Miłość ci wszystko wybaczy: mezalians, który zszokował Polskę
Ten tekst jest fragmentem książki Agnieszki Cubały „Miłość bez jutra. Prawdziwe historie zakochanych z obozów, łagrów, więzień i gett”.
Związek największej artystki przedwojennej polskiej sceny – Hanki Ordonówny (właściwie Anny Marii Pietruszyńskiej) i Michała hrabiego Tyszkiewicza można zdefiniować słowami największego przeboju legendarnej pieśniarki: Miłość ci wszystko wybaczy Smutek zamieni ci w śmiech Miłość tak pięknie tłumaczy Zdradę i kłamstwo i grzech. Historia „Ordonki” przypomina bajkę o Kopciuszku. Dzięki charyzmie i osobowości stała się największą gwiazdą polskiej sceny dwudziestolecia międzywojennego oraz żoną prawdziwego księcia (hrabiego i ordynata), zakochanego w niej do szaleństwa.
O artystce rzadko mówiło się, że była piękna czy nawet atrakcyjna. Sprawiała za to wrażenie kobiety uwodzicielskiej, zmysłowej, a przede wszystkim świadomej wrażenia, jakie robi na mężczyznach. Ci, którzy znali ją osobiście, mówili, że obdarzona była ogromnym wdziękiem, urokiem osobistym, magnetyzmem. Czasami dodawano z humorem, że podczas występów rzucała na publiczność czar, spod którego trudno było się wyzwolić. Znawcy tematu podkreślali, że sekret jej scenicznych sukcesów tkwił w sile interpretacji piosenki. Do dziś wiele osób pozostaje pod wrażeniem tego, jak wykonywała szlagiery takie jak „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Na pierwszy znak” czy „Piosenka o zgubionym sercu”.
To o niej Tadeusz Wittlin napisał:
Hanka Ordonówna jest artystką, która porywa tłumy. Jest wydarzeniem niepowtarzalnym, aktorką swoistą, jakiej nie było przed nią i nie ma dotąd. Inne mogą ją tylko naśladować, lecz nigdy jej nie przesłonią. Ordonka jest gwiazdą, zaś magię tego słowa trudno wytłumaczyć. (…) Kilkoma krokami i wzniesieniem ramion Ordonka bardziej urzeka niż primabalerina w klasycznym tańcu. Jej gesty naturalne, bezpośrednie i szczere są podświadomie sceniczne, jej dziwny, łamiący się głos jest urzekający, jej ruchy są płynne i melodyjne, rzewność w jej piosenkach chwyta za serce, a humor zaprasza do wspólnej zabawy. Skinieniem wąskiej białej dłoni o długich palcach, spojrzeniem, uśmiechem, przechyleniem kształtnej głowy Ordonka wypowiada więcej i bardziej czaruje niż śpiewaczka o srebrzystym głosie. W piosenkach, które odtwarza, głos jej drży, czasem nawet spada z tonu, lub ścisza się, jak gdyby Hanka każdemu słuchaczowi osobno i właśnie tylko jemu szeptała do ucha.
Pewnego dnia artystce przyniesiono piosenkę zatytułowaną „Uliczka w Barcelonie”. Utwór był tak dobry, że niebawem śpiewała go na scenie Qui Pro Quo. Niedługo potem poznała autora tekstu, którego przybycie poprzedził kosz pełen czerwonych róż, opatrzony bilecikiem podpisanym inicjałami „M.T.”.
Tak poznała przyszłego męża, Michała hrabiego Tyszkiewicza, postać barwną i nieszablonową – arystokratę, urzędnika w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i autora świetnych tekstów. Na dodatek, jak niebawem miało się okazać, bardzo dobrego człowieka i ogromnie interesującego mężczyznę.
Tadeusz Wittlin, świetnie znający z autopsji środowisko artystyczne przedwojennej Warszawy, tak opisał ich relacje:
Tyszkiewicz jest w Ordonce poważnie zakochany, a i ona darzy do szczerym uczuciem. I nic dziwnego, gdyż jest przystojny, miły, inteligentny i w miarę dowcipny, chociaż nie na sposób aktorskich wygłupów. Oboje nawzajem sobie imponują: ona jemu, ponieważ jest doskonałą artystką i ulubienicą Warszawy, a ilekroć wchodzą razem do któregoś z modnych lokali, oczy wszystkich zwracają się na nią, znaną aktorkę o światowej sławie. (…) Tyszkiewicz zaś imponuje jej sposobem bycia tak nienagannym, że czasem aż krępującym, wiedzą, oczytaniem, stanowiskiem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, no i przede wszystkim swoim pochodzeniem i tytułem. Spotykają się codziennie. Tyszkiewicz odwozi samochodem Ordonkę do teatru, a po przedstawieniu jadą na kolację. (…) Zawsze mają sobie mnóstwo do powiedzenia i głęboko patrzą sobie w oczy, a siedząc blisko siebie trzymają się za ręce.
Michał po kilku miesiącach znajomości oświadczył się i... został przyjęty. Z tego powodu w całym kraju mówiło się o skandalu i mezaliansie, którego przez długi czas nie mogła wybaczyć parze zarówno rodzina szczęśliwego małżonka, jak i jego arystokratyczne środowisko.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Agnieszki Cubały „Miłość bez jutra. Prawdziwe historie zakochanych z obozów, łagrów, więzień i gett” bezpośrednio pod tym linkiem!
Przyjmując oświadczyny, Hanka zaznaczyła wyraźnie, że po ślubie nie zamierza rezygnować z kariery artystycznej. Pobrali się wiosną 1931 roku w Warszawie, w kościele św. Krzyża, w tajemnicy przed prasą, fotoreporterami i tłumem ciekawskich. Po uroczystości dla wąskiego grona zaproszonych gości odbyło się śniadanie w Hotelu Angielskim. Mąż jako wielbiciel talentu Ordonki nie zamierzał zamykać żonie drogi na scenę, wręcz przeciwnie – wspierał wszystkie jej działania. Po jakimś czasie stał się nawet impresariem artystki.
Młode małżeństwo zamieszkało w majątku hrabiego – w Ormianach, nieopodal Wilna. I – choć Hanka niewątpliwie kochała męża – niestety nie potrafiła być mu wierna.
Wybuch II wojny światowej zakończył pewien etap w życiu małżonków. Świat, do którego byli przyzwyczajeni, przestał istnieć. Oboje musieli się przyzwyczaić do funkcjonowania w nowej rzeczywistości. Artystka od początku postanowiła włączyć się w działalność na rzecz wojska i wspierać ich tak, jak umiała najlepiej, czyli swoim śpiewem. Do historii przeszły jej koncerty dla żołnierzy, dawane wraz z Mieczysławem Foggiem na Dworcu Gdańskim, niedługo po agresji III Rzeszy na nasz kraj.
W listopadzie 1939 roku Hanka protestowała przeciw projekcjom niemieckich filmów dotyczących zajęcia Warszawy. Została wówczas aresztowana. Niektórzy uważają, że okupanci chcieli wtedy wyciągnąć z artystki informację na temat tego, gdzie znajdują się jej przyjaciele z kabaretu – Kazimierz Krukowski i Ludwik Sempoliński, znani z udziału w antyniemieckich spektaklach, a nawet parodiowania Hitlera. Sama artystka była przekonana, że ktoś złożył donos zarzucający jej żydowskie pochodzenie. Najczęściej pojawiała się jednak teza, że za całą sytuacją stali Igo Sym oraz Tymoteusz Ortym. Bez względu na faktyczne powody aresztowania ich efekt był przerażający. Pobita i zmaltretowana Ordonka trafiła do celi. Kobieta, która ocierała jej zakrwawioną twarz, nie rozpoznała w więźniarce gwiazdy polskiej piosenki. W tych trudnych dniach na duchu podtrzymywała artystkę myśl o mężu.
To do niego pisała słowa pełne miłości:
Misiałeczku, (…). Tęsknię – za Tobą, trzymam się i kocham Cię bardzo. Śni mi się nasz domek i tak pragnę już przy Twoim boku odpocząć. (…) Całuję Cię milion razy. (…) Tyle wierszy już napisałam do Ciebie. Ale nie płaczę. Kocham Cię i wierzę, że niedługo się zobaczymy – Hanka.
Niektórzy liczyli na to, że dawny kochanek – współpracujący z Niemcami Igo Sym – pomoże artystce wydostać się z Pawiaka. Odmówił jednak interwencji w sprawie Ordonki. W środowisku mówiło się, że w ten sposób postanowił ukarać kobietę za to, że nie chciała dla niego porzucić męża oraz nie godziła się na występy dla okupantów.
Michała, bardzo zaangażowanego w działalność konspiracyjną oraz współpracę z rządem polskim na uchodźstwie, aresztowano w lipcu 1940 roku. Najpierw osadzono go w wileńskim więzieniu na Łukiszkach, a następnie przewieziono w głąb Związku Radzieckiego. Jednak, jako właściciel majątku Ormiany, ostatecznie został uznany za obywatela neutralnej Litwy, dzięki czemu wyszedł na wolność. Poruszył wtedy niebo i ziemię, by uwolnić ukochaną. Uruchomił nawet swoje arystokratyczne koneksje – w sprawie artystki u samego Adolfa Hitlera interweniował król Włoch, Wiktor Emanuel III. Dzięki temu Ordonka mogła wrócić do domu. Ale więzienie bardzo osłabiło jej i tak wątłe siły.
Przez jakiś czas dochodziła do zdrowia w stolicy, a w marcu 1940 roku wyjechała do Wilna. Kiedy dotarła do willi Tyszkiewicza, Michał, siedzący akurat nad jakimiś dokumentami, w pierwszej chwili jej nie rozpoznał. Była tak wychudzona i zmieniona. Dopiero uważnie przyjrzawszy się przybyłej, domyślił się, kto przed nim stoi. Wtedy porwał ukochaną w ramiona. Delikatnie dotknął blizny widniejącej na jej twarzy, pamiątki po przesłuchaniach gestapo.
Po jakimś czasie oboje wyjechali do Ornian, gdzie Hanka w końcu doszła do siebie. Wówczas zatęskniła za sceną. W Wilnie działał polski Teatr na Pohulance, do którego postanowiła dołączyć. Jej występy z tego okresu kojarzyły się z manifestacjami patriotyzmu, co oczywiście nie wszystkim przypadło do gustu, podobnie jak czarne stroje, które artystka nosiła na znak żałoby po Warszawie. Hanka Bielicka tak zapamiętała te wydarzenia artystyczne:
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Agnieszki Cubały „Miłość bez jutra. Prawdziwe historie zakochanych z obozów, łagrów, więzień i gett” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ordonka na scenie była zjawiskowa. Wspaniała. Pamiętam tylko, że jeśli program takiego koncertu przewidywał, powiedzmy, piętnaście utworów, ona bisowała dwanaście razy, rzadko mniej, ile jej tylko pozwoliły siły, zwyczajna wytrzymałość fizyczna. Ludzie szaleli, bo te koncerty były naprawdę czymś, czego się nie zapomina. Ordonka przedstawiała sobą fenomen estradowy, jaki się rzadko spotyka.
Kiedy Litwa została zajęta przez Związek Radziecki, Michała ponownie aresztowało NKWD. Oficer, który zabierał mężczyznę, uspokajał przerażoną pieśniarkę. Powtarzał, że wszystko się niebawem wyjaśni i jej mąż wkrótce wróci do domu. Musi tylko złożyć wyjaśnienia i odpowiedzieć na kilka pytań. Okazało się, że sprawa była poważna. Rosjanie zarzucali mu szpiegostwo. Mężczyznę najpierw osadzono w wileńskim więzieniu na Łukiszkach. Stamtąd został przewieziony do Kowna, a następnie na otoczoną najgorszą sławą moskiewską Łubiankę. Pieśniarka odwiedzała te placówki, próbując doprowadzić do zwolnienia ukochanego lub choćby uzyskać jakiekolwiek informacje o jego losach. Nieustannie słyszała, że wszystko się wkrótce wyjaśni, ale sprawa się przeciągała. Aby być bliżej męża, artystka zgodziła się na koncerty w stolicy ZSRR. Jednak, kiedy udało jej się w końcu spotkać z wyższym oficerem NKWD, ten oświadczył, że grafa Michaiła Iwanowicza Tyszkiewicza nie ma w spisie osób przetrzymywanych na Łubiance. Być może mówił prawdę. Jej męża przesłuchiwano także w więzieniu Butyrki, a następnie zesłano go na Syberię.
W końcu aresztowano również Hankę. Tak jak to miały w zwyczaju władze radzieckie, bez sądu czy możliwości obrony przed postawionymi zarzutami. Te ostatnie były zresztą dość mgliste. Skazano ją na pobyt w przymusowym obozie pracy i zesłanie. Decydujący okazał się fakt, że artystka odrzuciła propozycję przyjęcia obywatelstwa radzieckiego.
Trafiła do sowchozu pod Kujbyszewem nad Wołgą, a następnie do Uzbekistanu. Tam spędziła w strasznych warunkach kilka miesięcy. Relacje na ten temat są sprzeczne. Według niektórych pracowała w tuczarni świń. Inni wspominają o zatrudnieniu przy budowie szosy, gdzie miała rozbijać wielkie bloki kamienne. Biorąc pod uwagę słabe zdrowie pieśniarki, taki wysiłek fizyczny, połączony z brakiem pożywienia, ciepłych ubrań i dostępem do leków, był zabójczy. „Nie mogąc wykonać przepisowej, dziennej normy, z którą łączy się przydział znośnego jedzenia, otrzymuje głodową strawę: na śniadanie kubek lipowej herbaty lub kawy z rozgotowanej cykorii z ćwiartką razowca, na obiad zupę – gorącą wodę z garścią krup, na kolację: sześć płotek, które połyka się na surowo wraz z ogonem i zupę-wrzątek z ośćmi i łuską ryby”. Warunki, w jakich wówczas żyła Hanka, spowodowały odnowienie się u niej gruźlicy. Pieśniarka trafiła do miejsca nazywanego szpitalem, gdzie zaopiekowała się nią jedna z więźniarek. To ona najprawdopodobniej uratowała Ordonce życie, odstępując jej swoją porcję mleka i przedłużając do granic możliwości pobyt w lazarecie.
Wybawieniem dla małżonków okazała się amnestia, którą wielu Polaków zostało objętych po podpisaniu układu Sikorski–Majski w lipcu 1941 roku. Artystka, uwolniona z sowchozu, przeszła przez Buzułuk, Taszkient i Jangijul. Najpierw pomagała tworzyć stacje sanitarne i stołówki, później skoncentrowała się na opiece nad osieroconymi dziećmi. To z nimi ewakuowana została najpierw do Bombaju, a następnie do Bejrutu. Tam ponownie udało jej się spotkać z Michałem – pracownikiem lokalnego polskiego poselstwa. Choć Tadeusz Wittlin podał trochę inną wersję nieoczekiwanego spotkania małżonków:
Po kilku dniach, zabierając partię sierot, które tu nadjechały, transport rusza dalej w drogę do stolicy Turkmenii – Aszchabadu. Ordonka słyszy od kogoś, że po przyjeździe powinna zgłosić się do tamtejszego kierownika polskiej placówki Opieki Społecznej. Ten młody i energiczny człowiek, niedawno zwolniony z obozu na Syberii, uprzednio zamknięty w więzieniach na Łubiance i w Butyrkach, na pewno jej pomoże. Jego nazwisko: Michał Tyszkiewicz.
Po wojnie artystka nie odzyskała zdrowia. Przykuta do łóżka zajęła się pisaniem książek i malarstwem. We wszystkich działaniach zawsze wspierał ją kochający mąż. Zmarła 8 września 1950 roku na dur brzuszny.
O tym, że uczucie łączące Hankę i Michała było wielkie i prawdziwe, świadczą słowa artystki, które napisała do męża:
Życie jest wielką próbą wartości człowieczej. Jestem szczęśliwa, że po 12 latach naszego małżeństwa witamy się z tą samą miłością, pewni tej samej przyjaźni i pełni szacunku dla siebie. To wiele, to bardzo wiele w dzisiejszych czasach, i to świadczy o człowieku na przyszłość!