„Mała Moskwa”
W styczniu 1945 roku front wojenny dotarł na Dolny Śląsk. Legnica, która była do tej pory schronieniem dla mieszkańców innych miast III Rzeszy, sama stanęła przed zagrożeniem ze strony Armii Czerwonej. Rozkaz jej opanowania otrzymała 309. Dywizja Piechoty 22 Korpusu Piechoty wchodząca w skład 6. Armii zgrupowania wojsk I Frontu Ukraińskiego. Dowodził nią pułkownik Lew Borys Dawidowicz. Miasto zostało zdobyte 9 lutego – bez większego oporu ze strony wojsk niemieckich, które w większości opuściły je kilka dni wcześniej. Legnica przetrwała praktycznie nienaruszona.
„Mała Moskwa” pod władzą radzieckiej Komendantury Wojennej
Od lutego do końca kwietnia 1945 roku miasto znajdowało się pod wyłączną kontrolą radzieckiej komendantury wojennej. Oprócz tego Legnica pełniła funkcje wielkiego szpitala polowego Armii Czerwonej. Rekonwalescenci ze wschodu utkwili w pamięci pierwszych osadników i nazywani byli przez nich „kalesoniarzami”. Ranni czerwonoarmiści stanowili poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i spokoju w mieście. Mało kto zapuszczał się w okolice ich placówek medycznych.
Sytuacja pozostałych w mieście Niemców zamieniła się w koszmar. Radzieccy żołnierze dopuszczali się na ludności cywilnej licznych rabunków, napadów, gwałtów oraz morderstw. Nie oszczędzali nikogo. Napadali na kościoły i duchownych, a nawet grabili zwłoki na cmentarzu. Miało dochodzić do regularnych egzekucji jeńców wojennych. Już w trakcie walk o miasto w pobliskim Ulesiu rozstrzelano 150 niemieckich żołnierzy wziętych do niewoli. Zabijano także pojmanych członków Volkssturmu (niemieckie pospolite ruszenie). Jeden z nich, który przeżył taką egzekucję, zeznał później:
Około godziny 16 przyszedł do nas radziecki oficer i powiedział, że jeden z nas trzech ma z nim iść. (...) Jako pierwszy poszedł Hermann (...). Oficer po chwili wrócił i kazał iść mnie. Poprowadził mnie na podwórze restauracji (...). Kiedy tam wszedłem, zobaczyłem dużą ilość trupów. (...) Po chwili otrzymałem strzał. Upadłem i zobaczyłem obok Hermanna, który umierał. Otrzymałem drugi strzał (…) i jeszcze jeden, który przestrzelił mi policzek (...). Przez cały czas byłem przytomny i zobaczyłem, jak w ten sposób umiera trzeci volkssturmista.
Intensywnie szukano ludzi powiązanych z NSDAP. W mieście znajdowało się 12 komisariatów GPU (Gławnoje Politiczieskoje Uprawlienje). Ludzi weryfikowano pod kątem związków z partią nazistowską. Ci, na których padło podejrzenie, ginęli bez wieści. Odnotowano wówczas pierwsze wywózki w głąb Związku Radzieckiego.
Dochodziło do regularnych gwałtów na kobietach. Przybierały one skale masową. Nierzadko kończyły się one dla nich śmiercią. Jak podsumował jeden z mieszkańców: miały miejsce w każdym domu. Częstokroć dochodziło do nich pod wpływem alkoholu: (…) pijany Rosjanin był zdolny do wszystkiego. Żadna legniczanka nie mogła czuć się bezpiecznie. Świadczyły o tym poszczególne przykłady – w jednym z przypadków doszło do gwałtu na dziesięciolatce, jednocześnie ofiarami czerwonoarmistów padały kobiety siedemdziesięcioletnie i osiemdziesięcioletnie. Jedna z ówczesnych legnickich nauczycielek wspominała: Sama widziałam, jak dwóch pijanych Rosjan próbowało zgwałcić naszą siedemdziesięcioletnią sąsiadkę, trzymającą dwuletnią wnuczkę na ramieniu. Przed gwałtem nie chronił także habit zakonnicy, widoczna ciąża lub choroba.
Bez śladu znikały też kobiety, które władze radzieckie poddawały kontrolom. Nie tylko Niemki musiały mieć się na baczności. Dla zdemoralizowanych żołnierzy bez znaczenia była narodowość gwałconej. Mieszkanka Legnicy w swoich wspomnieniach odnotowała: Jedna z ukraińskich dziewczyn powiedziała nam, że nie musimy się obawiać, że Rosjanie nie są źli. I my i ona szybko nauczyliśmy się, że jest inaczej. Żołnierze organizowali obławy na kobiety, które wyłapywano z kryjówek w piwnicach lub innych zakamarkach. Jedna z grup ukrywających się Niemców została odnaleziona przez oddział czerwonoarmistów: Nasze serca prawie przestały bić, takiego strachu nie można sobie nawet wyobrazić. (…) Zabrali zegarki, kosztowności, walizki, kobiety i młode dziewczęta, prawie dzieci.
Szerzył się szaber porzuconego mienia. Łupem czerwonoarmistów padły dobrze zaopatrzone mieszkania i sklepy. W ciągu kilkunastu tygodni dewastacji uległa spora część Legnicy. Mieczysław Piskozub, pełnomocnik Grupy Operacyjnej Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów na miasto Legnicę (KERM), przyjechał do miasta pod koniec kwietnia 1945 roku. Zapamiętał, że domy wszystkie były rozbite, mieszkania przedstawiały obraz jednego rumowiska, drzwi były z powyłamywanymi ramami, okna bez szyb etc.
Plądrowano mieszkanie po mieszkaniu, budynek po budynku. Przestępczy proceder ułatwiał fakt, iż większość lokatorów legnickich mieszkań zbiegła z Dolnego Śląska ze strachu przed wojną. Łupem padały również dobrze zaopatrzone sklepy. Zresztą nie tylko tam znajdowano dawno nie widziane „skarby”:
(…) w piwnicach szkoły zawodowej leżały olbrzymie ilości najlepszych materiałów i tysiące par butów, które Niemcy, prosto z ulicy ściągani do pracy, musieli ładować na samochody”. Skutkiem wielu łupieżczych wypraw w miasto były podpalenia, które dotknęły wiele z ówczesnych sklepów. Mieszkańcy miasta wspominali, jak: „(…) z głośnym hukiem pękały zmagazynowane w piwnicy worki z kawą i kakao.
Friedrich Mann, który w lutym 1945 roku pozostał w mieście, już w pierwszych dniach obecności radzieckiej w mieście, był kilkukrotnie okradany przez żołnierzy Armii Czerwonej. Wszelkie środki zaradcze, w postaci zabijania drzwi do mieszkań nic nie dawały, bo wśród radzieckich żołnierzy najpopularniejszym sposobem na dostanie się do środka lokalu było wyłamanie drzwi.
Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!
Szabrowali nie tylko radzieccy żołnierze. Po przejściu frontu, jeszcze przed oficjalnym przybyciem do miasta władz polskich, do Legnicy zaczęli przybywać szabrownicy z centralnej Polski, zwabieni szansą łatwego zarobku. Skala tego procederu jest jednak trudna do oszacowania.
Ważnym elementem funkcjonowania radzieckich komendantur wojennych było zabezpieczenie majątku trofiejnego, którego proces w praktyce przedstawiał się jako niczym nieograniczony szaber poniemieckiego mienia (tzw. szaber oficjalny). Jako jedne pierwszych łupem Sowietów padło wyposażenie legnickiego oddziału firmy „Telefunken”, mieszczącej się w dawnej fabryce Wilhelma Lorenza przy Hedwigstraβe 25 (obecnie ul. Ściegiennego) – stało się to zgodnie z decyzją Głównego Komitetu Obrony ZSRR nr 7878 z 21 marca 1945 roku. Wyposażenie tego zakładu trafiło m. in. do moskiewskich fabryk. Tego samego dnia zdecydowano o wywiezieniu z Legnicy wszystkich maszyn poligraficznych. W kwietniu w konsekwencji decyzji nr 8173 wywieziono wyposażenie zakładów produkujących maszyny obróbki drewna przy Wihelmstraβe (obecnie ul. Senatorska): „Teichert & Sohn”, gdzie następnie wojska radzieckie uruchomiły warsztat naprawczy oraz zakład „Gubisch”, który został przekształcony w „warsztat reparacyjny czołgów”. W tym samym miesiącu wywieziono też znaczną część elementów do motocykli, maszyny drogowe oraz materiały budowlane. Miesiąc później wywieziono wyposażenie czterech fabryk ceramicznych oraz pozbawiono miasto łączności telefonograficzno-telegraficznej.
Polacy w „Małej Moskwie”
Początek polskiej akcji osadniczej i oficjalne przekazanie władzy w mieście polskiemu Zarządowi Miejskiemu w maju 1945 roku nie oznaczał końca samowoli czerwonoarmistów. Szybko okazało się, że to co groziło Niemcowi, grozi także Polakom. W dodatku ujawniło się pewne ciekawe, acz nie do końca zrozumiałe zjawisko – wyraźne faworyzowanie Niemców przez Rosjan. Wielokrotnie donoszono, że radzieccy żołnierze utrudniają akcje osadniczą na terenie miasta, wstawiając się częstokroć za ludnością niemiecką – polscy urzędnicy byli przepędzani z lokali, które mieli przejąć od Niemców. Niektóre z takich przypadków kończyły się bójkami, pobiciami, a nawet strzelaninami.
Przybywający do miasta ludzie byli świadkiem powolnej, lecz skutecznej dewastacji miasta przez żołnierzy radzieckich. Opuszczone mieszkania ograbiano ze wszystkiego co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Wiele rzeczy bezmyślnie zniszczono (np. wycinano skórę z mebli).
Wspomnienia pierwszych mieszkańców Legnicy obfitują w informacje o przestępstwach popełnianych przez radzieckich żołnierzy. Potwierdzały to także pierwsze raporty miejscowych władz oraz instytucji. Wedle tych relacji do napadów, zabójstw i gwałtów na ludności cywilnej miało dochodzić każdego dnia. Odnotowywano napady na transporty ludzi ze wschodu.
Z problemem tym nie mogła poradzić sobie dopiero co powstająca milicja, która zresztą sama często padała ofiarą radzieckich żołnierzy. Funkcjonariusze byli napadani, rozbrajani, a nawet zabijani. Posterunki gminne MO na terenie okolicznego powiatu bywały rabowane przez czerwonoarmistów – jeden z takich ataków miał miejsce w lipcu 1945 roku w miejscowości Ruja. Łupem napastników padła milicyjna spiżarnia oraz rzeczy osobiste funkcjonariuszy.
Bezwzględność żołnierzy radzieckich była tak wielka, że nie mieli oni żadnych oporów przed najokrutniejszymi czynami. W jednym przypadków, kiedy podczas napadu na Polkę żołnierze radzieccy zauważyli u niej złote zęby, rzucili kobietę na ziemie i wyrwali jej feralny element uzębienia.
Problemu nie stanowiły jedynie wojska stacjonujące w mieście. Legnica, leżąca na szlaku komunikacyjnym, była nawiedzana przez radzieckie transporty kolejowe, którymi „sołdaci” wracali z frontu. Ich zachowanie przypominało zwyczaje dzikiej hordy, a nie wojskowego oddziału. Jedną z takich sytuacji opisał Włodzimierz Kalichowicz:
(…) przyjeżdżali tranzytem – eszelonami – frontowi żołnierze radzieccy powracający z zachodu. Było to pijane żołdactwo bardzo groźne dla mieszkańców zamieszkujących okolice dworca (…). Pamiętam, jak jeden z takich „eszelonów” zatrzymał się i cała chmara żołdaków podobna do szarańczy wyległa na plac i ulice przed dworcem, W pobliżu znajdował się mały bazar, na którym handlowano czym popadnie. Armia wyzwolicielska przypuściła szturm, grabiąc i niszcząc co było po drodze. Pogrom. Nie ważne kto tam był – Polak, Rosjanin czy Niemiec. Co mieli – ‘dawaj eto wsio nasze’. Powstała bitwa, krzyki, płacz, wołanie o pomoc.
Inne relacje potwierdzają, że nie był to odosobniony przypadek. Dochodziło do regularnych starć NKWD ze zdemobilizowanymi radzieckimi oddziałami.
Kto rządzi w mieście?
Pomimo powołania do życia polskiego Zarządu Miejskiego, realną władzę w mieście nadal sprawował sztab wojsk radzieckich. To w ich rękach przez kolejne dwa lata znajdowały się elektrownia, gazownia i wodociągu oraz szereg innych zakładów komunalnych oraz praktycznie wszystkie budynki użyteczności publicznej. Brak stałego dostępu do energii elektrycznej oraz wody paraliżował m. in. pracę służby zdrowia.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Interwencje polskich władz nic nie dawały. Ówczesny prezydent miasta, Karol Myrek, uskarżał się na brak reakcji na jego kolejne prośby. Sam zresztą został odwołany z tego stanowiska w grudniu 1945 roku, po kilku publicznych wystąpieniach, w których odważył się skrytykować poczynania Sowietów.
Polacy zdawali sobie sprawę, że wszystko zależało od dobrej woli władz radzieckich, a raczej od ich widzimisię. Józefa Jakubczyk, mieszkanka Legnicy od maja 1945 roku w swoich wspomnieniach odnotowała: W Legnicy czuliśmy się drugimi, gdyż gospodarzem było wojsko radzieckie. Oni byli w mieście gospodarzami, a my nie chcianymi intruzami.
Na potrzeby Polaków władze radzieckie udostępniły tylko jeden budynek szkolny. Szpitale, urzędy, sądy, siedziby UB i MO oraz wielu innych instytucji musiały być organizowane w lokalach całkowicie nieprzygotowanych do takiej roli. Zazwyczaj były to po prostu kamienice. Żołnierze z ZSRR do listopada 1945 roku kontrolowali ruch drogowy w mieście, a na każdym wyjeździe stawiali swój posterunek. Postrachem legnickich ulic byli pijani radzieccy szoferzy, którzy nieraz doprowadzali do tragicznego w skutkach zdarzenia.
Wypędzenie za Kaczawę
Potwierdzeniem tego, kto tak naprawdę rządzi w mieście, były wydarzenia z lipca 1945 roku, kiedy doszło do wypędzenia ludności polskiej za rzekę Kaczawę, na ówczesne obrzeża miasta. Ta przymusowa przeprowadzka nie dotyczyła tylko cywili – swoje lokale musieli opuścić wszyscy, także władze wojewódzkie z wojewodą Stanisławem Piaskowskim na czele (siedziba władz Dolnego Śląska została przeniesiona do Wrocławia dopiero w październiku 1945 roku).
10 lipca 1945 roku polskie władze w Legnicy zostały poinformowane przez radziecką komendanturę o decyzji odnośnie ewakuacji ludności polskiej z zachodniej części miasta. Jako podstawę wysiedlenia podano:
„Przeniesienie Głównej Kwatery 11-go Frontu Białoruskiego marsz. Rokossowskiego, stworzenie głównej bazy dla wojsk powracających do Związku Radzieckiego i jako główny punkt rozdzielczy wojsk udających się na tereny niemieckie okupowane przez Amie Radzieckie i jako główne skupisko rannych żołnierzy Radzieckich”.
Zgodę na to miały wydać polskie władze centralne, z prezydentem Bolesławem Bierutem na czele. Ewakuacja została przeprowadzona szybko i w sposób bezpardonowy. Polacy otrzymali tylko kilka dni. Jeden z mieszkańców wspominał, że:
Sposób w jaki to zrobili, wzbudził w nas zrozumiałe oburzenie. Wykazali nie tylko brak kultury, ale i to, że czują się w Legnicy jak u siebie, a nie w Polsce. Nie byliśmy w stanie w wyznaczonym czasie znaleźć odpowiedniego miejsca pobytu. Wynieśliśmy więc biurka, szafy, stoły itd. na ulicę za Kaczawę i tam dosłownie na ulicy urzędowaliśmy prawie tydzień. Szczęście, że nie padał deszcz.
Polacy nie uzyskali od radzieckiego wojska obiecanej pomocy przy przesiedleniu. W dodatku zostali de facto ograbieni z posiadanego mienia, gdyż mogli zabrać ze sobą wyłącznie skromny bagaż podręczny. Funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) mieszczącego się wówczas w Legnicy, informowali, że pośpiech w jakim wysiedlono Polaków nie miał żadnych uzasadnionych podstaw i przypominał on (...) pewne momenty z okresu okupacji niemieckiej, a stosowane do ludności żydowskiej (...)”. Niektórzy z wysiedlonych mieszkańców musieli spędzić pod gołym niebem nawet kilka dni, gdyż lokale, które zostały im przydzielone we wschodniej części miasta, nie nadawały się do natychmiastowego zamieszkania. Inni w przypływie paniki opuszczali miasto i wracali w głąb kraju.
Naczelnik Oddziału PUR w Poznaniu 16 VII 1945 roku donosił, że w okolicach Leszna i Rawicza znajduje się około 10 tys. osób, które opuściły Legnicę i jej okolicę. Odnotował, iż: Tłumy emigrantów głodne i po części bez odzienia, błąkają się po okolicy, a następnie wojska radzieckie je likwidują, przewożąc znowu na tereny zachodnie do prac przymusowych. Wśród uciekinierów znalazł się pierwszy powojenny prezydent miasta – Władysław Stasierski. Uciekł wraz z kilkoma urzędnikami, zabierając ze sobą środki z kasy miejskiej oraz urzędowe pieczęcie. Do miasta już nigdy nie powrócił. Jego następca, Karol Myrek, objął swój urząd dopiero 14 sierpnia 1945 roku, czyli ponad miesiąc od ucieczki swojego poprzednika. Przez ten czas wśród ludności polskiej, która pozostała w mieście, panował ogromny chaos. Wszystkie instytucje w mieście przez kolejne kilka tygodni praktycznie nie funkcjonowały.
Wypędzenie ludności polskiej za Kaczawę w znaczny sposób zahamowało proces osiedleńczy na terenie miasta. Poziom rozwoju życia w Legnicy cofnął się o kilka miesięcy.
Bibliografia:
Archiwalia:
- Archiwum Akt Nowych w Warszawie:
- Zespół Grupy Operacyjne Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i Ministerstwa Przemysłu (1945)
- Zespół Ministerstwo Ziem Odzyskanych w Warszawie z lat 1945-1949
- Zespół Państwowy Urząd Repatriacyjny. Zarząd Centralny w Łodzi z lat 1944-1951
- Zespół Polska Partia Robotnicza. Komitet Centralny w Warszawie (1945-1948)
- Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie
- Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie
- Archiwum Państwowe we Wrocławiu. Oddział w Legnicy:
- Zespół Zarząd Miejski w Legnicy z lat 1945-1950
Wspomnienia:
- Jakubczyk-Papuga J., Wspomnienia z pierwszych dni po wyzwoleniu Legnicy, relacje spisała W. Rozbraczyło (rękopis w zbiorach Działu Historii Muzeum Miedzi w Legnicy).
- Kamienni i inni. „My, pierwsza dekada” 1945-1955, pod red. R. Bojara i R. Gajewskiego, Legnica 2007.
- Kertyńska J., Galopujący lekarz, „Gazeta Piastowska” 2010, nr 163 z 3 VI, s. 16.
- My, pierwsza dekada 1945-1955, pod red. R. Bojara i R. Gajewskiego, Legnica 2006.
- Niebudek Z., Pionierskie dni Legnicy, „Szkice Legnickie” 1994, t. XVI, s. 197-203.
- Pałkówna nie oblała matury! My, pierwsza dekada 1945-1955, pod red. R. Bojara, R. Gajewskiego i D. Szmigiel, Legnica 2009.
- Podlasek M., Wypędzenie Niemców z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej: relacje świadków, Warszawa 1995.
- Stelmach M., Pierwsze lata powojennej Legnicy, „Szkice Legnickie” 1995, t. XVII, s. 296-303.
- Teatr miasta – miasto teatru. Dawna Legnica i jej teatr we wspomnieniach mieszkańców, oprac. R. Urbański, Legnica 2003.
Literatura:
- Asaułow J. Działalność administracji wojennej Północnej Grupy Wojsk w Legnicy „Szkice Legnickie” 2016, t. XXXVII, s. 65-90.
- Asaułow J., Jak to było. Zajęcie Liegnitz przez Armię Czerwoną w 1945 r. , „Szkice Legnickie” 2015, t. XXXVI, s. 111-122.
- Hytrek-Hryciuk J., „Człowiek nie może opisać tego chaosu”. Legnica w ostatnich miesiącach II wojny światowej (luty-maj 1945), „Szkice Legnickie” 2010 t. XXXI, s. 217-230.
- Hytrek-Hryciuk J., „Rosjanie nadchodzą!” Ludność niemiecka a żołnierze Armii Radzieckiej (Czerwonej) na Dolnym Śląsku w latach 1945-1948, Wrocław 2010.
- Kondusza W., Mała Moskwa. Rzecz o radzieckiej Legnicy, Legnica 2011.
- Primke R., Szczerepa M., Szczerepa W., Legnica 1945, Jelenia Góra 2016.
Redakcja: Michał Woś
Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”
Książka dostępna również jako audiobook!