Monika Luft: Obliczono, że grupa „złotogłowych” przemyciła do Polski i rozprowadziła aż 16 ton złota!

opublikowano: 2023-10-23, 08:06
wszelkie prawa zastrzeżone
W powojennej Polsce kwitł nielegalny handel dziełami sztuki, a w latach 70. ubiegłego wieku wybuchła jedna z najgłośniejszych afer związanych z przemytem. Ówczesna prasa rozpisywała się o działalności grupy Witolda Mętlewicza. Monika Luft, autorka publikacji „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”, w której opisuje dzieje „złotogłowych”, wskazuje, że została ona skrzętnie wykorzystana propagandowo przez komunistyczne władze.
reklama
Monika Luft - dziennikarka i pisarka, autorka takich książek jak „Arabska awantura" i „Pejzaż z przemytnikiem" (fot. Tomasz Ozdoba).

Magdalena Mikrut-Majeranek: W swojej najnowszej książce „Pejzaż z przemytnikiem” opisuje Pani kulisy afery kryminalnej z lat 70. związanej z nielegalnym handlem dziełami sztuki. We wstępie do publikacji wspomina Pani, że opisywane wydarzenia rozgrywały się na Górnym Mokotowie, w kwartale ulic Odyńca-Wołoska (wtedy: Komarowa)-Rakowiecka-Puławska, a ośrodek dowodzenia znajdował się w willi Witolda Mętlewicza przy ul. Łowickiej – są to tereny znane Pani z dzieciństwa. Czy czynnik topograficzny miał wpływ na fakt, iż zainteresowała się Pani tą tematyką?

Monika Luft: To była niejako dodatkowa motywacja! Bardziej niż względy biograficzne, istotny był dla mnie fakt, że tak gigantyczna i wielowątkowa afera nie miała do tej pory szerszego opracowania. Temat czekał na swojego „odkrywcę”, choć sprawę opisywano wcześniej w prasie, czy w publikacjach omawiających wielkie skandale z czasów PRL. Kiedy jednak zaczęłam się jej bliżej przyglądać, zauważyłam, że dotychczasowe teksty pełne były błędów i nieścisłości i skupiały się na epatowaniu czytelnika sensacyjnymi szczegółami. Tymczasem to historia po prostu warta uwagi badaczy, bo dotyka wielu dziedzin życia w PRL. Ale bez wątpienia to, że „akcja” toczyła się w znanych mi z dzieciństwa okolicach, sprawiło, iż łatwiej przyszło mi wyobrazić sobie „scenografię” tego spektaklu.

Nielegalny, czarnorynkowy handel dziełami sztuki kwitł w powojennej Polsce. Jakimi bulwersującymi aferami związanymi z dziełami sztuki żyła opinia publiczna w latach 70. XX wieku?

Proces grupy Mętlewicza, czy też „złotogłowych”, jak nazwała oskarżonych prasa, był największą aferą przemytniczą tego czasu, mocno wykorzystaną propagandowo przez komunistyczne władze. Proces ruszył 1 grudnia 1975 roku i niemal od razu pojawiły się bulwersujące opinię publiczną doniesienia o procederze, który trwał w najlepsze przez ponad 20 lat. Grupa zajmowała się nielegalnym wywozem dzieł sztuki i antyków oraz rozprowadzaniem wśród klientów w Polsce ogromnych ilości przemycanego do kraju złota. Obliczono, że było to w sumie aż 16 ton, co wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Jak to w ogóle było możliwe? Tych czynników uzbierałoby się niemało, ale kluczową rolę pełnił swego rodzaju parasol ochronny, roztaczany nad uczestnikami procederu – do czasu – przez Służbę Bezpieczeństwa oraz prominentnych polityków.

reklama
Wiedeń, Dorotheergasse 12. To tutaj mieścił się w latach 60., 70. i 80. XX w. antykwariat Czesława Bednarczyka (fot. Filip Luft).

Jak wyglądał ówczesny oficjalny rynek antykwaryczny? Gdzie można było legalnie nabyć dzieła sztuki?

Oficjalny handel dziełami sztuki był – podobnie jak inne dziedziny – zmonopolizowany przez państwo. Kontrolę sprawowała nad nim utworzona w 1950 roku „Desa”. Co ciekawe, w firmie tej znalazł zatrudnienie niejeden przedwojenny rzeczoznawca czy antykwariusz. Bardzo szybko wielu pracowników „Desy” włączyło się także w handel prywatny, prowadzony poza dozwolonym przez prawo obiegiem, co nieraz kończyło się skandalami i śledztwami, którymi emocjonowały się media w tamtych latach.

Jednym z bohaterów Pani książki jest Witold Mętlewicz. Oficjalnie utrzymywał się z pracowni krawatów, ale prowadził też drugą działalność – handlował na czarnym rynku numizmatami, złotem czy przedmiotami o wartości antykwarycznej. Nie można go nazwać marszandem, ale jego ojca Edmunda i brata Tomasza tak. Z nielegalnego obrotu dziełami sztuki uczynili rodzinny biznes?

To była zasłużona i szanowana rodzina. Edmund Mętlewicz, przedsiębiorca i kolekcjoner, któremu udało się ocalić swoje bogate zbiory z wojennego kataklizmu, założył zaraz po wojnie antykwariat „Arkady”. Salon cieszył się popularnością i mimo krótkiego „życia” odniósł spory sukces. Upadł, gdy władza komunistyczna postanowiła rozprawić się z prywatną przedsiębiorczością podczas tzw. „bitwy o handel”. Okazało się tymczasem, że bardzo utalentowanym antykwariuszem jest także syn Edmunda Tomasz.

Po zamknięciu ojcowskiego biznesu nie chciał rezygnować z zawodu. Ale czarnorynkowa działalność wiązała się nie tylko z dużymi zyskami, lecz również z ryzykiem. W końcu, w 1968 roku, Tomasz Mętlewicz wyjechał z rodziną z Polski. Gdyby nie to, zasiadłby z pewnością na ławie oskarżonych, obok swego starszego brata Witolda, który w Polsce pozostał i wyrósł na lidera grupy przemytniczej. Witoldowi Mętlewiczowi, do momentu aresztowania, świetnie się powodziło. Na skutek procesu stracił wszystko – wolność, majątek, reputację, a nawet małżeństwo. Emigrant Tomasz poszedł zaś w ślady ojca i otworzył w Wiedniu antykwariat.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Moniki Luft „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”! 

Monika Luft
„Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”
cena:
52,80 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
LTW
Rok wydania:
2023
Okładka:
twarda
Liczba stron:
384
Format:
B5
ISBN:
978-83-7565-831-6
EAN:
9788375658316
reklama
Józef Piłsudski i Bolesław Wieniawa-Długoszowski w bramie hotelu Brülowskiego, rok 1916. Jednym z właścicieli hotelu był Edmund Mętlewicz, ojciec Witolda stojącego na czele gangu "złotogłowych".

Na drogę przestępstwa zdarzało się wkraczać także duchownym. Tak było w przypadku opisanego przez Panią księdza Leona Dygasa, który finalnie został suspendowany. Jaki był jego modus operandi? Jak pozyskiwał dzieła sztuki i co najchętniej kolekcjonował?

Ksiądz Leon Dygas to bardzo ciekawy przypadek kompulsywnego zbieracza. Choć był wykształconym historykiem sztuki, zbierał wszystko – od cennych rękopisów po bezwartościowe kopie starych obrazów. Niestety pasja ta zaprowadziła i jego na ławę oskarżonych; zaliczono go bowiem do „złotogłowych”, choć stanowczo zaprzeczał swemu udziałowi w jakimkolwiek „gangu”. Pochodził z bardzo ubogiej rodziny i nie dysponował funduszami, pozwalającymi na powiększanie kolekcji. Często pozyskiwał więc obiekty na przykład od wiernych, którzy nie zdawali sobie sprawy z rzeczywistej wartości przekazywanych przedmiotów. Był także wytrwałym klientem „Desy”. Uważał się za wybitnego znawcę sztuki i lubił przypisywać dziełom atrybucje. Gdy jego zbiory zarekwirowano, okazało się, że były w nich i prawdziwe perełki, m.in. obraz z sygnaturą Guido Reniego.

Mówiło się, że szkody, jakie gang wyrządził polskiej kulturze porównywalne są do strat z czasów II wojny światowej. Czy to porównanie jest zasadne?

Nie. Podczas procesu padały takie stwierdzenia, ale należy je uznać za znacznie wyolbrzymione – chodziło o niezwykle ważny dla władz aspekt propagandowy. Podczas wojny mieliśmy do czynienia z rabunkiem o charakterze masowym i ze zniszczeniami na absolutnie niespotykaną skalę. Grupa Mętlewicza zaś nie handlowała przedmiotami pochodzącymi z przestępstwa, nie okradała muzeów, nie kupowała od złodziei, lecz głównie od właścicieli dzieł, którym bardziej opłacało się je sprzedawać na czarnym rynku niż w „Desie”. Zidentyfikowano ponad setkę wywiezionych obrazów, w tym płótna pędzla Józefa Brandta, Henryka Siemiradzkiego, Leona Wyczółkowskiego i Alfreda Wierusz-Kowalskiego. Na pewno było ich dużo więcej, ale i tak, nawet gdyby udało się sporządzić kompletną listę przemyconych za granicę obiektów, bardzo daleko by jej było do katalogu strat wojennych.

Straszakiem, który miał odwieść przemytników i handlarzy od procederu nielegalnego kupczenia działami sztuki, były procesy pokazowe. Kogo w ten sposób osądzono?

reklama
Biżuteria, sztabki złota i złote monety zakwestionowane w sprawie (fot. Materiały poglądowe ze śledztwa, AIPN)

Procesy pokazowe były „specjalnością” władz komunistycznych – i to nie tylko w tej dziedzinie. Pamiętamy „aferę mięsną” i karę śmierci dla głównego obwinionego, Stanisława Wawrzeckiego. W procesie „złotogłowych” zapadły wyroki od czterech do 25 lat więzienia. Dziś nie do pomyślenia jest, by wysyłać kogoś za kraty na ćwierć wieku za przestępstwo gospodarcze, ale wtedy oskarżeni mogli obawiać się nawet najwyższego wymiaru kary. W głównym procesie skazano dziesięć osób, lecz odbyło się także wiele innych, mniej głośnych rozpraw, które można byłoby zakwalifikować jako odpryski afery „złotogłowych”. Czy wszystko to spowodowało, że inne „rekiny” czarnego rynku wycofały się z przestępczego biznesu? Nie sądzę. Zyski były zbyt pokaźne i pokusa zbyt wielka. A odbiorcy towarów z Polski, wiedeńscy antykwariusze, w tym Czesław Bednarczyk, postać intrygująca i tajemnicza, też swych salonów nie zamknęli.

Co zdecydowało o surowości kar?

Władze zamierzały pokazać, że nie pobłażają sprawcom, którzy uszczuplają dobra narodowe. Funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa ukazywano przy tej okazji jako dzielnych obrońców polskich dóbr kultury. Temu właśnie służyć miał propagandowy film fabularny „Antyki”, nakręcony na kanwie historii „złotogłowych”. Ale o wysokich wyrokach zadecydowały dwie rzeczy. Po pierwsze, oskarżonych uznano za zorganizowaną grupę przestępczą, co nie do końca było zgodne z prawdą; niektórzy z nich spotkali się po raz pierwszy na sali sądowej. Po drugie, tak wysokimi karami zagrożone były tzw. przestępstwa dewizowe. Tak więc to hurtowy handel walutą i złotem przesądził o drakońskich wyrokach.

W aferze związanej z przemytem dzieł sztuki z Polski swój udział mieli też Brazylijczycy. Co mieszkańcy tego egzotycznego kraju mieli wspólnego z tym procederem?

To może zaskakujące, ale bardzo wiele wspólnego z tym procederem mieli dyplomaci brazylijscy akredytowani w Warszawie oraz w Gdyni. W zasadzie należeli do pomysłodawców zarabiania na przemycie złota i antyków na początku lat 50. ubiegłego stulecia. Ogólnie rzecz biorąc, zagraniczne przedstawicielstwa nie odżegnywały się w tamtych czasach od czarnorynkowego handlu walutą, dzięki któremu utrzymanie placówek było o wiele tańsze. Ale to właśnie wśród Brazylijczyków, pełniących misję dyplomatyczną w Polsce, znalazło się kilku nadzwyczaj operatywnych handlowców, którzy obracali złotem niczym najpotężniejsi hurtownicy. To oni byli kurierami, kursującymi pomiędzy Polską i Austrią. Ponieważ ich bagaże nie podlegały kontroli celnej, mogli przewozić, co chcieli. I to oni znaleźli w Szwajcarii bankiera, który współpracował z grupą Mętlewicza w zakresie sprzedaży wielkich ilości złota. Ponadto skupowali w Polsce towary luksusowe i dzieła sztuki, których cena skokowo wzrastała po przekroczeniu granicy. Gdy wszystko to wyszło na jaw, trzech Brazylijczyków musiało pożegnać się z karierą w dyplomacji. Jednak, w przeciwieństwie do swych polskich wspólników, nie ponieśli poza tym żadnych konsekwencji, a zgromadzone przez nich fortuny pozostały piękną pamiątką z Polski.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem LTW.

Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Moniki Luft „Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”! 

Monika Luft
„Pejzaż z przemytnikiem. Jak wywożono z PRL dzieła sztuki i antyki”
cena:
52,80 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
LTW
Rok wydania:
2023
Okładka:
twarda
Liczba stron:
384
Format:
B5
ISBN:
978-83-7565-831-6
EAN:
9788375658316
reklama
Komentarze
o autorze
Magdalena Mikrut-Majeranek
Doktor nauk humanistycznych, kulturoznawca, historyk i dziennikarz. Autorka książki "Henryk Konwiński. Historia tańcem pisana" (2022), monografii "Historia Rozbarku i parafii św. Jacka w Bytomiu" (2015) oraz współautorka książek "Miasto jako wielowymiarowy przedmiot badań" oraz "Polityka senioralna w jednostkach samorządu terytorialnego", a także licznych artykułów naukowych. Miłośniczka teatru tańca współczesnego i dobrej literatury. Zastępca redaktora naczelnego portalu Histmag.org.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone