Philip de Souza – „Piraci w świecie grecko-rzymskim” – recenzja i ocena
Niewątpliwie przykład de Souzy daje argument zwolennikom tego typu przepowiedni. Autor podjął się rzetelnego zbadania tematu istotnego, choć nieopisanego dokładnie w literaturze historycznej, i zrobił to bardzo dobrze. Książka traktuje o problemie piractwa od czasów homeryckich po późny antyk, jednak najdokładniej przedstawione są okres hellenistyczny oraz czasy Republiki Rzymskiej. Szkoda jedynie, że tak mało miejsca poświęcił autor czasom klasycznym, szczególnie, że ta epoka pozostawiła znacznie więcej źródeł niż czasy archaiczne (z Tukidydesem, z którego de Souza korzysta często, na czele).
Cenny szczególnie jest pierwszy rozdział, który jest analizą problemu od strony językowej. Autor zastanawia się, jakimi pojęciami określano morskich rabusiów i jakich wyobrażeń piratów można się w nich doszukiwać. Jest to istotne o tyle, o ile antyczni pisarze rzadko posługują się pojęciami z taką ścisłością, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni w czasach nam współczesnych. Dla antycznych twórców większą rolę od ścisłości znaczeń poszczególnych słów odgrywały kwestie estetyczne czy retoryczne. De Souza wyróżnia zatem dwa główne pojęcia, ληιστής oraz πειρατής, zwracając uwagę na rozwarstwienie czasowe w użyciu (drugie pojawia się według niego dopiero od czasów hellenistycznych). Kolejnym spostrzeżeniem autora jest bliskość, jaką można zauważyć, szczególnie w czasach archaicznych, między walką a piractwem. Łupienie pokonanego wroga jest integralnym elementem homeryckiego obrazu wojny – stąd między innymi waga sporu Achillesa i Agamemnona o brankę Bryzeidę. Z innej strony de Souza zwraca uwagę, że tułający się Odyseusz zapytany przez Polifema, czy jest kupcem czy piratem, z dwojga niedobrych określeń za bardziej prestiżowe uznaje to drugie. Nie miejsce to na streszczenie etymologicznych i konceptualnych wywodów autora – warto jednak dać ich próbkę, by pokazać, że ujmują problem z ciekawej strony, a zarazem są głęboko osadzone w źródłach.
Pisząc o piractwie w antyku stoi się przed dużą pokusą uczynienia suchej wyliczanki źródeł traktujących o stratach, jakie πειρατές wyrządzali oraz środkach, jakie przeciw nim przedsiębrano. De Souza ominął jednak Scyllę suchej wyliczanki, nie ginąc z rąk Charybdy rozważań niepowiązanych z zachowanymi źródłami oraz koncepcją wywodu. Osiągnął to dzięki dwóm rzeczom. Po pierwsze, dzięki poszerzeniu problematyki o wyobrażenia o piractwie (literackie jak i polityczne) i rolę, jaką piraci pełnili w polityce. Po drugie zaś dzięki erudycji, która pozwala mu na porównywanie i cenny dobór źródeł oraz podawanie tych ich fragmentów, które przykują uwagę czytelnika treścią lub kontrastem. Przykładem niech będzie tutaj porównanie Orozjusza i Strabona przy opisie charakteru interwencji Q. Ceciliusa Metellusa na Balearach.
Pompejusz, Mitrydates, Cicero... piraci u schyłku republiki
Osoby zainteresowane raczej wspomnianą wcześniej kwestią polityczną, z radością przywitają wnikliwą analizę roli piratów w polityce Pompejusza (który na podstawie lex Gabinia z 67 roku otrzymał znaczną władzę właśnie w celu wytępienia piractwa). Autor krytykuje powszechnie przyjmowaną tezę o skuteczności działań wodza, wskazując, jak szybkie załatwienie problemu piratów cylicyjskich opierało się na zaproponowaniu im korzystnych warunków kapitulacji oraz w jaki sposób Pompejusz wykorzystywał sławę obrońcy Rzymu. Interesująca jest także interpretacja znienawidzonych przez młodszych studentów filologii klasycznej cycerońskich Actiones in Werrem pod kątem użycia oskarżenia o piractwo jako argumentu w walce politycznej czy retorycznego ozdobnika. We wszystkich przypadkach interpretacji źródeł cieszy odniesienie do oryginałów, choć niestety nie zawsze czytelnikowi prezentuje się tekst bilingwiczny. Co ciekawe, w oryginale podanych jest więcej źródeł greckich, niż łacińskich. Autor sięga także do źródeł spoza kręgu grecko-rzymskiego, podając na przykład oskarżenia o piractwo, jakie Mitrydates VI Eupator wysuwa wobec potomków Romulusa. Nawiasem mówiąc, przy bliższym przyjrzeniu się ekspansji Rzymian nie sposób uznać tego – choć przesiąkniętego polityczną rywalizacją – zarzutu za zupełnie wyssany z palca...
Przy interpretacji źródeł – oprócz kompetencji językowej – cieszy przytomność, innowacyjność oraz spostrzegawczość autora. Wybierając spośród sprzecznych źródeł, de Souza zawsze posługuje się silną argumentacją. Znajomość kontekstu i erudycja pozwalają mu omijać pułapki interpretacyjne – czy to świadome zniekształcanie historii przez autorów antycznych, czy też błędy wynikające z fragmentaryczności dostępnych tekstów.
Kilka słabszych stron
Mam nadzieję, że przedstawiając jedynie część plusów książki de Souzy uczyniłem już dosyć, aby Czytelnika do niej zachęcić. Pora zatem przyjrzeć się wadom, które niewątpliwie ta pozycja posiada. Na szczęście nie psują one wrażenia z lektury, ale nie sposób o nich nie ostrzec. Po pierwsze: wrażenia literackie z lektury są dosyć nierówne – czasem tekst czyta się doskonale, przez niektóre fragmenty trudno przebrnąć. Te drugie są, przyznajmy uczciwie, znacznie rzadsze. Zdarzają się natomiast niezręczności merytoryczne – z niewiadomych przyczyn de Souza pisze o rzymskim podboju Cyrenajki w 75 roku (strona 191), która przecież znalazła się we władaniu Senatu i Ludu Rzymskiego za sprawą testamentu Ptolemeusza Auletesa w roku 96, a w 75 roku została przekształcona w prowincję przez P. Corneliusa Lentulusa Marcelinusa, bez toczenia żadnej wojny (Zob. T. Grabowski, Ptolemeusze i Rzym. Przyjaźń czy zależność?, Kraków 2005, str. 234-236). Być może jest to błąd tłumacza, który nie zdradza momentami znajomości tematu. Proponuje na przykład prowincję pretoriańską zamiast pretorskiej (skoro termin provincia praetoris oddaje jako pretoriańska, to jak widziałby przekład przymiotnika praetorianus?), co jest nieuprawnione, skoro prowincją rządził propretor, a nie żaden członek gwardii pretoriańskiej, w I stuleciu p.n.e. notabene jeszcze nieistniejącej. Tłumacz odpowiedzialny jest także zapewne za kilka niezręczności: np. zdanie wielu było Grekami, a inni Grecy nagminnie nimi handlowali czy też: w tym przypadku podejrzewam, że piraci brali w niewolę „używanych” niewolników (czyli porywali osoby już będące niewolnikami). Niemniej niektóre nieudane – moim zdaniem – działania tłumacza nie zaniżają generalnego poziomu książki i nie stanowią znacznego utrudnienia.
Cena publikacji niewątpliwie do niskich nie należy, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę jakość wydania. Książka niszczy się szybko, miękka oprawka zagina się i „rozłazi” po pierwszym zabraniu książki do miejskiego autobusu. Należy oddać wydawcy honor za mapki, które są w ilości i jakości adekwatnej do treści książki, niemniej nic nie usprawiedliwia tak wysokiej ceny. Nie można się także powołać na nowość pozycji – Cambridge University Press wydało ją... 10 lat temu. Mimo ewidentnie zawyżonej ceny, biorąc pod uwagę niewątpliwe zalety książki Philipa de Souzy, warto wygospodarować na jej zakup 50 zł. Z pewnością taki prezent ucieszy tak obeznanego ze źródłami historyka, jak i pasjonata-amatora. Z czystym sumieniem wystawiam tej książce wysoką ocenę. Jedynie wspomniane drobne wady i cena wzbraniają mnie przed przyznaniem „dziesiątki”.
Zredagował: Kamil Janicki