Musicale: historia gatunku
Ostatnio kina na całym świecie podbija La La Land – musical o dwójce marzycieli, którzy o śnią o zrobieniu kariery w Los Angeles. Ryan Gosling oraz Emma Stone już zostali okrzyknięci nowymi Fredem Astairem oraz Ginger Rogers, a reżyser, Damien Chazelle, w jednym z wywiadów powiedział:
Najbardziej kultowe utwory z musicali są według mnie charyzmatyczne nie ze względu na muzykę, a właśnie aktorstwo. Fred i Ginger byli, oczywiście, świetni warsztatowo – ale przyjrzyjmy się z bliska twarzy Rogers, kiedy tańczy z Astairem do Cheek to Cheek albo Isn't This a Lovely Day (To Be Caught in the Rain) w „Panach w cylindrach”... Jest na niej wypisane tyle subtelnych emocji! To wspaniałe umiejętności tej aktorki wynoszą tamte kawałki na wyższy poziom i pozwalają widzom je czuć sercem, zamiast podziwiać techniczne wysublimowanie.
La La Land ma więc być powrotem do klasycznej formuły musicalu, choć uzupełnionej o współczesne odniesienia. A jego sukces udowadnia, że – choć często uważany za kiczowaty i śmieszny – gatunek ten wciąż cieszy się ogromną popularnością.
Musicale: Shall We Dance?
Musical filmowy wywodzi się w prostej linii od musicalu scenicznego. Nic więc dziwnego, że za jego ojczyznę uchodzą – słynące z teatrów na Broadwayu i 42 Ulicy – Stany Zjednoczone. Datą, bez której nie mógłby zaistnieć, jest rok 1927 – przełom dźwiękowy w kinematografii. Trudno przecież mówić o musicalu bez dźwięku. Wkrótce później powstali pierwsi protoplaści gatunku: Parada miłości i Monte Carlo Ernsta Lubitscha, Statek komediantów Harry’ego Pollarda czy wreszcie, nagrodzona Oscarem w 1929 roku, Melodia Broadway’u Harry’ego Beaumonta.
Musicale z przełomu lat 20. i 30. XX wieku dziś wydają się naiwne i śmieszne, trochę rubaszne i nieco przykurzone. Wtedy jednak niektóre z nich uchodziły za nieprzyzwoite. Powołany w latach 30. Legion Przyzwoitości, który miał prawo nadawać każdej produkcji ocenę moralną (A - dozwolony, B - dozwolony z zastrzeżeniami i C - potępiony) często zwracał swój wzrok właśnie ku filmom, w których emocje wyrażane są poprzez śpiew. Na pierwszy ogień poszły te z uwielbianą Mae West: Lady Lou, Nie jestem aniołem oraz Piękność lat dziewięćdziesiątych. Podczas gdy cenzorzy grzmieli nad ich niemoralnym wydźwiękiem, producenci wykorzystali krytykę jako reklamę i filmy z udziałem West promowali hasłem: Bilet do kina na film z Mae West – to bilet do piekła! Wielu Amerykanów marzyło o takim piekle…
Nie oszczędzono uwag także filmowi, który zdobył szereg nagród i wyróżnień – mowa o Wesołej wdówce w reżyserii Ernsta Lubitscha. Cenzorzy zwrócili uwagę m.in. na scenę, w której bohater grany przez Maurice’a Chevaliera zakładał but Jeanette MacDonald. Nakazano wówczas, by w scenie tej bohaterka nie odrywała nogi od podłogi.
Wyrazista formuła musicalu wypracowała się w latach 30. XX wieku, które nie bez powodu zostały okrzyknięte złotą epoką tego gatunku. Kobiety marzyły wówczas, by zawirować na parkiecie razem z Fredem Astairem, a mężczyźni – by tańczyć, trzymając w ramionach z Ginger Rogers.
Duet Astaire i Rogers zadebiutował na ekranach kin w filmie Karioka z 1933 roku. W sumie najsłynniejsza musicalowa para pojawiła się w dziesięciu produkcjach, w tym w takich tytułach jak: Wesoła rozwódka, Panowie w cylindrach, Błękitna parada czy Lekkoduch. Musicale te prezentowały świat, o jakim wielu z nas marzy – pogodny, luksusowy, pełen zabawy i tańca, w którym największym problemem jest pytanie: „Czy on/ona mnie kocha?”. A to wszystko rozgrywało się w rytmie wciąż popularnych piosenek: The Way We Look Tonight (utwór otrzymał Oscara w 1936 roku), Cheek to Cheek czy Let’s Face the Music and Dance.
O nieprzemijalności fenomenu musicalu lat 30. może świadczyć fakt, że ponad pół wieku później do tej konwencji próbował (z różnym skutkiem) odwołać się Kenneth Branagh. Jego adaptacja szekspirowskiej komedii Stracone Zachody Miłości pełna jest odniesień do filmów z Astairem i Rogers, choć głównie w warstwie muzycznej.
Musical idzie na wojnę
Wybuch II wojny światowej nadał musicalowi nowy wymiar. Przede wszystkim dostrzeżono, że gatunek ten, tak samo jak chociażby animacja, może być wykorzystany w propagandzie i podnosić morale narodu, a w szczególności – walczących żołnierzy. W grudniu 1941 roku powstał nawet specjalny urząd, którego zadaniem było koordynowanie działalności związanej z produkcją, rozpowszechnianiem i promocją tego typu filmów.
W rytm wojennej propagandy stepowali m.in. Barbara Stanwyck, Fred Astaire, Gene Kelly czy Judy Garland. Ta ostatnia dwójka aktorów spotkała się na planie For Me and My Gal z 1942 roku. Jego akcja rozgrywa się w czasach I wojny światowej i opowiada o aktorze wodewilowym, Harrym Palmerze, który aby uniknąć poboru do wojska, rani się w rękę. Z czasem jednak dostrzega w swoim zachowaniu błąd i stara się to naprawić, w czym pomaga mu jego koleżanka z wodewilu. Tematykę wojenną poruszał także Hollywood Canteen, musical z 1944 roku, w którym żołnierz (grany przez Roberta Huttona) nawiązuje romans z gwiazdą ówczesnego kina, Joan Leslie (w tej roli ona sama).
II wojna światowa długo odbijała się echem w kinie i stała inspiracją dla powstania jednego z najsłynniejszych musicali europejskich – Parasolek z Cherbourga, wyprodukowanych w koprodukcji Francji i RFN. Film w reżyserii Jacquesa Demy zdobył w 1965 roku pięć nominacji do Oscara, w tym w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Warto przy tym zaznaczyć, że na tej samej gali oscarowej triumfy święcił inny musical – My Fair Lady z niezapomnianymi kreacjami Audrey Hepburn i Rexa Harrisona.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Najtrudniejsze chwile w życiu
Lata 50. przywróciły do łask musical pogodny, kolorowy i mający nieco z tej naiwności, która cechowała filmy 20 lat wcześniej. W 1951 roku Vincente Minelli wyreżyserował Amerykanina w Paryżu, a produkcja ta spodobała się tak bardzo, że członkowie Akademii zadecydowali o przyznaniu jej twórcom Oscara w kategorii najlepszy film. W ten sposób Amerykanin pokonał inne tytuły należące dziś do klasyki kina: Tramwaj zwany pożądaniem oraz Miejsce pod słońcem, a w sumie zgarnął sześć statuetek. W główną rolę, tytułowego Amerykanina, który po zakończeniu II wojny światowej osiada w Paryżu, wcielił się Gene Kelly.
I choć już wtedy uchodził on za niekwestionowaną gwiazdę musicalu, dwa lata później wystąpił w filmie, który do dziś pozostaje jednym z najważniejszych przedstawicieli gatunku – mowa oczywiście o Deszczowej piosence. Pauline Kael, dziennikarka czasopisma „The New Yorker” pisała zachwycona w swojej recenzji: Ta barwna satyra na Hollywood późnych lat 20. jest prawdopodobnie najbardziej uroczym amerykańskim musicalem.
Uroczo jedna nie było podczas realizacji samego filmu. Odtwórczyni głównej roli, dziewiętnastoletnia wówczas Debbie Reynolds, nie miała żadnego doświadczenia tanecznego. Kelly natomiast złośliwie komentował brak umiejętności młodszej koleżanki. Doszło nawet do tego, że podczas kolejnego dubla zapłakana Reynolds – załamana kolejnymi przytykami gwiazdy musicali – schowała się pod fortepianem. Po latach aktorka wyznała, że dwie najtrudniejsze chwile jej życia to urodzenie dziecka oraz występ w Deszczowej piosence.
Jak widać, musicale często bywały urocze tylko na ekranie. Problemy z pracą na planie miała także Audrey Hepburn, która pokłóciła się z reżyserem Zabawnej buzi, Stanleyem Donenem, który obok Kelly’ego także stał za sukcesem Deszczowej piosenki. Poszło o sekwencję, w której bohaterka tańczy w paryskiej kawiarni. Donen chciał wówczas, aby aktorka miała na sobie czarny golf, getry tego samego koloru oraz białe skarpetki, które uwydatniłyby skomplikowane kroki tańca na ciemnym, zadymionym tle. Audrey próbowała sprzeciwić się tej decyzji, argumentując, że takie skarpetki zepsują efekt czarnej sylwetki i będą odcinały się od jej stóp. Kiedy jednak okazało się, że reżyser nie zmieni swojej decyzji, aktorka uciekła z płaczem do garderoby. Gdy wróciła, odtańczyła swoją sekwencję w białych skarpetkach, a po nagraniu wysłała do Donena liścik: Miałeś rację co do skarpetek - ucałowania, Audrey.
Opowieści z Zachodniej Dzielnicy
Choć wciąż tańczono na paryskich bulwarach i śpiewano w deszczu, musical coraz częściej starał oprzeć swoją historię na czymś bardziej skomplikowanym niż tylko płytkiej opowiastce o miłości. W 1954 roku Judy Garland, którą wcześniej postrzegano jako uroczą Dorotkę z Czarnoksiężnika z krainy Oz pojawiła się w Narodzinach gwiazdy Georga Cukora. Inspiracją do powstania tego obrazu był inny film tego samego reżysera – What Price Hollywood z 1932 roku, oraz pierwsze Narodziny gwiazdy z 1937 roku. W wersji z lat 50. Garland wcieliła się w rolę śpiewaczki Esther, której sławę pomaga zdobyć gwiazdor kina, Norman Maine (w tej roli James Mason). Fabuła musicalu niewiele różniła się od życia samej Garland – pełnego alkoholu i toksycznej relacji z Vincentem Minellim, któremu trudno było żyć z myślą, że gwiazda jego żony świeci coraz jaśniej, podczas gdy jego gaśnie.
Ponad dwadzieścia lat później, w 1974 roku, nakręcono kolejną wersję Narodzin gwiazdy – tym razem z Barbrą Streisand i Krisem Kristoffersonem. Dla Streisand, wówczas już znanej aktorki, remake filmu z Garland był osobistym projektem – do tego stopnia, że reżyser Frank Pierson pełnił na planie trochę rolę figuranta, a sama Streisand nagrała kilka scen bez jego zgody i wiedzy. Zdenerwowany Pierson na kilka dni przed premierą opublikował w prasie tekst, w którym dał upust swoim emocjom oraz przemyśleniom związanym z pracą z kapryśną gwiazdą. Nie zaszkodziło to jednak ani filmowi, ani samej Streisand, która rok później odebrała Oscara w kategorii najlepsza piosenka za utwór Evergreen pochodzący właśnie z Narodziny gwiazdy.
Polecamy e-book Michała Rogalskiego – „Bohaterowie popkultury: od Robin Hooda do Rambo”
Jak widać, życie w Hollywood to nie tylko zabawne komedie w stylu Deszczowej piosenki, lecz także wyniszczające dramaty, jak w przypadku filmów z Garland i Steisand. Poważny temat poruszało także West Side Story – współczesna adaptacja Romea i Julii. Akcja musicalu Leonarda Bernsteina, Arthura Laurentsa i Stephena Sondheima przeniosła się z Werony do zachodniej dzielnicy Nowego Jorku i koncentrowała na walce dwóch gangów: amerykańskiego oraz portorykańskiego. Przeniesienie musicalu z desek Broadwayu (gdzie był wystawiany od 1956 roku) na ekrany kin okazało się ogromnym przedsięwzięciem. Jak opowiadał reżyser Robert Wise:
Wiele czasu poświęciliśmy pracom przygotowawczym. Studiowaliśmy obyczaje nowojorskiej młodzieży w dzielnicy West Side, jej sposób bycia, ubierania się. Spośród czterystu pięćdziesięciu kandydatów udało się nam wybrać dwudziestu sześciu tancerzy, którzy ze względu na swą aparycję, jak i na zdolności aktorskie nadawali się najlepiej do ról bohaterów filmu. Ponad miesiąc trwały zdjęcia plenerowe, pięć miesięcy – atelierowe, a siedem miesięcy – montaż. [...] Budżet filmu wyniósł sześć milionów dolarów.
Produkcja została okrzyknięta najlepszym filmem roku. W 1962 roku zdobyła Złoty Glob w kategorii najlepsza komedia/musical oraz dziesięć́ Oscarów. Krytycy przyznali, że za sukcesem obrazu stoi nie tylko dobra reżyseria i świetne fragmenty muzyczne, ale także znakomita gra aktorska Natalie Wood, Richarda Beymera, Russa Tamblyna, Rity Moreno i George’a Chakirisa.
Życie jest musicalem
Musical ewoluował – od uroczych miłosnych historyjek z pod znaku Astaire i Rogers, do obrazów poruszających takie tematy jak chociażby nierówności społeczne, uzależnienia, a nawet śmierć. W 1980 roku na festiwalu w Cannes Złotą Palmę dla najlepszego filmu odbierał Bob Fosse za Cały ten zgiełk – historii o uzależnionym od narkotyków i alkoholu choreografie, w której nie sposób było nie doszukać się wątków autobiograficznych. Początkowo Fosse zamierzał zrealizować ekranizację powieści Hilmy Wolitzer pt. Zakończenie opowiadającej losy kobiety, której mąż umiera na raka. Kiedy jednak scenariusz został ukończony i planowano castingi, twórca zrozumiał, że to nie jest historia, którą chce przenieść na wielki ekran:
Naraz zrozumiałem, że nie jestem w stanie tego zrobić. To zbyt smutne! Pomyślałem, że trzeba potraktować ten sam temat życia i śmierci w kontekście tego, co umiem robić: piosenka, taniec, humor, satyra…
W ten sposób narodził się pomysł na historię Joe Gideona – choreografa, alkoholika, kobieciarza i perfekcjonistę, który w trakcie przygotowania spektaklu dostaje ataku serca. Tytuł filmu (w oryginale All That Jazz) pochodzi od pierwszej piosenki ze znanego dziś musicalu Chicago - Fosse pracował nad nim, kiedy doznał rozległego zawału. Artysta zmarł w 1987 roku, w teatrze, podczas prób do Słodkiej Charity, musicalu, który chciał wznowić. Nie doczekał więc wizji Roba Marshalla, który w 2002 roku przeniósł jego Chicago na wielki ekran.
The Fools Who Dream
Bez względu na to, ile statuetek Oscara trafi do twórców La La Landu, trzeba przyznać, że niebywały sukces filmu o dwójce marzycieli pokazuje, że ludzie wciąż tęsknią za kolorowymi, roztańczonymi i rozśpiewanymi opowieściami. I choć reżyser obrazu z Goslingiem i Stone zarzeka się, że chciał, by jego produkcja była powrotem do klasycznej konwencji musicalu, nie da się nie zauważyć, że mimo licznych nawiązań film ten znacznie różni się Wesołej wdówki, Panów w cylindrach czy My Fair Lady. Dziennikarz brytyjskiego „The Guardian” posunął się nawet do stwierdzenia, że zwycięstwo La La Landu na oscarowej gali będzie katastrofą, ponieważ ([tu spoiler!]) to film o dwójce egoistów, którzy porzucają miłość dla kariery.
Bez względu jednak na to, ile z czternastu nominacji zamieni się w oscarowe statuetki, warto czasem zanurzyć się w tej rozśpiewanej opowieści. Bo choć w realnym świecie nikt z nas nie chodzi i nie śpiewa po ulicy I'm singin' and dancin' in the rain to z pewnością nieraz każdy pomyślał If I were a rich man…, Life is a Cabaret czy nawet Heaven, I'm in heaven. A może ktoś z nas wspominał wakacje w rytmie Summer Nights z Greace ? Emma Stone apeluje w swoim najnowszym filmie, by kochać głupców, którzy mają marzenia. Ja natomiast zachęcam – kochajmy musicale!
Bibliografia:
- D’Agostini Pablo, Legendarne filmy, przeł. H. Turczyn-Zalewska, Wydawnictwo Olesiejuk, Ożarów Mazowiecki 2011.
- Tatarska Anna, _Reżyser "La La Land": Głęboko wierzę w cytowanie innych filmów. Lepiej kraść niż pożyczać, [w:] Co Jest Grane 24 [dostęp: 25.02.2017 r.], http://cojestgrane24.wyborcza.pl/cjg24/1,13,21263574,146943,Rezyser--La-La-Land---Gleboko-wierze-w-cytowanie-i.html.
- Spoto Donald, Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn, przeł. A. Dwilewicz, Wydawnictwo. Dolnośląskie, Wrocław 2006.
- Skotarczak Dorota, Od Asteire’a do Travolty. Amerykański musical w kontekście historii stanów Zjednoczonych, Instytut Historii UAM, Poznań 1996.
Redakcja: Michał Woś