Oswoić się z ziejącym parą smokiem – dyskusji o Łodzi ciąg dalszy

opublikowano: 2012-02-29, 19:49
wolna licencja
W jednym z felietonów na łamach „Histmaga” Sebastian Adamkiewicz wystąpił w trudnej roli adwokata Łodzi. Poruszony przez niego problem odbioru Łodzi jako „nudnego miasta bez rynku i renesansowych kamieniczek” to jednak tylko wierzchołek góry lodowej.
reklama

Problemy Łodzi są znane, o czym świadczą chociażby komentarze pod tekstem redaktora Adamkiewicza. Jeśli bowiem Czytelnicy piszą, że Łódź kojarzy im się z brudem, zrujnowanymi kamienicami, antysemickimi napisami czy żulernią w centrum, to ich odczucia są zgodne z rzeczywistością.

Wszystkie te spostrzeżenia oddają sporą część stanu faktycznego, a podejmowane niekiedy przez łodzian próby negacji tego stanu rzeczy są raczej donkiszoterią niż trzeźwą oceną sytuacji. Prawdą jest też, że włodarze tego dotkniętego problemami strukturalnymi miasta nie radzą sobie z naprawą zastanej rzeczywistości. Konieczność natychmiastowej rewitalizacji centrum dotarła do umysłów łódzkich elit jakby dopiero wczoraj, a plany zastąpienia czymś nowym gospodarczej czarnej dziury, jaka powstała po upadku przemysłu włókienniczego, ograniczają się do przyjęcia roli zaplecza stolicy. Prawdą jest też to, że przeciętny Polak wygłasza skrajnie negatywne sądy na temat Łodzi, choć często nigdy w niej nie był. I że opinie te bazują na najprostszym schemacie głoszącym, iż jeśli dane miasto nie ma rynku i renesansowych kamienic, to jest z nim coś nie tak.

Tzw. Biała Fabryka Ludwika Geyera, dziś Muzeum Włókiennictwa. W tle – na dalszym planie – łódzka archikatedra oraz – na bliższym planie – ewangelicko-augsburski kościół św. Mateusza (fot. Polimerek na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Łódź – miasto (nie) nasze

Nieprawdą jednak jest, że Łódź potrzebuje obrony. Łódź ma oczywiście swoje problemy i nie zostaną one rozwiązane, dopóki nie zrobią tego sami łodzianie, ale też głęboko zakorzeniony w swej świadomości problem z Łodzią ma też cała Polska. Nie jest to wszakże skutek braku starówki i brudu, lecz raczej wyłączenia tego miasta z definicji polskości jako takiej. Innymi słowy, wizerunek Łodzi nie jest bynajmniej zły z powodu jej obecnego stanu. Jest ona źle postrzegana – również przez swych polskich mieszkańców – przede wszystkim dlatego, że w ich świadomości nie jest ona miastem „naszym”. Ba, w skrajnych przypadkach wręcz w tej świadomości nie istnieje.

Skąd się to wszystko wzięło? Oczywiście z historii. Powstająca w pierwszej połowie XIX wieku przemysłowa Łódź była miastem zamieszkanym przez obcokrajowców: rękodzielników sprowadzonych tu głownie z Niemiec przez władze Królestwa Kongresowego. Dosadnie napisał o tym Oskar Flatt, autor wydanej w 1853 roku pracy o Łodzi, który stwierdził, że panuje w niej duch czysto niemiecki. Wraz z rozwojem przemysłu niemieckość ta przerodziła się w niemiecko-żydowskość, a dominującym liczebnie Polakom przychodziło pełnić rolę głównie robotników pracujących na rzecz obcych majstrów i przemysłowców. Gdy „obcy” charakter miasta został już z trudem zaakceptowany przez polską opinię publiczną, pojawił się nowy stereotyp: miasta „złego”, pełnego bezwzględnych dorobkiewiczów w rodzaju Karola Borowieckiego, stolicy oszustw, nieprawości i nierówności społecznych.

reklama

A gdy „złe” miasto stało się – głównie w wyniku tragedii II wojny światowej – choć troszkę „nasze”, kolejny gwóźdź do jego trumny wbili rządzący PRL-em, którzy przypięli Łodzi łatkę miasta „czerwonego”, rzekomo przychylnego ich władzy. Było to oczywiście nieprawdą. Do dziś mówi się o Łodzi, w której lewica wygrywała po 1989 roku wybory tylko wtedy, gdy wygrywała je w całej Polsce, że jest miastem „czerwonym”. Jak widać, wieloletnie pranie mózgu zrobiło swoje.

Miasto porzucone

Opisany stereotyp sprawił, że gdy Łódź przemysłowa po 1989 upadła, nie było mowy o żadnych programach pomocowych czy zaangażowaniu polityków w ogólnokrajowy plan ratunkowy. Łódzkie robotnice, które wypracowywały przez lata lwią część dochodów eksportowych PRL-u, zwalniano szybko i bez znieczulenia. Inwestycje centralne omijały miasto szerokim łukiem.

Fabryka Izraela Poznańskiego przy ul. ul. Ogrodowej 15/21 w czasach świetności Łodzi, ok. 1895 roku

Towarzyszyło temu wypieranie Łodzi z podręczników szkolnych (w kraju, w którym mamy tak znakomite przykłady rewolucji przemysłowej jak Łódź, Zagłębie czy Górny Śląsk, dzieci na lekcjach częściej słyszą o… Manchesterze, zaś strajki łódzkich włókniarek i tramwajarzy, odgrywające niemałą rolę w dziejach politycznych PRL-u, zostały zapomniane całkowicie!), z sieci kolejowych przewozów kwalifikowanych i międzynarodowych, z krajowej kultury (exodus środowiska filmowego do stolicy), a nawet z… telewizyjnych map pogody. Oczywiście media nie pomijały przy tym żadnej okazji, by poinformować o negatywnych wydarzeniach mających miejsce w mieście, a że w przeżywającej najtrudniejsze chwile w swej historii Łodzi takich ponurych wypadków nie brakowało, to resztę łatwo można sobie dopowiedzieć…

Pocieszające jest to, że Polska, zwłaszcza pokolenie wychowane już po transformacji, trochę sobie dziś o Łodzi przypomniała. Ostatni poznański Kongres Ruchów Miejskich zakończył się wręcz apelem o solidarność z Łodzią. Zabytki „polskiego Manchesteru”, mimo swej industrialności, eklektyczności i braku wielowiekowej metryki, też zyskały sobie przecież całkiem szerokie uznanie.

By jednak nieznana przeciętnemu Polakowi Łódź stała się miastem „naszym”, akceptowanym i niebędącym już wielką czarną dziurą, swoistą terra incognita na mapie centralnej Polski, potrzeba znacznie więcej niż tylko jej rewitalizacji. Z tą ostatnią Łódź sobie prędzej czy później poradzi. Zadanie nauczenia się akceptacji dla tej byłej „ziemi obiecanej” powinno raczej przyjąć na siebie całe społeczeństwo, które w XXI wieku jest już chyba gotowe wyrosnąć z postszlacheckiej tradycji bezkrytycznego uwielbienia arkadii wiejskich dworków i podskórnego strachu przed ziejącym parą smokiem zaimportowanym zza zachodniej granicy.

Zobacz też:

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Śmiechowski
Historyk, doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego. Autor opracowania „Z perspektywy stolicy. Łódź okiem warszawskich tygodników społeczno-kulturalnych 1881-1905 (Łódź 2012)”. Członek Stowarzyszenia Fabrykancka.pl, gdzie zajmuje się promowaniem walki o zachowanie i renowację łódzkich zabytków. Interesuje się historią Łodzi, dziejami prasy oraz architekturą i procesami urbanizacyjnymi.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone