Nicolae Ceauşescu – proces i egzekucja rumuńskiego dyktatora
Czy Armia Rumuńska spiskowała przeciw Ceauşescu?
Ci, którzy pasjonują się historią Rumunii, wiedzą dobrze, że nasz kraj nie ma tradycji wojskowych spisków mających na celu przejęcie władzy. Można powiedzieć, że na szczęście. Osobiście uważam, że nie byłoby dobrze, jeśliby w jakiejś trudnej dziś do wyobrażenia przyszłości zapoczątkowano taką tradycję. Historia naszej współczesnej armii od czasów hospodara Cuzy, a zwłaszcza króla Karola I, została zbudowana na innych filarach. Armia była instytucją państwową, skądinąd jedną z najbardziej szanowanych, a jej dowódcy skrupulatnie wypełniali polecenia czynnika politycznego. Na szczęście – lub być może niestety – armia grała rolę dwuznaczną w grudniu 1989 roku. Proponuję, byśmy przyjrzeli się kilku czarnym plamom udziału armii w obaleniu Nicolae Ceauşescu.
Na początku lat 80. wiele instytucji prasy zachodniej, takich jak Radio Wolna Europa czy poważne gazety, mówiło o możliwym spisku wojskowym, który miał być przygotowywany (a ściślej, o którym słyszało się, że mógłby być przygotowywany) przeciwko reżimowi Ceauşescu. Rzeczywistość jednak wyglądała znacznie skromniej. Oczywiście, że na szczycie armii było bardzo wielu ludzi niezadowolonych, podobnie jak w całej Rumunii. Ale armia nie miała żadnego konkretnego planu obalenia Ceauşescu głównie z przyczyny geopolitycznej.
W Rumunii po roku 1968 Ceauşescu udała się jedna rzecz bardzo ważna, która na średnią metę zapewniła przetrwanie jego jednoosobowym rządom nawet wtedy, gdy nie był już przywódcą popularnym wśród Rumunów. Biorąc pod uwagę jego postawę otwartego buntu wobec Związku Sowieckiego (w sierpniu 1968 roku, ale nie tylko) oraz uprzywilejowane stosunki, które łączyły go (w porównaniu z innymi przywódcami komunistycznymi w Europie Wschodniej) z kolejnymi rządami USA, stało się jasne dla wszystkich, że upadku Ceauşescu mogli chcieć tylko ludzie Moskwy. Tak więc szansą tego przywódcy były patriotyczne przekonania wielu Rumunów, którzy bali się bardziej Sowietów niż Ceauşescu.
Osobą, która pojawia się często w dyskusjach o możliwym spisku wojskowym skierowanym przeciwko przywódcy Rumunii, jest generał Ion Ioniță, były minister obrony w latach 1966–1976. Bardzo popularny w szeregach armii, został nieoczekiwanie przeniesiony na emeryturę w 1982 roku, choć miał zaledwie 58 lat. O generale mówiono, że miał być jądrem spisku wojskowego, który zamierzał w drugiej połowie lat 80. obalić Ceauşescu. Rzeczywistość jest dużo mniej oczywista. Prawdą jest, że Ioniță pogardzał Ceauşescu i że spotykał się z innymi, którzy myśleli podobnie, jak Ion Iliescu, Virgil Măgureanu czy Nicolae Militaru. Ale konkretny plan wojskowego zamachu stanu nie zaistniał nigdy, przynajmniej tak wynika z dokumentów i świadectw, którymi dotąd dysponujemy. Więcej jeszcze, jest bardzo prawdopodobne i znacznie lepiej dowiedzione, że Securitate obserwowała większość tych ludzi, o których się dowiedziała, że źle mówią o Ceauşescu. Podstawowe podejrzenie Securitate było takie, że mogliby oni grać role nadane przez Związek Sowiecki.
Tak więc niełatwo było być przeciwko Ceauşescu w latach 80., bo – jak się zdawało – jedyne mocarstwo, z którym miał na pieńku, znajdowało się nie na Zachodzie, a na Wschodzie! Z drugiej strony śmierć generała Iona Ionițy w lipcu 1987 roku, gdy miał zaledwie 63 lata, jest jeszcze jedną sprawą pogrążoną we mgle niepewności. W posłowiu do książki z zapiskami generała jego żona pisze, iż żywi podejrzenie, że śmierć miała związek z uderzeniem w brzuch, którego doznał generał Ioniță, gdy wsiadał do autobusu. Czyżby to uderzenie było wynikiem podejrzeń ciążących na nim w umyśle Nicolae Ceauşescu?
Powtarzam: według źródeł, którymi dotąd dysponujemy, prawda historyczna jest taka, że w grudniu 1989 roku armia rumuńska była daleka od możliwości zorganizowania spisku przeciwko Nicolae Ceauşescu. Wojsko, oczywiście w osobach tych, którzy wydawali rozkazy, może być oskarżane o stosowanie represji wobec rewolucjonistów w Timişoarze, a potem o interwencje przeciwko rewolucjonistom w Bukareszcie, za dnia i wieczorem 21 grudnia. Argument, z powodu którego armia zachowywała wierność przywództwu partii i państwa, być może brzmi dziś dziwacznie, ale ludzie na czele armii byli przekonani, że spisek przeciwko Ceauşescu nie mógł wtedy powstać inaczej, jak tylko z pomocą Związku Sowieckiego. Oto jest powód tego, że mianowanie generała Nicolae Militaru na funkcję ministra obrony, 23 grudnia, wywołało osłupienie i podejrzenia, ponieważ Militaru był uprzednio podejrzewany o bezpośredni związek z Sowietami.
Fakt, że nie mamy w naszej historii przykładów wojskowych zamachów stanu, powinien nas cieszyć. Tylko w chwilach upadania imperiów lub w republikach, które wyśmiewamy, nazywając je „bananowymi”, armie robią zamachy stanu, a potem narzucają przywódcę. To nie był przypadek Rumunii. Armia narodowa słuchała czynnika politycznego i na dłuższą metę ta dyscyplina armii była dla nas przeważnie zbawienna.
W drugiej połowie lat 80. przytłaczająca większość Rumunów chciała się pozbyć Nicolae Ceauşescu i jego żony. Dlatego pojawiły się wówczas w społeczeństwie pewne oczekiwania wobec armii, która była wtedy – tak jak dziś – instytucją szanowaną, tym bardziej że wszyscy mężczyźni z całego kraju znali ją od wewnątrz. Morał naszej opowieści jest jednak taki, że na krótką metę fakt, iż armia nie sprzeciwiała się Ceauşescu, być może nas frustrował, ale na dłuższą metę to zdyscyplinowanie armii (na dobre i złe) jest ważną zdobyczą demokracji rumuńskiej.
Ten tekst jest fragmentem książki Adriana Cioroianu „Nie możemy uciec przed naszą historią”:
Najsłynniejszy proces sądowy w historii Rumunii (25 grudnia 1989 roku)
Tematem następnych stron jest coś, czego, prawdę mówiąc, nie przypominamy sobie z przyjemnością. Myślę, że nie ma wśród żyjących dziś Rumunów nikogo, w kim nie ściska się serce, gdy znów ogląda nagrania z grudnia 1989 roku pokazujące proces państwa Ceauşescu. Nad tymi obrazami unosi się niemożliwe do uniknięcia wrażenie, że wszystko to była farsa. Z drugiej strony jest dla nas wszystkich jasne, że wtedy sprawy nie mogły się rozwinąć inaczej. Historia całego świata pokazuje, że rewolucje nie są momentami największej przejrzystości umysłu społeczności i narodów. Proponuję, byśmy zastanowili się przez chwilę nad tym procesem: jak do niego doszło, jakie były najważniejsze zarzuty oskarżenia i jaką lekcję możemy wyciągnąć z pośpiesznego skazania państwa Ceauşescu.
Prawda historyczna jest taka, że w procesie państwa Ceauşescu wyrok został ustalony, zanim jeszcze sam proces się zaczął. Po południu 24 grudnia 1989 roku Rada Frontu Ocalenia Narodowego zdecydowała dekretem podpisanym przez Iona Iliescu o utworzeniu Nadzwyczajnego Trybunału Wojskowego mającego osądzić państwo Ceauşescu. Myślę, że nie było wtedy nikogo, kto wyobrażałby sobie, że wyrok mógłby być inny, niż był. Do wykonania tego dekretu wyznaczono generała Victora Stănculescu, jak na ironię – człowieka, którego Ceauşescu wysunął na stanowisko szefa armii po samobójstwie generała Vasilego Milei.
Wbrew niektórym informacjom, które krążą do dziś, nie było kilku wariantów przyszłości państwa Ceauşescu. Pomysł stracenia ich przez rozstrzelanie pojawił się już 24 grudnia, gdy wiadome się stało, że są przetrzymywani w Târgovişte. Tymi, którzy wspierali wariant natychmiastowej egzekucji, byli generał Nicolae Militaru, Gelu Voican Voiculescu i Silviu Brucan. Ion Iliescu był z początku bardziej powściągliwy, ale nie nalegał na inne rozwiązanie i dość szybko zaakceptował pomysł. Jako wykonawca tego rozkazu generał Victor Stănculescu skompletował grupę roboczą, z którą pięcioma helikopterami wyruszył z Bukaresztu do Târgovişte o godzinie dziesiątej piętnaście w niedzielę, w dniu, który przypadkiem był dniem Bożego Narodzenia 1989 roku.
Pilot helikoptera generała Stănculescu dostał instrukcje, by lecieć na niskiej wysokości, a zbliżając się do garnizonu w Târgovişte, machać żółtym szalikiem w oknie. I znów ironia historii sprawiła, że za sterami helikoptera generała Stănculescu w drodze do Târgovişte siedział Alexandru Popa, który pilotował loty Ceauşescu podczas wielu jego wizyt roboczych, a nawet niektórych polowań na terenie kraju. Miałem okazję spotkać tego pilota i czytać jego książkę Ostatni lot z państwem Ceauşescu. Helikoptery wylądowały około godziny dziesiątej czterdzieści i natychmiast rozpoczęły się przygotowania do procesu. Warta zapamiętania jest pewna rzecz, która wzmaga nieprzyjemne wrażenie, o jakim mówiłem na początku: miejsce przyszłej egzekucji państwa Ceauşescu (pod ścianą, którą przypominają sobie wszyscy ci, którzy mają wspomnienia z tamtych czasów) zostało wybrane, jeszcze zanim proces się zaczął! Podczas gdy dwa z pięciu helikopterów przybyłych z Bukaresztu lądowały na dziedzińcu jednostki wojskowej, państwo Ceauşescu zostali dowiezieni na miejsce transporterem opancerzonym, bo w ciągu dnia nie byli przetrzymywani wewnątrz jednostki. Następnie doprowadzono ich pod eskortą do sali garnizonu. Nie wiedzieli zbyt dobrze, co im zgotowano.
Proces zaczął się o godzinie dwunastej dnia 25 grudnia, a miał potrwać około godziny i czterdziestu minut. Finał był do przewidzenia dla wszystkich obecnych i myślę, że stał się do przewidzenia również dla państwa Ceauşescu zaraz potem, gdy zobaczyli, jak przebiega posiedzenie sądu. Główne zarzuty wobec Nicolae Ceauşescu były cztery: ludobójstwo, które przyniosło 60 tysięcy ofiar, podważanie władzy państwowej poprzez organizowanie działań wojskowych przeciwko narodowi i władzom państwowym, rujnowanie gospodarki narodowej, próba ucieczki z kraju z pomocą miliarda dolarów zdeponowanych w bankach zagranicznych. Oczywiście wszystkie te koronne zarzuty są dziś bardzo dyskusyjne. Liczba 60 tysięcy ofiar jest bardzo przesadzona, jeśli odnosi się do samych tylko dni rewolucji, ale jest zbyt mała w odniesieniu do wszystkich Rumunów, którzy ucierpieli podczas rządów Ceauşescu. Z kolei na jego zamiar wyjazdu z kraju nigdy nie znaleziono dowodów, tak jak nigdy nie znaleziono jego pieniędzy za granicą. Tak więc, mówiąc krótko, przynajmniej trzy z czterech zarzutów oskarżenia były bardzo mocno przesadzone, jeśli nie po prostu fałszywe. Stoi za nimi raczej rewolucyjny stan ducha i pragnienie zemsty niż bogini Sprawiedliwości z zawiązanymi oczami.
A jednak na podstawie tych zarzutów państwo Ceauşescu zostali straceni na dziedzińcu garnizonu, stojąc z plecami opartymi o ścianę, około godziny czternastej pięćdziesiąt. Ci, którzy odwiedzą to miejsce, zauważą pewne zmiany w stosunku do tego, co można było zobaczyć na sławetnym filmie (z początku fragmentarycznym) z egzekucji, bo ręka ludzka i siła natury zmodyfikowały ten pejzaż przez ćwierć wieku, które upłynęło od tamtej chwili. Nie znikło jednak to przygnębiające wrażenie, którego doznaje każdy, stając pod tą ścianą.
Według mnie na proces państwa Ceauşescu trzeba patrzeć nie z perspektywy systemu prawnego w kraju demokratycznym, a pod kątem zmanipulowanego systemu wymiaru sprawiedliwości z czasów reżimu komunistycznego. Oczywiście przejęci wartościami, które dziś rozumieją się same przez się, wszyscy chcielibyśmy, by ten proces był modelowy, z prawdziwymi adwokatami i z prokuratorami, którzy dostarczają dowodów nie do odrzucenia, tak jak to można zobaczyć na przykład w filmach lub serialach amerykańskich. Ale zamiast tego ideału musimy się pogodzić z tym, co się stało naprawdę, i wytłumaczyć tę rzeczywistość. Nie przypadkiem Nicolae Ceauşescu padł ofiarą tego samego perwersyjnego wymiaru sprawiedliwości, który zaczął funkcjonować już od lat 40., z chwilą zaprowadzenia stalinizmu w Rumunii. Inaczej mówiąc, Nicolae i Elena Ceauşescu stali się ofiarami własnej aberracji, jako ostatnie ofiary systemu prawnego właściwego dla komunizmu, w którym decyzja o winie była podejmowana przed rozpoczęciem procesu.
Proces państwa Ceauşescu pozostaje żywą raną w pamięci Rumunów. Ale żeby go zrozumieć, trzeba przypomnieć sobie psychozę tamtych dni, gdy wydawało się pewne, że Nicolae Ceauşescu wciąż jeszcze kontroluje armię zabójczych „terrorystów”. Morał naszej opowieści jest taki, że Nicolae Ceauşescu i jego żona padli ofiarą systemu, który sami wspierali, w ramach którego wymiar sprawiedliwości był polityczną maskaradą. Jak sobie pościelił Nicolae Ceauşescu, tak zasnął – na zawsze.
Ten tekst jest fragmentem książki Adriana Cioroianu „Nie możemy uciec przed naszą historią”:
Samobójstwo polityczne Nicolae Ceauşescu
Powracam raz jeszcze do tematu poprzednich stron, bo w ostatnich latach coraz częściej spotykam wielu młodych ludzi (licealistów lub studentów w instytucjach, gdzie wykładam lub do których jestem zapraszany), którzy mówią mi, że egzekucja państwa Ceauşescu 25 grudnia 1989 roku była wielkim błędem. Niewątpliwie trudno polemizować z takimi ocenami. Jednak historia ma pewną zasadę, której dobrze jest przestrzegać: ten, kto chce poznać historię, musi sam przenieść się w przeszłość, a nie przenosić historię w swoje czasy. Pomówimy więc dziś o tym, jak 25 grudnia 1989 roku Nicolae Ceauşescu popełnił samobójstwo – bo ja tak właśnie odczytuję jego koniec.
Dziś, gdy w Rumunii demokratycznej nie istnieje kara śmierci, trudno zaakceptować, że państwo Ceauşescu zostali rozstrzelani pod ścianą w samo Boże Narodzenie 1989 roku. Ale niezależnie od rozważań moralnych czy religijnych rozstrzelanie państwa Ceauşescu nie było tylko zwykłą egzekucją. By zrozumieć dlaczego, my też musimy się cofnąć w czasie.
Nicolae Ceauşescu był rzeczywiście popularny w Rumunii w końcu lat 60., a nawet przez znaczną część lat 70. Wydawał się przywódcą, który – choć komunista – działa niezależnie od Moskwy, a czasem nawet na przekór jej; przywódcą, dla którego interesy Rumunii są ponad wszystko. Dramatem Ceauşescu był tak na prawdę dramat wszystkich wodzów, którzy mają nieograniczoną władzę: stopniowo stracił kontakt z rzeczywistością i uwierzył, że on i tylko on wie, co jest dobre dla kraju. Kult jednostki Nicolae Ceauşescu zaczął się jako zjawisko łagodne, nawet jakoś pożądane, bo wydawał się przesłaniem kierowanym do Moskwy, wynikłym z potrzeby zademonstrowania, że za przywódcą stoi cała partia i cały naród rumuński. A więc jeśli ktoś chciałby zamachnąć się na narodową linię polityczną reżimu, powinien zrozumieć, że Ceauşescu jest rzeczywiście szanowany i wspierany w kraju.
Ten kult przybierał jednak coraz bardziej toksyczne rozmiary i szybko zaczął drażnić Rumunów. Jak każdy naród łaciński i południowoeuropejski Rumuni mają skłonność do wyśmiewania się ze wszystkiego, co im nie odpowiada. A na początku lat 80. kult stworzony wokół Ceauşescu przekraczał już wszelkie granice zdrowego rozsądku. Restrykcje ekonomiczne po zimie z 1984 na 1985 rok dorzuciły dużą dozę żalu i goryczy do losu obywatela Rumunii socjalistycznej.
Ci, którzy w 1968 roku byli dumni z bycia Rumunami, w 1988 roku – gdy Ceauşescu ukończył 70 lat – nie odczuwali żadnego uczucia bliskości z przywódcą.
Na innych stronach tej książki i w innych moich książkach sugerowałem już, że ten kult jednostki miał (jakkolwiek paradoksalny by się wydawał) również pewne dobre strony, ale tylko na krótką metę. Ale na dłuższą metę kult jednostki, jako całkowicie irracjonalny, nieograniczony i obleśny, obrócił się przeciwko Ceauşescu. W latach 80. doszło do sytuacji absurdalnej, w której państwo Ceauşescu – Nicolae i Elena – stali się jedynymi osobami w Rumunii, na których temat prasa rumuńska dzień i noc publikowała peany. Ich wizerunki pojawiały się na okładce czasopisma „Kino”, choć nie działali w tej branży, lub na niektórych stronach gazet sportowych, choć nie mieli osiągnięć w tej dziedzinie, podczas gdy żaden rumuński pisarz nie mógł zobaczyć swego wizerunku nawet na okładce swojej ostatniej książki. Oni oboje byli najlepszymi Rumunami, największymi patriotami i największymi bohaterami. Cały naród rumuński pozostawał w ich cieniu, stłoczony w bezkształtnej masie.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że w latach 80. większość Rumunów zaczęła się interesować stanem zdrowia Ceauşescu z tego prostego powodu, że tenże zdawał się politycznie nietykalny i tylko choroba mogła wyzwolić kraj od niego. Po dojściu do władzy Michaiła Gorbaczowa w Związku Sowieckim w świecie komunistycznym dokonały się stopniowo reformy, które zdawały się omijać Rumunię. W listopadzie 1989 roku pada mur berliński i Europa Wschodnia wchodzi w proces przemian. W tym czasie w Rumunii XIV Zjazd monopartii ponownie wybiera triumfalnie Nicolae Ceauşescu na stanowisko przywódcze. Ceauşescu wydawał się człowiekiem nie do ruszenia, odpornym na wszelką zmianę, a różnica była taka, że teraz już Rumuni oczekiwali na zmianę. To, co działo się w krajach sąsiednich – od Węgier do Polski, od Czechosłowacji do skomunizowanej części Niemiec – wydawało się zjawiskami abstrakcyjnymi, dalekimi i niemającymi żadnego związku z rzeczywistością rumuńską. I właśnie wtedy, w połowie grudnia 1989 roku, pojawiły się pierwsze wiadomości o protestach w Timişoarze. Protesty przekształciły się w rewoltę, a potem w rewolucję. Ceauşescu przeciwstawił się im jak lunatyk samobójca.
Zimą 1989 roku nie było dorosłego Rumuna, który nie dowiedziałby się szybko o tym, co działo się w Timişoarze. Ów nietykalny Ceauşescu, o którym mówiła propaganda, musiał się zmierzyć po 17 grudnia z buntem swojego własnego narodu. Potem rewolucja rozlała się na Bukareszt. 21 grudnia wszechmogący Ceauşescu ukazał się w telewizji jako człowiek słaby, niezdolny do kontrolowania tłumu z wysokości balkonu budynku Komitetu Centralnego. Idea, że możemy się pozbyć Ceauşescu wyłącznie przez jego śmierć, była przekonaniem wszystkich. Wyrok skazujący stawał się w tym momencie tylko kwestią czasu.
Morał naszej opowieści jest taki, że w przekazie propagandy Ceauşescu był osobą wszechmocną i wszechobecną, jak Wielki Brat z powieści George’a Orwella. W tej sytuacji zwycięstwo rewolucji zakładało prawie obowiązkowo w zamyśle wszystkich Rumunów śmierć przywódcy. Tak trzeba spojrzeć na jego żałosny proces z 25 grudnia 1989 roku. Nie wiem, ilu Rumunów zwróciło wówczas uwagę na procedurę sądową, ale miażdżąca większość oczekujących przed telewizorami pragnęła pozbyć się ostatecznie Nicolae Ceauşescu i jego żony. I to się dokonało. Nicolae Ceauşescu popełniał stopniowo samobójstwo, od chwili gdy zgodził się na rosnącą litanię pochlebstw. Te pochlebstwa wyniosły go tak wysoko w świat tak odrębny od tego, w którym żyli Rumuni, że w ostatnich chwilach jego życia nie było już nikogo obok niego.
Ten tekst jest fragmentem książki Adriana Cioroianu „Nie możemy uciec przed naszą historią”:
Śmierć w piwnicy Marina Ceauşescu (28 grudnia 1989 roku)
Zobaczyliśmy już, jak Rewolucja Grudniowa dramatycznie naznaczyła los rodziny Ceauşescu. Nie mam tu na myśli tylko Nicolae i Eleny, którzy przewodzili Rumunii, ale też ich dzieci, braci lub innych krewnych. Na tych stronach proponuję, byśmy podsumowali jeden z najbardziej kontrowersyjnych epizodów tej opowieści: prawdziwe lub symulowane samobójstwo Marina Ceauşescu, starszego brata przywódcy.
W dniach Rewolucji Grudniowej Marin Ceauşescu znajdował się jeszcze w siedzibie Przedstawicielstwa Gospodarczego Rumunii w Wiedniu, którym kierował od około 16 lat. Ta instytucja zajmowała się problemami gospodarczymi, ale też sprawami innego rodzaju, jak na przykład szpiegostwem, co w warunkach zimnej wojny rozumiało się samo przez się. Potem jednak nieoczekiwanie, rankiem 28 grudnia, Marin Ceauşescu został znaleziony powieszony w piwnicznym pomieszczeniu tego budynku. Aż do dziś tajemnica jego śmierci pozostaje niezbadana. Czy było to rzeczywiste samobójstwo, czy też ktoś mu w samobójstwie pomógł, by położyć rękę na części kont państwa rumuńskiego za granicą?
Urodzony w 1916 roku w Scorniceşti, Marin Ceauşescu był starszym o dwa lata bratem Nicolae, przyszłego przywódcy partii i prezydenta Rumunii. W wieku 14 lat, w 1930 roku, Marin Ceauşescu stał się pierwszym synem tej rodziny, który przybył do Bukaresztu, by zacząć naukę w tym samym zakładzie szewskim, gdzie miał przybyć później jego młodszy brat. Ale w odróżnieniu od niego Marin Ceauşescu był zupełnie niezainteresowany polityką. W latach wojny był powołany do wojska, walczył na froncie i przebywał nawet przez pewien czas w niewoli, jako jeniec wojenny Sowietów. Tymczasem jego żona, również Elena, z którą ożenił się w 1946 roku, była bardziej zbliżona do komunistów. Po wojnie i po komunizacji Rumunii Marin Ceauşescu zaczął piąć się w hierarchii aparatu gospodarczego reżimu, wspomagany – jak można przypuszczać – przez swą żonę i swego młodszego brata, którzy mieli za sobą konspiracyjną działalność komunistyczną. Ukończywszy Akademię Studiów Ekonomicznych w Bukareszcie, Marin Ceauşescu pracował w latach 1956–1967 w Misji Ekonomicznej Rumunii w Pradze, w Czechosłowacji. A potem, w 1973 roku, został mianowany szefem Przedstawicielstwa Gospodarczego Rumunii w Wiedniu. Tam miał pozostawać ponad 16 lat, aż do dnia swej śmierci w grudniu 1989 roku.
Jak wiadomo, w latach zimnej wojny Wiedeń to raj służb szpiegowskich zarówno z obozu sowieckiego, jak i z Zachodu. Przez z górą 16 lat Marin Ceauşescu był jedną z osób odpowiedzialnych za zagraniczne konta bankowe państwa rumuńskiego. Dużo wiedział o pieniądzach, które skomunizowana Rumunia uzyskiwała z transakcji handlowych – tych zawieranych jawnie i innych, bardziej dyskretnych, jak na przykład związanych z handlem bronią. Niektórzy historycy lub autorzy wspomnień podejrzewają, że jego śmierć mogła mieć związek z tym wszystkim.
Dziś wiemy na pewno, że Marin Ceauşescu przyjechał do kraju w listopadzie 1989 roku na XIV Zjazd partii. Według świadectw jego rodziny poradził swojemu bratu Nicolae, by zrezygnował wtedy z władzy, a nawet by mianował jako swego następcę Iona Iliescu. Oczywiście Nicolae Ceauşescu nie przyjął tej rady. Marin Ceauşescu wrócił do Wiednia i był tam, gdy zaczęła się rewolucja w Timişoarze.
Mniej osób wie, że 22 grudnia, natychmiast po ucieczce państwa Ceauşescu z Komitetu Centralnego w Bukareszcie, również Marin Ceauşescu został aresztowany w siedzibie Przedstawicielstwa Gospodarczego w Wiedniu. Pozostawał w areszcie pięć dni, do rana 28 grudnia, gdy został znaleziony powieszony. Wiele tajemnic finansowych skomunizowanej Rumunii zniknęło – by tak rzec – razem z nim, ale nic nie prowadzi do wniosku, że był jedyną osobą znającą te sekrety. Istnieje też hipoteza, że został zmuszony przed śmiercią do ujawnienia niektórych z nich.
Podobnie mało kto wie, że Mihaela, jedna z dwóch córek Marina Ceauşescu, uciekła w tych grudniowych dniach ze swego mieszkania, obawiając się ewentualnych represji ze strony rozszalałego tłumu. Błąkała się po ulicach Bukaresztu, w tym po stołecznym parku Ioanid. Wszyscy przyjaciele, których przedtem miała, z jednym wyjątkiem, unikali jej towarzystwa. W końcu na kilka dni znalazła schronienie w domu znanego skrzypka Iona Voicu, w bezpośrednim sąsiedztwie wspomnianego parku. Potwierdził mi to muzyk i polityk Mădălin Voicu, syn skrzypka Iona Voicu i przyjaciel z dzieciństwa Mihaeli Ceauşescu.
Według mnie najbardziej wiarygodną wersją śmierci Marina Ceauşescu pozostaje samobójstwo. Wiem, że inne hipotezy są znacznie bardziej pociągające. Ale raz jeszcze prawda jest być może najbliższa najprostszemu wariantowi przebiegu wydarzeń. Po upadku swego brata, a zwłaszcza po jego egzekucji, można przypuszczać, że Marin Ceauşescu (według tych, którzy znali jego usposobienie) wpadł w głęboką depresję. Pozostawił rodzinie długi list, w którym pisał o samobójstwie. A morał naszej opowieści jest taki, że w historii tajemnice mają zawsze dłuższe życie niż rzeczy pewne. Tak więc o samobójstwie – prawdziwym lub upozorowanym – Marina Ceauşescu będzie się jeszcze wiele mówiło. Tak jak o zagranicznych kontach bankowych Rumunii w 1989 roku.