Nikołaj Iwanow – „Ludzie Kremla nad Wisłą. Ideowcy czy zdrajcy?” – recenzja i ocena
Nikołaj Iwanow – „Ludzie Kremla nad Wisłą. Ideowcy czy zdrajcy?” – recenzja i ocena
Profesor Nikołaj Iwanow jest doskonale znany polskim czytelnikom. W swoich badaniach skupia się przede wszystkim na ukazaniu historii Polaków w Związku Sowieckim. Jako pierwszy historyk nad Wisłą, gruntownie opisał przebieg „operacji polskiej”, czyli wymordowania przez NKWD przynajmniej 111 tysięcy Polaków w latach 1937–1938. Ten arcyważny wątek przewija się przez narrację najnowszej książki białorusko-polskiego historyka, ponieważ to wydarzenie jest kluczowym elementem w całej opowieści.
Na początku Nikołaj Iwanow rozprawia się z mitem, jakoby Polacy byli całkowicie odporni na komunizm. Z lektury jednoznacznie wynika, że Polacy odegrali istotną rolę w historii bolszewickiej Rosji. Główną tego przyczynę stanowił fakt, że nasi rodacy w imperium carskim byli jedną z najbardziej uciskanych mniejszości narodowych. Dlatego chętnie przyłączali się do rozmaitych ruchów rewolucyjnych przeciwko caratowi. Wierzono bowiem, że jedynie walka w samym sercu Rosji może być skuteczna – wyjaśnia badacz. Nie mogło przy tym zabraknąć wytłumaczenia leninowskiej koncepcji – uznawania każdego narodu do samostanowienia i utworzenia własnego państwa. Oczywiście wódz bolszewików opowiadał się za prawem samostanowienia narodów, tylko interesy narodowe, nie mogły kolidować z walką klasową. Tak było z polską niepodległością. Popierał odrodzoną Rzeczpospolitą, ale miała to być niepodległość połączona z rewolucją klasową i dyktaturą proletariatu.
Z recenzowanej książki dowiemy się, jak to w pierwszych latach po rewolucji bolszewickiej Polacy na równi z Łotyszami byli uznawani za swoistą „gwardię Lenina”. W sowieckiej Rosji dominował obraz Polaka – poplecznika Lenina, który bez reszty jest oddany „słusznej sprawie”. Odsetek Polaków na kierowniczych stanowiskach partyjnych i państwowych, zdecydowanie przewyższał procent ludności polskiej w ówczesnej Rosji. Pod względem członkostwa w bolszewickiej partii, Polacy zajmowali siódme miejsce, choć stan liczebny plasował mniejszość polską dopiero na czternastym miejscu wśród wszystkich narodowości. W pewnym momencie polskich komunistów zaangażowanych w utrwalanie ustroju powszechnego szczęścia w Związku Sowieckim było dwa razy więcej niż członków Komunistycznej Partii Polski. Po prostu Polakom było łatwiej działać w Sowietach niż w katolickim społeczeństwie II RP – przeczytamy w „Ludziach Kremla nad Wisłą”.
Polska „idylla” skończyła się jednak połowie lat trzydziestych, gdy cały kraj opanowała antypolska psychoza. Zaczął dominować obraz polskości jako wroga numer jeden. W świadomości obywateli ZSRR – słowa Polak i wróg ludu stały się niemal synonimami. Stalin świadomie podsycał nienawiść wobec Polaków w społeczeństwie rosyjskim. Nie było o to zbyt trudno – niechęć ta istniała zresztą od czasów carskich. Mówiąc krótko, bycie Polakiem w Związku Sowieckim w latach 1937–1938, to prawie to samo, jak być Żydem w III Rzeszy – uważała cytowana w książce Halina Trybel, matka byłego premiera Ukrainy Jurija Jechanurowa. Dlaczego to takie ważne w kontekście całej książki? Przede wszystkim dlatego, iż komuniści stanowili jedynie od 5 do 8% zamordowanych Polaków w ramach „operacji polskiej”. Odsetek ludności polskiej w Kraju Rad był na poziomie 0,6%. Natomiast śmierć poniósł co szósty obywatel mający w paszporcie zapisaną narodowość polską.
Cała kampania antypolska miała być swoistym „straszakiem” do szantażowania własnych obywateli, aby mieli pewność, że brak lojalności i zachwianie w nieomylność partii, może skończyć się aresztowaniem. Jak uzasadnia Nikołaj Iwanow, „operacja polska NKWD” wynikała z kilku czynników. Polska była najsilniejszym sąsiadem Związku Sowieckiego i najlepiej nadawała się jako argument uzasadniający rozpętanie fali terroru. Represje stanowiły element przygotowania kraju do wojny, w której Polska mogłaby zostać przyczółkiem frontu Zachodu przeciwko ZSRR. Stalin uważał również, że postępy sowietyzacji Polaków są niewystarczające, zwłaszcza po nieudanym eksperymencie, jakim było utworzenie autonomicznych rejonów sowieckich – Marchlewszczyzny i Dzierżyńszczyzny, które miały być miniaturową Polską w wydaniu komunistycznym. Według dyktatora lojalność Polaków wobec II RP i Kościoła katolickiego należało zwalczać nie przekonywaniem, a brutalnymi metodami. To wszystko miało uderzyć przede wszystkim w Polskę jako całość oraz pozbawić wpływu Polaków na przyszłość Związku Sowieckiego.
Nikołaj Iwanow w publikacji obala mit, jakoby całe kierownictwo CzeKa (późniejsze NKWD, KGB), miało polski charakter. Na kierowniczych stanowiskach w bolszewickich służbach było około 9% Polaków i zdecydowanie ustępowali Łotyszom (50,4%), Rosjanom (25,9%; liczonymi razem z Białorusinami i Ukraińcami). Można powiedzieć, że po krótkim czasie wszyscy Polacy znajdujący się w sowieckich służbach i uważani za „gwardię Lenina”, zmienili się w pierwszy naród ukarany w okresie „wielkiego terroru”. Stalin uśmiercił najbliższych współpracowników Lenina ze względu na to, że chciał mieć w swoim otoczeniu ludzi, którzy będą mu całkowicie posłuszni. Spowodowało to, że w 1939 roku w kierownictwie NKWD, nie było już ani jednego Polaka.
W czasie „wielkiej czystki”, z 17 tysięcy członków KPP, około czterech tysięcy znajdowało się wtedy w Związku Sowieckim. Praktycznie wszyscy zostali rozstrzelani, łącznie z kierownictwem. W mniemaniu Stalina, członkowie tego ugrupowania byli ludźmi niepewnymi, przeżartymi trockizmem i groteskową współpracą z polskimi służbami. Na dalszych stronach Nikołaj Iwanow przypomina o tym, jak zmieniała się optyka Stalina w stosunku do Polaków, gdy III Rzesza ruszyła na Związek Sowiecki w 1941 roku. Sporo miejsca autor poświęca o sytuacji polskich komunistów w okresie II wojny światowej i procesie utworzenia Polski podporządkowanej Związkowi Sowieckiemu. Na Kremlu doskonale zdawano sobie sprawę z faktu, że komunizacja kraju nad Wisłą będzie miała inny charakter. Historyk przypomina, że dla przeważającej części Polaków „czerwona ideologia” mogła być trudna do zaakceptowani. Ze względu na słabość polskich komunistów i brak większego poparcia społecznego, Moskwa zdecydowała się, aby na stałe w Polsce stacjonowało 300 tysięcy żołnierzy sowieckich.
W drugiej części lektury opisane zostały sylwetki najbardziej fanatycznych polskich komunistów, którzy na stałe zapisali się w historii Związku Sowieckiego. Trzeba przyznać, że Nikołaj Iwanow zaprezentował tutaj mistrzostwo literackiego rzemiosła. Tę część czyta się jednym tchem. Liczba ciekawostek, zapomnianych faktów oraz ironiczny dystans wywołują wrażenie, że każdy przedstawiony komunista nie był tak odrażającą personą i nie musimy się wstydzić ich polskiego pochodzenia. Jednak wszystkie ich walory służyły jedynie do utrwalania komunistycznego zniewolenia.
Najbardziej znany z nich to Feliks Dzierżyński, który traktowany jest w Rosji jako największy rycerz rewolucji. Zresztą na Białorusi nadal jest czczony i stawiany za wzór dla młodzieży, a wojskowi tego kraju odwiedzają miejsca związane z byłym szefem CzeKa, jak dom rodzinny, mogiła przodków i tam składają przysięgi na wierność łukaszenkowskiej dyktatury. Czy „czerwony kat” przeżyłby okres wielkiej czystki, gdyby nie umarł przedwcześnie? Nikołaj Iwanow nie ma wątpliwości, że spotkałby go taki sam los, jak jego współpracowników, którzy dokonali żywota w okresie „wielkiej czystki”. Dzierżyński nie byłby w stanie uczestniczyć w mordowaniu fanatycznych bohaterów rewolucji bolszewickiej i uczestniczyć w perfidnej grze Stalina. W efekcie zawędrowałby na ławę oskarżonych.
Inną postacią, która idealnie nadawała się na przywódcę komunistycznej Polski był Feliks Kon. Na nasze szczęście nigdy nim nie został. Do historii przeszedł jako jeden z nielicznych polskich komunistów, którzy przeżyli czystki w latach 1937–1938. Wynikało to z tego, że Feliks Kon całkowicie pozostawał głuchy na wydarzenia „wielkiego terroru” i w stu procentach akceptował plan Stalina – oczywiście doskonale wiedząc, że wszelkie oskarżenia wobec innych, są zwykłą „brednią propagandową”.
Bardzo interesującą postacią był Zygmunt Lewoniewski, którego nazwisko nieprzypadkowo kojarzy się z ulicą braci Lewoniewskich, do dziś obecną w wielu polskich miastach. Z tą różnicą, że jeden był bohaterem Polski, a drugi Rosji. Obydwaj byli wybitnymi pilotami, którzy ponieśli śmierć w katastrofach lotniczych. Zygmunt Lewoniewski nazywany był „pierwszy sokołem Stalina”. Zginął gdzieś między Rosją a Alaską. Liczne ekspedycje do dzisiaj nie odnalazły rozbitej maszyny, na pokładzie której znajdowało się między innymi tysiąc kilogramów złota.
„Ludzie Kremla nad Wisłą” to nie tylko wybrane wydarzenia z historii Związku Sowieckiego. To przede wszystkim opowieść o fanatykach, którzy w imię zbrodniczej ideologii lub własnych korzyści – za nic mieli życie ludzkie. Rosyjski badacz jak zawsze nie dzieli włosa na czworo i nie stosuje taryfy ulgowej wobec kogokolwiek. A, że potrafi przy tym opowiadać jak mało który historyk, to jego praca idealnie pasuje do powiedzenia – historia może być ciekawa, jeśli mówi o niej profesor Nikołaj Iwanow.