pij i popuszczaj pasa. Staropolskie obyczaje i rozrywki”
Zesłanie i starość
Ranny oficer trafił już w październiku 1831 r. do twierdzy w Bobrujsku, gdzie został zakuty w kajdany i umieszczony w lochach. Bardzo szybko oficerski sąd polowy skazał Wysockiego na karę śmierci przez ćwiartowanie (przy zatwierdzaniu przez wyższe instancje zamienioną na powieszenie). W sprawie interweniował jednak car Mikołaj I, który unieważnił wyrok i skierował polskiego oficera do dyspozycji Paskiewicza w Warszawie. Chodziło o organizację wielkiego procesu politycznego nad powstańcami, w którym zeznania przywódcy sprzysiężenia podchorążych byłyby kluczowe. Majora przetransportowano do twierdzy zamojskiej, a następnie do więzienia w klasztorze pokarmelickim na warszawskim Lesznie. Odizolowany od świata, nie mogąc znaleźć dla siebie adwokata (prawnicy bali się podejmować obrony tak ważnego oskarżonego), Wysocki wykazał się w śledztwie dużym heroizmem – nie obciążał współpracowników zagrożonych więzieniem i brał winę na siebie. 29 listopada 1833 r. w jego sprawie zapadł wyrok: za zbrodnię buntu, morderstwo Haukego, Trembickiego i Meciszewskiego oraz zamach na życie wielkiego księcia Konstantego Piotr Wysocki został skazany na śmierć przez powieszenie. Ostatecznie jednak, pod wpływem zachodniej opinii publicznej, car we wrześniu 1834 r. załagodził wyrok, zamieniając go na 20 lat ciężkich robót na Syberii. Oficer dowiedział się o tym jednak dopiero po wielu miesiącach oczekiwania na egzekucję.
Major trafił na katorgę do Aleksandrowska, położonego 70 km na północny wschód od Irkucka. Bardzo szybko wraz z innymi zesłańcami podjął próbę ucieczki, udaremnioną dzięki doniesieniom szpicla. Rannego w rękę Wysockiego sąd skazał, m.in. pod fałszywym zarzutem podburzania miejscowej ludności i sąsiadujących Chińczyków przeciw Rosji, na trzy lata dodatkowej katorgi oraz tysiąc uderzeń szpicrutami, co oznaczało niemal pewną śmierć. Wyrok wykonali carscy żołnierze – żelazne zdrowie oficera, jak też prawdopodobnie litość żołdaków, pomogły Polakowi przeżyć. Po zaleczeniu licznych ran trafił do pracy w kopalni w miejscowości Akutaja w Kraju Nerczyńskim. Rudę kopał przykuty do górniczej taczki. Po sześciu latach morderczej pracy, w 1842 r., miejscowe władze zwolniły go z kopalni i zezwoliły na wolne osiedlenie. Przez kolejne kilkanaście lat pracował na roli i prowadził dobrze prosperującą wytwórnię mydła. Cieszył się dużym autorytetem wśród miejscowej ludności oraz odbywających karę zesłańców. Co roku 29 listopada w jego domu zbierali się Polacy, śpiewając narodowe pieśni i recytując wiersze Mickiewicza. Dopiero 24 lipca 1857 r., na fali odwilży posewastopolskiej, otrzymał zezwolenie na powrót do Królestwa Polskiego.
Wysocki nie mógł osiedlić się w Warszawie, wybrał więc znaną sobie z dzieciństwa Warkę. Przybył tam po trzech miesiącach od zwolnienia z katorgi, bez pieniędzy (rozdał je wśród zesłańców) i wiedzy o krajowych realiach. Miejscowi patrioci zebrali między sobą 1500 rubli, za które kupili sześćdziesięcioletniemu weteranowi czterdziestomorgową działkę. Zajmował się rolnictwem, dawne rany i starość utrudniały mu jednak funkcjonowanie. Pół domu w zamian za opiekę oddał rodzinie Tabaczyńskich, los wiarusa zdanego na łaskę obcych jednak się nie poprawił. Utrzymywał kontakt z wareckimi elitami, stawał się jednak coraz bardziej samotny. Darzony szacunkiem, chodził zawsze w granatowej rogatywce-konfederatce, demonstrując tym samym polskość i opozycyjność. Jeszcze na Syberii wiele czytał (zwłaszcza prac historycznych), podjął też własne próby pisarskie, które trafiały do szuflady. Początkowo co tydzień miał meldować się rosyjskim żandarmom w Górze Kalwarii, później ten nadzór zelżał. Coraz starszy i niedołężny, w 1874 r. zmuszony został do sprzedaży majątku. Chciał przenieść się do Warszawy i tam dokonać swych dni. Ostatecznie jednak nie dotrwał do przeprowadzki – zmarł 6 stycznia 1875 r. i został pochowany w Warce.
Piotr Wysocki: w narodowym panteonie
Postać Piotra Wysockiego, postrzeganego przede wszystkim przez pryzmat Nocy Listopadowej, na trwałe zapisała się w polskiej pamięci zbiorowej. O działaniach przywódcy sprzysiężenia podchorążych wypowiadali się na emigracji uczestnicy wydarzeń z 1830 r., m.in. Józef Zaliwski czy Maurycy Mochnacki – obydwaj byli przy tym stronniczy, kreując własną wersję wydarzeń, które doprowadziły do powstania. Wykładowca Szkoły Podchorążych szybko trafił też do narodowej literatury. Jego aktywność z okresu spisku koronacyjnego wspomniana jest w Kordianie Juliusza Słowackiego, a w trzeciej części Dziadów Mickiewicza jego nazwisko pada wprost. Co więcej, to w usta Piotra Wysockiego włożono w scenie „Salon Warszawski” jedną z najbardziej znanych fraz tego sztandarowego tekstu polskiego romantyzmu: „Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa; Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, plwajmy na tę skorupę, i zstąpmy do głębi!”. Wysocki jest też jednym z głównych bohaterów Nocy Listopadowej Stanisława Wyspiańskiego – budzicielem Polaków i inicjatorem zbrojnego czynu. Postać przywódcy podchorążych przypomniano także w Dwudziestoleciu, zwłaszcza przy okazji obchodów stulecia powstania listopadowego w 1830 r. Odmienny obraz oficera namalował w 1978 r. Jacek Kaczmarski. Piosenka pt. Starość Piotra Wysockiego z programu Krzyk pokazuje weterana po powrocie z zesłania, zagubionego w szaleństwie i wciąż wracającego do tragedii reduty wolskiej z września 1831 r.
Zwykły człowiek w niezwykłej sytuacji – takimi słowami można by streścić biografię Piotra Wysockiego widzianą z perspektywy niemalże dwustu lat, które minęły od Nocy Listopadowej. Nie był on wielkim politykiem, literackim wieszczem, autorem ideowych manifestów czy duchowym przywódcą narodu. Biedny szlachcic, samouk i specjalista od musztry zapisał się w historii swoim czynem, który pchnął masy do walki z zaborcą. Jego silne poczucie obowiązku, patriotyzm i ideowość były jego bronią, ale też skazą – polityczna naiwność, zaufanie wobec „historycznych nazwisk” i podporządkowanie dowódcom zemściły się na nim i wielu powstańcach. Gdy zryw już wybuchł, zabrakło przywódcy, który mógłby poprowadzić walkę o wolność. O tych grzechach Wysockiego warto pamiętać, nie mogą one jednak przykrywać pozytywnego obrazu narodowego bohatera gotowego do poświęceń, oficera Wojska Polskiego zdolnego do działania i dobrego Polaka myślącego o Ojczyźnie.
Chcesz zawsze wiedzieć: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego w historii? Polecamy nasz newsletter – raz w tygodniu otrzymasz na swoją skrzynkę mailową podsumowanie artykułów, newsów i materiałów o książkach historycznych. Zapisz się za darmo!
Bibliografia:
Bielecki Robert, Belwederczycy i podchorążowie, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1989.
Łepkowski Tadeusz, Piotr Wysocki, Wiedza Powszechna, Warszawa 1981.
Majewski Wiesław, Piotr Wysocki, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1989.
Tokarz Wacław, Sprzysiężenie Wysockiego i Noc Listopadowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980.
redakcja: Jakub Jagodziński