Operacja „Usunąć krzyż”, czyli nowohucki kwiecień 1960 roku
Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Paduchowskiego „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60”.
W dniu 13 kwietnia 1960 r. odbyło się pierwsze udokumentowane spotkanie osób zainteresowanych usunięciem krzyża z placu budowy przy skrzyżowaniu ulic Marksa i Majakowskiego. Już wcześniej postanowiono, że na miejscu, gdzie miał stanąć kościół, powstanie szkoła zbudowana w ramach akcji „Tysiąc Szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”. Spotkanie zorganizowano w prezydium RNMK, a jego gospodarzem był przewodniczący prezydium Zbigniew Skolicki. Przybyli na nie Franciszek Misiuda – przewodniczący DRN w Nowej Hucie, a także Leon Król – kierownik krakowskiego WdsW. Ustalono, że wobec planu wmurowania kamienia węgielnego pod przyszłą szkołę stojący tam krzyż trzeba usunąć.
Jest niemal pewne, że kwestia usunięcia krzyża musiała się pojawić już wcześniej na jakimś nieformalnym spotkaniu. Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod szkołę zamierzano zapewne uświetnić obecnością któregoś z dygnitarzy partyjno-państwowych. Być może chodziło o samego Władysława Gomułkę, którego pobyt w Nowej Hucie planowano na majowe Dni Hutnika i wypadające wówczas dziesięciolecie Huty im. Lenina. Wmurowanie kamienia węgielnego przez pierwszego sekretarza KC PZPR na tle górującego nad okolicą krzyża było jednak wykluczone.
Warto przypomnieć, że niekiedy różne fakty, w tym spotkania czy rozmowy, bywają nieuchwytne ze względu na brak dostępu do materiałów źródłowych. Pewne kwestie załatwiano w sposób nieformalny, w zaciszu gabinetów lub przez telefon, co jest dziś trudne do odtworzenia. Można jednak starać się wnioskować o przebiegu takich spraw na podstawie chronologii wydarzeń i uczestnictwa w nich poszczególnych osób. W ten sposób za spiritus movens usunięcia krzyża można uznać Tadeusza Górskiego, pracownika/instruktora Krakowskiego Komitetu Miejskiego PZPR, który najbardziej o to zabiegał. Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie, czy był on głównym pomysłodawcą.
Na spotkaniu 13 kwietnia przewodniczący Misiuda został zobowiązany do przeprowadzenia z administratorem bieńczyckiej parafii ks. Satorą rozmowy, podczas której miał go skłonić do dobrowolnego usunięcia krzyża przez parafię. W dniu następnym duchowny został wezwany do Misiudy, który polecił mu krzyż usunąć lub poprosił o jego usunięcie (w tej kwestii źródła nie są jasne). Ksiądz Satora wstępnie zgodził się na to, jednakże zaznaczył, że musi skonsultować się z kurią. Jego zgoda była uwarunkowana także tym, żeby w zamian otrzymać inny teren pod budowę kościoła lub pozwolenie na rozbudowę istniejącej kaplicy. Powoływał się również na to, że w tamtym czasie była jeszcze nierozstrzygnięta kwestia własności działki, na której miał stanąć kościół. Sprawę tę miał ostatecznie załatwić URM, jednakże odpowiedzi ze strony rządu nie było. W związku z tym ks. Satora uważał, że do czasu rozparzenia sprawy przez URM decyzja o uchyleniu zgody na lokalizację kościoła nie ma mocy prawnej. Krytykę decyzji władz argumentował tym, że atmosfera wśród wiernych nowohuckich była bardzo napięta z powodu tak długo przeciąganej sprawy budowy kościoła i ciągłych problemów ze strony władz administracyjnych Nie wiadomo, czy była to tylko taktyka ks. Satory, czy też faktycznie – co bardzo prawdopodobne – istniało duże napięcie wśród parafian w kwestii budowy kościoła. Misiuda polecił Satorze, aby złożył odpowiednie pisma w sprawie rozbudowy kaplicy, co duchowny uczynił.
Następnego dnia ks. Satora został wezwany do kierownika krakowskiego WdsW Leona Króla, który ponownie namawiał go do usunięcia krzyża. Szef WdsW miał stwierdzić, że jeśli sama parafia nie zechce tego zrobić, to „usuniemy go sami, najwyżej parę babek pokrzyczy”. Król przekonywał administratora bieńczyckiej parafii, że usunięcie krzyża nie wywoła żadnej zdecydowanej reakcji ze strony nowohuckiego społeczeństwa. Warto dodać, że sprawa ta pojawi się ponownie, kiedy władze będą chciały odwołać ks. Satorę ze stanowiska administratora parafii, powołując się na jego rzekomą odpowiedzialność za wypadki nowohuckie (była to jednak prawdopodobnie część większej operacji, mającej na celu jeszcze lepsze ulokowanie tajnego współpracownika SB w kręgu osób ściśle związanych z krakowską kurią).
Na wezwanie Króla, aby administrator bieńczyckiej parafii usunął krzyż, Satora odpowiedział tak jak Misiudzie, czyli odmownie. Co ciekawe, złożenie pisma przez ks. Satorę w sprawie rozbudowy kaplicy Król uznał za działanie nieformalne, a postawę Misiudy – za „niewłaściwą” (pokazuje to, jak niespójne potrafiły być działania władz: z jednej strony, można zauważyć dość koncyliacyjną postawę Misiudy, który reprezentował DRN, z drugiej – nieprzejednane zachowanie Króla, szefa WdsW; choć mogło to być także zaplanowane działanie, aby zdezorientować stronę kościelną).
W tym czasie bardzo zagadkowo zachowywała się SB, która miała niewątpliwie pewien wpływ na wydarzenia. Ksiądz Satora był bowiem jej tajnym współpracownikiem noszącym pseudonim „Dyrektor”. W dniu spotkania z Królem ustalił on z SB, że nie zaakceptuje usunięcia krzyża, zgodnie zresztą z życzeniem kurii, a także zaproponuje wybudowanie kościoła na miejscu kaplicy. Administrator parafii w Bieńczycach niejako wyczuwał intencje SB, dzień wcześniej proponując Misiudzie jedynie rozbudowę kaplicy, co potwierdził w rozmowie z Królem. Nasuwają się zatem pytania: jak dużą rolę w tej sprawie odegrała SB? czy chciała jedynie chronić swoje źródło informacji przed dekonspiracją? czy w tej konkretnej sprawie współpracowała z administracją terenową? Jest bowiem rzeczą pewną, że generalnie SB współpracowała z wydziałami do spraw wyznań w ich działaniach przeciwko Kościołowi. Niemniej trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na powyższe pytania.
Dla zrozumienia dalszego biegu wypadków bardzo ważnym wydarzeniem była kolejna konferencja dotycząca usunięcia krzyża i budowy szkoły, która odbyła się 19 kwietnia w siedzibie DRN w Nowej Hucie. Jej gospodarzem był przewodniczący prezydium Franciszek Misiuda, a z ramienia DRN obecni byli ponadto zastępca przewodniczącego Stefan Wójcik, inspektor Braś i architekt dzielnicy Marian Świrski. Z kolei RNMK reprezentowali: kierownik Urzędu Spraw Wewnętrznych Jan Wiórkowski, kierownik WdsW Król oraz Tumidajski z Kuratorium Oświaty, a także dyrektor Heffner jako wykonawca z Przedsiębiorstwa Budownictwa Miejskiego Nowa Huta. Z DBOR przybył dyrektor Bogumił Korombel, jego zastępca Adam Koczur oraz kierownik do spraw wywłaszczania Zbigniew Skubaczkowski.
W trakcie spotkania przedstawiciele DRN podkreślali, że budowę szkoły fundowanej przez HiL należy przyspieszyć ze względu na konieczność wmurowania aktu erekcyjnego podczas zbliżających się uroczystości dziesięciolecia HiL. Misiuda oraz przedstawiciele RNMK twierdzili stanowczo, że krzyż musi zostać usunięty w ciągu najbliższych trzech dni. Podkreślano, że powodem tego był „charakter inwestycji” i „aspekt polityczny”. Jak się wydaje, to właśnie względy polityczne były najważniejsze. Niemniej najbardziej istotną rzeczą było to, że przedstawiciele DBOR orzekli, że krzyż nie przeszkadza w powstaniu szkoły. Można było zatem przystąpić do jej budowy bez konieczności jego usuwania. Opinia inżynierów z DBOR nie była jednak decydująca, liczył się przede wszystkim „aspekt polityczny”. Lekceważąc ocenę inżynierów, reprezentanci DRN oraz RNMK nakazali DBOR przygotować dwa pisma: pierwsze do WdsW z prośbą o wyrażenie zgody na usunięcie krzyża, drugie – do parafii, z żądaniem usunięcia go do 26 kwietnia. W taki sposób powstała formalna ścieżka do realizacji całej operacji. Tak więc decyzje zostały podjęte już wcześniej, wiedziano przecież, że strona kościelna nie zgodzi się na usunięcie krzyża.
Jeszcze tego samego dnia, czyli 19 kwietnia, parafia bieńczycka otrzymała z DBOR pismo z prośbą o usunięcie krzyża w wyznaczonym terminie. Informowano w nim: „Na terenie stanowiącym własność Skarbu Państwa, przeznaczonym pod budowę szkoły przy pl. Teatralnym, postawiony został krzyż drewniany przez Waszą Parafię. Ponieważ rozpoczęcie budowy szkoły wymaga usunięcia tego krzyża, Dyrekcja Budowy Osiedli Robotniczych Kraków Miasto jako inwestor tej budowy prosi probostwo o usunięcie krzyża w nieprzekraczalnym terminie do dnia 26 kwietnia br. Po bezskutecznym upływie tego terminu Dyrekcja zmuszona będzie zlecić usunięcie krzyża na koszt i ryzyko Parafii”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Paduchowskiego „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Paduchowskiego „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60”.
Pismo to nie odpowiadało faktycznej sytuacji prawnej, kwestia własności nie była bowiem jeszcze rozstrzygnięta. Poza tym dyrektor Korombel dobrze wiedział – o czym sam poinformował zebranych w DRN – że krzyż nie przeszkadzał w budowie szkoły i nie musiał być usunięty. Wysłanie wzmiankowanego pisma zostało na nim wymuszone. Aby zachować pozory formalności, dyrekcja DBOR również w piśmie do WdsW, zwracając się z prośbą o pozwolenie na usunięcie krzyża, ponownie podała nieprawdziwą informację, że „istnienie tego krzyża uniemożliwia rozpoczęcie realizacji szkoły”.
Na pismo DBOR, w którym wzywano parafię do usunięcia krzyża, po kilku dniach (21 kwietnia) odpowiedział ks. Satora, opisując chronologicznie historię starań o budowę kościoła i pozyskiwania zgód urzędów państwowych. Podkreślał też, że „Władysław Gomułka zapewnił przedstawicieli wierzących mieszkańców Nowej Huty, że władze państwowe zezwolą na budowę kościoła i nie będą im w tej sprawie czyniły przeszkód”. Swoją odpowiedź przesłał również do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, Sekretariatu Episkopatu Polski, Rady Ministrów oraz UdsW w Warszawie. Popierając administratora bieńczyckiej parafii, 22 kwietnia do DBOR napisał bp Karol Wojtyła. Stanowisko kurii przedstawił w sześciu punktach. Po pierwsze, zauważył, że krzyż nie został postawiony na terenie przeznaczonym pod budowę szkoły, lecz na miejscu przekazanym przez DBOR pod budowę kościoła. Po drugie, krzyż został postawiony w marcu 1957 r. w obecności wielu tysięcy wiernych w trakcie uroczystości kościelnej, podczas której abp Eugeniusz Baziak dokonał poświęcenia krzyża i placu przeznaczonego pod budowę kościoła parafialnego. Po trzecie – co bardzo ważne – zwrócił uwagę na to, że krzyż, wznoszący się nad terenem przeznaczonym pod budowę kościoła, stał się już przedmiotem kultu, dlatego też jego usunięcie nie leżało w kompetencji administratora parafii, który w ten sposób naruszyłby przepisy prawa kanonicznego, a prawo to powinno być przestrzegane, jak podkreślił bp Wojtyła, również przez władze świeckie, zgodnie z umową zawartą między państwem a Kościołem w 1950 r. Po czwarte i po piąte, zaznaczał, że kwestia tytułu własności terenu przeznaczonego pod budowę kościoła była przedstawiona Radzie Ministrów i dotychczas nie została rozpatrzona.
W Radzie Ministrów podobnie zaskarżono ( de facto bp Wojtyła, formalnie zaś parafia bieńczycka) decyzję prezydium RNMK, które przekazywało teren przeznaczony pierwotnie pod budowę kościoła na cele budownictwa szkolnego i również w tym wypadku wciąż czekano na odpowiedź, wobec czego działania DBOR były co najmniej przedwczesne. Po szóste, bp Wojtyła powtórzył za ks. Satorą argument związany z obietnicą Gomułki oraz wspomniał o nastrojach, jakie panowały wśród bieńczyckich wiernych: „W końcu Kuria Metropolitalna zauważa, że w wypadku usunięcia krzyża przez DBOR zostaną pogwałcone uczucia religijne wiernych w Nowej Hucie, bardzo już rozgoryczonych z powodu czynionych trudności w przystąpieniu do budowy kościoła, wbrew decyzji o budowie kościoła, jaką przedstawiciele wiernych uzyskali w październiku 1956 r. z ust Władysława Gomułki”. W dniu wysłania pisma przez bp. Wojtyłę na placu budowy zaczęła pracować spycharka, która między innymi niwelowała wykopy pod planowaną świątynię, choć niektórzy sądzili, że rozpoczęły się wreszcie prace przy jej budowie.
W niedzielę 24 kwietnia podczas wszystkich mszy ks. Satora odczytywał pismo DBOR z prośbą o usunięcie krzyża. Na jednej z mszy kilka kobiet zaintonowało wówczas pieśń My chcemy Boga, jednak bieńczycki administrator, jak raportowała SB, zdążył je powstrzymać przed śpiewem. Kuria zalecała, aby zaraz po odczytaniu pisma DBOR duchowny zapoznał wiernych także z sześciopunktową odpowiedzią bp. Wojtyły. Satora w rozmowie ze swoim oficerem prowadzącym Henrykiem Kudłą oświadczył, że nie uczynił tego, gdyż obawiał się reakcji ludzi, zwłaszcza wobec passusu dotyczącego „pogwałcenia uczuć religijnych wiernych w Nowej Hucie”. Odmienną relację przedstawił ks. Józef Gorzelany, który w swojej publikacji utrzymuje, że ks. Satora po przeczytaniu wiernym pisma DBOR powiedział, że prośby dyrekcji nie spełni, a odmowę uzasadnił za pomocą argumentacji, jaką bp Wojtyła skierował do DBOR. Różnica ta jest o tyle ważna, że nie wiadomo, czy wierni bieńczyckiej parafii zostali powiadomieni o stanowisku kurii w tej kwestii czy też nie.
Odpowiedź bp. Wojtyły była rzeczowa, przekonująca i – co najważniejsze – zgodna z prawdą. W pewien sposób mogłaby ona wzmocnić, jak się wydaje, późniejszą determinację obrońców krzyża, którzy byliby zupełnie pewni, że mają rację, a także poparcie całego krakowskiego Kościoła. Wersję ks. Gorzelanego potwierdza za to dokument zachowany w zbiorze archiwaliów po KW PZPR w Krakowie. Można w nim odnaleźć odpis wystąpienia ks. Satory z 24 kwietnia, który notabene został przesłany przez szefa SB w województwie krakowskim Bolesława Wejnera do pierwszego sekretarza KW PZPR w Krakowie Lucjana Motyki. W ten sposób SB potwierdzała, że wystąpienie to miało miejsce. Tym bardziej dziwi, że ks. Satora się do tego nie przyznawał. Być może obawiał się, że zostanie oskarżony o sprowokowanie protestu. Z drugiej strony musiał przecież zdawać sobie sprawę z tego, że jego ewentualne kłamstwo może szybko wyjść na jaw, co zdyskredytowałoby go jako dalszego tajnego współpracownika SB. Kwestia ta jest trudna do rozstrzygnięcia. Dwa źródła o tej samej proweniencji wykluczają się. Poza tym należy zaznaczyć, że SB w żaden sposób nie informowała władz partyjnych, że ks. Satora był jej tajnym współpracownikiem. Nic o tym bynajmniej nie wiadomo.
W poniedziałek 25 kwietnia zastępca szefa DBOR Adam Koczur otrzymał zarówno z parafii, jak i z kurii negatywną odpowiedź w sprawie usunięcia krzyża. Z pismami tymi zapoznał się od razu pierwszy sekretarz KD PZPR w Nowej Hucie Andrzej Kasprzyk (pokazuje to, że w sprawę krzyża zaangażowana była też dzielnicowa komórka partyjna, jednakże bliższe szczegóły jej udziału nie są znane). Następnie Koczur zadzwonił do tow. Górskiego z KKM PZPR, który był najbardziej zainteresowany sprawą usunięcia krzyża. Górski polecił mu, żeby nazajutrz stawił się w KKM PZPR o godzinie dwunastej i powiadomił o tym zastępcę przewodniczącego DRN Wójcika, a o godzinie piętnastej w RNMK pokazał pisma dr. Garlickiemu, który był decernentem odpowiedzialnym za sprawy szkół, i przekazał mu, że tą sprawą trzeba się zająć natychmiast. Około godziny piętnastej dwadzieścia do Koczura przyszedł Król, oświadczając, że na polecenie Garlickiego prosi o wydanie pism, które odda nazajutrz na posiedzeniu w KKM PZPR. Zrelacjonowana przez Koczura sekwencja zdarzeń pokazuje, jak bardzo spieszono się z załatwieniem sprawy. Wyczuwa się towarzyszące jej napięcie, tak jakby polecenia wydawał ktoś postawiony dużo wyżej.
Wtorek 26 kwietnia rozpoczął się od odkrycia o godzinie piątej trzydzieści zawieszonego na tablicy orientacyjnej znajdującej się w pobliżu krzyża plakatu, na którym czerwonym i czarnym tuszem sporządzono napis: „Uwga! Komunśći budją szkłę tyśiąclecie. Panowie hyba nato nepzwolimy żeby na poświęnconym miejscu miała stać szkoła. Będziemy gożej walczyć jak Węgry z Rosją [zapis oryginalny]” .
Jak się wydaje, w pierwszym momencie plakat ten zlekceważono i do sprawy wrócono dopiero po późniejszych zajściach. Śledztwo prowadziła SB, która pomimo podejmowania wielu czynności nie znalazła autora/autorów plakatu. Ze względu na to, że tekst był napisany z błędami, podejrzewano dzieci. Sprawdzano między innymi w okolicznych szkołach, czy ich uczniowie nie mieli podobnego charakteru pisma. Biorąc pod uwagę treść plakatu, należy zauważyć, że na czerwono podkreślono wyrazy „komuniści” oraz „Węgry z Rosją”, jednoznacznie identyfikując sprawców, a także wskazując na to, co może się wydarzyć, z oczywistym odniesieniem do zbrojnej interwencji Związku Sowieckiego na Węgrzech w 1956 r. Było to bowiem zaledwie cztery lata po tamtych wydarzeniach, które pozostawały w pamięci ludzi. Można jedynie snuć przypuszczenia, czy plakat ten miał za zadanie faktycznie podburzyć mieszkańców Nowej Huty, czy był prowokacją, czy tylko epizodem. Śledztwo w tej sprawie trwało aż do lipca 1960 r. i wówczas zostało umorzone. Co warte odnotowania, autora/autorów ścigano na podstawie zapisów tak zwanego małego kodeksu karnego z 13 czerwca 1946 r. dotyczących „rozsiewania fałszywych wiadomości”, czyli z paragrafów obejmujących tak zwaną szeptankę. Nie przejmowano się, że w tym wypadku nie chodziło o żadne „rozsiewanie fałszywych wiadomości”, ale było to wprost wezwanie do obrony poświęconej ziemi przeznaczonej pod budowę kościoła, a nie szkoły.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wojciecha Paduchowskiego „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Wojciecha Paduchowskiego „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60”.
We wtorkowe południe rozpoczęło się w KKM PZPR zaplanowane spotkanie, na którym obecny był jego gospodarz tow. Górski, a ponadto tow. Tadeusz Prędki (członek KW PZPR), Leon Król oraz Adam Koczur. Ten ostatni narysował na kartce plac budowy oraz krzyż i ponownie oznajmił, że pod względem technicznym nie przeszkadza on w budowie szkoły. Król zaproponował zatem wygrodzenie krzyża z placu budowy, na co nie zgodzili się Górski i Prędki (wynika z tego, że to pezetpeerowcy szczególnie zabiegali o to, aby w ogóle pozbyć się krzyża). Ostatecznie ustalono – jak można się domyślać, za sprawą członków PZPR – że krzyż trzeba usunąć. Następnie dyskutowano o tym, czy należy to zrobić w dzień czy w nocy. Zgodzono się z opinią Króla, że powinno się to odbyć w dzień. Postanowiono, że co do kwestii technicznych Górski skontaktuje się z Przedsiębiorstwem Budownictwa Miejskiego oraz tamtejszym komitetem PZPR. Wszystko miało zostać uzgodnione również z tow. Kasprzakiem z KD PZPR. Górski ustalił czas usunięcia krzyża na godzinę dziewiątą. Według Króla miał on również omówić sprawę z kierownictwem KKM PZPR, a także z MO. Z kolei Prędki miał porozumieć się w tej kwestii z kierownictwem KW PZPR.
Ponownie zebrano się w sprawie usunięcia krzyża wkrótce po spotkaniu w KKM PZPR, bowiem już o godzinie czternastej trzydzieści, tym razem w siedzibie DRN w Nowej Hucie (co ciekawe, odnotowano to w dokumentach milicyjnych, a pomimo uczestnictwa w spotkaniu szefa nowohuckiej SB Władysława Żyły nie ma wzmianek na ten temat w źródłach SB). Podczas zebrania, w którym oprócz Żyły uczestniczył Wójcik, a także pierwszy sekretarz KD PZPR Kasprzyk oraz drugi sekretarz KZ PZPR PBM Jan Bąbaś, ustalono szczegóły dotyczące usunięcia krzyża, w tym między innymi to, że operacja rozpocznie się o godzinie ósmej rano następnego dnia, czyli w środę 27 kwietnia.
O godzinie piętnastej pierwszy sekretarz KZ PZPR PBM Kazimierz Trębacz w obecności Jana Bąbasia polecił Henrykowi Boguszewskiemu, jednemu z kierowników w PBM, aby przygotował na dzień następny grupę, która zajmie się usuwaniem krzyża. Pół godziny później szef SB w Nowej Hucie przekazał te ustalenia komendantowi Komendy Dzielnicowej MO oraz szefowi SB Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie. O planach usunięcia krzyża nie poinformowano Komendy Miejskiej MO oraz szefa KWMO. Ma to o tyle znaczenie, że później, kiedy analizowano przebieg zajść, często próbowano tłumaczyć się tym, że o niczym nie wiedziano, a sytuacja zaskoczyła wszystkich. O ile w pewnym zakresie mógł się w taki sposób tłumaczyć pion MO, to SB nie miała do tego żadnych podstaw.
Wieczorem rozpoczęto kompletowanie brygady, która nazajutrz miała usunąć krzyż. W tym celu Bąbaś zadzwonił do brygadzisty PBM Juliana Solarza, aby w środę o godzinie ósmej stawił się w KZ PZPR PBM. O godzinie dwudziestej pierwszej trzydzieści Górski zatelefonował do Koczura i zakomunikował mu, że w związku z poleceniem KKM PZPR następnego dnia od godziny ósmej na placu budowy powinien być obecny inspektor nadzoru z DBOR, który miał wpisać czynność wykopania krzyża do dziennika budowy szkoły. Górski zwrócił również uwagę na to, aby w czasie wykopywania krzyża nie został on sprofanowany. Polecił, aby krzyż przewieziono do parafii czystym samochodem.
W środę 27 kwietnia o godzinie szóstej czterdzieści pięć Koczur przekazał polecenia Górskiego dyrektorowi DBOR Bogumiłowi Koromblowi. Następnie o godzinie ósmej polecił inżynierowi Mieczysławowi Koseli, aby wpisał do dziennika budowy szkoły „wykopanie krzyża” i dopilnował przewiezienia go do parafii. W tym czasie wydarzył się znamienny incydent. Przed godziną siódmą Franciszek Nowak, stróż z baraku stojącego na placu budowy, zauważył kobietę przybijającą do krzyża plakat. Jego treść była prawdopodobnie następująca: „Katolicy, brońmy wolności sumienia i wyznania”. Było to kolejne publiczne wezwanie do obrony krzyża.
Tymczasem prowadzono gorączkowe poszukiwania ludzi, którzy fizycznie usuną krzyż. Niespodziewanie bowiem dwie brygady robotnicze odmówiły wykonania tej pracy. Wobec tego tow. Bąbaś polecił Julianowi Solarzowi i Julianowi Fiemie, aby wraz z pięcioma innymi mężczyznami, którzy byli członkami partii, udali się pod krzyż i go wykopali. Jak łatwo zauważyć, wszystkie działania organizacyjne związane z usunięciem krzyża były podejmowane z inspiracji i przy udziale członków PZPR. Zarówno podległym towarzyszom, jak i jednostkom lokalnej administracji cywilnej i gospodarczej wydawali oni polecenia po tak zwanej linii partyjnej. W tej sprawie widać także, jak często różne kwestie załatwiano w sposób nieformalny i dopiero następnym krokiem było formalizowanie postępowania, aby mogło w jakimś zakresie spełniać wymogi ówczesnego prawa.
Około godziny ósmej do Koczura zatelefonował Górski, pytając, czy jego polecenia zostały wykonane. Koczur potwierdził, ale zastrzegł przy tym, że wszystko zostało zrobione z pewnym opóźnieniem.
Po godzinie ósmej na plac budowy przybyła grupa robotników, członków partii, którzy mieli wykopać krzyż i przewieźć go do parafii. Prawdopodobnie przewodził im wspomniany już brygadzista Julian Solarz, któremu towarzyszyli Zdzisław Ciechanowicz, Julian Fiema, Eugeniusz Jędrzejec i Władysław Szuba. Na miejscu zastali brygadę stawiającą ogrodzenie przy mającej powstać szkole. Było tam czterech cieśli, dwóch operatorów spycharki, majster Józef Moryl, placowy Władysław Jamka oraz kierownik grupy Zdzisław Klimek. Robotnicy byli zdziwieni pojawieniem się nieznanych im mężczyzn, którzy oznajmili, że przyszli wykopać krzyż.
Tuż przed godziną dziewiątą przystąpiono do rozbiórki płotka, który okalał krzyż. Widząc to, znajdujące się w pobliżu kobiety podbiegły i zaczęły dyskutować z wykopującymi. Po rozebraniu płotka przystąpiono do podkopywania krzyża. Zaczął się przechylać około godziny dziewiątej piętnaście. Nieopodal stała ciężarówka, którą planowano przewieźć go do parafii. Krzyż zamierzano opuścić na ziemię za pomocą specjalnej konstrukcji i lin. Wobec działań robotników kobiety chwyciły grudy ziemi i zaczęły nimi rzucać w ich stronę, krzycząc przy tym: „Komuniści, heretycy, bezbożnicy – kara was spotka”, „Wy bezbożniki, Pan Bóg powinien was za to ukarać”, „Bezbożniki-komuniści”. Inne tylko patrzyły i płakały. Według jednej z relacji, grudami ziemi zaczęła rzucać w robotników Genowefa Narożnowska, zaś pierwszą kobietą, która chwyciła krzyż, aby go podtrzymać, była Helena Musiał, w czym pomogła jej Zofia Gaworek. Następnie dołączyła do nich Helena Kędzierska.
Jednym z mężczyzn, który pomagał z powrotem ustawić krzyż, był Kazimierz Kozub, który – co ciekawe i zagadkowe – o planach usunięcia go dowiedział się rankiem 27 kwietnia na terenie HiL. Wiadomość ta mogła rozejść się szybko, mimo upływu krótkiego czasu od podjęcia decyzji przez władze. Mieczysław Szewczyk zeznał, że wielu pracowników PBM wiedziało o tym, że niektórzy partyjni robotnicy z tego przedsiębiorstwa zostali wyznaczeni do tej pracy.
Dlatego Kozub od razu poszedł pod krzyż, gdzie zastał już kilka kobiet. „Krzyczałem osobiście, że nie damy zniszczyć wiary i za wiarę będziemy walczyć do końca. To samo krzyczały też kobiety i inni mężczyźni…”. Krzyż pomagali ustawić z powrotem również Franciszek Borysiewicz i Józef Świstak, a także dwóch innych mężczyzn, którzy wyglądali na malarzy. Moment przekrzywienia się krzyża i jego podtrzymania jest bardzo symboliczny. Chylił się on ku ziemi i upadał, ale ostatecznie nie upadł i został ustawiony na nowo.