Marek Teler – „Amantki II Rzeczypospolitej” – recenzja i ocena
Marek Teler – „Amantki II Rzeczypospolitej” – recenzja i ocena
Żywot artystyczny II Rzeczypospolitej był bardzo krótki, bo trwał zaledwie dwie dekady. Epoka rozwijającej się polskiej kinematografii zakończyła się wraz atakiem Niemców na Polskę we wrześniu 1939 roku. Pamięć o gwiazdach międzywojennego filmu i sceny uległa zatarciu. Do końca lat dziewięćdziesiątych w legendarnym programie „W starym kinie”, prowadzonym przez Stanisława Janickiego, dzięki któremu rozpropagowano zapomniane perły srebrnego ekranu. Śmiało można powiedzieć, że obecnie pałeczkę popularyzatora blichtru II RP przejął doskonale znany czytelnikom Histmaga Marek Teler.
W swojej najnowszej książce pod tytułem „Amantki II Rzeczypospolitej” przybliża on historie dwunastu artystek. Jedne gościły na ekranach kin przez wiele lat, zaś dynamicznie rozwijającą się karierę innych przerwał wybuch wojny. W czasach okupacji część prezentowanych aktorek zasłynęła bohaterską działalnością konspiracyjną, zaś pozostałe wzbudzały zainteresowanie polskiego państwa podziemnego ze względu na kontakty z Niemcami. Bez względu na ich talent czy patriotyzm, żadna z nich nie odzyskała w powojennej rzeczywistości swojej pozycji w polskiej kinematografii – podkreśla Marek Teler. Z oczywistych względów najwięcej miejsca autor w biograficznych opisach aktorskich blondynek, brunetek czy szatynek, poświęca ich pracy zawodowej – co niewątpliwie będzie najciekawsze dla koneserów filmowych. Natomiast większość czytelników zainteresuje prywatna strona życiorysów bohaterek książki wydanej nakładem Wydawnictwa Bellona.
Pierwsze odczucie towarzyszące zgłębianiu losów międzywojennych „amantek”, to ich „celebryckie zachowania”, które w zasadzie niewiele odbiega od współczesnych aktorek. Ówczesne twarze scen polskich miały „fioła” na punkcie wieku i chętnie odejmowały sobie lat. Gdy spojrzy się na zdjęcia prezentowanych gwiazd, to każda z nich uchodziła za piękność. Dziwić nie może, że chętnie brały udział w organizowanych wyborach Miss Polonia – jak choćby Maria Bogda, która mimo upływu lat, długo zachowywała młodzieńczą urodę. Zapytana, co robi, że tak świetnie wygląda? odpowiadała, że scena konserwuje. Marię Gorczyńską również pytano o sekret jej urody, bo chodziły pogłoski, że myje się w piwie… A po prostu do późnych lat dbała o pielęgnację twarzy i nawet w ponurych czasach PRL udawało jej się sprowadzać kremy z Francji.
Na porządku dziennym była nietrwałość zawieranych małżeństw. Rzadko kiedy kończyło się na jednym związku. Do rekordzistek należała Elżbieta Kryńska, która czterokrotnie była zamężna. Nie mówiąc już o tym, iż ze względów zawodowych, „amantki” nie chciały mieć dzieci: każda zamężna kobieta winna mieć dziecko (…) Czy aktorka może sobie pozwolić na dziecko? Nie. A przecież każda matka powinna porządek całego swojego życia zastosować do wymagań dziecka – mówiła cytowana w książce Jadwiga Smosarska. Podobnie to ma miejsce wśród dzisiejszych gwiazd, relacje damsko-męskie nawiązywane były wewnątrz środowiska aktorskiego lub z ludźmi z wyższych sfer. Swoją drogą, to ciekawie na temat postępowania z mężczyznami wypowiadała się Barbara Orwid: Przede wszystkim główna zasada, według starego i mądrego przysłowia: milczeć! Mało mówić, za to dużo słuchać, co on mówi i notować sobie w pamięci swoje uwagi i spostrzeżenia o jego upodobaniach, nawyknieniach, charakterze i inteligencji. Przestudiować go od strony psychologicznej i powiązać plan, w jaki sposób postępować, aby go sobie zjednać. Ale równocześnie nie pozwolić górować nad sobą. Dalej, kobieta nie powinna być zbyt dobra ani „słodka” dla mężczyzny. To dziś nie popłaca. Niech Bóg broni smarować mu chleb masełkiem lub słodzić herbatę, gdyż może odburknąć, że herbata jest zimna lub masło nieświeże […] Jestem zwolenniczką kłótni niż obojętnego milczenia. Jeśli kobieta nie jest zadowolona z jakiegoś postępku mężczyzny, powinna mu o tym powiedzieć, nawet wykłócić się z tego powodu, ale nie zamykać się w sobie, gdyż to źle wpływa na wzajemny stosunek i oziębia uczucie.
Uciekano też przed oczami „gawiedzi” szukającej tanich sensacji. Z tego powodu Maria Malicka wzięła ślub o piątej rano. Cóż, wścibscy dziennikarze i wielbiciele nie raz marzyli o życiu na poziomie równym znakomitościom filmowym X muzy. Malicka wraz z mężem założyła własny teatr. Wspólnie kupili sześć leśnych parcel – dwanaście tysięcy metrów kwadratowych. Zbudowali willę z basenem i wieloma pokojami. Kupili nawet przyczepę na czterech kołach, w której znalazło się miejsce dla trzech pokoi. Jadwiga Smosarska uchodziła za najlepiej zarabiającą aktorkę. Kręciła jeden film rocznie, kasując 10–15 tysięcy złotych. Dla przykładu światowa gwiazda międzywojnia Greta Grabo – otrzymywała podobną kwotę za jeden dzień zdjęciowy. Niezależnie od różnic, były to sumy niewyobrażalne dla szarego człowieka. W połowie lat trzydziestych, przeciętna pensja robotnika zatrudnionego w przemyśle wynosiła raptem 143 zł miesięcznie.
Zachcianek i kaprysów też nie brakowało. Maria Malicka wywiadzie dla tygodnika „Kino” w 1935 roku mówiła, że na Gwiazdkę chciałby mieć fotografię na okładce czasopisma, któremu udzielała wywiadu. Ewentualnie wygrać los na loterii – bo teatr, proszę pana, to droga rzecz – mówiła Malicka. Warto zaznaczyć, że masa cytowanych anegdot w „Amantkach II Rzeczypospolitej” pochodzi z tego pisma.
Z podobnej półki jest zdarzenie z życia Jadwigi Smosarskiej. Ucząc się jazdy samochodem, została zatrzymana przez funkcjonariusza policji. Przedstawiciel władzy zażądał okazania dowodu osobistego. Nie pomogły oświadczenia siedzącego obok artystki właściciela auta, iż ta pani uczy się prowadzić. Sytuacja oburzyła aktorkę: Pierwszy lepszy przechodzień powie panu, kto ja jestem. Ja zapamiętam sobie dobrze twarz i numer policjanta tak niegrzecznego wobec kobiety. Cała akcja miała ostatecznie swój finał w sądzie, a skończyła się oczywiście uniewinnieniem Smosarskiej. W publikacji nie brakuje akcentów obyczajowych. Między innymi Karolina Lubieńska, która zakosztowała prawie wszystkich sportów kobiecych. Twierdziła, że płci żeńskiej nie wypada uprawiać pięściarstwa i piłki nożnej. Nie wszyscy tak ochoczo – jak to ma miejsce obecnie – podążali za nowinkami. Jadwiga Smosarska przebywając na emigracji w Stanach Zjednoczonych – negatywnie odnosiła się do rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych, ruchu hipisowskiego czy też noszenia długich włosów przez mężczyzn.
Bardzo ważnym elementem książki Marka Telera jest szczegóły opis losów aktorek w czasie okupacji niemieckiej – zwłaszcza Baśki Orwid, Marii Malickiej czy Iny Benity, które często wykorzystywały swoje kontakty z Niemcami do działalności konspiracyjnej czy nawet uwolnienia bliskich. Krytyka aktorów, którzy grali w teatrach jawnych i kontrolowanych przez Niemców nie zawsze jest uzasadniona. Grali nie dlatego, że popierali władze okupacyjne, ale ze względu na brak środków do życia i jakąkolwiek możliwość wyżywienia rodziny: Należy pamiętać, że w tetrach jawnych wystawiano sztuki w polskim języku i dla polskiej publiczności, a nawet przemycano w nich elementy patriotyczne – zaznacza Marek Teler.
Historie kobiet w „Amantkach II Rzeczypospolitej” są dość smutne. Będąc w kwiecie wieku, często nie mogły kontynuować aktorskiej kariery. Niektóre z aktorek wybrały życie na emigracji, który zaznaczał się tęsknotą do ojczyzny. Ból dosięgnie każdego, kto przeczyta się historię Heleny Grossówny, która obok imponującego dorobku scenicznego i filmowego, w czasie okupacji niemieckiej zapisała przepiękną kartę konspiracyjną. Na pogrzebie w 1994 roku żegnało ją raptem dziesięć osób. Tego typu opowieści w książce Marka Telera znajdziemy dużo więcej. Jeżeli czytaliście poprzednie publikacje autora jak „Upadek amanta. Historia Igo Syma” czy „Zagadka Iny Benity” – nie zawiedziecie się. A jeśli jeszcze nie mieliście okazji po nie sięgnąć, to czas najwyższy nadrobić zaległości. Nie ma tu nudy i zbędnych informacji. Jest zawsze interesująco, co nie znaczy, że wesoło.