„Piękny umysł” – reż. Ron Howard – recenzja i ocena filmu
„Piękny umysł” – reż. Ron Howard – recenzja i ocena filmu
Zanim zaczniesz czytać ten tekst, włącz główny motyw pt. „A Kaleidoscope of Mathematics” Jamesa Hornera z filmu „Piękny umysł”. Zamknij oczy i pozwól, aby muzyka przeniosła Cię do magicznej krainy, w której doświadczysz rzeczy zadziwiających i nieprawdopodobnych. Nie sposób je opisać, trzeba je przeżyć. Co to za kraina? Umysł.
Doświadczysz rzeczy prawdziwych, jak Ty sam, i wymyślonych, niczym najdoskonalsza iluzja. Zapytasz pewnie, jak odróżnić jedne od drugich? Ja Cię zapytam, czy w ogóle trzeba je odróżniać?
Jest rok 1947. Młody John Nash zaczyna studia na Uniwersytecie w Princeton. Jest specyficzny, aspołeczny, chociaż pojawiają się już pierwsze głosy o jego matematycznym talencie. Ma tylko jeden cel – stworzyć coś oryginalnego, wymyślić teorię, która zmieni świat. W końcu udaje mu się napisać pracę na temat teorii gier, która bada zachowania w przypadku konfliktu interesów.
Dostaje posadę w Massachusetts Institute of Technology, chociaż rola wykładowcy zdaje się być dla niego czymś poniżej jego poziomu. Wciąż szuka sposobu na to, by stać się wielkim i znanym naukowcem, by nasycić swe ambicje i utwierdzić się w przekonaniu, że jest geniuszem. Szansę na spełnienie swojego marzenia widzi w propozycji pracy dla amerykańskiego rządu, który prosi go o łamanie szyfrów ZSRR. Zwłaszcza, że robi to lepiej niż komputery.
Jego pewność siebie, gburowatość i czasami wręcz bezczelna bezpośredniość – czyli cechy tak typowe dla filmowych geniuszy – nie sprzyjają relacjom z innymi. Jego prywatne życie zmienia się jednak w momencie poznania studentki fizyki, Alice.
Niezbadana potęga, jaką jest umysł człowieka, u Johna Nasha objawia się nie tylko w matematycznym geniuszu, ale też w chorobie – schizofrenii paranoidalnej.
Reżyser Ron Howard zrobił z tego bez wątpienia arcydzieło. W magiczną podróż dzięki muzyce zabiera nas James Horner. Klasą samą w sobie jest gra aktorska – Russell Crowe jako główny bohater subtelnie i wiarygodnie pokazał, jaką udręką może być dar w postaci pięknego umysłu. Poziom trzyma również reszta obsady, zwłaszcza Jennifer Connelly, Ed Harris i Christopher Plummer.
Scenariusz „Pięknego umysłu” oparty został na książce Sylvii Nasar o tym samym tytule z 1998 roku, która szczegółowo opisuje życie prywatne i zawodowe tego wybitnego matematyka i ekonomisty.
Film jest dość luźną interpretacją życiorysu głównego bohatera, wiele jest tu wątków niezgodnych z prawdą.
Zdecydowanie nie jest to krytyka wobec twórców – nie traktuję bowiem tego dzieła jako wiarygodne źródło informacji i biografii Johna Nasha. Dla mnie przede wszystkim jest to niesamowita forma artystyczna, która jednocześnie zachęca do bliższego poznania tego naukowca. Dlatego właśnie zaintrygowanych jego prawdziwym życiem odsyłam do wspomnianej wcześniej książki.
Jakich rzeczy o tej postaci nie dowiemy się z filmu „Piękny umysł”? Przykładowo jego choroba psychiczna miała w rzeczywistości inny przebieg, zarówno pod względem objawów, leczenia, jak i chronologii. Nie wspomniano o synu, którego miał z Eleonorą Stier, a do którego się nie przyznawał. Pominięto również epizod z jego homoseksualnymi doświadczeniami. Jego małżeństwo z Alicią Lopez-Harrison de Lardé wyglądało nieco inaczej. W 1963 roku wzięli rozwód, ale Alicia wciąż go wspierała i utrzymywali przyjacielskie relacje. Ponownie pobrali się w 2001 roku.
Kilka z najpiękniejszych dla mnie scen z „Pięknego umysłu” jest też niestety nieprawdziwych. Na Uniwersytecie w Princeton nie ma „ceremonii pióra” – jest to dostojny i wyjątkowy zwyczaj okazywania szacunku i podziwu wśród uczonych, ale zmyślony. Druga scena, która dość szybko wyciska łzy z oczu, także została wykreowana przez twórców. John Nash nie przemawiał, gdy odbierał Nobla. Nie ma jednak czego żałować – przeżycia, jakie dostarcza film, są w zupełności wystarczające.
Prowadził badania nad teorią gier, jego koncepcja nazywana jest dziś równowagą Nasha. Jego osiągnięcia miały znaczący wpływ na ekonomię i to w tej dziedzinie otrzymał nagrodę Nobla w 1994 roku. Zginął z żoną w wypadku samochodowym w 2015 roku.
Czy jego marzenie o byciu wielkim, niezapomnianym geniuszem spełniło się? Czy stworzył coś oryginalnego, co na zawsze zmieniło świat nauki i na wieczność wyryło jego nazwisko w świecie matematyki i ekonomii? Udowodnił to, o czym był stuprocentowo przekonany? Chciałabym powiedzieć, że tak.
Ale czy wszystko musi mieć przyczynę i skutek? Wszystko musi się dać logicznie wyjaśnić, doświadczyć i w 100% potwierdzić albo obalić? Muszę przyznać, że nie. Umysł, który tak bardzo zawsze potrzebował logicznego i pewnego wytłumaczenia, a świat widział w czerni lub bieli, paradoksalnie pokazał, że wszystko jest względne. To, co widzimy, nigdy nie jest pewne, a ludzki umysł wykracza poza granice naszego rozumienia.
I to niezaprzeczalnie świadczy o jego pięknie.