Los kobiety w Iranie oczami wojennych emigrantów
Ten tekst jest fragmentem książki Bartłomieja Noszczaka „Orient zesłańców. Bliski Wschód w oczach Polaków ewakuowanych ze Związku Sowieckiego (1942–1945)”.
W narracji polskich emigrantów dotyczącej kobiet na Bliskim Wschodzie najwięcej miejsca zajmują Iranki. Syla Gimżewska-Wachnianin zapamiętuje, że każda z nich ma bujne kręcone włosy, które sięgają poniżej ramion: „Wszystkie są bardzo szczupłe, zdawać by się mogło, że się przełamią w pasie, i dziwne, od czego nogi im się wygięły, kiedy unoszą taką wątłą tuszę. Do dziś dnia pozostał tutaj zwyczaj noszenia bardzo jaskrawych strojów. Pomimo że są straszne upały, nie widziałam żadnej bez pończoch”.
Konstanty Rdułtowski zauważa, że Iranki mają na ogół ładne, czarne oczy i świetnie robią „perskie oko” (czyli inaczej „puszczają oko”) spod jasnej zasłony, którą się okrywają od głowy do kolan. Powabne Iranki przykuwają zwłaszcza uwagę młodych żołnierzy „tułaczej armii”. Antoszewski zauważa, że to bardzo ładne, szczupłe, wysokie brunetki. Noszą przewiewne stroje, a ich twarze zasłania cienka i przejrzysta tkanina. Podobno nie przejmują się tym, że ich strój jest zbyt przezroczysty.
W sierpniu 1942 r. Bodnar zwiedza z towarzyszami Pahlawi. Ocenia, że w portowym mieście panuje znaczny ruch, jest zwłaszcza dużo dzieci. Nie widać za to prawie kobiet, a gdy któraś z nich się pokaże, „ma twarz zasłoniętą i nie widać, czy jest ładna, brzydka, stara, czy młoda. Można tylko oczy zobaczyć, ale w nich nie można nic wyczytać, bo zaraz spuszczają je na dół”.
Okrycie Iranek budzi zainteresowanie kilkunastoletniego wtedy Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego: „Współczułem Persjankom, które – bez względu na wiek – chodziły w luźnych sukniach i szarawarach, w chustach niemal bez reszty zasłaniających twarz, tak że widać było tylko jedno oko. Wyjątek stanowiły »zeuropeizowane« żony wojskowych, czarnowłose i pulchne”. Franciszka Miedziak porównuje irańskie kobiety w czadorach do „czarnych motyli”.
Mieszkanki Isfahanu w następujący sposób opisuje Kociuba: „Przede mną migały jedna po drugiej Persjanki, w zawojach okryte, ale większość już ich nie nosiła. Niektóre uśmiechały się przyjaźnie lub pociągały mnie za rękę, lub przekłuwały mnie swymi czarnymi jak węgiel oczyma. Ja odpowiadałam im również uśmiechem”. Młodą Polkę nieco drażni garderoba, która starannie okrywa irańskie kobiety; uważa, że są one bardzo ładne, a mimo to chowają swoje twarze za zasłoną materiału.
„Modernistyczne” zwyczaje kobiet z państwa szachów budzą zdumienie – by nie powiedzieć zgorszenie – niektórych spośród uchodźczyń. „Nasze panie – wspomina Helena Nikiel, opisując Teheran – były też zdziwione osobliwą elegancją bogatych Persjanek (dziwną dla nas w owych czasach, gdyż nasze panie z niemal półwiekowym opóźnieniem przez jakiś czas robiły to samo). Mianowicie oczy, usta oraz paznokcie rąk i nóg miały pomalowane na kolor sukni. Oczywiście tak wyglądały Persjanki, które przyjęły europejski sposób bycia i ubierania, ale nie było ich zbyt dużo”.
Także Tomaszyk wspomina, że niektóre kobiety w Iranie ubierają się po europejsku, chociaż wśród nich dominują te, które noszą czarny lub kolorowy czador. Przykrywa on całą figurę od głowy i części twarzy do stóp. By się upewnić, że materiał nie zsunie się i nie odkryje więcej twarzy, niż jest to wskazane, kobiety przytrzymują brzeg czadoru zębami. Pod tym strojem niektóre Iranki noszą jednak europejskie sukienki, a nawet pantofle na wysokich obcasach.
Chudzik notuje, że także w nowoczesnym Teheranie wiele kobiet nosi czador. Ale są tam również „młode i ładne” Iranki, które chodzą po ulicach z odkrytymi twarzami. Studentki z reguły poruszają się po ulicach z gołymi głowami i z zainteresowaniem zerkają na nieznane im wojskowe mundury z polskimi naszywkami.
„Na ogół naród piękny” – pisze o teherańczykach Helena Wołoszczuk. Zauważa ona, że kobiety przemieszczają się po stołecznej metropolii w złotych pantoflach, z bransoletkami na rękach i nogach i ozdobami we włosach.
Nowoczesna moda, jakiej hołdują niektóre z teheranek, przykuwa uwagę Kubali i jego kolegów z armii Andersa. Zjawisko to dziwi ich, gdyż kontrastuje z wiedzą o regionie, jaką posiadają. „Otwieramy oczy, bo jest dużo ładnych perskich kobiet, ubranych po europejsku, modnie jak w Paryżu. Nie pasuje to nam do tego, co wiemy z lektury szkolnej.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Bartłomieja Noszczaka „Orient zesłańców. Bliski Wschód w oczach Polaków ewakuowanych ze Związku Sowieckiego (1942–1945)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Jest to co prawda pierwsze wrażenie odebrane z samochodu. Tej drugiej strony jeszcze nie znamy, mimo to jest co podziwiać”. Opisując Persjanki, ten sam uchodźca zauważa, że są one drobnej budowy ciała, dominują brunetki. Iranki noszą modne i eleganckie stroje. W męskim towarzystwie „chodzą bez zasłon”, czyli bez tradycyjnych strojów muzułmańskich – na przykład hidżabu, czadoru lub burki. Na co dzień noszą dużo ładnej biżuterii ze złota. Srebrem zadowala się biedota.
Polacy opisują w swoich wspomnieniach także mieszkanki innych części Bliskiego Wschodu. Przykładowo Melchior Wańkowicz, który w 1942 r. odwiedza syryjski Damaszek, zauważa, że przez ulicę tego miasta przebiegają wiotkie postacie kobiece w ciężkich czarnych welonach. „Welony są przejrzyste i widać śliczne twarze, subtelne profile, zmysłowe usta i oczy, »których wzrok szczerością zdumiewa«, jak pisał Baudelaire o kobietach Wschodu”. Literat uważa, że najpiękniejsze kobiety widział na Antylach, lecz po Kreolkach drugie miejsce w tym swoistym rankingu urody jest gotów przyznać Lewantynkom.
W kwietniu 1942 r. kobiety z irackiej prowincji spotyka gdzieś na drodze przed Bakubą Włodkowska: „Kobiety przeważnie w czerni. Jakieś nakrycie w rodzaju opończy okrywa je od głowy do stóp. Na głowie coś w rodzaju zawoju, ogniste, czarne oczy i rude ogniste włosy. Sądzę, że kolorowane, bo naturalny kolor taki chyba [był] niemożliwy”.
Machalski tak wspomina kobiety z położonego w Palestynie Lod: „Kobiety arabskie [są] wysokie z gęstą woalką (czarną) na twarzy. Jedną widziałem bardzo malowniczo ubraną. Kolory sukni bardzo jaskrawe, kontrastowe. Z kawiarni i jadłodajni arabskich płyną zapachy przyprawiające o mdłości. Mimo głodu i pragnienia nie wszedłbym tam za nic na świecie. Wstępuję do fryzjera, Araba. Chce mnie nabrać, ale znając już nieco stosunki, nie daję się mu. Skwar i zaduch, jak w piecu chlebowym, każą mi uciekać. Zresztą nie ma tu nic do oglądania. Siadam do autobusu i po kilku minutach jestem w Ramla”.
Polacy na Bliskim Wschodzie są zaskoczeni przypadkami przedmiotowego – z ich perspektywy – traktowania kobiet. Zdarza się, że interweniują w tej sprawie, co oczywiście na dłuższą metę niczego nie zmienia. Bodnar wspomina zdarzenie, do jakiego dochodzi podczas stacjonowania polskich sił zbrojnych w pobliżu Kirkuku: „Koledzy zobaczyli, że Arab jedzie na osiołku, a z tyłu za nim idzie chyba jego żona i na głowie niesie jakiś tłumok. Zatrzymują ich i zdejmują go z osiołka, a sadzają Arabkę. Ona w krzyk, że on ją zabije, jest mężczyzną, jest moim panem, a ja jego żoną-niewolnicą i ma prawo mnie zabić. On jest panem, więc jemu ten przywilej przysługuje, a jej nie można siadać, tylko może iść, i to z tyłu za nim. Koledzy mówią do Araba, teraz my tu jesteśmy, a nasze prawo i religia nakazuje nam szanować kobiety, a jak ty ją skrzywdzisz skurwysynie, to my ciebie zastrzelimy jak psa, i na dowód pokazali karabin. Oczy wylazły mu na wierzch i nie wiem, czy zrozumiał, bo na pewno po polsku nie umiał, ale cały czas mówił, »yes, saheb« (»tak, panie«). Długi czas patrzyliśmy, czy idzie za nią, ale szedł, aż nam z oczu znikł, chyba zrozumiał”.
Siostra Alexandrowicz wspomina, że w Iranie zdarzają się porwania kobiet do haremów lub półniewolniczej pracy, na przykład w prywatnych domach. Zakonnica również zostaje uprowadzona, lecz szczęśliwie udaje się jej wyskoczyć z samochodu napastnika, który niby proponuje jej podwiezienie do zakładu opiekuńczo-wychowawczego dla polskich dzieci w Isfahanie. Ofiarą podobnego incydentu jest Franciszka Miedziak, którą w Teheranie siłą próbują wciągnąć do pojazdu dwaj irańscy żołnierze. Z opresji wydobywają Polkę harcerze, którzy prowadzą nieopodal swoje zajęcia.
Dramatyczną praktyką jest handel kobietami. W Bagdadzie Kobecki odwiedza targ niewolnic, który robi na nim przejmujące wrażenie. „Młode, zgrabne, wystraszone dziewczęta oglądano i poklepywano jak konie na targowisku. Zaglądano im nawet w zęby. Kupcy – opaśli, uśmiechnięci lubieżnie – napawali mnie wstrętem” – wspomina.
Także w Egipcie można kupić kobietę na targu. W 1943 r. jedno z takich miejsc odwiedza razem ze swoimi kolegami Zygmunt Głąb: „Poszliśmy, naturalnie z ciekawości, a nie na zakupy. Było to ciekawe, ale i przykre. »Towar« był oglądany jak u nas na targu, gdzie sprzedawano konie. A przecież to byli ludzie, w końcu czyjeś chyba dzieci?!”.