„Piekło kobiet” 56/57? Dyskusje i kontrowersje wokół ustawy aborcyjnej z 1956 r.
Przeczytaj również: Boye o aborcję w II Rzeczpospolitej
W dniach 23-28 kwietnia 1956 odbyła się VIII sesja Sejmu PRL I kadencji. Posłowie oprócz debaty nad budżetem oraz amnestią zajmowali się również sprawami „odnowy moralnej”, omawiając między innymi ustawę o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży oraz o zwalczaniu alkoholizmu. Pierwszy z projektów dyskutowano w komisji 26 kwietnia. Miał on znacznie zliberalizować kwestię zabiegu. „Trybuna Ludu” pisała w związku z nim:
Fakt, że dokonuje się corocznie nielegalnie co najmniej 300 tys. zabiegów przerywania ciąży, a więc że co najmniej 600 tys. osób rocznie (lekarzy i pacjentek) formalnie popełnia przestępstwo – co jest publiczną tajemnicą – oznacza tolerowanie fikcji, jest przejawem zakłamania w życiu społecznym.
Trudno powiedzieć, na ile podana wówczas liczba przeprowadzanych zabiegów była prawdziwa. Próbowano ją podważyć, nie udało się jednak dowieść niczego jednoznacznie. Niezależnie od wiarygodności, liczba ta pojawiała się wielokrotnie w całej późniejszej dyskusji na temat zjawiska i zakorzeniła się w opinii publicznej. Bezsprzeczny pozostaje jednak fakt, że podziemie aborcyjne istniało i było niemalże niewykrywalne.
Ustawa została uchwalona 27 kwietnia 1956. Jednym z jej założeń było zapobieganie powstawaniu patologii społecznych oraz pomoc rodzinie. Prawo to było przełomowe, ponieważ w zamyśle ustawodawcy zwiększało znacznie ilość uprawnionych do tego zabiegu. Zapewniało również ciężarnej inny status niż dotychczas: stawała się ona podmiotem, a nie jedynie przedmiotem prawa.
Nowe przepisy
Ustawa o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży weszła w życie w dniu 8 maja 1956 r., zmieniając znacznie dotychczasowy stan prawny. Podstawową różnicą było wprowadzone w artykule pierwszym zastrzeżenie (nowe względem wcześniejszego prawa), że ciąża może zostać przerwana również ze względu na „trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej”. Do tej pory na podstawie art. 233 kodeksu karnego jedynymi warunkami, które pozwalały dokonać tego zabiegu, były zły stan zdrowia matki lub ciąża będąca wynikiem przestępstwa tj. kazirodztwa, gwałtu, współżycia z małoletnią bądź wykorzystania stosunku zwierzchnictwa.
Ponadto ustawa znosiła z kobiety odpowiedzialność karną za przeprowadzony zabieg, nawet jeśli nie był on dokonany legalnie. Ponosili ją natomiast dokonujący nielegalnej aborcji, również wtedy, gdy robili to za zgodą kobiety. Udzielenie jakiejkolwiek pomocy kobiecie ciężarnej w dokonaniu nieuprawnionego zabiegu było także uznawane za przestępstwo. W obu tych przypadkach zmniejszono jednak maksymalną karę przewidywaną za popełnienie czynu z 5 na 3 lata więzienia. Wprowadzono również kary za zmuszanie kobiet w jakikolwiek sposób do aborcji. Wbrew pozorom nie wszystkie z tych regulacji musiały zadziałać korzystnie. Przerzucenie odpowiedzialności wobec prawa tylko na jedną ze stron, w wypadku przeprowadzania nielegalnego zabiegu, mogło prowadzić do nieszczęśliwych następstw. Pisał już o nich przed wojną Tadeusz Boy-Żeleński (w 1958 r. wznowiono jego sztandarową książkę pt. Piekło kobiet):
[…] wysunął się projekt, aby zwolnić od odpowiedzialności karnej matkę, zawiesić natomiast nadal miecz prawa nad tymi, którzy jej do przerywania ciąży pomagają. Miałoby to ten skutek, że lekarz byłby podwójnie narażony. Obecnie wspólność przestępstwa tworzy niejaką solidarność: w razie zapewnionej bezkarności matki, zawsze lekarz znajdowałby się pod grozą szantażu lub rekryminacji kobiety, której pomógł w niedoli. Tym bardziej lekarze wzdragaliby się dokonywać tego zabiegu, tym bardziej srożyłoby się pokątne partactwo. Usunięcie z kodeksu karalności matki, bez odpowiednich reform w innych punktach , byłoby dla kobiet zdobyczą czysto teoretyczną – bo i tak u nas się ich za to prawie nigdy nie karze – a mogłoby ogromnie pogorszyć higieniczną stronę tego występku.
Szczegółowe warunki pozwalające kobiecie na dokonanie zabiegu ustaliło oddzielne rozporządzenie Ministra Zdrowia. O możliwości wykonania aborcji ze względu na przeciwwskazania zdrowotne, jak również na warunki społeczne, miał decydować lekarz. Zobowiązany był on przeprowadzić z pacjentką wyczerpujący wywiad, a w przypadku wątpliwości skontaktować się z przedstawicielami organizacji społecznych wskazanych przez kobietę bądź też przeprowadzić wywiad domowy.
W wypadku pozytywnej opinii lekarza miał on wydać orzeczenie i skierowanie do placówki szpitalnej, która zobowiązana była przeprowadzić zabieg. Powinien go dokonać lekarz będący specjalistą w zakresie ginekologii i położnictwa lub chirurg. Ze względu na przewidywaną wielkość zjawiska i niewystarczającą infrastrukturę szpitalną w państwie ustawodawca zostawił również furtkę awaryjną: po uzyskaniu skierowania zabieg mógł zostać wykonany gdziekolwiek przez wykwalifikowanego lekarza mającego wystarczające przygotowanie zawodowe. Miało to na celu odwiedzenie kobiet od korzystania z pomocy osób niewykwalifikowanych.
Lekarz mógł również stwierdzić, że nie istnieją żadne przesłanki zdrowotne i społeczne, które wskazywałyby na konieczność wykonania zabiegu. Pacjentce pozostawała wówczas możliwość uzyskania od lekarza oświadczenia na piśmie z pełnym uzasadnieniem przyczyn odmowy. Z takim oświadczeniem mogła zgłosić się do wydziału zdrowia prezydium lokalnej rady narodowej, która musiała powołać komisję złożoną z trzech lekarzy przy zakładzie społecznym służby zdrowia.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Ustawodawca upominał również, aby cały proces formalny przeprowadzić możliwie jak najszybciej, by możliwość przeprowadzenia zabiegu istniała w momencie, kiedy będzie to miało jak najmniejszy szkodliwy wpływ na zdrowie kobiety. Przyjęto, że ciążę powinno przerywać się najdalej do końca pierwszego trymestru. Ponadto, aby uniknąć możliwości oszustwa, zabieg musiał przeprowadzić inny lekarz niż ten, który wypisał oświadczenie.
Punkt widzenia lekarzy
W ogólnej opinii środowiska lekarskiego ustawa ta była korzystna i pożądana. Sprawiała ona jednakże medykom wiele kłopotów, gdyż to oni decydowali o zasadności przeprowadzenia zabiegu, na nich więc spadała więc cała odpowiedzialność. Jeden z nich uskarżał się w anonimowym liście do „Kobiety i życia”, że kobiety starają się wymusić na lekarzu zgodę nawet jeśli nie są do niej uprawnione. Podkreślał, że znajduje się wówczas w niekomfortowej sytuacji, zwłaszcza, gdy pacjentki próbują go dodatkowo szantażować zrobieniem nielegalnego zabiegu.
Lekarze zwracali również uwagę na fakt, że zabieg jest mylnie odbierany przez świadomość społeczną. Wielokrotnie podkreślali, że przerywanie ciąży powinno być traktowane jako ostateczność, a nie czynność rutynowa. Starali się przekonać ludzi, że planowane macierzyństwo nie polega na wielokrotnym przeprowadzaniu aborcji. We wszystkich powstających wówczas opracowaniach dotyczących zagadnienia przerywania ciąży największy nacisk kładziono na to, aby nauczyć ludzi jej zapobiegać. Jednakże temat aborcji, podobnie jak antykoncepcji, pozostawał nadal w sferze tabu. Z tego względu stanowisko naukowe musiało zetrzeć się z latami przyzwyczajeń, zabobonów i mylnych przekonań.
Jeśli chodzi o przeciwwskazania medyczne mówiono wówczas jedynie o możliwych powikłaniach związanych ze zdrowiem fizycznym. Wśród nich wymieniano głównie niestabilność hormonalną, problemy z tarczycą, przysadką, nadnerczami, a także nerwice. Efektem zabiegu mogła być również bezpłodność.
Z przeprowadzeniem zabiegu w sposób legalny były jednak poważne problemy. W praktyce nawet otrzymanie zaświadczenia nie gwarantowało pacjentce, że szpital przyjmie ją i przerwie ciążę. Wynikało to przede wszystkim z braku odpowiedniej infrastruktury. W wywiadzie z przedstawicielami Zarządu Macierzyństwa i Zdrowia Dziecka Ministerstwa Zdrowia czytamy:
- Nie. Ogólna sytuacja łóżek w szpitalnictwie jest bardzo ciężka, szczególnie dotkliwie odczuwa się brak łóżek w położnictwie. Proporcjonalnie brak też więc łóżek dla kobiet przerywających ciążę.
- Stąd na pewno bardzo dużo skarg kobiet, które z braku miejsc zbyt długo czekają na zabieg? - pytamy.
Mimo, że odpowiedź zarządu na to pytanie zaprzecza istnieniu dużej ilości skarg, nie oznacza to jednak, że wszystkie kobiety przechodziły zabieg w szpitalu. W konkluzji wywiadu autorka stwierdza, że w sytuacji, gdy czas decydował o możliwości wykonania zabiegu, większość zdeterminowanych kobiet najprawdopodobniej decydowała się na przerywanie ciąży poza szpitalem.
Nie wszyscy lekarze stosowali się jednak do przepisów. Zdarzały się przypadki nakłaniania pacjentek do przerywania ciąży w sposób nielegalny. Lekarz odmawiał pacjentce wydania zaświadczenia, że kwalifikuje się na zabieg i jednocześnie proponował wykonanie go „prywatnie”. W 1956 roku, tuż po uchwaleniu ustawy, istniała również specyficzna odmiana tego procederu: redakcja „Kobiety i Życia” podawała, że otrzymuje wiele listów podobnych do tego:
Ginekolog zapewniał mnie, że ustawa dotycząca warunków dopuszczalności przerywania ciąży nie weszła jeszcze w życie. Zaraz jednak zaproponował mi uprzejmie, że ułatwi sprawę za bardzo niską cenę 500zł.
W prasie można było przeczytać również o lekarzach, którzy zdecydowanie sprzeciwiali się nowemu stanowi prawnemu. Gdy jedna z czytelniczek udała się do przychodni w celu uzyskania orzeczenia, lekarz ostrym tonem zaczął ją obrażać i wyzywać od morderczyń dzieci, stwierdzając, że nie ma żadnego powodu, aby dać jej skierowanie. W jednym z listów do redakcji „Przyjaciółki” czytelniczka przedstawiła sytuację jeszcze poważniejszą. Lekarka, do której zwróciła się w celu wydania odpowiednich zaświadczeń, przygotowała przeciwko niej „akcję uświadamiającą”. Stwierdzając, że nie ma czasu przyjąć jej w gabinecie, zaprosiła pacjentkę do własnego domu. Na miejscu oczekiwała na kobietę z jej mężem i księdzem, którzy mieli nakłaniać ciężarną do zaprzestania dążeń aborcyjnych. Tę wiadomość redakcja opatrzyła komentarzem:
Odkąd została wydana ustawa wielu lekarzy spobożniało. Ten przypływ moralności u niektórych jest po prostu wynikiem niechęci do ustawy, która w dużej mierze likwiduje pokątne zabiegi i płynące z nich dochody.
Oczywiście trudno jednoznacznie stwierdzić, ile z takich odmów wynikało z hipokryzji. W dużej części przypadków był to na pewno autentyczny sprzeciw ze względów etycznych.
Krytyka nowego prawa
Podstawowym zarzutem wobec ustawy było zwrócenie uwagi na jej nieprecyzyjne zapisy, pozostawiające zbyt wiele wolnej ręki lekarzowi. Jedna z czytelniczek twierdziła, że interpretacja złych warunków społecznych do wychowywania dziecka jest bardzo skrajna i nie obejmuje wszystkich, którzy nie mają takich możliwości, a jedynie przypadki krańcowo patologiczne żyjące w zupełnej nędzy. Krytykowano również nadmiar biurokracji. Uważano, że wypełnianie oświadczeń, wielokrotne odwiedzanie poradni i pisanie odwołań odstrasza większość kobiet i powodują wybór prostszej drogi nielegalnego przerwania ciąży.
Pojawiały się też wypowiedzi ludzi, którzy kategorycznie negowali sens istnienia ustawy. Ich argumentacja wiązała się zazwyczaj z wiarą lub przekonaniem, że naród powinien być liczny i silny, a wszelkie działania związane z planowanym macierzyństwem to efekt spisku wrogów narodu polskiego. W „Kobiecie i życiu” opublikowano następujący list zbulwersowanej czytelniczki:
Taki artykuł ukazał się w piśmie „Kobieta i życie” Krystyny Miszczakowej, która obliczyła, że za dużo się rodzi Polaków. Chciałabym zobaczyć jej twarz, czy to Polka. Zapomniała napisać, ile za dużo rodzi się innej narodowości wrogiej nam, zapomniała napisać ile poniosła Polska ofiar i strat, zapomniała napisać, jak żyje dziecko ukochane robotnika, co ma i jak żyje naród polski. Zapomniała, że je polski chleb i chce żeby naród polski ubywał na czyjąś korzyść.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Prywaciarze i partacze
Problemem ustawy był też wcześniej omówiony niewystarczający potencjał infrastruktury medycznej, który sprawiał, że wciąż prosperowało aborcyjne podziemie, chociaż to właśnie w nie miały uderzyć zapisy. Nie ucierpiało ono jednak, prawdopodobnie intensyfikując swoją działalność. Nielegalne zabiegi były nadal przestępstwem prawie niewykrywalnym. Ich przeprowadzaniem zajmowali się zarówno lekarze i położne, jak i „babki” - kobiety, które zwyczajowo zajmowały się ciężarnymi na wsiach, odbierały porody i „spędzały” płody. Miały one zazwyczaj wiedzę na temat ziół i zdobyte w praktyce umiejętności. Istnieli również ludzie zajmujący się tą działalnością okazyjnie. Posiadali oni zdecydowanie najgorsze umiejętności, których użycie miewało tragiczne konsekwencje.
Zabiegi lekarskie były wykonywane w sterylnych prywatnych gabinetach. W rozmowie z prokuratorem „Przyjaciółka” dowiedziała się, że nigdy nie zdołano złapać żadnego lekarza na działalności aborcyjnej. Ze względu na ryzyko wiążące się z procederem miały one dość wysoki koszt: orientacyjne ceny podane w listach czytelników wahają się od 500 do 1500 zł.
Odstraszały one wiele kobiet niezamożnych. Udawały się one do „babek”, partaczy lub próbowały „psuć się” same. Zabiegi takie kończyły się często krwotokami, zakażeniami krwi, a niekiedy skutkowały zgonem. Najgłośniejszą tego typu sprawą omawianą szeroko w prasie był los dziewiętnastoletniej Teresy, która zmarła na zator powietrzny po zabiegu wykonanym przez kowala Rybkę z Sępolna za pomocą gruszki i metalowej rurki. Zabiegi takie wykonywano również za pomocą drutów, środków chemicznych i innych nieodpowiednich narzędzi. Ze względu na uczucie wstydu kobiety, u których występowały powikłania, nie chciały ujawnić faktu poddania się zabiegowi i podać nazwiska osoby, która go przeprowadziła. Powodowało to, że również „babki” i partacze byli właściwie niezagrożeni, a do ich ukarania dochodziło właściwie tylko w razie wypadków śmiertelnych.
Wadliwe prawo i początek zmiany społecznej
Ustawa o dopuszczalności przerywania ciąży nie pasowała do zastanych przez nią realiów. Ze względu na stan uświadomienia społeczeństwa i problemy z antykoncepcją nie wprowadzała programu planowanego macierzyństwa lecz dostarczała jedynie doraźnego środka w postaci aborcji. Ponadto, ze względu na trudności z realizowaniem jej zapisów, napędzała również działalność podziemia aborcyjnego. Oprócz tych niezaprzeczalnych wad, posiadała również jedną zaletę: jej uchwalenie doprowadziło do rozpoczęcia publikacji na temat antykoncepcji i planowanego macierzyństwa oraz dyskusji na te tematy w prasie. Wprawdzie samo prawo było dalekie od ideału, niemniej jednak jego uchwalenie doprowadziło pośrednio do wzrostu poziomu świadomości seksualnej społeczeństwa.
Bibliografia
Prasa
- „Kobieta i Życie”, 1956–1957;
- „Przyjaciółka”, 1955–1956;
- „Trybuna Ludu”, 1956.
Akty prawne
- Ustawa z dnia 27 kwietnia 1956 r. o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży (Dz.U. 1956 nr 12 poz. 61)
Publikacje drukowane
- Gabler Wiktor, Janczewski Zygmunt, O przerywaniu ciąży, Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1957;
- Kwiatkowski Maciej, Sprawy życia i sprawy śmierci, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1957;
- Lipiński Andrzej, Kodeks karny i prawo o wykroczeniach wraz ze skorowidzem rzeczowym, Wydawnictwo Prawnicze, Warszawa 1955
- Pumpiański Rafał, Higiena w życiu kobiety, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1956;
- Zdrowie kobiety, pod red. Rafała Pumpiańskiego, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1957;
- Żeleński Tadeusz Boy, Piekło kobiet; Jak skończyć z piekłem kobiet?, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1958.
Zobacz też:
Redakcja: Tomasz Leszkowicz