Pierwsze miesiące niepodległej Polski oczami chłopów
„Lud nasz jest bardzo ciemny” – pisała Wiejska dziewczyna z Jasielskiego – „Półtorawiekowa niewola jest tego powodem”. Sądząc jednak po korespondencjach z galicyjskich wsi zamieszczonych w „Piaście”, na prowincji znalazło się wielu sympatyzujących z PSL i gazetą, którzy dzielili się swoimi problemami dnia codziennego.
„Piast” był tygodnikiem o dużym zasięgu i nakładzie w Galicji. Organ prasowy PSL – Piast wydawany był od 1913 roku w Krakowie. Interesującymi rubrykami były korespondencje z galicyjskich wsi (okazjonalnie także ze Śląska, Kongresówki czy z Poznańskiego). Szpalty oddane ludziom z prowincji, stanowią interesujący materiał badawczy do analizy zarówno sfery mentalnej i umysłowej nadawców, jak również mogą służyć do analizy codziennych kłopotów mieszkańców terenów wiejskich. Tekst powstał na podstawie listów publikowanych w „Piaście” od października 1918 do czerwca 1919 roku. Spośród wielu korespondencji wybrałem te, które dotyczyły najczęściej przewijających się na łamach pisma problemów chłopów.
Kościół i gmina
Niechęć części środowiska wiejskiego do księży wynikała najczęściej z podejrzeń chłopów o zbytnią chciwość i nieuczciwe praktyki kleru. Zwolennikom PSL duchowni narazili się zbytnim angażowaniem w politykę. Zdaniem autorów wielu listów z czasów kampanii wyborczej do sejmu w 1919 roku, księża mieli publicznie nawoływać do głosowania na inną listę „narodową”, dyskredytując publicznie PSL. Ciekawostką jest to, że większość listów atakujących duchownych była zwykle anonimowa, jak ta z Sokołowa w powiecie kolbuszowskim, która wystawia negatywny obraz kapłanom tamtejszej parafii:
Niedawno temu umarł pewien człowiek, do którego w stanie już bezprzytomnym, zawezwano księdza, nie wyspowiadał się oczywiście, gdyż nie był w stanie. Odmówiono mu również chrześcijańskiego pogrzebu, a zwłoki wywieziono cichaczem na taczkach i pochowano go na miejscu, gdzie się chowa samobójców. Człowiek ten, biedny zresztą, […] nie mógł się więc w żaden sposób wyspowiadać, dwustu koron zaś nie miał na sprawienie pogrzebu, nic dziwnego więc, że spoczął w rowie!
Uraz korespondenta do kleru uzewnętrznia się jeszcze w dalszej części tekstu:
Ci świeżo wyświęceni duszpasterze […] umią odmawiać chrześcijańskich pogrzebów, umią wiejskie i miejskie dziewczęta nazywać z ambony „sukami” – ale nie umią wglądnąć w ludzką nędzę, w ludzkie nieszczęścia i w swe własne sumienie, gdzież więc logika i sens w ich postępowaniu?
Cztery numery później do sprawy odniósł się sam burmistrz Sokołowa, który donosił, że tamtejsza katolicka rada gminna wzięła księdza w obronę, a autora tekstu potępiła. Sam zaś burmistrz o posługującym w tamtejszej parafii księdzu Leonie Szado ma jak najlepsze zdanie.
Z kolei Ludowcy z Wieprza w powiecie wadowickim pisali: „Smutne to, ale prawdziwe: nagonka ze strony ks. proboszcza na «Piasta» przybiera zbyt wielkie rozmiary […] przecież publicznie wyklął «Piasta» a kandydata naszego nazwał człowiekiem bez wychowania” (Piast, 1919, nr 11, s. 14). „Ludność ma już dość tych urągań w kościele, do którego chodzi po to, by się spokojnie i w skupieniu pomodlić, a nie, by słuchać mów politycznych” – dodawał Jeden z wielu z Łącka (Piast, 1919, nr 15, s. 15).
Wiejski nauczyciel Andrzej Chwastek w liście polemizującym z bliżej nieokreślonym artykułem opublikowanym w innej gazecie pisał: „Nauczyciel pracujący na wsi, wie aż nadto dobrze, że właśnie księża, a nie kto inny, starali się aby chłop był ciemny […] i dlatego właśnie w byłej Galicji procent analfabetów był tak wysoki, że tylko Dalmacja mogła z Galicją pod tym względem współzawodniczyć” (Piast, 1919, nr 16, s. 14). Kilka tygodni później Helena Zborowska z Nowego Targu odpowiedziała na ten list: „Nie jest to, moim zdaniem, twierdzenie zgodne z prawdą. Przeciwnie, nieraz słyszałam, jak księża zachęcali ojców i matki by posyłali dzieci do szkoły” (Piast, 1919, nr 20, s. 18).
Niełatwe bywały często relacje na linii mieszkańcy – władza. Świeżo po zakończeniu wojny na wierzch wychodziły animozje między ludnością uciskaną kontrybucjami wojennymi, a wójtami którzy ze względu na swoje stanowiska musieli je bezpośrednio od ludności egzekwować.
„Proponowałbym ułożenie «czarnej listy» z każdego powiatu, któraby zawierała owych krzywdzicieli. W wolnej Polsce chwasty takie powinno się wyorać” – pisał o urzędnikach E. Sitkowski z Mordarki w Limanowskim (Piast, 1918, nr 52, s. 15). „Mieliśmy wójta analfabetę, niezdarę, pod którego firmą pisarz gminny wraz z paru doradcami naciskali ludność w gminie w czasie wojny” – narzekał Jan Kocząb ze wsi Wyżne w Strzyżowskim (Piast, 1919, nr 16, s. 18). „Radziłbym p. Kocząbowi, by zawsze się liczył więcej ze słowami”- odpowiadał Józef Sitek – „Przecież wójt za nic nie może odpowiadać, bo on spełniał to, co mu kazano” (Piast, 1919, nr 21, s. 18).
Aprowizacja i gospodarka
Nie trzeba nikogo przekonywać, że lata wojny z uciążliwymi obowiązkowymi kontyngentami, konfiskatami na rzecz wojska, jak i okres tuż po wojnie, gdzie uciążliwości wcale nie zostały zniesione, nie były łatwe dla mieszkańców wsi. Dodając do tego spadek zbiorów płodów rolnych, zniszczenia wojenne, załamanie się łańcuchów dostaw, problemy z komunikacją i transportem, rysuje się dość ponury obraz życia gospodarczego prowincji. Znajduje to odzwierciedlenie w relacjach w „Piaście” w skali mikro, z punktu widzenia pojedynczych wsi i poszczególnych gospodarzy.
Piotr Król z Paszczyny w Ropczyckim skrytykował tekst pewnego „uczonego profesora” (Adama Krzyżanowskiego – tekst pierwotnie zamieszczony w miesięczniku „Odbudowa Kraju”, przedrukowany potem w „Nowej Reformie”). W skrócie autor stawiał w nim m.in. tezę, że podczas działań wojennych wieś w odróżnieniu od miast czy przemysłu została najmniej zniszczona, a dochody rolników pozostały na niezmienionym pułapie, gdyż ich produkty były na wagę złota dla coraz bardziej spauperyzowanych działaniami wojennymi mieszkańców miast. Powiedzieć, że nadawca listu do „Piasta” nie zgadza się z Krzyżanowskim, to jakby nic nie powiedzieć:
Polecamy e-book Mateusza Balcerkiewicza – „Wojna Jasia. Polski żołnierz w walce z bolszewikami”
Porównując ceny produktów realnych z cenami innych towarów, pisze między innymi, że za 2 gęsi można kupić parę butów i.t.p. jak przed wojną. Panie profesorze, proszę przywieść ze sto par butów do wsi, a dostanie pan za nie 2, albo po 4, 5 i więcej par gęsi za parę dobrych butów. Niewesołe są stosunki w miastach, szczególnie dla urzędników utrzymujących się z pensji, lecz i wieś jest obecnie w przykrem położeniu. […] Buty zamiast 10 K [Koron] kosztują 400 do 500 K, metr płótna zamiast 50 hal. [halerzy] 60 do 70 K. kilo gwoździ zamiast 36 do 40 hal. 3 do 4 K. A rzeczy to musi się na wsi kupować, bo nikt nie miał zapasów ani bielizny, ani ubrań i butów, ani narzędzi.
Już po odzyskaniu niepodległości czytelnik „Piasta” z Limanowej pisał: „Paskarstwo u nas kwitnie jak za austriackich czasów. I tak mimo że w sąsiedztwie jest rafineria, nafty brak; pokątnie kosztuje 3 korony litr” (Piast, 1919, nr 7, s. 14). Jan Mach z Grodziska w Łańcuckim również utyskiwał na proceder paskarstwa na terenie gminy prowadzonego przez wójta i pisarza, którzy swojej działalności zapoczątkowanej podczas wojny wcale nie przerwali. „Wszystko załatwia się poza plecami mieszkańców” – pisał – „Szkoły stoją pustkami, gospodarka gminna upada”. W Żywcu, wedle doniesień korespondenta, doszło wręcz do rozruchów w których „zgraja paskarzy” pobiła komisarza żywnościowego po kontrolach miejsc obrotu lewymi towarami. „Masarze potajemnie wyrabiają wędliny i na pasek sprzedają, a potem mówią że wszystkiemu panowie winni. – Ludu wieśniaczy, powiedz, kto sprzedaje chleba za 16 kor. za 1 kg, kto sprzedaje papierosy z trawy za 50 hal., mięso za 20 kor., a słoninę za 48 kor?” (Piast, 1919, nr 16, s. 16).
List z Makowa w Myślenickim:
Stosunki aprowizacyjne są u nas fatalne. Stało się to dnia 21 marca powodem, że rozgoryczona ludność wpadła do urzędu gminnego, żądając od wiceburmistrza wytłumaczenia, czemu z pierwszego transportu mąki amerykańskiej dawano na osobę tylko po 60 dkg i to po 4 K 60 h za kg, podczas gdy za taką samą mąkę płacono n.p. w Jordanowie po 3 K 40 h i rozdawano po 1 kg 35 dkg na osobę.
Kłopotów z aprowizacją doświadczano również w innych miejscowościach, np. w Ostrowie w Przemyskim: „Ostatni raz dostaliśmy cukier w październiku 1918 roku. W marcu dostaliśmy zaś po 1 kg na dom […] Nafty nie dostawaliśmy aż do marca, przez całą jesień i zimę” (Piast, 1919, nr 17, s. 16). W maju 1919 roku mieszkaniec Łętowni w Myślenickim pisał „Cukru nie dostaliśmy jeszcze za marzec, amerykańskiej słoniny nie widzieliśmy dotąd, choć okoliczne gminy już ją dostały” (Piast, 1919, nr 22, s.15).
„Los nas, małorolnych, jest obecnie bardzo niewesoły” – pisały Czytelniczki z Łapanowa w Bocheńskim – „W jesieni, 1918 r. za dzień roboty w polu parą koni płaciło się 100 K. Dzisiaj właściciele koni zapowiadają, że taniej nie będą w polu robić, jak za 200 K. […] Skąd my, biedni małorolni, mamy wziąć pieniędzy na tak wysoką zapłatę?” (Piast, 1919, nr 16, s. 18). Z kolei „Starostwo w Wadowicach wydało zarządzenie, normujące cenę pracy rolnej: para koni kosztuje dziennie 80 koron […] Zamiast po 80 koron bierze się u nas po 160 koron za dzień roboty. Biedacy muszą chyba sprzedać ostatnią krowę, by obrobić grunt” (Piast, 1919, nr 23, s. 15).
Dość dramatyczną relację przesłał na przednówku 1919 roku Józef Długosz ze wsi Ujsoły w Żywieckim:
W gminie Ujsoły, liczącej przeszło tysiąc numerów, zaledwie jedna dziesiąta część ma trochę ziarna do siewu […] Ludność tutejsza, nawiedzona klęską elementarną najbardziej z całego powiatu, dotychczas żadnej pomocy nie otrzymała, prócz mąki amerykańskiej dwa razy po funcie na głowę. Zboża do siewu nie ma, bo zgniło w zeszłym roku, ziemniaków do sadzenia nie ma bo najbogatsi gospodarze nakopali może po 15 worków, krowy sprzedali ci, co nie mieli im co dać jeść, inni choiną z jodeł bydło żywią. Biedne kobiety i wdowy zostawiły dom i dzieci i uciekły za robotą, by się wyżywić […] Setki dziewcząt i chłopców poszło przez góry do Węgier szukać pracy, a o ich losie nikt nie wie.
Kłopoty z niskim zbiorem ziemniaków i ich brakiem do sadzenia wiosną, dotyczyły również wsi Ożanna w Łańcuckim „Ludność jeszcze w zimie przymierałaby głodem, gdyby nie to, że mogła kupować ziemniaki z dworu w Piskorowicach. Dzisiaj już ich nie ma” (Piast, 1919, nr 16, s. 18).
Fr. Stręk z okolic Sędziszowa donosił o kłopotach z pozyskaniem drewna opałowego i budulcowego: „Przed wojną ludność paliła węglem który sprowadzała w ilości kilku wagonów. Dzisiaj węgla […] się nie dostanie, a i drewna na opał się nie kupi […] Wprawdzie jest (już na ukończeniu) kilkumorgowy wyręb w lasach hr. Zdzisława Tarnowskiego, niby to drzewa budulcowego, ale to ani w dziesiątej części nie pokrywa obecnego zapotrzebowania” (Piast, 1919, nr 16, s. 17). „Bieda także z drzewem na opał i na budowę” – pisał Walenty Błoński z Ostrowa w Przemyskim – „Obecne drzewo można dostać w Kuńkowcach u firmy Cels i Hawliczek (Czech) ale niestety kosztuje 230 K za 1 metr kub. W okolicznych lasach, należących do ks. Sapiehy z Krasiczyna również drzewo niemiłosiernie drogie” (Piast, 1919, nr 17, s. 16).
Relacje z innymi mniejszościami
Relacje polsko-żydowskie w Galicji były dalekie od idealnych już przed I wojną światową. Nastroje antysemickie pogłębiły się podczas długiej wojny, podczas której Żydzi byli obwiniani o cały szereg działań przeciw ludności polskiej i nieprawidłowości zwłaszcza w strategicznej sferze handlu, podczas gdy panował ogólny deficyt wszelkich dóbr na rynku.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
W wielu korespondencjach przewija się na przykład temat handlu tytoniem. Brak tego towaru na wsiach, mimo że nie był artykułem pierwszej potrzeby, jak np. mąka, mięso czy sól, stanowił poważny problem, a każde nieprawidłowości w jego dystrybucji były powodem skarg do „Piasta”. Tym bardziej, gdy spekulacją towarem zajmowali się urzędnicy lub w przeważającej części Żydzi. Na początku 1919 roku trafikantka z Ropczyc, Freida Kohn, została przyłapana na kontroli nadzoru skarbowego na fałszowaniu poborów tytoniu z magazynu. „Chcieliśmy odebrać trafikę naszemu pejsatemu trafikantowi który nas bardzo oszukuje, a nadać ją inwalidzie, lecz na razie jest to niemożliwe” – pisała z kolei mieszkanka Znamirowic (Piast, 1919, nr 21, s. 18). „Czytelnik” ze wsi Gliny Małe zaobserwował: „Krzyczą żydzi że się ich bije, a sami na to pracują. U nas n. p. niczego teraz u żydów dostać nie można. Ale jeżeli przybędzie «brat» zawsze dla niego się znajdzie czy to zapałki, naftę, świece, skórę” (Piast, 1918, nr 52, s.15). „Żydzi dość chyba dali się nam we znaki w czasie wojny, zdzierając z nas po prostu skórę, a teraz szkalując nas przed światem i razem z Rusinami mordując naszych braci na wschodzie” (Piast, 1918, nr 52, s. 15).
Korespondencja z Brzyskiej Woli w Łańcuckim także donosi:
Kilka gmin powiatu łańcuckiego noszących nazwę „Zasanie” odciętych jest od reszty powiatu rzeką San. Los tych gmin jest naprawdę opłakany, głównie z powodu braku komunikacji na Sanie. Gdy wybuchła wojna, poniszczono promy i łodzie przewozowe […] ludność Zasania musiała nieraz cały dzień stać na słocie lub mrozie, a nierzadko po dwa i trzy dni czekając na przeprawę. […] Sądziliśmy że z nastaniem rządów polskich stosunki się zmienią. Zawiedliśmy się niestety. Zdani jesteśmy na łaskę żyda, niejakiego Goldmana, który jeszcze za rządów austriackich otrzymał dzierżawę promu.[…] Niedbałość żyda odbija się fatalnie na mieszkańcach Zasania, bo wtenczas przewozi on tylko łodzią, biorąc po 1 do 5 K od osoby.
Relacja z Kleczy Górnej w Wadowickim:
Brak odzieży i bielizny daje się coraz bardziej we znaki ludności wiejskiej. Winny temu w pierwszym rzędzie ś.p. rząd austriacki, który rekwirował całą produkcję lnu i wełny, i nie chciał przydzielać Galicji odpowiedniej ilości materiałów, w drugim rzędzie zaś żydzi, którzy znajdujące się jeszcze w Galicji materye pochowali, by później je sprzedać po paskarskich cenach. Drodzy Bracia i Siostry! Jedyna rada, celem uchronienia się od zdzierstwa żydowskiego jest ta, by żadna polska kobieta nie sprzedała żydowi masła, mąki, jaj, ziemniaków, w ogóle nie. Jeżeli oni sprzysięgli się, by nam nie dać ubrań, my nie dajmy im żywności.
Niechęć do mniejszości żydowskiej w szeroko pojętej gospodarce miała też niekiedy charakter motywujący do podejmowania działań:
Dnia 11. b.m. odbyło się w Żywcu zgromadzenie, celem założenia „Spółki zbytu jaj” w powiecie. Ważna ta placówka powinna się należycie rozwinąć, gdyż handel jajami w powiecie żywieckim, był wyłącznie w rękach żydowskich, którzy, wysyłając jaja do Prus ciągnęli z tego wielkie zyski […] Czas już najwyższy, byśmy uwolnili się od tych, którzy nas wyzyskują, a handel jajami w powiecie ujęli w swoje ręce – zyski bowiem pozostaną w kieszeniach producentów.
Obecnymi na łamach rubryk „Piasta” problemami były również stosunki polsko-ukraińskie we wschodniej Galicji podsycane konfliktem o przynależność państwową tych terenów. Jan Sempik z Rzęsnej Polskiej pod Lwowem pisał: „Czwarty miesiąc znajdujemy się w wielkim niebezpieczeństwie, bo dzień i noc napadają na nas Rusini. Kościół nam rozbiła hajdamacka artyleria w same święta Bożego Narodzenia” (Piast, 1919, nr 10, s. 8).
Jan Oczak z kolonii polskiej Brudno z ziemi jaworoskiej zdał relację po wydostaniu się z ukraińskiej niewoli:
Przez blisko pół roku byliśmy zupełnie odcięci od świata przez bandy ukraińskie. Mieliśmy tu w czasie wojny różne wojska: sybirackie, kaukaskie, tatarskie, ale najbardziej dała się we znaki ludności polskiej nawała ukraińska. Niby w celu zbierania broni i innych rzeczy wojskowych, rabowano, co się dało, napadano nocami, szukając pieniędzy. Żaden Polak nie był pewny jutra […] W Galicji wschodniej chłop polski cierpiał od Ukraińców na równi, a może i więcej niż inteligencja.
Jan Konarski ze wsi Potylicz w Rawskim po wydostaniu się z ukraińskiej niewoli pisał:
Gmina nasza składa się z ludności polskiej, ruskiej i żydowskiej, jak wszędzie zresztą we wschodniej Galicji. Za nieboszczki Austrii jakoś razem wszyscy żyli w zgodzie, a o Ukrainie i Ukraińcach nikt nie słyszał. Przed wojną i w czasie wojny rozgorzał dopiero antagonizm ukraińsko-polski. Gdy z końcem 1918 roku Ukraińcy wzięli rządy w swoje ręce, Polacy bardzo byli prześladowani […] Gdy wojska nasze miały wkroczyć do Rawy Ruskiej, to ukraiński ksiądz w cerkwi nawoływał kobiety, dzieci i starców by rzucili się na wojsko polskie z siekierami, kosami i łopatami […] bo to ukraińska ziemia. Ruscy księża i agitatorzy siali nienawiść między ciemnym ludem.
Czy takie listy mogą być przydatnym źródłem historycznym? Mogą, niestety nie są one źródłem idealnym, wymagają specyficznej analizy i krytyki źródłowej. Wiele spośród korespondencji zamieszczonych na łamach gazety wydaje się być zwykłymi oszczerstwami rzucanymi na księży, urzędników bądź mniejszości narodowe. Nie oznacza to, że są całkowicie nieprzydatne; mogą być jednym ze źródeł do badań nad historią społeczną wsi, światopoglądem, umysłowością i mentalnością chłopów, a także wiejskiej inteligencji.
Polecamy e-book Mariusza Gadomskiego – „Kryminalne Wilno”
Bibliografia
- Nowa Reforma, 1918, nr 408.
- Piast, 1918, nr 42, 45, 46, 52.
- Piast, 1919, nr 7, 10, 11, 12, 13, 16, 17, 20, 21, 22, 23.
- Przeniosło Marek, Polska Komisja Likwidacyjna 1918–1919, Kielce 2010.
- Rusinow Katarzyna, Wieś pozagalicyjska w oczach żołnierzy Polaków w armii austro-węgierskiej w świetle korespondencji z lat 1914–1918 na łamach „Piasta”, [w:] Dzieje Najnowsze, R. 39, z. 2, Wydawnictwo DiG, 2007, s. 25–38.
Redakcja: Natalia Stawarz