Muszą dać broń, czyli dramat w getcie
Ten tekst jest fragmentem książki Michała Wójcika „Rywka. Śmierć ze złotym warkoczem”.
Polską Partię Robotniczą wymyślił Józef Stalin. Wśród swoich towarzyszy nigdy nie ukrywał, że wszystkie trzy człony w nazwie PPR to niedorzeczność. Ani ona polska, ani robotnicza, określenie „partia” również mało precyzyjne.
Dzień po napaści Niemiec na Związek Radziecki – 23 czerwca 1941 r. – szef Kominternu Gieorgi Dymitrow ujawnił prawdziwy cel organizacji. Związkowi Sowieckiemu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, dlatego wszystkie ręce na pokład, bronimy ojczyzny proletariatu. Dotyczy to również „polit-emigrantów”, czyli m.in. polskich komunistów, którzy przeżyli rzeź sprzed trzech lat, a teraz są w Rosji. Muszą przystąpić do walki. Albo w międzynarodowej brygadzie pójdą na front albo polecą do Polski. Tam stworzą drugi, tzw. cichy front i będą szerzyć dywersję.
– Są sprzeciwy? Nie ma? Przystępujemy do pracy – zakończył swoje wystąpienie Dymitrow.
Miesiąc później były już konkretne wytyczne. Stalin przyznał, że brak w nazwie partii przymiotnika „komunistyczna” to nie przypadek. Na obecnym etapie – zdecydował – taka nazwa tylko przeszkadza. „Odstrasza nie tylko obcych, ale także niektórych, którzy z nami sympatyzują” – dyktował 27 sierpnia. Głównym hasłem ma być teraz „walka narodu polskiego przeciw niemieckiemu faszyzmowi”. Tylko w ten sposób Polacy poprą inicjatywę, komuniści zdobędą ich sympatię, a cały naród włączy się do walki ze śmiertelnym wrogiem obozu postępu. Afiszować się z prawdą nie należy. Nie teraz. Wykonać!
Oczywiście nikt ze Stalinem nie odważył się dyskutować, ale… Ten kolejny już zakręt nawet dla towarzyszy w Moskwie był sporym zaskoczeniem. Historyk Piotr Gontarczyk przytacza słowa jednej z towarzyszek wytypowanych do misji w Polsce, Szyfry Goldszlak, która była wręcz rozczarowana: „Program przemian społecznych wydawał mi się zbyt minimalny i ogólnikowy, a w porównaniu z programem KPP cofnięty wstecz”. Sarkali też inni. Już po wysłaniu do Polski Grupy Inicjatywnej – Pawła Findera, „Edwarda” Mołojca i Marcelego Nowotki, czyli przeszkolonych w dywersji agentów – komuniści w Warszawie zażądali od nich wprost: Należy przywrócić dawną nazwę Komunistyczna Partia Polski.
Nowa partia wydała im się dziwolągiem. Nadali jej nawet złośliwe określenie: „rzodkiewka”. Z wierzchu czerwona, a w środku biała – narzekali. Ale ich konsternacja była niczym w porównaniu z bałaganem na dole.
Przenieśmy się do umierającego getta.
Styczeń 1942 r. to bardzo trudny czas. Panuje już potworny głód i apatia, szerzy się niemiecki terror. Wśród żydowskich towarzyszy dodatkowo nerwowa atmosfera. Działać czy nie – zastanawiają się – jeśli tak, w jakim kierunku. Czy podejmować walkę, czy jednak czekać. Jeśli tak, to na co? W mieszkaniu Ignaca Felca (Fajge) przy ul. Grzybowskiej 24 lub w komunie na ul. Leszno – bezustanne zebrania i dyskusje. Na spotkania przychodzą Rywka Tajtelbaum, Kazimiera Kagan, Lena Wolińska, Hanka Krakowska, Róża Rozenfeld, Izabela Mączkowska i Anna Duracz, z aryjskiej strony przedziera się „Kazik Dębiak”. I to on pewnego dnia przynosi wreszcie dobre wieści. Do Polski skoczyli na spadochronie towarzysze z Moskwy. Grupa Inicjatywna ma nowe wytyczne. Koniec schizmy: powstaje Polska Partia Robotnicza.
Wybucha radość. Rozkaz nie pozostawia złudzeń: „Niszczyć mosty, wykolejać pociągi, podpalać cysterny […]. Sabotować wszystkimi sposobami produkcję broni i amunicji oraz wszystkiego, co ma służyć zaopatrzeniu armii hitlerowskiej. Ani garnca zboża, ani kropli mleka, ani funta mięsa zbirom hitlerowskim! […] Rodacy! Twórzcie oddziały partyzanckie! Niech drugi front powstanie na tyłach armii hitlerowskiej!”. Zmiana w doktrynie i sama treść nagłówka: „Do robotników, chłopów i inteligencji, do wszystkich patriotów polskich!” brzmi wprost rewelacyjnie.
Wreszcie koniec bezczynności, ma być opór i walka. Stalin, Żydzi, Polacy, komuniści – wszyscy razem złączeni w jednym celu.
Co znamienne, decyzja o walce pojawiła się w momencie, gdy młodzi Żydzi dopiero rozważali sens… terroru indywidualnego. Dopiero roztrząsali, czy w obronie własnej można zastosować przemoc.
Odezwę o powstaniu PPR-u (dokument już był przetłumaczony na jidysz) przyniosła przyjaciołom Rywka. W tym czasie należała już do kolejnej komunistycznej organizacji – Związku Walki Wyzwoleńczej. Ponieważ wygląd ma „dobry”, przedostaje się na stronę aryjską. Przynosi wytyczne: należy rozwiązać wszystkie drobne grupy (ZWW również) i pojedynczo przystępować do PPR-u.
Piętnastego stycznia 1942 r. partia wydaje w getcie odezwę „Do rewolucyjnych robotników żydowskich w Warszawie!”. Tu też jest mowa o walce. „Bestia hitlerowska wtrąciła masy żydowskie do średniowiecznego getta, otoczyła wysokim odrutowanym murem, aby je izolować”. Werbunek rusza dość sprawnie, w lutym w PPR są już wszystkie towarzyszki Rywy. Ona sama zaś staje się oficjalnym łącznikiem komunistów po obu stronach muru. Relacje z tego okresu są zgodne: dziewczyna odnajduje się w tym żywiole, zmienia się w gejzer energii, czuje się potrzebna i doceniona. „Dobry” wygląd to nie wszystko. Towarzysze są zdumieni: ona w ogóle nie czuje strachu.
Alef Gutman spotkał ją pierwszy raz w kwietniu 1942 r. Zrobiła na nim kolosalne wrażenie. „[…] zacięty wyraz twarzy i spojrzenie tak pełne wyrazu, że z miejsca nabrałem przekonania, że mam przed sobą nie dziecko, lecz bojowniczkę pewną, w zupełności oddaną sprawie. I nie omyliłem się […]. Niuta stała się duszą organizacji…” – relacjonował. W podobnym tonie pisał Bernard Mark. Według niego nie było dla niej zadania niemożliwego. „Korzystając ze swego dziecinnego wyglądu, wykradała się z getta i do getta, przemycała literaturę, broń i instrukcje dowództwa Gwardii Ludowej” – napisał.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Wójcika „Rywka. Śmierć ze złotym warkoczem” bezpośrednio pod tym linkiem!
Należała – twierdził – do najbardziej ofiarnych, rzutkich i pomysłowych aktywistów ruchu oporu.
Dokładnie tę cechę podkreśla także Karolina Glińska: Rywka działała „bez wahania” i „nie przerażał jej terror faszystowski”. „Tak, jak dawniej, z uśmiechem i spokojem, wypełnia wszelkie zadania bojowe […]. Wraz z innymi towarzyszami organizuje grupy bojowe […] przenosi materiał wybuchowy, jest wszędzie, gdzie trzeba odwagi i spokoju, by wykonać zadanie”.
To ostatnie zadanie wydaje się teraz najistotniejsze. Decyzją liderów PPR-u bowiem, każdy członek partii musi zostać gwardzistą. Pole ideologiczne jest ważne, ale paraliżowanie dostaw sprzętu na front wschodni – ważniejsze. Dziewczyny zatem muszą się uczyć obsługi broni i taktyki walki w mieście. Każda przejdzie regularne szkolenie wojskowe, by zasilić wkrótce szeregi partyzantów.
PPR wykorzystuje do szkoleń w getcie lokale CENTOS-u. Zebrania odbywają się w dwóch internatach dla żydowskiej młodzieży, m.in. na Twardej 35. To tu, już po marcowej decyzji o powstaniu Gwardii Ludowej (zbrojnego ramienia PPR-u), Rywka informuje koleżanki, że tworzyć się będą piątki bojowe.
W kwietniu 1942 r. Komitet Dzielnicowy Getta jest już rozrośnięty. Liczy około 30 komórek partyjnych. W każdej z nich jest po pięć osób. Rywa zostaje instruktorem bojowym. Wiadomo, że pierwsze szkolenie odbyło się w mieszkaniu Luni Rozental przy ul. Leszno 54. Do piątki Tajtelbaum należą Bela Mączkowska i jej siostra Anna Duracz, Kazimiera Kagan i Hanka (Bela) Krakowska (wcześniej także w ZWW). Według Kazimiery Kagan skład był trochę inny. Była tu Syma Kydygier i Estera Berenholz. Niewykluczone zatem, że dziewczyny spotykały się w mieszanych składach albo udzielały się w jeszcze innych piątkach.
Szkolenia miały czysto teoretyczny charakter. Karolina Glińska: „[Niuta] godzinami tłumaczy współtowarzyszom konstrukcje granatów i min, zapoznaje z techniką aktów sabotażu i dywersji”.
Krystyna Zielińska: „Rozkładając małymi rękami «parabellum», wyjaśnia: «To jest sprężyna powrotna, to iglica, a granat trzeba rzucać – o tak…»”. Skąd to wszystko wie była studentka historii? Gdzie się tego nauczyła? Trudno to dziś wyjaśnić, podobnie jak to, że tak szybko odzyskała zaufanie partii. To zaskakujące, zważywszy na okoliczności. Przecież trwa terror, łączność z aryjską stroną jest coraz trudniejsza, panuje głód, a obiecanej broni – jak na lekarstwo. Tak jak inne jej towarzyszki narzeka: jak w takich okolicznościach mają wypełnić wolę Stalina? Jak tworzyć drugi front?
Anna Duracz zwróciła uwagę na coś jeszcze. Oprócz zaangażowania w komunizm Rywka nie zapomina o swojej żydowskiej tożsamości. Mimo że mogło się na to wcześniej zanosić, nie zrywa z tradycją. Jak na komunistkę zachowuje się zatem dość nietypowo. Przecież prawdziwy komunista już dawno przestał być Żydem czy Polakiem. Był internacjonałem. Głosem światowego proletariatu. Ale nie ona. „Była jedną z postaci najszlachetniejszych, najsilniejszych, najbardziej niezłomnych, najświadomiej walczących – nie lubię tego hasła, ale powiem – «za naszą i waszą wolność» – z pełnym poczuciem przynależności żydowskiej, z zamiłowaniem do kultury żydowskiej i z poczuciem świętej misji walki o sprawę getta i sprawę mordowania ludu żydowskiego poza gettem”.
Dlaczego to robi? Dlaczego znowu jest Żydówką? Z miłości do rodziny – to raczej pewne. Przecież gdzieś są jej ukochane siostry, matka, ojciec. Nie może im wiele pomóc. Ale jest historykiem, potrafi analizować fakty. Widzi, że kończy się jakaś epoka, zaczyna nowa. Kataklizm narodu żydowskiego ma rozmiary klęski biblijnej. Naród żydowski po prostu ginie, jest „wymazywany” z historii.
Ponadto dzieje się coś, o czym PRL-owscy historycy woleli milczeć. Ujawniła to dopiero w latach 70. Anna Duracz. Choć mogła przez nią przemawiać gorycz rozczarowania partią i komunizmem po 1968 r., jej opinia jest wstrząsająca.
To nieznana strona historii PPR-u. Mimo powstania nowej partii komuniści są w głębokim kryzysie. Nie tylko jest ich mało, ktoś zdradza i sypie, a wpadek jest coraz więcej. Niemiecki aparat bezpieczeństwa ma coraz lepsze rozeznanie – nikt już nie jest pewny nikogo. Rodzi się podział w łonie partii. Kolejna wersja sekciarstwa. Komuniści po aryjskiej stronie tracą zaufanie do zamkniętych w getcie komunistów żydowskich. Można powiedzieć, że mniejszość traci zaufanie do większości. Przecież to getto było matecznikiem komunistów, tu czuli się do tej pory najswobodniej. I tu było ich najwięcej, bo około pięciuset.
Skąd zatem ten kryzys? Anna Duracz ujawniła, że stosunek partii do swoich był obciążony „rodzajem tradycyjnego myślenia o pewnych przesłankach antysemickich”. Okazuje się, że liderzy partii zarzucili żydowskim towarzyszom życie w dostatku. Mieli pretensje, że „plutokracja żydowska” ma w getcie pieniądze i nie chce się nimi dzielić z towarzyszami po drugiej stronie muru. Dowodem na to miał być mizerny wkład getta w wykup akcji „Daru Narodowego”. „Getto powinno dać partii pieniądze” – cytowała zarzuty Duracz.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Wójcika „Rywka. Śmierć ze złotym warkoczem” bezpośrednio pod tym linkiem!
Te zdumiewające pretensje świadczyły albo o złej woli „polskich” towarzyszy, albo o ich kompletnej niewiedzy na temat sytuacji w getcie. Ale to przecież było niemożliwe. Między „dwoma Warszawami” cały czas krążyli emisariusze. Sama Rywka przedostawała się na aryjską stronę wielokrotnie. Mogła porównać standardy życia w Śródmieściu i na Muranowie. Widziała, że po aryjskiej stronie życie jest względnie znośne, tymczasem w getcie trwa dobijanie narodu żydowskiego. Świat jej przodków ginie.
To, co wyznała Anna Duracz, świadczy o czymś jeszcze. O antysemityzmie panującym w łonie partii komunistycznej, która walkę z antysemityzmem miała przecież na sztandarach. Czyli o zakłamaniu i hipokryzji. Okazuje się, że nawet komuniści dają wiarę legendzie o „Żydzie z pieniążkiem”. Uznają, że ci zawsze potrafią się ustawić Nawet na progu śmierci. Typowy rasistowski stereotyp w tamtym czasie zwalający z nóg. Według Duracz z tego właśnie powodu pomoc dla getta była znikoma. Komuniści w aryjskiej Warszawie tak byli zajęci sobą, że zostawili towarzyszy samym sobie.
Dowodem miało być też obiecane szkolenie wojskowe. Do kursów w piątkach – zeznawała rozgoryczona przyjaciółka Rywki – mieliśmy jeden zepsuty pistolet. Samo zaś szkolenie nazwała „pożal się Boże typu wojskowego”. Przesadziła? A może przemawiała przez nią gorycz wyniesiona po wojnie ze stalinowskiego więzienia? Wydaje się, że nie, choć prawdą jest, że komuniści broni wtedy nie mieli. Masowe pozyskiwanie pistoletów i materiałów wybuchowych ruszy dopiero jesienią 1942 r.
Inny komunista Bronisław Jaworski zeznał, że w jego piątce (w której wymienia Herszka, bardzo bojowego szewca, Mietka Goldsztajna i o dziwo… „bojową dziewczynę Rywę”) dowódca Lulek także posiadał rewolwer. Jeden! Ale teraz uwaga! – „własnej roboty”. Jednak najgorsze miało się dopiero wydarzyć.
Dwudziestego drugiego lipca 1942 r. rusza „Wielka Akcja”. To najtragiczniejszy dzień w historii warszawskich Żydów. Każdego kolejnego dnia z Umschlagplatzu odchodzi transport do Treblinki. Początkowo ludzie zgłaszają się na wywózkę dobrowolnie, wszystko jest lepsze niż śmierć z głodu, kalkulują. Potem, kto nie chce dobrowolnie przyjść na Stawki, zapędzany jest siłą. W trakcie brutalnych łapanek giną starsi, niedołężni, dzieci. Na ulicach dzieją się dantejskie sceny, lokalna policja musi codziennie dostarczyć wyznaczony kontyngent. Liczby muszą się zgadzać. Gdy zabraknie obcych, policjanci odstawiają na Umschlagplatz własne rodziny. To apokalipsa. Początek „Wielkiej Akcji” oznacza zerwanie i tak słabej łączności z aryjską stroną. I tu relacje są zgodne: z misją ponownego jej nawiązania zgłasza się Rywka.
Alef Gutman: „Nie pomogły nasze przestrogi, że przechodzenie w wytworzonych warunkach na stronę aryjską – to pewna śmierć. Przekonała nas, że jedynym sposobem nawiązania kontaktu jest wysłanie specjalnego emisariusza. Poszła. Byliśmy przekonani, że to ryzykowne przedsięwzięcie się nie uda i Niuta, nasza mała Niuta przypłaci życiem to bohaterstwo. Niuta jednak swe zadanie wypełniła i przerwany kontakt został znowu nawiązany”.
Komuniści w getcie próbują trzymać się razem. W szopie Szulca dostają pracę (wraz z szansą na przeżycie): Róża Rozenfeld, Dorka Goldkorn, Zosia Jamajka, Małgosia Zalcsztein, Lolka Śpiwak, „Długa Krysia” – potem łączniczka Mołojca, Rywa Szmutke, Ignac Lejb, Stefa Szochur, Kazia Kagan, Lena Wolińska i Niuta Tajtelbaum.
W tej grupie brakuje Beli Mączkowskiej. Pewnego dnia nie przeszła na placu selekcji. Na oczach siostry i ojca została skierowana do transportu. Anna Duracz, która przecież stała obok, wyrywała się, żeby do niej dołączyć. Ale przytrzymali ją towarzysze: „«Jest Partia, nie jesteś sama, musisz zostać!». Wpiłam paznokcie do krwi w dłonie, żeby to wytrzymać” – napisała po latach. Tylko ona wiedziała, ile bólu było w tym krótkim zdaniu, jak bezsilny był tu język.
Mimo osobistych tragedii dziewczyny starają się nadal działać. Nawet w szopach prowadzą antyniemiecką dywersję: tną żyletkami futra szyte dla wojsk hitlerowskich, wykańczają skarpetki tak, by się pruły. Poza tym cały czas czekają na sygnał z drugiej strony. Ten jednak wciąż nie nadchodzi.
Dla Anny Duracz, ale i dla pozostałych, najgorszy był brak dyrektyw, poczucie nagłego i całkowitego odcięcia od partyjnej góry oraz paraliżujący strach o życie. Tych poziomów strachu było więcej: „To zawieszenie działalności partyjnej, muszę powiedzieć, miało złowróżebny i tragiczny wpływ” – wspominała Duracz. „Mieliśmy poczucie pełnego sparaliżowania i pełnego zdania na własne siły. Stan ten dla nas był niesłychanie dojmujący, niesłychanie bolesny. Mimo wszystko nie umieliśmy sobie wytłumaczyć, dlaczego partia z zewnątrz nie znajduje żadnego sposobu, żeby jakimiś drogami do nas dotrzeć, żeby coś przekazać. Jeszcze działały jakieś telefony w getcie, jeszcze Josif Lewartowski miał jakiś telefon, jeszcze inni ludzie mieli na zewnątrz jakieś drogi kontaktowe, z których można było skorzystać. Mieliśmy poczucie tragicznego zdania na własny los i na hitlerowską eksterminację”.
W sierpniu wreszcie coś zaczyna się dziać. Dowództwo Gwardii Ludowej decyduje się wyprowadzić z getta tylu komunistów, ilu się da. Instrukcje i adresy znowu rozprowadza Rywa. W odstępach co 10 dni idą na drugą stronę dwójki lub trójki towarzyszy. Jako pierwsi przedzierają się Izolda Lerner i Jakub Drejer. Zaraz za nimi (26 sierpnia) Rachelka (Helena Kadecka) i Henia (Bela) Krakowska. Ta druga po latach przyzna, że przeżyła tylko dzięki temu. Gdyby rozkaz o ewakuacji się nie pojawił, zginęłaby. Do bramy cmentarza (gdzie było tajne przejście) odprowadził ją brat i Josif Lewartowski. Ten ostatni wręczył jej 50 złotych i adresy po aryjskiej stronie. Henia już nigdy do getta nie wróciła. Ale po drugiej stronie czeka ją szokująca niespodzianka. Wszystkie podane jej mety to puste, zaplombowane mieszkania. W międzyczasie Niemcy sparaliżowali aresztowaniami centralę i rozbili żydowską konspirację.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Wójcika „Rywka. Śmierć ze złotym warkoczem” bezpośrednio pod tym linkiem!
Elza „Długa Krysia”, później łączniczka Bolesława Mołojca, Małgosia Zalcsztein i Zosia Jamajko ruszyły pod koniec sierpnia. Miały jakiś kontakt do towarzyszy na Woli. Na początku września do getta dotarł od nich dramatyczny list. Jego treść ujawniła po latach Anna Duracz: „[…] po dotarciu do którychś z tych lokali, dziewczynki zostały wyprowadzone, niby dla jakiegoś kontaktu do parku na Woli – i wszystkie trzy zgwałcone i pozostawione same sobie. List ten był potwornym ciosem dla nas, w świadomości czekającego nas wszystkich losu i pozostawienia samym sobie na taką walkę i taką przyszłość”.
Sytuacja w getcie staje się beznadziejna. Towarzyszki i towarzysze zdani są już tylko na siebie, czują się bezradni. Mimo to ruszają kolejne trzy dziewczyny: Lena Wolińska, Kazia Bergman i Niuta Tajtelbaum, oraz trzech chłopaków (wśród nich Itek, czyli Witold Pytowski).
Rywka po wyjściu z getta natychmiast wraca po kolejnych ludzi. Trzeciego września 1942 r. zaczyna się tzw. druga akcja. Z ewakuacją kolejnych towarzyszy trzeba się spieszyć, bo w getcie sytuacja jest dramatyczna: trwają brutalne łapanki, masowe rozstrzeliwania, wielkie obławy na całe kwartały ulic. Kazimiera Kagan: „maximum aktywności wykazywała przy tym Niuta. Była ona wszędzie, spod ziemi wprost wydostawała lokale i pieniądze”.
W kontekście braku albo niewystarczającej pomocy z drugiej strony brzmi to wręcz heroicznie.
Barbara Engelking zwróciła uwagę na kolejne problemy. Ci, którym udało się przedrzeć na drugą stronę, nie byli tu wcale serdecznie witani. Tak jakby nikt ich nie oczekiwał. Gdy Rachela Kleiner z koleżanką stanęły bez uprzedzenia w drzwiach u przyjaciółki Rywki, Stanisławy Sowińskiej, ta „nie mogła wprost opanować gniewu, zapanować nad swym niepokojem”. Przyczyną miał być zły wygląd dziewczyn.
Według Sowińskiej zarówno ona, jak i inni towarzysze pomagali niespodziewanym gościom. Znanej tylko z imienia „Zosi” Sowińska poświęciła po wojnie odrębną relację. Kilkunastoletnia dziewczynka stała się bowiem wzorem prawdziwej komunistki, a także „symbolem” pomocy gettu przez aryjską stronę. Na pewno jednak ta opublikowana historia była próbą zagłuszenia sumienia przez tych, którzy przeżyli.
„Zosia” uciekła z transportu i pewnego dnia zjawiła się u „Barbary” na Żoliborzu. Nie przyszła prosić o pomoc, przyszła z małym datkiem na partię. Był to pierścionek jej matki, jedyna po niej pamiątka. Po przekazaniu drobiazgu nie chciała zostać. Była gotowa na śmierć, chciała się oddać w ręce gestapo. Sowińska wciągnęła ją do mieszkania, uratowała. A potem załatwiła jej pracę w tajnej drukarni.
Dwudziestego trzeciego września przyszła wreszcie kolej na Annę Duracz. Zanim wyszła z getta, chciała się jeszcze zobaczyć z Zygmuntem Gotlibem „Zygą”. W jego mieszkaniu zastała straszny widok. Lokal był ogołocony z mebli, „Zyga” leżał z żoną na jedynym tapczanie, „był jeszcze na wpółprzytomny, w pełni zrozpaczony”. Oboje zażyli cyjanek.
Samobójstwo popełnił także Josif Lewartowski. Jako jeden z ostatnich liderów w getcie miał numer telefonu do towarzyszy po drugiej stronie. Gdy się do nich wreszcie dodzwonił, poradzili mu, by radził sobie sam. Jak? Przecież był niepełnosprawny.
Annę Duracz na wachę odprowadził ojciec i jej przyjaciele: Ignac oraz Róża Rozenfeld. Słowa tej ostatniej przeszły do legendy. Stały się zobowiązaniem tych, którzy opuścili getto i już nigdy do niego nie wrócili. Przeżyli. Rózia nakazała przyjaciółce: „Pamiętaj, musisz zrobić wszystko, byśmy nie ginęli bezbronnie. Dotrzyj do towarzyszy, powiedz im – muszą dać broń! Niech zbrodnie nie pozostaną bezkarne. Spraw byśmy mogli umierać w walce i z godnością”.
Róża Rozenfeld poległa podczas powstania.
Wyjścia z getta zawsze miały dramatyczny przebieg. Piętnastoletnią Irenę Englard (później Kisielewską) żegnali ojciec i wuj. Oni zostali w getcie. Potem zginęli w Treblince.
„Ojciec powiedział: «i nie zapomnij nigdy, że jesteś Żydówką». Słysząc to, mój wuj gwałtownie zareplikował: co ty też jej mówisz w takiej chwili; »jak tylko przekroczysz próg tego domu, zapomnij natychmiast, że jesteś Żydówką»”. Irena napisała potem, że przez resztę życia była temu wierna, była wręcz niewolnicą tego paradoksu. Była, a zarazem nie była już Żydówką.
Rywka Tajtelbaum odbyła jeszcze kilka kursów między tymi światami. W sierpniu po raz ostatni widział ją Alef Gutman: „W melinie znowu spotkałem się z Niutą. Wówczas już nosiła pseudo «Wanda»”