Mariusz Urbanek – „Marian Eile. Poczciwy cynik z „Przekroju” – recenzja i ocena
Mariusz Urbanek – „Marian Eile. Poczciwy cynik z „Przekroju” – recenzja i ocena
Mariusz Urbanek jest jednym z tych autorów, których książki budzą zainteresowanie jeszcze przed oficjalną premierą. To autor wielu poczytnych i świetnie przyjętych opracowań, wśród których należy wymienić chociażby biografie Kornela Makuszyńskiego, Juliana Tuwima, Rudolfa Weigla, czy wreszcie portretu środowiska słynnych lwowskich matematyków. Z kolei książki o Jerzym Waldorffie i rodzinie Kisielewskich musiały zaowocować zainteresowaniem postacią Mariana Eilego.
Niebanalne ujęcie tematu, znakomicie przeprowadzona kwerenda w połączeniu z umiejętnością opowiadania historii – to wszystko sprawia, że czytelnik ma okazję poznać naturę i mentalność opisywanej postaci, a nie tylko suchą faktografię. I czyni z pozornie nudnej historii fascynujący portret całego środowiska. Gawędziarski styl pozwala w pierwszym rzędzie zrozumieć bohatera, a dopiero później odtworzyć chronologię.
Bo Urbanek jest odkrywcą charakteru – do poznania
Eilego zachęcają już zresztą pierwsze strony recenzowanej książki. A jest to
sylwetka czasem dziwaka, abnegata, uparciucha o kontrowersyjnych poglądach na wiele kwestii, ale przede wszystkim indywidualisty, który
wiedział, czego chce i w jaki sposób należało to osiągnąć. Korzystając ze wspomnień i
zapisków autor odmalowuje sylwetkę człowieka, który w swoich czasach był na
swój sposób wyjątkowy. Obfitość opinii daje wgląd w osobowość, sposób pracy,
ale również relacje z innymi ludźmi. Autor potrafi te opinie subtelnie
skomentować i umiejętnie przeprowadzić odbiorcę przez gąszcz nazwisk i osądów. Często osadza je w kontekście i odpowiednio tłumaczy.
Marian Eile był twórcą „Przekroju”, wielkonakładowego pisma mającego ambicje funkcjonować jako niekomunistyczne w czasach komunistycznych. W sposób możliwie dyskretny starał się przemycać zakazane wzorce: inteligencki, mieszczański, promując w ten sposób zachodnie i niesowieckie gusta. W ten sposób wychował pokolenia inteligentów, ale też tych, którzy do tego miana pretendowali. Można jednak na marginesie (złośliwie) zauważyć, że siedzenie okrakiem na barykadzie również zalicza się do tych postaw.
Oczywiście nie był „Przekrój” tygodnikiem wojującym z systemem komunistycznym – to byłoby zresztą niemożliwe. Toteż jego naczelny zdawał sobie sprawę, że treści publikowane w jego piśmie, zwłaszcza w okresie stalinowskim, nie przynosiły mu chwały i zaszczytu. Robił chyba tyle, ile mógł – lub przynajmniej prawie tyle. To już oceni czytelnik.
Po dwudziestu trzech latach tworzenia „Przekroju”, na skutek antysemickiej nagonki po wydarzeniach marcowych, zmuszony był pożegnać się z funkcją redaktora naczelnego. Wyjechał do Francji. „Wolał być Polakiem w Paryżu niż Żydem w Krakowie”, jak to trafnie ujął Stefan Kisielewski. Numer jubileuszowy z okazji ćwierćwiecza pisma był dziwny – ani słowa o twórcy i głównym motorze napędowym tytułu. A jednak Eile powrócił do kraju w listopadzie 1970 roku, jednak nie na dawny fotel naczelnego. Nawiązał współpracę z pismem satyrycznym „Szpilki”, gdzie redagował stałą rubrykę. Tylko rubrykę, nie cały numer.
I to jest jak gdyby post scriptum do jego kariery, długie, bo liczące kolejne ćwierć wieku, w czasie którego pozostał tym samym indywidualistą, choć jego wpływ na otoczenie był dużo mniejszy. Bo przecież Eile to „Przekrój”, a „Przekrój” to Eile.
Ktoś powie, że biografia dziennikarza musi być nudna. Uspokajam: zdecydowanie nie, jeśli jej napisania podejmuje się taki autor. Marian Eile jest postacią w zasadzie dziś już zapomnianą – dobrze więc, że jego sylwetka zostaje przypomniana szerszemu kręgowi czytelników. I dobrze, że tego zadania podjął się Mariusz Urbanek. Zachęcam do lektury!