Ludwig Wittgenstein – przypadki niebanalnego filozofa
Czy Hitler był głupi?
Wiadomo, że Ludwig Wittgenstein urodził się w tym samym miesiącu i roku, co Adolf Hitler. Nawet chodzili w tym samym czasie do tej samej szkoły. Do Realschule w Linzu.
Najpewniej jednak nie chodzili do tej samej klasy. Nie wiadomo więc, jak to było. Różnica między nimi wynosiła co najmniej dwa roczniki, zatem każdy z nich miał klasę na innym piętrze. Dlaczego? Pomimo że byli w tym samym wieku, Ludwig był w klasie piątej, zaś Adolf w trzeciej. Hitler był słabszy i powtarzał rok, podczas gdy bystry uczeń Ludwig jedną klasę przeskoczył.
Zdecydowanie jednak nie można stwierdzić, że śmierć Ludwiga Wittgensteina 29 kwietnia 1951 roku była przypomnieniem poślubnego odejścia ze świata Adolfa i Ewy dnia 29 kwietnia, sześć lat wcześniej w berlińskim bunkrze. Nie ma to również nic wspólnego z nadejściem Nocy Walpurgii.
Uwaga dla miłośników teorii spiskowych: Adolf chodził do tej szkoły w latach 1900‒1904, o czym można przeczytać w każdej biografii filozofa (wittgensteinowski McGuinness, s. 51, i dalej, wittgensteinowski Ray Monk, Wittgenstein. Powinność geniusza, s. 31, i tak dalej). Mogli się spotkać tylko w roku 1903/1904 (erratum Ray Monk, który podaje 1904/1905), ponieważ Hitler musiał z powodu niedostatecznych wyników jesienią 1905 roku szkołę opuścić. Wittgenstein był w szkole trzy lata – między 1903 a 1906. Hitler rozpoczął naukę 17 września 1900, a w roku 1901 powtarzał pierwszą klasę.
Jak wiadomo ‒ co było, minęło, zaś samobójstwo to morderstwo jak każde inne: jednego zabierze, pozostałym psuje nastrój. Wiadomo także, że w Wiedniu na przełomie XIX i XX wieku działy się ciekawe rzeczy nie tylko w obszarze badań popędów seksualnych i sztuki progresywnej, ale nauka austriacka doganiała swe francuskie, angielskie i wielkoniemieckie wzorce. Nazwisko Ernst Mach z pewnością zapamiętał każdy podróżujący samolotem ponaddźwiękowym Concorde czy Tu-144.
Innym wielkim umysłem naukowym był teoretyk fizyki Ludwig Boltzmann, profesor Uniwersytetu Technicznego, który uczył w budynku tuż obok kościoła św. Karola na rogu ulicy Argentyńskej. Tej samej, na której kilka domów dalej mieściła się siedziba Rothschildów i nieopodal, po drugiej stronie ulicy, również dom rodzinny Wittgensteinów. Do nauk przyrodniczych Boltzmann wprowadził metody statystyki matematycznej. Ludwig, jako absolwent szkoły realnej z Linzu, nie mógł liczyć, że dostanie się na Uniwersytet Wiedeński, ponieważ do tego niezbędna była matura z powszechnego gimnazjum. Przygotowywał się więc od września 1906 r. do egzaminów na Uniwersytecie Technicznym, który był po drugiej stronie ulicy, na studia u Ludwiga Boltzmanna.
Ten jednak w lecie owego roku popełnił samobójstwo nad brzegiem Morza Adriatyckiego, na klifie, nieopodal miejscowości Duino i zamku o tej samej nazwie. To pokrzyżowało plany Ludwiga i ostatecznie niebezpośrednio doprowadziło go na studia do Berlina, który był dla niego stacją przesiadkową, inaczej niż dla jego starszego brata Rudiego, dla którego była to stacja końcowa w 1904 roku, co pokażemy w innej części naszej książki.
Pożegnajmy więc smutny los profesora Boltzmanna uwagą, że podczas gdy w nauce jego metody statystyczne się przyjęły i jego dziedzictwo jest nadal żywe, w zwyczajnym życiu metody statystyczne niestety ograniczają się do stwierdzeń typu: prawdopodobieństwo, że zawiasy w drzwiach domu będą skrzypieć, jest wprost proporcjonalne do tego, jak późno wrócisz do domu. Albo: jest naukowo niemożliwe, żeby padało, skoro zabraliśmy parasol.
[…]
Wiadomo, że na oficjalny znaczek pocztowy trafia nie byle kto. Tym bardziej na znaczek sowiecki. Pojawił się na nim kierownik komórki studentów Wittgensteina. Wprawdzie dopiero za Gorbaczowa, ale jednak. Nazywał się Kim Philby. Jak już bywa w skomplikowanych historiach, to właśnie on nie był studentem Wittgensteina i z Wittgensteinem prawdopodobnie się zbyt dobrze nie znał. W przeciwieństwie do pozostałych członków komórki studiował w Oxfordzie. W Cambridge przebywał tylko przez krótki czas, kiedy w 1929 roku studiował tam historię. Imię Kim to przezwisko, które w dzieciństwie nadał mu ojciec, badacz i brytyjski imperialistyczny kolonizator w Indiach, od jednego z bohaterów książki laureata Literackiej Nagrody Nobla oraz autora Księgi dżungli Rudyarda Kiplinga. Jego ojciec oczywiście znał się osobiście z pisarzem. Niektórzy czytelnicy z pewnością znają popularną zabawę trenującą pamięć pod nazwą Gra KIM. Przez pewien czas graczom pokazuje się kolekcję przedmiotów, a po upływie określonego czasu muszą zrobić ich listę. Zwycięża ten, kto jako pierwszy sporządzi listę, ewentualnie ten, kto zapamięta jak najwięcej przedmiotów.
Powieść, zatytułowana od imienia głównego bohatera, to historia chłopca, sieroty, wychowanego na ulicach hindusko-pakistańskiego miasta Lahore. Kim pracuje w służbie brytyjskiego wywiadu, walcząc z imperialistycznym wywiadem rosyjskim. Historia odbywa się na tle „wielkiej gry”, konfliktu politycznego między Rosją a Wielką Brytanią, gdzieś po końcu drugiej i przed początkiem trzeciej wojny afgańskiej. Imię przyszły szpieg otrzymał właśnie po tym Kimie.
Wspomniany łowca przygód, którego los w niczym nie ustępuje losom szpiegów z powieści Grahama Greena czy Iana Fleminga, ostatecznie zbiegł do ZSRR w dramatycznych okolicznościach na początku lat sześćdziesiątych dzięki rezydencji na Bliskim Wschodzie. Nie trzeba dodawać, że z Flemingiem – twórcą postaci Jamesa Bonda – spotykali się zawodowo w jednym biurze.
Ten tekst jest fragmentem książki Ladislava Čumby „Wittgenstein: wiadomo, że...”:
Obok popularnego pisarza lekkiej literatury wokół wspomnianej grupy zgromadził się również jeden superciężki kaliber. Kiedy pod koniec lat sześćdziesiątych na neutralnym gruncie Paryża wyszły wspomnienia Philby’ego, napisał do niej przedmowę kolejny z byłych współpracowników brytyjskich tajnych służb. Jakby tego było mało, również autor zimnowojennych powieści szpiegowskich, Czynnik ludzki czy Nasz człowiek w Hawanie, którego literatura światowa zna pod jego prawdziwym nazwiskiem, czyli Graham Green, w czasie wojny był bliskim współpracownikiem samego Philby’ego i pisząc tę przedmowę został niewygodnie zaszufladkowany w ówczesnym rządzie brytyjskim.
Kolejnym człowiekiem z tej komórki był Donald Maclean. Na studiach mieszkał na tym samym piętrze, co bliski sąsiad Wittgensteina, był także członkiem uniwersyteckiego stowarzyszenia Apostołów. Jako brytyjski dyplomata w Waszyngtonie organizował na przykład pierwsze spotkanie Roosevelta z Churchillem, podczas którego ustalono współpracę przy koordynacji badań nad atomem oraz Projektu Manhattan.
Milczenie archiwum tajnych służb jest oczywiście jasne. Powód, dla którego koniecznym było tę skomplikowaną opowieść pełną całkowicie niewiarygodnych superlatywów przypomnieć, jest inny:
po ucieczce Philby’ego i innych do ZSRR, w Wielkiej Brytanii trwały różne śledztwa i szukano brakującego „piątego mężczyzny” z Piątki z Cambridge. Aż do przewodnictwa Margaret Thatcher w komisji parlamentarnej ds. śledztw w sprawach ucieczek z tajnych służb podejrzanym był – i to również w mediach brytyjskich – Ludwig Wittgenstein. Był on już bezpiecznie od ćwierćwiecza martwy, a martwi nie mogą zabrać głosu. Komisja pod kierownictwem Żelaznej Lady podążyła jednak w lepszym kierunku ‒ oficjalnego kuratora kolekcji sztuki Jego Wysokości, a potem również Jej Wysokości Elżbiety II ‒ i w ten sposób współpraca Ludwiga Wittgensteina z KGB została w ten sposób ostatecznie obalona.
Wiadomo, że są ludzie, którym nie można wierzyć nawet w „dzień dobry”, właściwie to kłamią w żywe oczy. Pomimo to pojawiła się ta słynna fotografia. Widać na niej Adolfa i Ludwiga. Swego czasu jeden z największych światowych negatorów holocaustu, kłamców oświęcimskich, Kimberley Cornish, opublikował ją w swoim pełnym spiskowych teorii majstersztyku The Jew of Linz. Kimberley Cornish nie odkrył tej fotografii. Nawet najsłynniejsza współczesna austriacka historyczka, specjalizująca się w dziejach Wiednia przed I wojną światową, Brigitte Hamann mówi, że na fotografii naprawdę jest Adolf Hitler. A przecież autorka monografii Wiedeń Hitlera powinna być pewniejszym źródłem niż jakiś profesjonalny kłamca oświęcimski...
Cornish wykonał pracę i doszukał się wszystkiego, co rodzina Ludwiga Wittgensteina przedsięwzięła na polu politycznym. Odkrył, że poborca celny, Alois Hitler, czyli ojciec Adolfa, kupował gazety, na łamach których swoje przemyślenia publikował ojciec Ludwiga Wittgensteina. Odkrył także, że nauczyciel na zdjęciu to naprawdę ten sam nacjonalista, który jest wspominany w Mein Kampf, i odkrył jeszcze wiele innych podobnych kwestii. Na podstawie tego, że AH i LW się „znali”, później skonstruował „znakomitą” teorię naukową. Zacznijmy od początku:
1. W 1812 roku w klęsce Napoleona podczas kampanii rosyjskiej miał swój udział również książę Wittgenstein. Chodzi o Zu Sayn Wittgensteina, z którego posiadłości odszedł również żydowski pradziadek i prapradziadek Ludwiga Wittgensteina, na podstawie czego wybrali lub przydzielono im niemieckie nazwisko. Wittgenstein w 1935 roku zakwaterował się w Leningradzie/Petersburgu w tym samym hotelu, w którym sto trzynaście lat wcześniej mieszkał jego połowiczny imiennik. Antyżydowskie Ustawy Norymberskie objęły trzy generacje Żydów właśnie z powodu rodziny Wittgensteinów, ponieważ ojciec Hitlera czytał gazetę, do której pisywał przemysłowiec Karl Wittgenstein. On wprawdzie pochodził z chrześcijańskiej rodziny, ale jego rodzice byli konwertytami. 2. Grupa agentów brytyjskich znana jako Cambridge Five, Wielka Piątka, została zwerbowana podczas działalności Ludwiga Wittgensteina, a jeden z jej członków miał szkolne mieszkanie na tym samym piętrze akademika, co nasz filozof. 3. Homoseksualista Alan Turing urządzeniem „Bomba”, skonstruowaniem komputera i złamaniem maszyny kodującej Enigma w znacznym stopniu przyczynił się do porażki nazistowskich Niemiec. Turing również przez chwilę studiował u Ludwiga Wittgensteina. 4. Ponieważ nawet po odtajnieniu archiwów nadal nie udało się w wystarczająco pewnym stopniu zidentyfikować „piątego” członka komórki i na dodatek wszystkim kierował agent KGB, i do tego musiał to być ktoś pełen humoru i inteligencji, owym agentem był nikt inny, jak Ludwig Wittgenstein. 5. Wittgensteinowska koncepcja gier językowych z czasów Dociekań filozoficznych to socjalistyczna teoria posiadania języka. 6. Brigitte Hamann w swoim tekście Indiana Jones z Linzu tylko skromnie dodaje, że chłopiec na fotografii wprawdzie przypomina Ludwiga, ale że on właściwie w tym czasie nie chodził do tej szkoły, zaś fotografia pochodzi z czasów wcześniejszych, niż podaje Cornish.
Jeśli możemy już uznać za potwierdzone, że wśród studentów Ludwiga Wittgensteina byli wybitni agenci KGB, nie możemy także przemilczeć tego, że Wittgenstein w 1935 roku zastanawiał się nad pracą na sowieckich uniwersytetach.