Marzec 1968 – bunt młodych przeciw dyktaturze

opublikowano: 2018-03-08, 06:53
wolna licencja
Marzec 1968 roku był przede wszystkim buntem pokoleniowym, który ukierunkował sposób myślenia i uformował postawy późniejszych opozycjonistów i działaczy „Solidarności”. Znajdujący się często po przeciwnych stronach politycznej barykady, chrzest bojowy przechodzili właśnie przed pięćdziesięciu laty.
reklama

Protest z Marca 1968 roku był równocześnie ważnym doświadczeniem formacyjnym dla pokolenia, które wyobrażenie wolnej II Rzeczpospolitej, ale też pamięć II wojny światowej i lat okupacji budowało jedynie na wiedzy zaczerpniętej ze szkoły, licznych filmów i opowieści rodzinnych. Obraz ten, często od prawdy odległy, przestawał być jedynym punktem odniesienia. Młodzież wychowana po wojnie musiała odnaleźć swoją własną rzeczywistość, swoją własną prawdę. Nieuchronne stawało się jej zderzenie z propagandą komunistyczną, nawet jeżeli tego zderzenia nie szukała. Marzec w jakiejś mierze zdynamizuje proces poszukiwania prawdy, choć nie pozwoli jej w pełni odkryć.

Komandosi, partyzanci i inni

Władysław Gomułka w 1967 roku (fot. Ulrich Kohls, ze zbiorów Bundesarchiv, Bild 183-F0417-0001-011, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).

Na fali Października 1956 nastąpiło odejście od stalinizmu. Władze komunistyczne nie będą już odtąd sięgały po narzędzia terroru stosowane dotychczas na tak szeroką skalę. Do władzy doszedł Władysław Gomułka. Entuzjazm, z jakim go wówczas witano był autentyczny i zdradzał ogromne nadzieje, jakie pokładano w nim oraz w politycznym przełomie, którego stawał się symbolem. Jego ekipa rychło odwróciła się od zdobyczy Października, z wolna dokręcając „polityczną śrubę”, czy też idąc na otwartą walkę z Kościołem katolickim.

Po kilkunastu latach owej gomułkowskiej małej stabilizacji społeczeństwo było pogrążone w apatii, zniechęcone i zmęczone rządami „towarzysza Wiesława”.

Partia, pomimo iż sprawowała niepodzielnie władzę, nie była monolitem. Za kulisami targały nią wewnętrzne spory. Sam I sekretarz nie mógł być pewien swojej pozycji. Jedną z zagrażających jego pozycji koterii byli tzw. „partyzanci” skupieni wokół Mieczysława Moczara – grupa osób, które w czasie wojny walczyły w szeregach komunistycznej Gwardii a później Armii Ludowej.

Do głosu dochodziło też młode pokolenie działaczy, otwarcie kontestujące wykłady i obchody organizowane przez władze. Wśród członków tej grupy, nazywanej „komandosami” i działającej w latach sześćdziesiątych, znalazło się wielu późniejszych działaczy opozycji demokratycznej.

Ważny dla zrozumienia sekwencji wydarzeń będzie też konflikt, jaki rozegrał się w czerwcu 1967 roku na Bliskim Wschodzie. Nad ranem 5 czerwca Egipt ostrzelał żydowskie osiedla w Strefie Gazy. Izraelczycy uznali to działanie za casus belli i przystąpili do kontrofensywy. W ciągu zaledwie sześciu dni armia izraelska w błyskotliwym natarciu rozbiła koalicję państw arabskich wspieranych przez Związek Sowiecki. Szybkie zwycięstwo Izraela zaskoczyło światową opinię publiczną i rozjuszyło decydentów na Kremlu. W wyniku wojny Sowieci, a za nimi pozostałe kraje Bloku Wschodniego (prócz Rumunii), zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem, który jeszcze bardziej zbliżył się do mocarstw zachodnich. Poparcie wyrażane dla młodego państwa żydowskiego przez władze PRL będzie odtąd odczytywane jako działanie antypaństwowe i antysocjalistyczne. Legnie też u podstaw kampanii antysemickiej sterowanej przez komunistów.

„Dziady”

W 1967 roku na dość oryginalny pomysł uczczenia pięćdziesiątej rocznicy rewolucji październikowej wpadł Kazimierz Dejmek, ówczesny dyrektor warszawskiego Teatru Narodowego, który postanowił z tej okazji wystawić mickiewiczowskie „Dziady”. Szybko uzyskał przyzwolenie władz. Mało tego, Ministerstwo Kultury i Sztuki przychylnie odniosło się do propozycji występów gościnnych w Moskwie. Spektakl od początku wzbudzał żywe zainteresowanie. Podczas premiery (przesuniętej o dwa tygodnie) wszyscy artyści, na czele z reżyserem oraz Gustawem Holoubkiem odgrywającym rolę Gustawa-Konrada, zostali nagrodzeni przez publiczność długą owacją i okrzykami. Sztuka została odebrana przez widzów jako aluzyjna i krytyczna wobec współczesności. W reżimowej prasie aż huczało od krytycznych recenzji, a czasem wręcz obelg. Przyłączyły się do nich także władze PRL, toteż 30 stycznia 1968 roku inscenizacja została zdjęta z afisza. Nie uratowała jej nawet pozytywna recenzja w moskiewskiej „Prawdzie”. Władze zarzucały spektaklowi „antyrosyjskość, antyradzieckość i religianctwo”.

reklama

Wycofanie „Dziadów” tylko wzmogło nerwowość. Zbierano podpisy pod petycją do sejmu w obronie spektaklu. Na zebraniu Związku Literatów Polskich 29 lutego Stefan Kisielewski użył znamiennego określenia dla polityki władz PRL: „dyktatura ciemniaków”. Nie mogło to ujść uwadze przewrażliwionemu na swoim punkcie Władysławowi Gomułce. Kilkanaście dni później Kisielewski został pobity przez „nieznanych sprawców”.

Pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie (fot. Валерий Дед, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported).

Na wieść o decyzji władz, grupa studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Uniwersytetu Warszawskiego w porozumieniu z „komandosami” zorganizowała demonstrację po ostatnim spektaklu „Dziadów”. Przed gmachem Teatru Narodowego zebrała się grupa złożona z kilkuset osób skandująca hasła: „Wolna sztuka, wolny teatr!”, „Żądamy dalszych przedstawień” czy też „Żądamy zniesienia cenzury”. Następnie uformowano pochód, który skierował się pod pomnik Adama Mickiewicza, gdzie złożono transparent oraz białe i czerwone kwiaty. Jednak praktycznie po zakończeniu pochodu wkroczyła milicja i przy użyciu pałek rozpędziła demonstrantów.

Z zatrzymanych trzydziestu pięciu osób, dziewięć uznano za najbardziej agresywne i ukarano grzywnami w wysokości od 500 do 3 tys. zł. Kilka tygodni później z Uniwersytetu Warszawskiego relegowano dwóch studentów – Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Decyzję o usunięciu ich z uczelni podjął ówczesny Minister Oświaty i Szkolnictwa Wyższego Henryk Jabłoński. Główną przyczyną było poinformowanie zagranicznych korespondentów o sprawie „Dziadów”.

Najazd barbarzyńców

Tablica na terenie Uniwersytetu Warszawskiego upamiętniająca wiec studencki z 8 marca 1968 roku z cytatem z Cypriana Kamila Norwida: „Nie trzeba kłaniać Okolicznościom, a Prawdom kazać, by za drzwiami stały” (fot. Witold Pietrusiewicz, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa–na tych samych warunkach 3.0 niezlokalizowana).

W odpowiedzi na usunięcie Michnika i Szlajfera z uczelni, „komandosi” zapowiedzieli organizację wiecu na terenie Uniwersytetu Warszawskiego. Demonstracja odbyła się w południe 8 marca. Tego dnia rano władze aresztowały prewencyjnie Karola Modzelewskiego, Jacka Kuronia, Seweryna Blumsztajna i Jana Lityńskiego oraz Henryka Szlajfera (Michnik został zatrzymany następnego dnia).

reklama

Irena Lasota, wówczas studentka V roku socjologii, odczytała tekst rezolucji:

My, studenci uczelni warszawskich, zebrani na wiecu w dniu 8 marca 1968 r. oświadczamy: Nie pozwolimy nikomu deptać Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Represjonowanie studentów, którzy protestowali przeciwko haniebnej decyzji zakazującej wystawiania „Dziadów” w Teatrze Narodowym stanowi jawne pogwałcenie art. 71 Konstytucji. Nie pozwolimy odebrać sobie prawa do obrony demokratycznych, niepodległościowych tradycji Narodu Polskiego. Nie umilkniemy wobec represji (…).

Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :

Spokojną demonstrację zakłóciło przybycie oddziałów ZOMO oraz tzw. aktywu robotniczego uzbrojonego w pałki. Bito zarówno uczestników wiecu, jak i przypadkowych studentów wychodzących z zajęć, a także profesorów. Hanna Świda-Ziemba nie bez racji nazywała te surrealistyczne obrazy „najazdem barbarzyńców”.

W kolejnych dniach odbywały się demonstracje studenckie, wobec których ponownie użyto siły. W ruch ponownie poszły pałki, ale też armatki wodne i gaz łzawiący. Protest szybko przeniósł się na ulice wielu innych miast kraju.

Pozostałe miasta

Do starć ulicznych dochodziło między innymi w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Trójmieście. Co ciekawe, miały one miejsce również w kilku miastach, które nie posiadały wówczas uczelni wyższej.

Gmach Uniwersytetu Wrocławskiego, w którym studenci zorganizowali w Marcu strajk okupacyjny (fot. katie_pl, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

15 marca na ulicach Gdańska odbyła się największa w czasie wydarzeń demonstracja – uczestniczyło w niej około 20 tys. głównie młodych osób. W Krakowie milicja wkroczyła na teren Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Strajki poza Warszawą cechowała nieco inna specyfika – młodzież wyrażała wprawdzie solidarność z kolegami ze stolicy, ale częściej powoływała się na hasła obrony wolności słowa i sprzeciwu wobec panującej cenzury.

W setkach zakładów pracy władze organizowały reżyserowane wiece poparcia dla polityki partii. Podczas tych zgromadzeń potępiano protestującą młodzież i inteligencję. Na zachowanych fotografiach przedstawiających masówki widzimy często zmęczone twarze ludzi, którzy bez emocji siedzą zmuszeni do udziału w wiecach pod przygotowanymi transparentami. Napisy na nich głosiły: „Literaci do pióra, studenci do nauki”, „Syjoniści do Dajana”, „Ukarać prowodyrów” czy „Niech żyje PZPR”.

Reperkusje

Wedle oficjalnych raportów na terenie całego kraju od 7 marca zatrzymano przeszło 2,7 tys. osób. Z tej liczby jedynie jedną czwartą stanowili studenci, a większość robotnicy i uczniowie szkół średnich. Przede wszystkim byli to jednak ludzie młodzi. Wielu studentów relegowano z uczelni i wcielono do wojska. Niektórym utrącono w ten sposób świetnie zapowiadające się kariery uczelniane.

reklama

Za inspiratorów demonstracji uznano między innymi „komandosów” Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia, których skazano na 3,5 roku więzienia. Najwyższy wyrok na fali wydarzeń marcowych zapadł jednak w Gdańsku – dwudziestoletniego Jakuba Szadaja skazano aż na 10 lat więzienia (również jego koledzy z organizacji noszącej nazwę Gdańska Młodzieżowa Grupa Wywiadowcza zostali ukarani wysokimi wyrokami więzienia).

Przykładowy „dokument podróży”, który zamiast paszportu otrzymali emigrujący z Polski Żydzi. Zawierał on informację, że jego posiadacz nie jest obywatelem polskim (domena publiczna).

Systemy totalitarne i autorytarne potrzebują wroga. Wroga wewnętrznego tworzyły zwalczające się frakcje w partii. Potrzebowała go wreszcie sama partia, by wytłumaczyć społeczeństwu podejmowane przez nią działania, usprawiedliwić porażki czy też scedować nań negatywne emocje, jakie nawarstwiały się przez lata. I taką rolę pełnili owi „syjoniści”, o których rozpisywała się reżimowa prasa. Oczywiście wyjaśnienie antysemityzmu marcowego jest dużo bardziej złożone. Jednakże sytuacja międzynarodowa sprzyjała frakcji skupionej wokół Moczara, który mógł ją wykorzystać do rozprawienia się z konkurencyjną koterią wewnątrz partii. Rozpętano antysemicką nagonkę, której ofiarami padli nie tylko działacze partyjni.

W jej wyniku z PRL wyemigrowało kilkanaście tys. osób – Żydów i Polaków pochodzenia żydowskiego. Grupa ta była niezwykle zróżnicowana – znajdowali się w niej zarówno wybitni ludzie nauki, kultury i sztuki, jak i osławieni funkcjonariusze stalinowskiego aparatu terroru. W większości wypadków byli to jednak zwykli ludzie, którzy uczyli się i pracowali, a którym odebrano prawo do polskości.

Dziesiątki pracowników nauki usunięto z pracy na uczelniach. Władze mogły przystąpić też do podporządkowania sobie szkolnictwa wyższego poprzez wprowadzenie nowej ustawy. Symbolem tej polityki byli „marcowi docenci” – pracownicy przeważnie nie posiadający habilitacji, którzy otrzymywali uczelniane awanse w nagrodę za lojalną postawę w czasie minionych wydarzeń. Ulica nazywała ich pogardliwie „Volksdocentami”.

Partia triumfowała.

Nieodżałowany Janusz Szpotański w swej „Balladzie o Łupaszce” we właściwy sobie sposób obśmiewał pomarcową rzeczywistość i zwycięstwo z „nowym” wrogiem ludu:

Już kraj nasz oczyszczon

z sjonistów przeklętych,

zostały w nim tylko

Moczary i Kępy.

I nocą z pomnika

spogląda wieszcz blady,

jak po tych moczarach

wciąż snują się dziady.

Czas zamknąć pointą

balladę tę całą:

Choć znikli sjoniści,

lecz BAGNO zostało.

***
Mieczysław Moczar, szef MSW i lider frakcji „partyzantów” (domena publiczna).

Władysław Gomułka zdołał pozbyć się konkurencji w osobie Moczara, jednak niedługo cieszył się swoim zwycięstwem. Dany mu będzie jeszcze jeden sukces – podpisanie w grudniu 1970 roku układu z RFN o normalizacji stosunków i potwierdzeniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Kilkanaście dni później nikt nie będzie tego sukcesu pamiętać – obciążony odpowiedzialnością za masakrę na Wybrzeżu odejdzie w niesławie.

Miesiąc przed wydarzeniami 1968 roku ukończył 63 lata. To wcale nie tak dużo, jak na polityka. Ale zachowywał się i przemawiał jak oderwany od rzeczywistości starzec, który nie tylko nie dostrzegał, ale i nie chciał dostrzec wielu spraw. Gdyby chciał usłyszeć głos młodzieży i inteligencji domagających się wolności słowa, może dostrzegłby żywioł podobny temu, który pełen nadziei zaakceptował przejęcie przez niego władzy dwanaście lat wcześniej?

Bibliografia:

  • Marzec '68 [dostęp: 28 lutego 2018 roku] <[https://marzec1968.pl]>.
  • Eisler Jerzy, Polski rok 1968, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2006
  • Eisler Jerzy, „Polskie miesiące” czyli kryzys(y) w PRL, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008.
  • Gawin Dariusz, Potęga mitu. O stylu politycznego myślenia pokolenia Marca 68 [w:] Marzec 1968. Trzydzieści lat później, t. 1: Referaty, pod red. Marcina Kuli, Piotra Osęki, Marcina Zaremby, PWN, Warszawa 1998.
  • Świda-Ziemba Hanna, Młodzież PRL. Portrety pokoleń w kontekście historii, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

Artykuł został opublikowany w ramach dodatku tematycznego do Histmag.org „Wielkie momenty oporu przeciw tyranii 1945-89”, zrealizowanego dzięki wsparciu Europejskiego Centrum Solidarności :

reklama
Komentarze
o autorze
Piotr Abryszeński
Absolwent historii i politologii, doktorant na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Pracownik Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Przygotowuje pracę doktorską poświęconą postawom społeczno-politycznym środowiska akademickiego Politechniki Gdańskiej w latach 1969-1980.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone