Patrycja Bukalska – „Krwawa Luna” – recenzja i ocena
Prezentowana książka jest reporterską opowieścią o Julii Brystygier (1902-1975). Wydawałoby się, że bohaterki nie trzeba nikomu przedstawiać, ale czy na pewno? Nie było w powojennej historii Polski drugiej osoby, o której powtarzanoby (bezrefleksyjnie, ignorując łatwo dostępny materiał źródłowy i historiograficzny) tyle niestworzonych, makabrycznych historii. Miłośnikom legendy o „krwawej Lunie” z pewnością nie spodoba się książka Patrycji Bukalskiej. Autorka zmierzyła się krążącymi od lat mitami na temat Brystygierowej.
W internecie aż roi się od sensacyjnych artykułów o „poetce tortur”, „zbrodniczym monstrum” – woda na młyn prawicowej publicystyki. Z kolei dawni towarzysze pokroju Stefana Staszewskiego czy Włodzimierza Sokorskiego (słynący z bujnej fantazji) z polotem opowiadali o seksualnych talentach Luny – kochanki najważniejszych dygnitarzy: Jakuba Bermana czy Hilarego Minca. Współcześni historycy z łatwością przypisują Brystygierowej nawrócenie na katolicyzm u schyłku życia, ponieważ nawiązała przyjazną relację z jedną sióstr z klasztoru w podwarszawskich Laskach, gdzie również ją odwiedzała. Nie trzeba przetrząsać setek tomów w archiwach, by zorientować się że są to historie odległe od prawdy historycznej.
Julia Brystygier urodziła się jako jedno z trojga dzieci aptekarza z Jagielnicy, miasteczka położonego w województwie tarnopolskim. Okres I wojny światowej spędziła z najbliższymi w Wiedniu. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę rodzina powróciła do kraju, a Julia kontynuowała edukację najpierw we lwowskim gimnazjum, a następnie na Uniwersytecie Jana Kazimierza, gdzie studiowała filozofię i historię. Tu zdaje się wkradać pewne nieporozumienie. Zarówno u Bukalskiej jak w innych opowieściach na temat Luny dominuje informacja, że była ona z wykształcenia filozofką. Jeżeli obok historii studiowała filozofię i autorce udało się to potwierdzić to nie ma podstaw by ten fakt podważyć.
Jednak bezsprzeczne jest, że Julia Brystygierowa była absolwentką historii i z tej dyscypliny w 1926 roku obroniła pracę doktorską. Tej informacji nie znajdziemy jednak w książce, choć jest ona łatwo dostępna: jej praca poświęcona była Mikołajowi Lasockiemu, sekretarzowi królewskiemu króla Władysława Jagiełły, uważanego za jednego z prekursorów humanizmu w Polsce. Jej promotorem był Jan Ptaśnik, redaktor „Kwartalnika Historycznego”, mediewista, badacz dziejów kultury. Na jego seminarium uczęszczali późniejsi słynni historycy np. Łucja Charewiczowa oraz Zygmunt Wojciechowski. Czyżby sprowadzanie wykształcenia Luny do absolwentki filozofii było zbyt dosłownym potraktowaniem treści jej dyplomu, na którym zapewne wedle dawnej nomenklatury uniwersyteckiej widnieje tytuł „doktora filozofji”?
Tymczasem pasje historyczne wydają się istotne w życiu bohaterki książki. Dadzą o sobie znać także w okresie powojennym: walory historyczne miały pisane przez nią powieści, ale u schyłku życia – o czym autorka niestety nie wspomina - napisała także kilka haseł dla Słownika Biograficznego Działaczy Polskiego Ruchu Robotniczego, dzieła do dziś nie ukończonego, które od lat 60. powstawało w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR, a jego pierwsze tomy opublikowano dopiero w połowie lat 80.
Na przełomie lat 20. i 30. Brystygierowa angażowała się w działalność komunistyczną. Za tę aktywność była kilkakrotnie aresztowana. M.in. w więzieniu zastała ją decyzja Stalina o rozwiązaniu partii komunistycznej w Polsce. Sporo miejsca autorka poświęca życiu osobistemu Luny. Pierwsze małżeństwo z Natanem Brüstigerem trwało krótko. Z tego związku Julia urodziła syna, Michała – znanego profesora muzykologii. Potem jej partnerem był Leon Grosfeld, działacz partii komunistycznej i historyk. Związek ten jednak również nie należał do udanych i trwałych. Małżeństwa - a właściwie „małżeństwa” - komunistów są jednak niepewnym gruntem obserwacji, ponieważ w okresie międzywojennym i wojennym związki na ogół nie były formalnie zawierane. Na tej podstawie trudno wnioskować na temat osobowości Brystygierowej. W książce jednak przedstawiona jest jako kobieta o silnym charakterze, zdecydowanie niezależna.
Pierwsze dwa lata II wojny światowej Luna spędziła we Lwowie, następnie po wkroczeniu do miasta Niemców przedostała się do Samarkandy, skąd w 1943 została skierowana do Moskwy, do pracy w Związku Patriotów Polskich. Podzieliła tym samym los licznej grupy polskich komunistów. Co jednak warto podkreślić, autorka odrzuca spotykaną gdzieniegdzie tezę, iż Brystygierowa była współpracowniczką NKWD.
Jak wyglądało jej życie po wojnie? Została szefową V Departamentu w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. I ten kilkuletni epizod zaważył na całym jej życiu. Choć Bukalska dość sprawnie dementuje fałszywe pogłoski na temat „krwawej” działalności Luny, ta część jej wywodów zasługiwałaby na zdecydowane poszerzenie. Otóż, wiemy że Brystygierowa nie znęcała się nad więźniami osobiście. Wiemy, że nie znajdowało się to w polu działalności kierowanej przez nią komórki.
Okrucieństwa funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o których tak wiele napisali już historycy i publicyści należy łączyć z działalnością Departamentu Śledczego, którym kierował osławiony Józef Różański. To tutaj właśnie pracowali m.in. Eugeniusz Chimczak, Adam Humer, Jerzy Kaskiewicz, Józef Dusza, Ludwik Serkowski i cały szereg funkcjonariuszy nie unikających używania brutalnej przemocy fizycznej wobec więźniów. Łatwo można w tym miejscu wpaść w pułapkę relatywizacji historii gdyby przesunąć odpowiedzialność za tamte wydarzenia z kierowniczki V Departamentu na pracowników Departamentu Śledczego. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego było jednak „sprawnym organizmem”, w którym komórka kierowana przez Brystygierową była ważnym ogniwem.
Jej odpowiedzialność za wydarzenia, które miały miejsce w areszcie przy ul. Koszykowej w Warszawie jest niewątpliwa. W książce Patrycji Bukalskiej funkcjonowanie Departamentu V w strukturze całego aparatu represji oraz sama działalność Brystygierowej na tym obszarze została omówiona zdecydowanie zbyt ogólnie. Warto też podkreślić, że Luna była jedyną kobietą w MBP na tak wysokim stanowisku. Charakter miała dość twardy i silną osobowość, a ponadto – z racji doświadczeń wyniesionych z czasów II wojny światowej i pobytu w ZSRR – była w dobrych relacjach z czołowymi przedstawicielami władzy. Powodowało to, że nie była lubiana przez kolegów z MBP. Była osobą o zdecydowanie szerszych horyzontach niż szefowie pozostałych departamentów. Nie dorównywali jej wykształceniem, kulturą osobistą. Stąd sądzić można, że wiele absurdalnych plotek na jej temat rozpowszechniali jej koledzy z pracy powodowani szowinizmem i zawiścią. Te zaś trafiały z czasem na podatny grunt ofiar stalinizmu i ich rodzin.
Po 1956 roku zaczyna się nowy rozdział w życiu Brystygierowej. Mimo, że nie było to dawno, obraz tych czasów także w książce Patrycji Bukalskiej jawi się mgliście. Autorka stara się podążać po śladach Luny, robi to jednak bardzo niepewnie. Bohaterka reportażu wiedzie spokojne życie, pracuje w wydawnictwie, pisze książki podpisując się panieńskim nazwiskiem Julia Prajs. I od lat 60. jeździ do Lasek.
Wedle ustaleń autorki zaprzyjaźnia się z jedną z sióstr z którą łączy ją pasja do muzyki. Jednak wspólne zainteresowania, które mogły stać się źródłem przyjaźni Brystygierowej z zakonnicą, to dla wielu zbyt banalna interpretacja. Wiadomo, że nie ma w Polsce bardziej idealnego miejsca ku temu by odnaleźć Boga niż podwarszawskie Laski. Ale były one nie tylko centrum życia stricte religijnego, lecz także – szczególnie w latach 60., 70. ośrodkiem otwartym, przyciągającym ludzi o różnych światopoglądach, poszukujących, wątpiących. Bukalska przekonująco i logicznie interpretuje zebrane przez Służbę Bezpieczeństwa materiały na temat Luny, z których nie wynika by jej spotkania w Laskach miały charakter religijny. Wątek ten wart jest podkreślenia zwłaszcza w kontekście nowego filmu Ryszarda Bugajskiego Zaćma. Obraz ten, inspirowany powojennymi losami Julii Brystygierowej, niestety bardzo dowolnie interpretuje niektóre fakty z jej życia, a nierzadko dalece rozmija się z prawdą historyczną.
Zadziwiający jest fakt, że autorka, która zdejmuje z Julii Brystygierowej odium okrutnej sadystki pozostaje przy tak jednoznacznym tytule – „Krwawa Luna”. Po lekturze tej książki czytelnik jedyne co będzie wiedział na pewno, to że bohaterka książki krwawa nie była. Słabością narracji Bukalskiej jest jednak brak śmiałego zarysowania własnego portretu Luny. Z książki nie wyłania się klarowna interpretacja tej postaci. Jej portret składa się w większości z domysłów i przypuszczań. Czytelnik więc dowie się z tej książki jaka Brystygierowa być nie mogła. Ale czy dowie się jaka była? Jakie były jej motywacje? Niestety, ten obraz jest bardzo mglisty.
Na pewno więcej dowiemy się o Julii Brystygierowej z opowieści napisanej przez Patrycję Bukalską niż z innej książki o tym samym tytule, która ukazała się równolegle do niej, jak również ze wspomnianego filmu Ryszarda Bugajskiego. Autorka sięgnęła do materiałów archiwalnych z Instytutu Pamięci Narodowej i Archiwum Akt Nowych. Uzyskała dostęp do materiałów dotyczących Luny zebranych przez Teresę Torańską. Udało jej się także zebrać kilka relacji. Zebrany zasób informacji pozwolił jej zrekonstruować życiową drogę „Luny”. Przy czym ważne jest tu także podejście autorki, która jest raczej powściągliwa w ocenach, nie szuka sensacji. Jest ono na pewno niewątpliwym walorem.
To ostatnie nie powinno jednak ograniczać wnikliwości, dociekliwości i wytrwałości w dalszych poszukiwaniach. Osobną zaletą jest także szata graficzna książki. Znajdziemy w niej liczne unikalne zdjęcia z archiwum rodzinnego Brystygierowej, a także fotokopie wybranych dokumentów. W sumie jednak, lektura pozostawia dość mieszane uczucia i niemały niedosyt.