O relatywizmie historycznym – odpowiedź na polemikę K. Kloca

opublikowano: 2011-12-17, 23:08
wolna licencja
Wetknięcie przeze mnie kija w mrowisko przyniosło oczekiwany skutek. Do walki stanęli bezwzględni obrońcy mitu Piłsudskiego, wytaczając nieco pordzewiałe już armaty. Szkoda, że prowadząc ostrzał, nie zauważają, iż używają kul bardzo podobnych do tych, które ma w swoim arsenale gen. Jaruzelski i jego wielbiciele.
reklama

Zobacz też: Józef Piłsudski i przewrót majowy

Zobacz też: Stan wojenny w Polsce 1981–1983

Podobno jakość felietonu należy oceniać w odniesieniu do poziomu dyskusji, jaką wywołał. Jeśli tak, to z prawdziwą dumą mogę powiedzieć: „udało mi się”. Przypominając przewrót majowy i porównując go do stanu wojennego, poruszyłem osoby, dla których zestawianie Józefa Piłsudskiego i gen. Jaruzelskiego było wręcz nie do pomyślenia. Wszystkie argumenty polemistów zebrał niejako w swoim tekście Krzysztof Kloc.

Fakty i porównania

Jego głos jest szczególnie cenny, gdyż w skrótowej i publicystycznej formie przedstawia linię obrony, jaką prezentują w historiografii mniejsi lub więksi apologeci Józefa Piłsudskiego. Tekst mojego adwersarza miał na celu przekonanie mnie oraz Czytelników, że postąpiłem niewłaściwie, zestawiając ze sobą wydarzenia, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Ja nadal jednak nie wiem, dlaczego porównanie dwóch zamachów stanu – a chyba nikt nie ma wątpliwości, że oba wydarzenia (z 1926 i 1981 roku) nosiły znamiona wojskowego puczu – miałoby być błędne co do zasady. Różniące się od siebie okoliczności i historyczne oceny obu przewrotów nie są czynnikami, które w jakikolwiek sposób uniemożliwiałyby taki zabieg. Ba! Są one wręcz elementem takiego zestawienia. Najważniejsza jest istota wydarzenia, a ta jest w obu wypadkach tożsama. Wydaje się więc, że sprzeciw wobec mojego postępowania wywołany jest przez emocje, które nie pozwalają brukać pamięci Piłsudskiego, a tak może być postrzegane postawienie jego osoby obok gen. Jaruzelskiego.

Chcę jednak podkreślić z całą stanowczością, że nie dokonuję tu porównania osób, lecz odnoszę się jedynie do dwóch konkretnych zdarzeń. Obydwa były wojskowymi zamachami stanu, w których użyto siły. Zarówno jeden, jak i drugi przyniósł ofiary. Każdy z nich miał antydemokratyczny charakter. Zestawiając je, postawiłem więc pytanie, dlaczego jeden z nich odsądzany jest od czci i wiary, drugi zaś traktowany jest jako mało znaczący i chwalebny wręcz epizod w dziejach (kilka lat temu ówczesny prezydent Lech Kaczyński wyraził opinię, że gdyby żył w 1926 roku, najpewniej poparłby przewrót majowy).

Nie będę twierdził, że nie ma w przestrzeni publicznej ludzi, dla których stan wojenny był zbawieniem, a gen. Jaruzelski mężem opatrznościowym. Zresztą nawet najbardziej obrzydliwe pucze mają swoich obrońców. Wystarczyło jednak zapoznać się 13 grudnia z przekazem serwowanym przez media, zwłaszcza te uważane za najbardziej mainstreamowe, aby przekonać się, że głos obrońców gen. Jaruzelskiego nie jest przeważający. Dominująca interpretacja wydarzeń z grudnia 1981 r. jest jak najbardziej negatywna. Jeśli przeczytamy do tego przygotowany przez IPN dodatek do Rzeczpospolitej z 13 grudnia 2011 r., w którym ofiarami stanu wojennego nazywa się ludzi, którzy zginęli w 1987 lub 1989 r., to nie sposób nie zgodzić się z twierdzeniem, że wydarzenie to jest mitologizowane i dorabiana jest mu gęba czarniejsza niż była w rzeczywistości.

reklama
Karykatura z okresu stanu wojennego (rys. Maciej Miezian)

Tekst Krzysztofa Kloca odbieram przede wszystkim jako obronę przewrotu majowego i Józefa Piłsudskiego. Zarówno w polemice jego autorstwa, jak i w komentarzach, które pojawiły się pod moim tekstem, zarzucano mi, że koncentruję się na liczbach, pomijając kontekst. Stawiane są zasadniczo dwie tezy. Po pierwsze, Piłsudski nie chciał dokonać zamachu stany, lecz jedynie demonstracji zbrojnej; po drugie, Marszałek miał dobre argumenty za koniecznością przejęcia władzy. Całość wywodu Krzysztof Kloc okrasił cytatem z prof. Ciska i cisnął we mnie stwierdzeniem, iż jest to „prawda historyczna”. Niestety argumenty, które przedstawił i zacytował to nie historyczna prawda, lecz interpretacja dziejów, często sięgająca do niezbadanych zakamarków ludzkiej psychiki. Prawdą historyczną jest fakt, że dokonał się zamach stanu, w którym zginęła i została ranna pewna liczba osób, oraz to, że w jej wyniku obalony został sprawujący demokratyczne rządy prezydent oraz premier, wszystkie inne rozważania to tylko nasza ocena.

Opinie

Różnica zdań pomiędzy nami wynika więc nie tyle z mojego niezrozumienia bądź nieznajomości kontekstu historycznego, ale odmienności ocen. Otóż zasadniczo nie zgadzam się z tezą, że Józef Piłsudski miał podstawy do dokonania zamachu stanu. Nastroje społeczne czy kryzysy polityczne nie są jeszcze wystarczającym powodem do sięgania po broń. W 1926 oprócz narastających emocji, na które celnie wskazał Krzysztof Kloc, nie ma było w zasadzie innych uwarunkowań, które pozwalałyby rozgrzeszać Piłsudskiego. Wzmaganie się radykalnych nastrojów i niepopularność parlamentu oraz rządu nie uprawniają nikogo do postępowania zasadniczo sprzecznego z regułami demokratycznego państwa prawa. Również w historii III RP, zwłaszcza u jej zarania, znaleźlibyśmy z pewnością kilka takich zjawisk – na czele z nieustającym brakiem zaufania do instytucji parlamentarnych – które w świetle argumentacji obrońców Marszałka można by uznać za wystarczające do usprawiedliwienia zamachu stanu.

A jednak polska demokracja trwa, i choć wielu ma na jej temat krytyczną opinię i marzy o drugim Piłsudskim, nie uważam, aby była ona przyczyną słabości państwa lub pogrążała społeczeństwo w rozpaczy. Nie wydaje mi się również, by pokolenia budujące III RP były bardziej świadome tego, czym jest demokratyczne państwo prawa, niż nasi przodkowie. Wszak żaden z przedstawicieli obecnej elity politycznej nie pamięta poprzednich demokratycznych rządów. Pierwsze lata III RP też pełne były afer, niestabilności, „wojen na górze”, naginania swobód i złego rozumienia wolności. 85 lat temu Piłsudski nie miał powodów, by dokonywać zbrojnej manifestacji (która zaogniała sytuację), ani tym bardziej rozpoczynać zamach stanu, tak jak nie miałby ich również 20 lat temu. Uzasadnieniem dla takiego postępowania mogło być jedynie radykalne złamanie przez rząd konstytucji lub jego świadome działanie na szkodę obywateli. Czy jednak jesteśmy w 100% pewni, że coś takiego miało miejsce?

reklama

Nie wiemy jak potoczyłyby się losy II RP gdyby nie przewrót majowy. Trudno mi się zgodzić z tezą, że demokracja z pewnością nie wytrzymałaby próby czasu. Przypomnijmy, że był to sejm dopiero I kadencji, który za niespełna 2 lata miał skończyć swoją misję, przy czym w każdej chwili mógł być rozwiązany, co umożliwiała konstytucja marcowa. Piłsudski sięgnął po środki radykalne i – niezależnie od swoich intencji – doprowadził do walk i ofiar. Nie umiem takiego postępowania ocenić inaczej niż negatywnie.

Polemika Krzysztofa Kloca nie tylko dała mi do myślenia i skłoniła do ponownego zastanowienia się nad zasadnością moich opinii, ale też w pewien sposób mnie rozbawiła. Dlaczego? Otóż przez chwilę poczułem się, jakbym czytał tłumaczenia gen. Jaruzelskiego i jego zwolenników. Oni też mówią o chaosie spowodowanym działaniami „Solidarności”, o jej rozbuchanych i niemożliwych do realizacji postulatach, o ciągłym dążeniu do zwarcia, o niemożliwości prowadzenia normalnej polityki gospodarczej w obliczu nieustannych strajków, o podburzaniu społeczeństwa, niszczeniu autorytetu państwa i ogólnie o nieodpowiedzialności opozycji. Również powołują się na sytuację międzynarodową, na brak geopolitycznych możliwości prowadzenia innej polityki itp. I nie przekonuje mnie stwierdzenie, że Piłsudski jako patriota – czego mu nie odmawiam – jest bardziej wiarygodny od podejrzanego gen. Jaruzelskiego. Również jeśli odwołać się do opinii społeczeństwa na temat obydwu zamachów, to trzeba przypomnieć, że wprowadzenie stanu wojennego popierała w latach 80. większość obywateli, a i dzisiaj jego zwolenników jest bodaj więcej niż zadeklarowanych przeciwników, choć (w przeciwieństwie do Piłsudskiego) gen. Jaruzelski jest za swój przewrót sądzony i od dwudziestu lat nie może liczyć na taką przychylność mediów oraz władz, jak niegdyś Marszałek (zainteresowanych odsyłam do badań Instytutu Socjologii PAN z 1984, oraz badań przeprowadzanych po 1989 roku). To, oczywiście, nie usprawiedliwia postępowania tego pierwszego, ale (analogicznie) nie wpływa też na ocenę drugiego.

Uroczystość podpisania konstytucji kwietniowej przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego (Zamek królewski w Warszawie, 21 kwietnia 1935 r.)

Zbliżając się do podsumowania, chciałbym powrócić do przytoczonej przez mojego adwersarza opinii prof. Ciska. Brzmi ona, dla przypomnienia, następująco:

reklama
przewrót Jaruzelskiego zatrzymał dosłownie wszystkie pozytywne procesy, które zachodziły w Polsce i opóźnił rozwój Polski o dwadzieścia lat. Przewrót Piłsudskiego zatrzymał procesy negatywne, a uruchomił pozytywne. Międzynarodowa pozycja Polski po roku 1926 była nieporównanie wyższa niż wcześniej – gwałtownie wzrosło społeczne zaufanie do państwa wewnątrz kraju, jak i zewnętrzne

Czy według mojego adwersarza powolna destrukcja demokracji była jednym z takich pozytywnych procesów? Czy ich przejawem było istnienie 16 rządów w latach 1926–1939 w stosunku do 15 gabinetów z okresu 1918–1926? Czy należały do nich podobne do wcześniejszych problemy w radzeniu sobie z kryzysami gospodarczymi? Czy Rzeczpospolitą wzmacniała konstytucja kwietniowa, radykalizacja stronnictw politycznych, polityka antysemicka, Bereza Kartuska itd.? Jeśli to mają być te dobre skutki przewrotu majowego, to zaczynam się obawiać o losy naszej III RP. Wszak w każdej chwili ktoś podobnie myślący może uznać, że jeszcze do demokracji nie dorośliśmy, więc należy ją uzdrowić wprowadzając... autorytaryzm.

Nasza dyskusja udowadnia, że postawiona przeze mnie na końcu felietonu teza, że historia jest w istocie dyskursem dotyczącym upodobań, a nie prawdy, jest uzasadniona. Nie prowadzimy rozmowy o faktach, bo te są powszechnie znane i na ogół trudne do podważenia, ale ciągle oscylujemy wokół naszych interpretacji i ocen wynikających z różnych perspektyw i wartości. Na tym polu nie da się dojść do jednej obiektywnej prawdy, a dysputę ciągnąć można w nieskończoność, szczególnie, gdy w grę wchodzi również gdybanie.

I na koniec ostatnia refleksja: zbyt usilne szukanie kontekstu zawsze kończy się relatywizacją, a ta na bok spycha ofiary i ich cierpienie, na piedestał zaś wynosząc idee.

Przypominamy, że teksty publicystyczne publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i współpracowników. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Zobacz też

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone