Papież oszalał! — Początek rewolucji, czyli I Sesja Soboru Watykańskiego II
Wybór Angela Giuseppe Roncallego na biskupa Rzymu miał oznaczać spokój i poprawienie wizerunku papiestwa. Nikt nie zwracał szczególnej uwagi na to, że nowy papież nader często wspominał, jeszcze jako biskup, a później kardynał, o potrzebie zwołania powszechnego soboru. Kiedy więc 25 stycznia 1959 roku papież ogłosił chęć jego zwołania, zaskoczenie było całkowite. W kilka lat po tym wydarzeniu, Jan XXIII powie do mieszkańców Wenecji:
Myślałem, że będą się do mnie cisnąć, aby wyrazić swoją aprobatę lub zastrzeżenia, tymczasem oni pozostali nieruchomi i milczący, jakby ta wiadomość ich poraziła.
Według niektórych relacji, gdy sekretarz stanu, kardynał Tardini, usłyszał o pomyśle papieża, na chwilę zasłabł zszokowany, inni zaś ze zdziwieniem stwierdzić mieli, iż Jan oszalał. Instytucja soboru w oficjalnych wypowiedziach najwyżej postawionych hierarchów Kościoła, uznawana była za przestarzałą i nieprzystającą do współczesnych norm. Wbrew jednak temu co myśleli kardynałowie, papież nie utracił rozumu, lecz podjął decyzję, nad którą myślał już od pierwszych dni sprawowania funkcji głowy Kościoła.
Niemal natychmiast rozpoczęto więc przygotowania do obrad soborowych. W maju, w dniu Zesłania Ducha Świętego, powołano specjalną Komisję Przedprzygotowawczą, a w rok później, 5 czerwca, Jan XXIII powołał komisje przygotowawcze, wchodząc w pierwszy etap organizacji Soboru Powszechnego, soboru, który po raz kolejny odbyć się miał w murach Watykanu. Konserwatyści szybko otrząsnęli się z zaskoczenia spowodowanego pomysłem papieża, po ich stronie były bowiem ustalenia dotyczące istoty i roli soboru w prawie kanonicznym. Do prac wstępnych podeszli więc ze spokojem, może nawet zbyt dużym.
Przewodniczącym Komisji Przedprzygotowawczej, której celem miało być zebranie materiału soborowego został ówczesny sekretarz stanu Domenico Tardini, a sekretarzem – monsigniore Felici. Prace rozpoczęto od wysłania 2593 listów do wybitnych osobistości Kościoła, z prośbą o pomoc w naszkicowaniu problemów, z jakimi się on borykał. W lipcu tegoż roku z podobną prośbą zwrócono się do rektorów katolickich uniwersytetów i dziekanów wydziałów teologicznych. Warto zaznaczyć, iż zachęcano, aby dyskusję prowadzono w szerszych gremiach. W marcu 1960 roku listy wysłano ponownie do osób, które dotąd nie odpowiedziały.
W rezultacie otrzymano 1998 odpowiedzi, przy czym najwięcej z Niemiec, Meksyku i Hiszpanii. Przystąpiono do segregacji i opracowania, nadesłanych propozycji, w wyniku czego powstało 11 wielkich tomów pism z całego świata, z czego trzy zawierały odpowiedzi z uniwersytetów. Do tego doszły uwagi Świętej Kongregacji oraz Jana XXIII, dodatkowy tom analiz, oraz indeks. Razem 15 tomów akt, składających się z blisko 10 000 stron. Miały one posłużyć komisjom przedsoborowym do dalszej pracy legislacyjnej.
Struktura komisji przygotowawczych była bardziej skomplikowana. Powstało 10 komisji i 2 sekretariaty, a nad nimi postawiono Centralną Komisję Przygotowawczą z trzema podkomisjami, na czele której stał sam Ojciec Święty. Zadaniem CKP była koordynacja działań innych grup, nadzór nad tekstami i ocena wniosków składanych przez poszczególne komisje. Szczególna rolę odgrywać miała Komisja Teologiczna, z kardynałem Ottavianim na czele, który z racji swojego urzędu (przewodniczył pracom Świętego Oficjum) uważany był za sztandarowego konserwatystę, przywódcę Kurii Rzymskiej. Znane były jego poglądy mówiące o państwie kierowanym przez Kościół, w którym władza świecka ma charakter wyłącznie administracyjny, natomiast prawo wyklucza istnienie innych wyznań, czy przekonań. Jego dewiza widniejąca w herbie, „Semper idem” – „Zawsze ten sam”, miała podkreślać nieustępliwość charakteru kardynała.
Ottaviani nie bał się krytykować papieża i prowokacyjnymi czynami manifestować swoich poglądów, nic więc dziwnego, że reformatorzy podchodzili do niego z niechęcią. Wkrótce okazało, się, że obalenie proponowanej przez komisję kierowaną przez „żelaznego kardynała” konstytucji o Objawieniu, było kluczem do sukcesu reformatorów. W rezultacie prac komisji uzyskano blisko 75 projektów tematycznych, z czego niektóre były kompletne, inne zaś czekały na dokładniejsze opracowanie przez sobór. Zdecydowano się, że trzy miesiące przed otwarciem obrad pierwsze siedem projektów tematycznych wysłanych zostanie do ojców soborowych.
Przedsoborowe polemiki
W międzyczasie starano się prowadzić również szeroką akcję zachęcająca do czynnego udziału w soborze. Szczególnie zależało na tym Janowi XXIII, który nie chciał, aby wśród duchownych panowało wrażenie, że obrady będą służyć jedynie „przyklepaniu” gotowych uchwał. Zupełnie inne podejście miała pozostała część Kurii, która raczej zachęcała do ufności w kompetencje komisji przedsoborowych. Do pierwszych starć i dyskusji doszło w czasie Obrad Synodu Rzymskiego (23-31 stycznia 1960) oraz podczas Kongresu Eucharystycznego w Monachium, który odbył się od 31 lipca do 7 sierpnia tego samego roku. Dopuszczenie do dyskusji, czy wręcz zachęcanie do niej, ośmieliło ruch reformatorów.
Polecamy e-book Marcina Sałańskiego „Elita władzy w Królestwie Jerozolimskim (1174–1185)”:
Wielkim echem odbiła się publikacja Hansa Kunga pt: „Sobór i powrót do jedności. Odnowienie podstawą jedności”. Ta poprzedzona przez przedmowy kardynała Koniga i Lenarta książka, stała się jakby zbiorem postulatów obozu reformistów. Ich głównym postulatem była radykalna zmiana wewnątrz Kościoła, otwarcie się na nowe kultury i cywilizacje, co miało doprowadzić do większej jedności. Kung stwierdzał bowiem, iż Kościół mimo swej ekspansji terytorialnej, pozostał europejski, podczas gdy kiedyś rozwijał się, poddawał wszelkim prądom kulturowym i cywilizacyjnym. Nawoływał do przesunięcia ciężaru zarządzania Kościołem na episkopaty narodowe. Wzywał też do uznania odpowiedzialności Kościoła za rozłam i odprawienie uroczystej mszy pokutnej. Przestrzegał, też przed soborem, który mimo wielkich nadziei, stać się może jedynie miejscem bezpłodnej dyskusji. Stwierdzał, że taki przebieg wprowadzi marazm i rozczarowanie, i może doprowadzić nawet do kolejnych podziałów.
Śladem szwajcarskiego teologa, poszli inni intelektualiści kościelni, związani z episkopatami Niemiec i Austrii. Pojawiać zaczęły się propozycje wprowadzenie języków narodowych do liturgii, demokratyzacji struktur Kościoła, rewizji prawa kanonicznego czy ulg w celibacie. Zaczął rysować się podział, który nadał ton pracom soborowym. Obóz reformatorski zaczął grupować się wokół „grupy Renu”, czyli duchownych związanych z diecezjami niemieckimi, austriackimi i holenderskimi. Sprzyjać zaczęły im diecezje położone w krajach Trzeciego Świata, oraz cześć duchownych z USA i Kanady, choć te episkopaty był dość mocno podzielone.
Przeciwko nim występowała tzw. „grupa Tybru”, czyli duchownych związanych z Kurią Rzymską i liczących na dawne wpływy. Centrum zajmowali przedstawiciele Kościołów wschodnioeuropejskich, którzy mimo iż w większości kwestii popierali dążenia reformatorów, to jednak w wielu zachowali konserwatywne podejście.
Jak wspomniano wcześniej, na trzy miesiące przed rozpoczęciem Soboru, rozesłano kilka projektów konstytucji soborowych, z prośbą o ocenę. Dyskusja, która wokół nich wybuchła, pokazała złożoność atmosfery panującej w ówczesnym Kościele, była też pierwszą tak poważną ofensywą ze strony opozycji wewnątrzkościelnej. Z inicjatywy episkopatu Holandii reformatorzy skrytykowali projekty teologiczne, zwłaszcza o Objawieniu Bożym, stwierdzając jednocześnie, że najlepiej przygotowana jest konstytucja o liturgii.
Zdawano sobie bowiem sprawę, że w dyskusji o liturgii reformatorzy dysponować będą lepszymi argumentami i tym samym pojawi się szansa na sukces. Obawiano się natomiast sporu wokół dokumentu o Objawieniu. Sądzono, iż może być on czysto teoretyczny i jałowy, debata o liturgii, mogła natomiast okazać się rewolucyjna. Zwrócono się z prośbą do Ojca Świętego, aby to właśnie od niej rozpocząć obrady Soboru. Prośba ta zyskała przychylność papieża, co było pierwszym widocznym sukcesem reformatorów.
„To było nasze pierwsze zwycięstwo”
Obrady Soboru rozpoczęły się 11 października 1962 roku, w święto Macierzyństwa Najświętszej Marii Panny. 2400 Ojców Soboru w pięknych białych infułach na głowie przekraczało w skupieniu i modlitwie kolejne korytarze Watykanu. Panująca wśród zgromadzonych różnorodność kulturowa, rasowa i językowa wzmacniała idee Soboru Powszechnego. Nie była to już dyskusja wybranych kardynałów, którym starczyło sił i środków, by odbyć długą podróż do Rzymu. Miała być to debata najwybitniejszych teologów pochodzących z całego świata, mających różne spostrzeżenia i doświadczenia.
Blisko 40% ojców pochodziło z Europy, 14% z Ameryki Północnej, 18% z Ameryki Południowej, 3% z Ameryki Środkowej, 12% z Azji, 12% z Afryki i 2% z Oceanii. Złamany został monopol Europy na kierowanie Kościołem i zdawano sobie sprawę, że przedstawiciele episkopatów pozaeuropejskich mogą zadecydować o zwycięstwie któregoś ze stronnictw. Obrady rozpoczęto chóralnym odśpiewaniem modlitwy „Veni Creator Spiritus (O Stworzycielu Duchu Przyjdź)”, następnie odprawiono mszę, a po niej uroczyście wniesiono księgę Pisma Świętego, co było symbolem otwarcia soboru. W przemówieniu inauguracyjnym Jan XXIII powiedział:
Wielkim celem Soboru jest ochrona świętego depozytu doktryny chrześcijańskiej i wprowadzenie bardziej skutecznego nauczania. Kościół nie może się oddalić od świętej spuścizny prawd, otrzymanych od swoich ojców. Musi patrzeć w przyszłość, rozpoznawać nowe warunki i sposób życia, które ukazuje współczesny świat, otwierając szeroką drogę dla katolickiego apostolatu.
Kościół stawał więc przed ogromnym zadaniem. Inauguracyjna mowa, wskazywała, że nie będzie to sobór dowolnie kierowany przez kurialistów rzymskich – papież liczył na dyskusje i zmiany. Zaczęto zdawać sobie sprawę, że naruszenie choćby jednego z fundamentów ówczesnego Kościoła, pociągnie za sobą kolejne reformy. Zachęceni tym faktem reformatorzy rozpoczęli ofensywę. Pierwsza kongregacja generalna miała odbyć się w sobotę 13 października o godzinie 9 rano.
Obrady rozpoczęły się więc 2 dni po oficjalnej inauguracji. Już na początku w ławach reformatorów pojawił się wyraźny niepokój i zniecierpliwienie. Wywołała go plotka, która mówiła, iż Kuria przygotowała własną listę kandydatów do komisji soborowych, ułożoną tak aby bez problemu przegłosowywać zaproponowane projekty. Lista faktycznie istniała, lecz służyła ona raczej orientacji w możliwościach i doświadczeniu duchownych zgromadzonych na soborze. Atmosfera była jednak niepokojąca. Ojcowie wiercili się, szeptali, z wyraźnym zniecierpliwieniem czekając na znak rozpoczęcia obrad. Członkowie komisji wybierani mieli być w 2/3 suwerennie przez Ojców, zaś w 1/3 przez papieża.
Tuż przed głosowaniem kardynał Lienart zwrócił się z prośbą, aby dać episkopatom czas na ocenę kwalifikacji kandydatów i spokojne zastanowienie się, tak aby wybór dokonany był z pełną świadomością. Sugestia ta przyjęta została owacyjnie, a poparcie tego pomysłu przez kardynała Fringsa wzbudziło jeszcze większy aplauz. Grymas zdenerwowania na twarzach reformatorów zamienił się w szeroki uśmiech, prezydium nie pozostało bowiem nic innego, jak wyrazić zgodę na te postulaty i odłożyć głosowanie na 16 października. Wzbudziło to radość wśród zwolenników reform, a jeden z holenderskich biskupów krzyknąć miał: „To było nasze pierwsze zwycięstwo!”. W zdaniu tym było wiele racji.
Decyzja o odroczeniu wyborów była, jak się okazało, kluczem do zwycięstwa reformatorów. Od tego momentu trwały bowiem gorączkowe dyskusje nad stworzeniem jednej listy liberalnych kandydatów. Początkowo, powstała jedynie wspólna lista Niemców i Austriaków. Obawiano się jednak, iż głos ten może być niewystarczający, a poparcie dla środowisk liberalnych rozbije się pomiędzy wielu kandydatów, przez co utracą oni jakikolwiek wpływ na sobór.
Rozpoczęły się więc rozmowy z innymi episkopatami, których zaproszono do stworzenia wspólnej listy kandydatów. Na propozycję tę odpowiedziały w całości episkopaty Francji, Holandii, Szwajcarii i Belgii. Dało to początek tzw. „przymierzu europejskiemu” albo inaczej „grupie Renu”. Wkrótce do listy dołączyli niektórzy ojcowie z innych episkopatów. Ogromnym sukcesem zakończyła się próba nakłonienia do wejścia w skład koalicji biskupów z Afryki, czego dokonano korzystając z dawnych powiązań kolonialnych.
Polecamy e-book Kacpra Nowaka – „Konkwista. W imię Boga, złota i Hiszpanii”
16 października rozpoczęły się wybory. Okazały się one wielkim sukcesem przymierza europejskiego, które ze 109 kandydatów, wprowadziło do komisji 79 osób co stanowiło 49% wszystkich miejsc. Publicyści katoliccy ogłosili, że 16 października zdarzył się cud: „Ren zaczął wpływać do Tybru”.
Elementy kultury rodzimej
Zwycięstwo to ośmieliło obóz reformatorów i umożliwiło dalsze działanie. Pierwszym polem prawdziwej walki miał być projekt zmian w liturgii. Mimo wcześniejszych zapewnień, że do jednomyślności jest blisko, temat ten wzbudzał nadal szereg kontrowersji. Niewątpliwym wsadzeniem kija w mrowisko było wystąpienie bp. Zaunera, wybranego do komisji liturgii najwyższą ilością głosów. Podkreślał on, iż zmiany, choć niewątpliwie duże, są jednak niewystarczające. Duży nacisk położył na liturgię w językach ojczystych oraz koncelebrację mszy.
Pojednawczy był głos biskupa Montiniego, który co prawda zgadzał się na unowocześnienie liturgii, ale podkreślał jednocześnie, iż tradycja zawarta w ceremonii, dodaje jej splendoru i ponadrzeczywistego znaczenia. Liturgia nie jest bowiem zakorzeniona w sferze profanum, lecz jest sacrum i taki charakter zachować musi. Elementem sacrum ma być właśnie język łaciński, używany przez księży. Jednocześnie wszelkie przeciwności w rozumieniu mszy dla wiernych, a zwłaszcza pouczenia, mają być zlikwidowane. Przychylnie odniósł się do zmian, prowadzących do skrócenia liturgii i wyeliminowania elementów zbędnych.
To pojednawcze przemówienie nie może dziwić. Montini od dłuższego czasu uważany był za najlepszego kandydata na przyszłego papieża. Nie krył nigdy reformatorskich ciągot, czym zyskał sobie przychylność „grupy Renu”, choć z drugiej strony wyrażał daleko idące zrozumienie dla postulatów konserwatystów. Niektórzy historycy, między innymi Maciej Wrzeszcz, autor biografii przyszłego papieża Pawła VI, sądzą, iż zachowanie Montiniego było inspirowane przez samego papieża. Jednak to nie wystąpienie poczciwego biskupa wstrząsnęło soborem.
Rewolucyjne okazało się przemówienie patriarchy melchickiego z Antiochii, Maximosa IV Saigh. Odwołując się do przykładów ewangelicznych, podważył on zasadność stosowania łaciny w obrządku. Twierdził, iż nie wolno nadawać temu charakteru religijnego, czy wręcz dogmatycznego, gdyż jest to sprawa drugorzędna, zaś sam Kościół korzystał od momentu powstania z co najmniej kilku języków. Mało tego, sam Jezus nie mówił przecież w języku, którym miał przemawiać jego Kościół. Ponadto nieważny jest przecież język, lecz cześć oddawana Panu, niezależnie od tego, w jakim języku tę cześć się oddaje. Patriarcha zaproponował, by o języku liturgii mógł swobodnie decydować każdy z episkopatów, a wniosek w tej sprawie mógł złożyć nawet szeregowy katolik.
Wystąpienia te wzbudziły reakcję konserwatystów. W swoich przemówieniach zwracali oni uwagę na odwieczność tradycji, której zmieniać nie wolno. Msza nie jest zwyczajnym spotkaniem wiernych z Bogiem, lecz ceremonią wychwalająca Zbawiciela i należna jest jej odpowiednia oprawa. Szczególnie mocne zdawało się wystąpienie pancernego kardynała Ottavianiego, który stwierdził, iż niektórzy z zebranych chcą traktować, mszę jako element ubrania, który zmienia się w zależności od pogody i mody. Samo wystąpienie zakończyło się skandalem.
Ottaviani pewny siebie, zapomniał, albo celowo zignorował fakt, że przysługuje mu jedynie 10 minut na wystąpienie. Mimo próśb i delikatnych sugestii moderatora dyskusji, kardynał mówił dalej. Prowadzący zebranie postanowił więc wyłączyć mikrofon. Ottaviani popukał w sprzęt, a zorientowawszy się, że to nie kłopoty techniczne, lecz interwencja moderatora spowodowała, zaczerwieniony i wyraźnie zawstydzony, zszedł z mównicy. Wzbudziło wesołość na sali – największy z kurialistów, ten który od lat trząsł Watykanem, został w prosty sposób skompromitowany wobec gremium soborowego. W jednej chwili groźny kardynał stał się jedynie zawstydzonym i zażenowanym starszym panem.
Szczególną rolę w debacie liturgicznej odegrali na pewno delegaci episkopatów pozaeuropejskich. Ojcowie tacy jak przedstawiciel Indonezji van Bekkum, czy Eugene D’Souza z Nagpur w Indiach, coraz mocniej zaczęli podkreślać istotność stosowania języków ojczystych w ewangelizacji ludów Azji czy Afryki. Wspominali o niezrozumieniu przez tamtejszych ludzi ceremonii związanych z kultura europejską. Wskazywali na brak zaufania do tych obrzędów, a co za tym szło niechęć do współpracy z Kościołem. Jednocześnie podkreślali przywiązanie chrystianizowanych ludów do rodzimych tradycji i obrządków, które swobodnie mogłyby przyjąć formę chrześcijańską, bez szkody dla powagi liturgii. Wskazywano na różnice kulturowe, które były barierą dla rozwoju chrześcijaństwa, m.in. kompletnie obce Japończykom klękanie jako symbol oddawania czci, czy liczne pocałunki w liturgii, które na Wschodzie są źle widziane. Sugerowali raczej skłonienie się do wprowadzenia w tych krajach elementów kultury rodzimej.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Dyskusja nabierała rumieńców. Coraz częściej mówiono o skróceniu mszy, o odwróceniu księdza do wiernych, tak aby obrzęd był formą dialogu miedzy kapłanem i wiernymi, aby msza była w zasadzie koncelebrowana przez duchownego i laikat. Sugerowano skupienie się na obrzędzie Komunii Świętej, która ma charakter ekumeniczny, porzucenie zaś elementów, które dzieliłyby w jakikolwiek sposób wiernych. Propozycję tą złożył biskup Filadelfii, Wiliam Duschak. Początkowo, starano się jego wystąpienie ukryć – biuletyny informacyjne nie wspominają o jego propozycjach. Jedyne informacje o wystąpieniu Duschaka uzyskujemy z relacji Ralpha Wiltgena. Ciosem dla konserwatystów stała się wypowiedź papieża, którą wygłosił podczas jednej z audiencji generalnych:
Sprawa którą się zajmujemy, to nie kwestia studium nad zawartością muzeum czy też szkoły myślenia, która ma wielowiekowe tradycje. Takie dyskusje są pożyteczne, jak pożyteczne jest zwiedzanie starych zabytków lecz to nie wystarczy. Żyjemy dla przyszłości, doceniając to, co przeszłość ma nam do zaoferowania, ze względu na swoje doświadczenia. Jednak powinniśmy iść dalej do przodu, drogą, która Pan otworzył przed nami. Życie chrześcijanina nie polega bowiem na zbieraniu starodawnych zwyczajów.
Należy sobie zadać pytanie, co spowodowało, że strona konserwatywna tak broniła języka łacińskiego w obrządku katolickim. Odpowiedź wydaje się prosta: konserwatyści obawiali się decentralizacji władzy w Kościele. Pojawienie się setek języków, pozbawiłoby Kurię możliwości kontroli lub znacznie je ograniczyła. Uważano, że zmiana ta pociągnie za sobą kolejne, podważające znaczenie Rzymu, a może nawet papieża. Sądzono, iż zmiany w liturgii są dla liberałów wstępem do szerszego programu reform, mających na celu demokratyzację struktur Kościoła.
Pozycja konserwatystów łagodniała z dnia na dzień, pod koniec Soboru ich sprzeciw wobec zmian w liturgii kompletnie zanikł. Sojusz Europy i krajów pozaeuropejskich był prawdziwą klęską dla Kurii. Do krytyki starego obrządku dołączył też papież, co praktycznie zablokowało możliwość pozostawienia w tej sprawie status quo. Podczas pierwszej sesji sprawy jednak nie załatwiono. Postanowiono zająć się nią później, wnioski były jednak oczywiste. Miało dojść do istotnej rewolucji w liturgii i sposobie jej pojmowania. Na koniec debaty liturgicznej zajęto się sprawami szczegółowymi, m.in. ilością modlitw, rolą brewiarza w życiu duchownego czy też miejscem, jakie w liturgii mszy zajmować powinien św. Józef – dotąd się o nim nie mówiło, a papieżowi zależało na zmianie tego stanu rzeczy.
Debata liturgiczna praktycznie zdominowała pierwszą sesję obrad Soboru. Pod koniec konserwatyści podjęli jeszcze próbę przeforsowania dokumentu o Objawieniu Bożym. Od początku spotykał się on ostrą krytyka obozu reformatorów, którzy debatę nad nim chcieli przesunąć na jak najdalszy termin. Liberałowie widzieli w projekcie Ottavianiego przede wszystkim groźbę dla działań ekumenicznych, a nawet całkowitą ich blokadę. Konflikt pancernego kardynała z kardynałem Beą wskazywał, że narzucenie jednej wizji Kościoła i tradycyjnego stylu badań teologicznych jest już niemożliwe.
W czasie debaty pojawiły się trzy projekty Konstytucji o Objawieniu Bożym, a większość sporów zaczęto toczyć wokół spraw czysto proceduralnych. W rezultacie dyskusja została całkowicie zablokowana. Duża część uczestników soboru, zapowiadała absolutny sprzeciw wobec proponowanego przez Ottaviniego projektu. Osłabiona klęską w debacie liturgicznej strona konserwatywna nie miała już sił, aby sprzeciwić się reformatorom, zaczęto więc zastanawiać się, jak wyjść z tego impasu. Zdecydowano się powołać Komisję Rewizyjną, która dokona odpowiedniego przeglądu dokumentów konstytucji i zaproponuje poprawki zgodne z duchem soboru.
Tak zakończyły się obrady pierwszej sesji soboru. Co prawda rozchodził się on bez uchwał, ale wielu widziało w tym istotny sukces. Ostatecznie pozbyto się obaw, że sobór może być jedynie sprawnie zorganizowaną machiną do „przyklepywania” kolejnych dokumentów. Stał się on prawdziwym polem do wymiany poglądów i dyskusji. Widoczne były podziały i problemy, które trzęsły ówczesnym Kościołem. Nie dało się już zamieść problemów pod dywan, unikając odpowiedzi na konkretne pytania i wątpliwości. Kościół okazał się mniej jednorodny niż wydawało się to konserwatystom, a trzymanie go w ryzach centralizacji okazało się zgubne. Kuria Rzymska i jej sojusznicy, ponieśli w czasie sesji absolutną klęskę. Jej kompletny brak zorganizowania, liczenie na przewagę, jaką dawało kurialistom prawo kanoniczne, nie mogło dać sukcesów wobec prężnej działalności, i doskonałego przygotowania reformatorów.
Obrady pierwszej sesji pokazały słabość Kurii i pozwoliły liberałom z ufnością patrzeć w przyszłość. Przed zapowiedzianą już drugą sesją to Rzym stał się opozycją wewnątrzkościelną, natomiast „grupa Renu” dyktowała warunki. Słuszne były obawy konserwatystów, iż pozwolenie na choćby jedno odstępstwo, pociągnie za sobą kolejne. Ofensywa reformatorów rozpędzała się, co dawało nadzieje na sukces w kolejnej sesji. Niestety, ogromna aktywność jaką pokazał papież w dniach obrad pierwszej sesji spowodowała pogorszenie jego stanu zdrowia. Kilkakrotnie w tym czasie poddawany był kuracjom i zabiegom. Ojciec Święty sam zdawał sobie sprawę, że jego życie dobiega już końca. Coraz częściej pojawiały się krwotoki i osłabnięcia. 3 czerwca 1963 roku, kiedy za oknami Watykanu toczyły się spory wokół projektów dokumentów soborowych, kiedy cały Kościół drżał w posadach, Jan XXIII umierał. Jego ostatnie słowo brzmiało: Sobór!
Polecamy e-book Michała Gadzińskiego – „Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”
Bibliografia: 1. Alberigo Giuseppe, Krótka historia Soboru Watykańskiego II, Warszawa 2006. 2. Bączkowicz Franciszek, Prawo kanoniczne tom I, Opole 1937. 3. Czajkowski Zbigniew, Na soborze i poza Soborem, Warszawa 1965. 4. Stadle Hubert, Leksykon papieży i soborów, Warszawa 1992. 5. Wierusz-Kowalski Jan, Sobór powszechny Jana XXIII, Warszaw 1962. 6. Wiltgen Ralph M., Ren wpada do Tybru. Historia Soboru Watykańskiego II, Poznań 2001. 7. Wrzeszcz Maciej, Paweł VI. Szkice do portretu wielkiego papieża, Warszawa 1982.