Mróz, który przegnał Praską Wiosnę. O interwencji z roku 1968... (cz. II)
Przeczytaj także część pierwszą
Porażka czy mniejsze zło?
Już 23 sierpnia prezydent Svoboda przerwał jednolite stanowisko ekipy rządzącej i zaproponował wyjście z impasu, zgadzając się polecieć na rozmowy do Moskwy. Tam został przywitany ze wszystkimi honorami. W delegacji znaleźli się także: gen. Dzúr, wicepremier Gustav Husăk (jeden z liderów Komunistycznej Partii Słowacji) oraz Bil’ak wraz z przedstawicielami swojej grupy. Svoboda zażądał wypuszczenia internowanych działaczy i włączenia ich do rozmów. Towarzysze radzieccy zgodzili się na to i ekipa Dubčeka od 24 sierpnia prowadziła w Moskwie ciężkie rozmowy. Okazało się, że zarówno prezydent Svoboda, jak i Gustav Husăk stanęli po stronie Breżniewa. Pierwszy z nich chciał zażegnać ryzyko konfliktu zbrojnego i uniknąć rozlewu krwi. Drugi, do tej pory umiarkowany, podjął swoją grę o przewodnictwo KPCz.
Ostatecznie 26 sierpnia podpisano tzw. protokół moskiewski, który dla jednych był sukcesem, dla innych (przede wszystkim reformatorów) mniejszym złem. Władze Czechosłowacji obiecały uznać XIV Zjazd za nielegalny, usunąć z kierownictwa partii i rządu osoby niechciane przez Moskwę (m.in. przebywających za granicą wicepremiera Šika i ministra spraw zagranicznych Hăjka), przywrócić kontrolę nad środkami masowego przekazu, uniemożliwić działalność „grup antysocjalistycznych” (w tym partii socjaldemokratycznej). Przedmiotem specjalnych badań miała się też stać kwestia stałego rozlokowania wojsk radzieckich w Czechosłowacji. Breżniew miał wprost stwierdzić: Rezultaty II wojny światowej są dla nas nienaruszalne i będziemy ich bronić, nawet gdyby miało to grozić nowym konfliktem zbrojnym.
27 sierpnia delegacja czechosłowacka wróciła do Pragi. W społeczeństwie nastroje były dwojakie – z jednej strony istniała nadzieja na wyjście z impasu i uratowanie części reform, z drugiej – świadomość kapitulacji (drugiej w ciągu trzydziestu lat). Na posiedzeniu KC KPCz Bil’ak i jego grupa zaręczali, że nigdy nie zwracali się do obcego państwa o pomoc wojskową ani nie uczynili nic, co byłoby niezgodne z honorem komunisty i obywatela CSRS. Podczas zjazdu KPS swoją grę kontynuował nowy rozgrywający czechosłowackiej polityki Gustav Husăk, wybrany nowym I sekretarzem tej partii.
Filozofia oporu
Społeczeństwo czechosłowackie, w większości świadome reform i popierające je, od pierwszych dni interwencji sprzeciwiło się jej. Maszerujące kolumny były zatrzymywane przez spontaniczne akcje ludności cywilnej. Stałym elementem krajobrazu stały się zamalowane drogowskazy i ślady po zdemontowanych tablicach drogowych. Mieszkańcy Czechosłowacji w codziennych sytuacjach starali się ignorować obecność wojsk państw UW. Powszechne stało się hasło Ani kromki chleba, ani szklanki wody okupantom. Komitet Wojewódzki partii w Hradcu Králové zerwał przyjacielskie kontakty z Wrocławiem i Czernichowem. W jednym z miasteczek pojawiła się klepsydra następującej treści: Zamilkła muzyka, która tyle obiecywała. Informujemy wszystkich przyjaciół i znajomych, że opuściło nas drogie SČSP (Towarzystwo Przyjaźni Czechosłowacko-Radzieckiej). Skonało nagle dnia 21 sierpnia 1968 roku we wczesnych godzinach porannych na skutek epidemii moskiewskiej. Nasz drogi zmarły został pochowany na wieczne czasy w obecności uzbrojonych krewnych z pięciu partii. W imieniu krewnych – Czarna Plama. Cały obrządek wyprawił warszawski zakład pogrzebowy. Uroczystego namaszczenia, a następnie pochówku dokonał grabarz Leonid Breżniew. Dotychczasowi członkowie Towarzystwa publicznie wyrzucali swoje legitymacje. Godzinny strajk generalny zapowiedziany przez zjazd vysoczański na 23 sierpnia ogłaszały syreny fabryczne i dzwony kościelne. Cały kraj stanął. Siły interwencyjne zainaugurowały w pierwszych dniach inwazji działalność czeskiego radia „Wełtawa”, które nadawało z terenu NRD i promowało punkt widzenia swoich mocodawców. Było jednak ignorowane przez mieszkańców Czechosłowacji, szczególnie zwracających uwagę na nienaturalność językową lektorów (starszym przypominali oni Niemców sudeckich). Nie obyło się jednak bez starć z siłami radzieckimi i walk ulicznych, zwłaszcza w Pradze.
Na murach zakwitły hasła: Co Čech to muzikant, co Rus to okupant!, Kain był také bratr, Učit se, učit se... ale doma!, USA – Vietnam = CCCP – ČSSR, 1956 – wyzwoliciele, 1968 – okupanci, Leninie, obudź się, Breżniew zwariował!, Socialismus ano – okupace ne, Okupanti to vas učil Lenin?, Nie może być wolny naród, który sam uciska inne narody. Wiele z tych haseł zapisano także cyrylicą lub w języku polskim (Uwaga Polska!, A cóż na to mówi papież? Hańba! czy też Żołnierzu polski, wracaj do domu, tam czeka na ciebie matka). Pojawiały się także plakaty i ulotki. Na jednej z nich umieszczono „jadłospis”: Breżniew w sosie własnym, klopsy po warszawsku, Gomułka à la knur, móżdżek Breżniewa z jajami, Układ Warszawski z pleśnią, Iwan w ryżu. Wskutek braku papieru toaletowego prosimy klientów, by skorzystali z moskiewskiej „Prawdy”, ewentualnie z umów ze Związkiem Radzieckim.
Do żołnierzy armii interwencyjnych przychodzili grupami zarówno Czesi, jak i Słowacy, aby wyjaśnić „pomyłkę”, która nastąpiła. Czesi za każdym razem przychodzili do nas z odbiornikami tranzystorowymi. „Słuchajcie naszych powstańczych radiostacji” – powiadali. Mimo bariery językowej rozumieliśmy, że wspomagamy Armię Radziecką, że nie powinniśmy, że oni walczą o swoją wolność, a my im przeszkadzamy itd. – opowiada Maciej Żytecki (10. DPanc). Tłumaczono, że w Czechosłowacji nie ma kontrrewolucji, że chcą żyć w spokoju, że budują socjalizm, że cały świat stoi za nimi, że ich przywódcą jest Alexander Dubček. Zasiali tym samym zwątpienie w indoktrynowanych żołnierzach, którzy liczyli raczej na kwiaty na czołgach i miano wyzwolicieli od imperializmu. Ośmieleni Czesi podchodzili bezpośrednio do czołgów, nawet wdrapywali się na pancerze. Zameldowaliśmy o tym dowódcy batalionu, ten nakazał: „Pozamykać się w czołgach i kręcić wieżami”, ale to niewiele pomagało. Dopiero demonstracyjne założenie kilku taśm z groźnie połyskującą amunicją do WKM poskutkowało. Czesi natychmiast zaniechali dalszej agitacji i odeszli od czołgów – ciągnie dalej Żytecki.
Czesi swym zachowaniem zaskoczyli zwłaszcza stronę radziecką, wybili ją z rytmu poczynionych przygotowań do generalnego rozprawienia się z sytuacją w Czechosłowacji. Rosjanie prawdopodobnie byliby zadowoleni, gdyby mogli trochę pobić się z Czechami i gdyby udało im się w krwi zabrudzić ręce żołnierzy innych armii Układu Warszawskiego. Sami wkrótce stanęliby z boku, występując w roli mediatorów i doradców, a obóz socjalistyczny byłby skłócony. Takim łatwiej jest później sterować – skomentował Henryk Nowaczyk, jeden z oficerów biorących udział w interwencji.
Czerwone Berety uciszają radiostacje
W interwencji wziął też udział 1. Batalion Szturmowy z Dziwnowa, jednostka podlegająca Zarządowi II Sztabu Generalnego. Była to jednostka specjalna przygotowana do akcji rozpoznawczych, terrorystyczno-psychologicznych i dywersyjnych na tyłach wroga. Od pierwszych dni odegrał on istotną rolę w działaniach w Czechosłowacji. Obydwie dywizje pancerne otrzymały po jednej kompanii, które zajęły przejścia graniczne i pomagały w prowadzeniu kolumn pancernych do miejsca ześrodkowania. Pozostałe z nich brały udział w akcjach przeciwko radiostacjom i przekaźnikom radiowym i telewizyjnym. Już pierwszego dnia komandosi opanowali i unieruchomili radiostację w pobliżu Mielnika, stację telewizyjną w Trutnowie i przekaźnik w Pardubicach. Dwa dni później podjęto działania przeciwko podziemnym nadawcom z Stizerki, Brizy i Litomyśla. Przy współdziałaniu z jednostkami radiolokacyjnymi armii do 27 sierpnia uciszono 12 radiostacji podziemnych. Polscy komandosi zajmowali się także innymi zadaniami, np. w jednym z miast odbili otoczoną przez ludność cywilną komendę garnizonu.
Tak jedną z akcji przeciwko radiostacji wspominał Kazimierz Bielecki, oficer batalionu: Podjechaliśmy „skotami” pod samo ogrodzenie. Brama wejściowa była zamknięta i strzeżona przez straż przemysłową. Nie mieliśmy większego problemu z wkroczeniem na teren rozgłośni. Tylko jeden ze strażników próbował strzelić z pistoletu „Skorpion”, nie zdążył, został obezwładniony. Wewnątrz zastaliśmy 5-6 osób. Powiedziałem im, w jakim celu przybyliśmy i co zamierzamy zrobić. Nie oponowali. Jedynie kierownik stacji prosił, by zostawić mu pokwitowanie na kwarce, które zabraliśmy ze sobą. [...] Pokwitowania oczywiście nie zostawiłem, o co Czesi mieli do nas pretensje.
Polskie czołgi w Hradec Králové
2. Armia Wojska Polskiego operowała na obszarze północnych Czech, w rejonie pomiędzy Jicinem, Podiebradami, Kutną Horą, Havlickovym Brodem i Ołomuńcem (przejętym po kilku dniach przez siły radzieckie) – łącznie na ok. 20,5 tys. km2 i w takich miastach, jak Hradec Králové czy Pardubice.
Podstawowym zadaniem sił polskich było unieszkodliwienie Czechosłowackiej Armii Ludowej. W pierwszych dniach inwazji liczono się z koniecznością rozbrajania żołnierzy czechosłowackich. Okazało się jednak, że dzięki interwencjom gen. Dzúra oraz spadku morale w armii nie było to konieczne. Rola żołnierzy polskich sprowadzała się od tej pory do blokowania garnizonów CzAL. W ich pobliżu rozlokowano pododdziały polskie w odpowiedniej sile, które miały kontrolować działalność armii czechosłowackiej. Polegało to na tym, że wzdłuż osi jednej z dróg okalających obrzeża miasta rozmieszczono czołgi i transportery „Skot” tak, że stały od siebie w odległości średnio co 100 m z lufami zwróconymi w kierunku Ołomuńca. Jednocześnie pouczono nas, że mamy zwracać uwagę, by czołgami i transporterami nie tratować upraw, pól, dróg itp. Nie za bardzo więc było gdzie się rozwinąć, ten szyk absolutnie nie odpowiadał wymogom bojowym. Właściwie to byliśmy wystawieni jak na dłoni; nie było mowy o znalezieniu stanowisk ogniowych z prawdziwego zdarzenia. Była to więc pokojowa demonstracja siły, która miała raczej oddziaływać na psychikę mieszkańców i wojsk tego garnizonu, niż im zagrażać – zauważa płk Żytecki.
Polacy rozpoczęli służbę patrolową wokół garnizonów, nie dopuszczali do koncentracji większej liczy żołnierzy, reagowali, gdy podejmowano kroki mające na celu podwyższenie gotowości bojowej (załadunek amunicji na czołgi, wyjścia na poligon). Doszło do weryfikacji danych wywiadowczych i okazało się, że stosunek sił polskich do słowackich jest niekorzystny dla Wojska Polskiego. Postanowiono więc jeszcze w sierpniu dokonać przegrupowań polskich oddziałów, do Czechosłowacji wkroczyła 4. Dywizja Zmechanizowana, a z ćwiczeń na Mazurach przerzucono do Kotliny Kłodzkiej 6. Pomorską Dywizję Powietrzno-Desantową – 1/5 jej oddziałów podjęła akcję blokowania przygranicznych garnizonów, reszta stanowiła drugi rzut sił polskich. Dowódca dywizji gen. Edward Dysko wspominał po latach: Jednostki dywizji stacjonowały przy drogach, stosunkowo ruchliwych, na otwartych przestrzeniach, sprzęt bojowy nie był wcale maskowany. Szkoliliśmy się na oczach Czechów. Mogli sobie wszystko obejrzeć, policzyć, przemnożyć, pytanie tylko, po co? Nikt nie miał zamiaru wojować z nimi. Nasza obecność była tylko manifestacją siły. Jeśli więc wywiad czechosłowacki chciał penetrować nasze jednostki i obiekty, mógł robić to o każdej porze dnia i nocy.
W miejscach gdzie stacjonowały jednostki polskie tworzono Komendy Garnizonów odpowiedzialne za kontakty z dowódcami armii czechosłowackiej, władzami lokalnymi, kierownictwem partii i służbą bezpieczeństwa. Uczestniczyły one też w działalności polityczno-propagandowej. Łącznie utworzono 12 Komend Garnizonu, do pracy w których sprowadzono także aktywistów partyjnych z kraju. W pierwszych dniach operacji „Dunaj” organizowanie komend, wobec oporu ludności i niechęci władz czeskich, nastręczało Polakom wiele problemów (przykładem jest konieczność użycia komandosów w Hradcu Králové).
Nie zapominano także o propagandzie, którą kierował m.in. gen. Włodzimierz Sawczuk, zastępca dowódcy 2. Armii ds. politycznych. Niepowodzeniem okazało się użycie wozów propagandowych w awangardzie kolumn marszowych, wzywających do poniechania oporu. Także przygotowane wcześniej źle zredagowane ulotki były ignorowane przez Czechów i demonstracyjnie niszczone. Propagandziści dysponowali dużymi środkami, m.in. dwoma drukarniami polowymi i pięcioma radiostacjami o dużym i średnim zasięgu, a także wozami propagandowymi oraz odbiornikami radiowymi i telewizyjnymi. Cele były dwojakie, chodziło zarówno o prowadzenie propagandy wśród Czechów, jak i kontynuowanie pracy partyjnej wśród własnych żołnierzy (specjalnym samolotem sprowadzano polską prasę, m.in. „Trybunę Ludu” i „Żołnierza Wolności”). Uruchomiono retransmisję programu Polskiego Radia w języku czeskim. Przygotowano specjalną audycję Problemy w pytaniach i odpowiedziach, która miała sprawiać wrażenie merytorycznej dyskusji. 25 sierpnia z samolotów i śmigłowców rozrzucono ponad 30 tys. ulotek, m.in. pt. Prisli vam na pomoc vasi tridni bratri. Kolejne rozrzucono z samochodów, a przy użyciu ręcznych urządzeń miotających rozpropagowano ulotki w koszarach CzAL. Do 28 sierpnia rozrzucono ogółem 600 tys. ulotek, gazet i broszur (w tym 100 tys. egzemplarzy radzieckiej „Izwiesti” i „Prawdy”). W centrum Hradec Králové prowadzono akcje przy użyciu niechronionych przez wojsko wozów propagandowych. Propaganda odnosiła jednak marne skutki wobec postawy biernego oporu i ignorowania żołnierzy armii interwencyjnych. Starano się także organizować spotkania władz garnizonowych z władzami miejskimi i załogami przemysłowymi. Żołnierze polscy oferowali swoją pomoc w pracach polowych.
Mimo, że w podziemnych audycjach często podkreślano ugodowe i pełne taktu zachowanie Polaków (czasem określane nawet jako rycerskie) nie obyło się bez przykrych incydentów. Mimo bezwzględnego zakazu rekwizycji (całość zaopatrzenia 2. Armii sprowadzano z Polski) zdarzały się wymuszenia alkoholu czy też środków transportu. Dochodziło do grożenia bronią oraz postrzeleń żołnierzy czeskich i cywilów. Drugiego dnia interwencji w jeden z budynków na rynku w Novym Bydžovie wjechał polski czołg. 8 października polski transporter opancerzony na niestrzeżonym przejeździe kolejowym został staranowany przez czechosłowacki pociąg. Zginął polski żołnierz, trzech kolejnych oraz maszynista zostało rannych. Najtragiczniejszy wypadek miał miejsce 7 września w Jicinie. 21-letni szer. Stefan Dorna pod wpływem alkoholu rozpoczął kłótnię ze swoimi kolegami, dwóch z nich postrzelił, po czym otworzył ogień do cywilów. Pięć osób ranił, dwie z premedytacją i brutalnością zabił, usiłował też zgwałcić ranną kobietę. Przybyli zbyt późno Polacy z oficerem na czele obezwładnili napastnika. Natychmiast rozpoczęto śledztwo, a 18 października Dorna stanął przed doraźnym sądem wojskowym. Skazano go na karę śmierci, utratę praw obywatelskich i przepadek mienia. Cały Jicin był w szoku, incydent stał się głośny w całych Czechach. Pracownicy jednego z zakładów przemysłowych w mieście wydali następujące oświadczenie: ten bestialski czyn nie ma w naszym mieście, powiecie ani całym kraju analogii do czasów okupacji faszystowskiej. [...] Do czasu okupacji uważaliśmy naród polski i jego wojsko za swoich braci i sojuszników, z którymi przez wieki walczyliśmy przeciwko wspólnemu wrogowi, za naród Sienkiewicza i Mickiewicza, lecz teraz jesteśmy, niestety, zmuszeni patrzeć na nich jak na gwałcicieli i morderców. Gen. Sawczuk i całe dowództwo wyraziło ubolewanie w związku z incydentem, zastępca ds. politycznych armii był gotów osobiście złożyć kondolencje rodzinom ofiar, jednak odradzono mu to.
Decyzja o wyprowadzeniu 2. Armii z Czechosłowacji zapadła po podpisaniu czechosłowacko-radzieckiego porozumienia o pobycie wojsk radzieckich w CSSR z 16 października. Ustalono wtedy, że do 11 listopada wszystkie jednostki sojusznicze i część radzieckich ma opuścić terytorium czechosłowackie i udać się do miejsc stałego garnizonu. Ostatnią polską jednostką opuszczającą najechany kraj był 25. Pułk Zmechanizowany z 10. DPanc. W czasie powrotu niektóre jednostki przeznaczono do udziału w uroczystościach powitalnych i defiladach w Wałbrzychu i Zielonej Górze. Jeszcze przed rozpoczęciem powrotu do kraju gen. Sawczuk oświadczył: każdy z nas i każdy nasz rezerwista powinien odchodzić stąd z przekonaniem, że istniały w Czechosłowacji siły kontrrewolucyjne, że zdołały rozbroić ideologicznie partię, która bezwolnie zbaczała z prostej drogi do socjalizmu na drogę socjaldemokracji, że udało się tym siłom rozsadzić aparat bezpieczeństwa i inne organa władzy państwowej. [...] Wojska sojusznicze i nasza armia w ich składzie udaremniła wyprowadzenie Czechosłowacji z Układu Warszawskiego i obozu socjalistycznego, udaremniły planowaną neutralizację Czechosłowacji, postawiły tamę na drodze rozwijania infiltracji zachodnioniemieckiej. To powinien wiedzieć każdy żołnierz i to powinien propagować.
W inwazji uczestniczyło 24,3 tys. żołnierzy polskich, 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, ok. 450 dział, 4,7 tys. samochodów i 36 śmigłowców. Wojska polskie przebywały w Czechosłowacji 84 dni. W czasie operacji zginęło w wyniku wypadków nadzwyczajnych 10 żołnierzy – trzech w wyniku wypadków, jeden samobójca oraz sześciu w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią. Według kalkulacji Leszka Pajórka koszty operacji (zarówno w budżecie MON, jak i gospodarce narodowej) wyniosły ok. 670 mln złotych i 340 tys. koron czeskich. Interwencja spowodowała też niedobory na rynku krajowym (węgiel, artykuły spożywcze, odzież).
„Usłyszcie mój krzyk!”
W kraju propaganda przedstawiała wydarzenia w Czechosłowacji jako przeciwstawienie się kontrrewolucji, rewizjonizmowi, rewanżystom z Bonn i imperializmowi. Do podgrzania atmosfery antyniemieckiej wykorzystano rocznicę wybuchu II wojny światowej. W urzędach, komórkach partyjnych, szkołach i fabrykach organizowano akcje wysyłania listów do żołnierzy 2. Armii (łącznie 1756 listów). Jednak mimo marcowego rozbicia opozycji odezwały się nieśmiałe głosy protestu. Pod ambasadą czechosłowacką palono znicze i wznoszono okrzyki Wolność! i Prasa kłamie! Na ścianach pojawiały się napisy Dubček. W kilku miastach rozrzucono ulotki potępiające interwencję. Krytycznie o interwencji wypowiedział się Kościół. Organizacja podziemna Ruch zorganizowała demontaż tablicy na Rysach upamiętniającej wizytę Lenina w Tatrach (w akcji brał udział m.in. Stefan Niesiołowski). Otwarte listy protestacyjne wysłali Jerzy Andrzejewski i Zygmunt Mycielski, a na emigracji Sławomir Mrożek i Jan Lebenstein. Część intelektualistów (prof. Tadeusz Łepkowski, dr Bronisław Geremek, dr Krystyna Kersten, Witold Wirpszta) oddała swoje legitymacje partyjne.
Najdalej idącym znakiem protestu było samospalenie się Ryszarda Siwca, żołnierza AK, podczas ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia 8 września. Po podpaleniu krzyczał, aby go nie gasić i wołał Protestuję! Zmarł 12 września w wyniku poważnych poparzeń (85% ciała). W nagranym Posłaniu oświadczył: Dzisiaj wy wysyłacie czołgi na Czechosłowację za to tylko, że jej cały naród domaga się, o zgrozo, o hańbo wieczna dla XX wieku i dla Was – wolności słowa [...] Wolności od strachu, to jest ograniczenia wszechwładzy organów bezpieczeństwa. [...] Hańba tego czynu mówi sama za siebie. Po wieczne czasy zostanie jedną z najczarniejszych plam Waszej historii/ Hańba tego czynu pada czarnym cieniem na całą ludzkość. [...] Usłyszcie mój krzyk! Krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie! Opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno! SB skutecznie zamaskowało ten „incydent”, dopiero kilka miesięcy późnej poinformowała o nim Wolna Europa.
Normalizacja czyli zmrożenie...
Ekipa Dubčeka zmuszona interwencją i protokołem moskiewskim do uległości próbowała ratować chociaż część reform. W końcu października przeprowadzono ustawę konstytucyjną o federacji, zrównującą obydwie republiki w prawach, nadając im takie same urzędy i organy parlamentarne, oraz tworząc Zgromadzenie Federalne. Późniejsza praktyka pokazała, że samodzielność obydwu republik była nadal ograniczana. Wcześniej, 16 października, podpisano umowę o pobycie wojsk radzieckich na terytorium Czechosłowacji. 75 tys. żołnierzy i 200 samolotów (trzy dywizje pancerne, dwie zmotoryzowane oraz dywizja lotnictwa mieszanego) miały teoretycznie wzmacniać granicę z RFN, stacjonowały jednak... wewnątrz kraju. Sam Breżniew miał stwierdzić, że lepiej mieć armię czechosłowacką przed sobą, a nie za sobą. Postępowała też realizacja postanowień moskiewskich, sytuacja w kraju według kryteriów radzieckich normalizowała się.
Jednak opór społeczeństwa nie zanikł. W listopadzie w Czeskich Budziejowicach protestowali studenci. 16 stycznia 1969 r. w samym centrum Pragi (na Placu Wacława) samospalenia dokonał Jan Palach, student filozofii Uniwersytetu Karola. W wyniku poparzeń zmarł trzy dni później. Dokonał tego nieświadom, że kilka miesięcy wcześniej identycznie protestował przeciwko interwencji Ryszard Siwiec. W pozostawionym liście napisał: Mój czyn ma sens, ale nikt nie powinien go naśladować. Studenci powinni zachować życie, aby spełnić jego cele, by mogli żywi wesprzeć walkę, a sam siebie nazwał Pierwszą pochodnią. W ślad Palacha poszedł miesiąc później Jan Zajíc, a w kwietniu spalił się robotnik Ewžin Plocek. Łącznie samospalenia po Palachu dokonało 26 osób, z czego 7 zmarło. Do masowych wystąpień przeciw okupacji i za demokracją doszło 7 marca po meczu hokejowym, w którym Czechosłowacja pokonała reprezentację ZSRR. W wyniku prowokacji służb specjalnych dokonano dewastacji pomieszczeń linii lotniczych Aerofłot. Ostatnim masowym wystąpieniem były protesty w pierwszą rocznicę interwencji.
W wyniku rozruchów hokejowych doszło do zmian w Prezydium KC KPCz. Dubček został zmuszony do rezygnacji, a jego miejsce zajął Gustav Husăk. Ten dawny więzień stalinowski i zwolennik reform zmienił front i stał się sojusznikiem ZSRR i partyjnych konserwatystów. Niedługo po zmianie władzy dokonano czystki, reformatorzy zostali usunięci z partii. Dubček po kilkumiesięcznym sprawowaniu funkcji przewodniczącego Zgromadzenia Federalnego został ambasadorem w Turcji. Gdy samowolnie wrócił do kraju, stał się ofiarą czystki, podejmując pracę w zarządzie słowackich lasów. Do władzy powracali „starzy towarzysze” jeszcze z czasów Novotnego. Prezydent Svoboda tracił znaczenie, ostatecznie w 1975 r. ustąpił z powodu choroby, a jego miejsce zajął Husăk. W 1970 r. KC KPCz uchwaliło dokument potępiający Praską Wiosnę, nazwany Nauki z kryzysowego rozwoju w partii i społeczeństwie po XIII Zjeździe KPCz. Powróciły represje Służby Bezpieczeństwa i centralnie planowana gospodarka. Oficjalnie mówiono o „normalizacji”, natomiast w praskich piwiarniach ukuto hasło stalinizm z ludzką twarzą. W społeczeństwie wzrosły nastroje antyradzieckie, partia straciła całkowicie poparcie, a obywatele skupili się na życiu prywatnym.
W wyniku interwencji zginęło 90 obywateli Czechosłowacji, 870 zostało rannych. Z kraju wyjechało ok. 140 tys. ludzi. Straty materialne szacowano na miliardy koron. Aż do końca lat 70., do powstania organizacji opozycyjnej Karta 77, Czechosłowacja była spacyfikowana.
Bibliografia
- Kowalski Lech, Kryptonim „Dunaj”, Warszawa 1992
- Kwapis Robert, Praska Wiosna, Toruń 2003
- Pajórek Leszek, Polska a „Praska Wiosna”, Warszawa 1998
- Rok 1968. Środek Peerelu, Warszawa 2008
- Tomaszewski Jerzy, Czechosłowacja, Warszawa 1997
- Wokół Praskiej Wiosny. Polska i Czechosłowacja w 1968 roku, pod red. Łukasza Kamińskiego, Warszawa 2004
- Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r., oprac. Andrzej Garlicki i Andrzej Paczkowski, Warszawa 1995
Korektę przeprowadziła: Anna Smutkiewicz