Maria Nurowska – „Mój przyjaciel zdrajca” – recenzja i ocena
Kiedy pada nazwisko Ryszarda Kuklińskiego, zwykle zwiastuje to początek dyskusji pod tytułem „Bohater czy zdrajca?”. Fakt, że w ogóle takie pytanie pada mówi więcej o polskim społeczeństwie niż dziesiątki socjologicznych analiz. Jak stwierdził kiedyś Radosław Sikorski: „Powiedz mi o Kuklińskim, a powiem ci, kim jesteś, powiem ci, jaki jest twój stosunek do PRL i do wolności ojczyzny”.
Ryszard Kukliński (1930–2004), pułkownik Wojska Polskiego, w latach 1971–1981 przekazał Stanom Zjednoczonym kilkadziesiąt tysięcy stron tajnych dokumentów, dotyczących planów militarnych Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego. Ewakuowany w 1981 roku do Stanów Zjednoczonych, został skazany w PRL-u na karę śmierci. Rehabilitacji doczekał się dopiero w 1997 roku.
Osobom zainteresowanym Ryszardem Kuklińskim, postacią historyczną, która odegrała znaczącą rolę w dziejach zimnej wojny, poleciłbym bardziej publikacje Józefa Szaniawskiego. Oczywiście, tak zwana „wielka historia” też jest widoczna na kartach „Mojego przyjaciela zdrajcy”, ale znana pisarka Maria Nurowska stara się przede wszystkim opowiedzieć o Ryszardzie Kuklińskim jako o człowieku ze wszystkimi jego zaletami i słabostkami. A w zasadzie to sam Kukliński opowiada o sobie, a Nurowska tylko nagrywa, dopytuje i spisuje. Często recenzenci w kontekście tej książki używali słowa „spowiedź” i trudno znaleźć lepsze określenie. Ryszard Kukliński opowiada o swoim życiu, o wojsku, o kobietach, o synach, o współpracy z Amerykanami. Nie ma tu śladu autokreacji, udawania kogoś innego. „Nie, niczego się już nie boję, nawet swojego literackiego wizerunku” – zapewnia. Zastrzegł też, że książka może ukazać się dopiero po jego śmierci.
Przyznam, że miałem spory problem z oceną tej książki. Z jednej strony jest to w sumie ciekawa opowieść, momentami dramatyczna, momentami zabawna (vide: świetna historia z recytowaniem życiorysu marszałka Konstantego Rokossowskiego przez podkomendnych Kuklińskiego). Z drugiej strony nie czuć literackiej obróbki, pomijając kilka wstawek, gdy Maria Nurowska pisze w pierwszej osobie. W posłowiu autorka używa określenia „powieść o Ryszardzie Kuklińskim”, ale wydaje mi się, że „Mój przyjaciel zdrajca” właśnie jako powieść się nie broni. W czasie lektury miałem wrażenie, że to po prostu przygotowane do druku wspomnienia pierwszego polskiego oficera w NATO, jak go określił Zbigniew Brzeziński.
Nie chcę powiedzieć, że jest to zła książka. Maria Nurowska, tak jak chciał Ryszard Kukliński, pokazała nam swojego rozmówcę „jako człowieka, a nie jakiegoś Jamesa Bonda o nadludzkich możliwościach” – a o to przecież chodziło.
Korekta: Justyna Piątek