Legnica 1956: październikowe wrzenie miasta
Czytaj pierwszą część tekstu
Wydarzenia, o których mowa, miały miejsce kolejno 23 i 24 października 1956 roku. W czasie ich trwania na ulice miasta wyszły tysiące legniczan, chcących wyrazić swój sprzeciw wobec sytuacji w kraju, jak również zaprotestować przeciwko uprzywilejowanej pozycji Armii Radzieckiej w mieście. Chociaż legnickie manifestacje, poprzez głoszone na nich hasła antyradzieckie, miały wyraźny wydźwięk polityczny, to jednak ich zasadniczych źródeł należy szukać także gdzie indziej. Jak dostrzega Joanna L. Świącik, każdy z protestów na ulicach miasta „wyrażał problemy gospodarcze miasta, nie obejmował zaś sprawy wycofania z Legnicy jednostek z radzieckich”. Radziecka obecność w mieście kojarzyła się Polakom z ich życiową niedolą.
Legnica 1956: 23 październik
Nie wiadomo, kto i kiedy tak naprawdę zainicjował zdarzenia, które w ciągu kilku kolejnych godzin przerodziły się w regularne zamieszki na ulicach miasta. Były one wymierzone zarówno w znienawidzony aparat represji, słusznie utożsamiany z lokalną siedzibą Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, jak i cieszący się nie mniej złą sławą radziecki garnizon. Ważnym punktem tamtych wydarzeń stał się plac Stalina (obecnie plac Słowiański) oraz znajdujący się w jego centralnej części Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej.
Już w godzinach popołudniowych ludność miasta zaczęła gromadzić się przy placu oraz w jego bezpośredniej okolicy. Nastroje były wyjątkowo nerwowe, a pośród wznoszonych haseł przeważały te odwołujące się do obecności radzieckiej w mieście oraz w kraju. W drodze i już na miejscu śpiewano Mazurka Dąbrowskiego oraz pieśni patriotyczne (m. in. „Rotę” i „Boże coś Polskę”).
Wśród zebranych ludzi pojawił się pomysł, aby obalić Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej. Wedle jednej z wersji wydarzeń, planowano to zrobić za pomocą rolniczego ciągnika. Inny powielany we wspomnieniach ówczesnych legniczan wariant wydarzeń z ówczesnego pl. Stalina mówi, że chciano wtedy „jedynie” odpiłować radzieckiego żołdaka od reszty postaci z pomnika, ponieważ jego obecność była dla zgromadzonych ludzi nie do zaakceptowania. Następna funkcjonująca wersja tamtych wydarzeń głosi, że „jeden mieszkaniec próbował piłką od metalu odciąć nogę żołnierzowi radzieckiemu”. To jednak nie koniec, bo nie brakuje wersji o innych zamiarach w stosunku do pomnika – podobno rozważano nawet jego wysadzenie. Brak jednak konkretnych źródeł na poparcie tego barwnego wariantu wydarzeń. Ostatecznie jednak pomnik nie został strącony z cokołu.
Ludzie wiecowali na placu do późnej nocy. Jan K. Dąbrowski wspomina, że gdy o północy wracał już do domu, zgromadzenie na placu jeszcze trwało. A jako że oświetlenie placu było bardzo liche, ludzie przychodzili z własnymi latarkami i świecami. Cały czas śpiewano pieśni patriotyczne. Milicja nie interweniowała, ale znajdowała się w pobliżu.
Legnica 1956: Na ruskich!
Oprócz zdarzeń odbywających się na placu Stalina, istotnym elementem manifestacji były liczne pochody, które przeszły ulicami miasta. Zgromadzenia te tworzyły się, dzieliły, łączyły i rozwiązywały spontanicznie, więc trudno znaleźć w nich jakąś ciągłość lub chronologię. Według relacji Tadeusza Jasaka, kiedy jeden z większych pochodów opuścił pl. Stalina, część z manifestantów zatrzymała się przed siedzibą Miejskiej Straży Pożarnej, gdzie po wkroczeniu na dziedziniec zażądano wydania biało-czerwonych flag z magazynu. W tym samym czasie pojawiły się plotki, że w budynku straży przetrzymywani są zatrzymani przez UB demonstranci, co wywołało wściekłość zebranych ludzi. Doszło do przepychanek, próbowano nawet przewrócić wóz strażacki. Zdezorientowani strażacy wezwali na pomoc milicjantów, którzy musieli wyjaśnić rozwścieczonemu tłumowi, że żadnych aresztowanych tam nie ma.
Następnym przystankiem demonstrujących była stacja kolejowa. Tam doszło do innego znanego epizodu legnickiego Października. Zebrany tam tłum entuzjastycznie przywitał kapitana wojska polskiego Eugeniusza Janasa, który podobnie jak inni wykładowcy Szkoły Oficerskiej Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Legnicy został wysłany przez swoich przełożonych do miasta na przeszpiegi, aby zbadać ówczesne nastroje społeczne. Jeden ze świadków tego zdarzenia wspominał:
Chodnikiem szedł kapitan wojska. Idący ulicą tłum wykrzyknął: „Lud z wojskiem, wojsko z ludem!”. Dwóch bardziej rozentuzjazmowanych podbiegło do kapitana, posadzili go na ramiona i ponieśli ulicą. Ludzie bili brawo. W końcu postawili kapitana na balkonie parteru budynku blisko miejsca, gdzie mieści się obecnie pogotowie (ul. Dworcowa). „Przemawiaj!” – wołali do niego. Oficer coś tam mówił, że nie bardzo potrafi. W końcu powiedział kilka zdań, zagłuszony zaraz okrzykami: „Niech żyje!”, „Lud z wojskiem!”, pozdrawiał wszystkich uniesionymi w górę ramionami, ubawiony niezwykłością sytuacji. W końcu został, a tłum poszedł dalej.
Ironią losu stało się to, że bohaterem chwili dla demonstrujących ludzi został przedstawiciel jednostki, która jeszcze tego samego dnia brała czynny udział w siłowym rozpędzeniu manifestantów.
Kolejnym przystankiem uczestników pochodu były, znajdujące się w pobliżu dworca kolejowego, Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego im. Hanki Sawickiej – wówczas jeden z największych zakładów przemysłowych miasta. Manifestanci wezwali załogę zakładu do przyłączenia się do pochodu, jednak robotnicy odmówili. Protestujący wdarli się więc do przyzakładowego Domu Kultury, gdzie zniszczyli portret marszałka Rokossowskiego i Bolesława Bieruta oraz czerwone flagi.
Według niektórych relacji, pochód miał następnie powrócić na plac Stalina, gdzie część demonstrantów na hasło „Idziemy na ruskich!”, ulicami Mickiewicza i Traugutta, skierowała się w stronę sektora miasta zajmowanego przez wojska radzieckie. Sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Do pochodu, maszerującego w stronę radzieckiego garnizonu, próbował przemawiać w uspokajającym tonie wspomniany już kapitan Janas, jednak jego słowa okazały się bezskuteczne. Dotarcie do sektora miasta zajmowanego przez garnizon radziecki uniemożliwił kordon milicji, ustawiony przy ul. Jaworzyńskiej. Protestujący nie zdecydowali się na konfrontację z funkcjonariuszami. Ludzie zawrócili na pl. Stalina, gdzie część po odśpiewaniu kilku patriotycznych pieśni rozeszła się do domów. W toku dalszych wydarzeń powstał kolejny pomysł, który zakładał wyruszenie pod znajdujący się w pobliżu Dom Oficera Armii Radzieckiego (dzisiaj siedziba legnickiej Kurii), jednak drogę do niego zablokował oddział żołnierzy KBW. Polscy żołnierze zostali poproszeni o pomoc w opanowaniu sytuacji.
Polecamy e-book Pawła Sztamy pt. „Inteligenci w bezpiece: Brystygier, Humer, Różański”:
Pierwsze pałowanie
Około godziny 20:00 w okolicach kina „Bałtyk” zebrała się kolejna manifestacja, która, wznosząc okrzyki solidaryzujące się z uchwałami VIII Plenum PZPR, wyruszyła w pochodzie ulicami miasta w kierunku pl. Stalina i znajdującej się tam siedziby władz miasta. Na placu demonstranci mieli zawiesić polską flagę na Pomniku Wdzięczności. Po jakimś czasie udano się pod Dom Oficera Armii Radzieckiej, gdzie wznoszono antyradzieckie okrzyki, z żądaniem opuszczenia Polski przez wojska radzieckie z Konstantym Rokossowskim na czele. Liczebność tego zgromadzenia wzrastała z każdą minutą – z pięćdziesięciu osób pod kinem do około ośmiuset osób w punkcie kulminacyjnym pod Domem Oficera. Następnie manifestacja podążyła ulicą 1 Maja (obecnie ul. Rataja) do ulicy Złotoryjskiej, którą przeszła w kierunku kościoła p.w. św. Jana. Jak odnotowano w ubeckim raporcie, w pewnym momencie manifestanci wkroczyli do kościoła, gdzie odśpiewali pieśni religijne i wznosili antyradzieckie okrzyki i hasła. Spod świątyni ruszono Rynkiem, a następnie ulicą Rosenbergów (obecnie ul. Najświętszej Marii Panny) w kierunku ulicy Wrocławskiej, którą zamierzano udać się za rzekę Kaczawę.
Władze nie mogły pozwolić sobie na dalszą eskalację protestów. Gdzieś na wysokości mostu do akcji wkroczyły siły MO, UB i KBW. Jak relacjonował porucznik Edward Pękalski, ówczesny zastępca komendanta milicji w Legnicy:
W tym miejscu, ponieważ było najdogodniejsze do rozpędzenia tłumu, postanowiliśmy (…) najpierw przetłumaczyć, że jest późna godzina i polecono rozejść się, [a] ponieważ nie mieli zamiaru (…), a w dalszym ciągu wykrzykiwali „czekajcie łobuzy, Gomułka jutro z wami rozprawi się”. Wtedy funkcj.[onariusze] weszli wewnątrz tłumu, [a] wojsko obstawiło zewnątrz (…) i w stosunku do opornych użyto pałek, a najbardziej wykrzykujących i opornych w ilości 12 osób zatrzymano i przywieziono samochodami do KMMO.
Wedle danych MO, zgromadzenie zostało rozpędzone około godziny 00:40. Cały czas było gorąco także w innych częściach miasta. Zatrzymano kolejne siedem osób. Zdemolowana została, m. in. gablota Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej znajdująca się przy dworcu kolejowym. Źródła partyjne mówią, że spokój na ulicach zapanował około godziny drugiej w nocy. 23 października na ulicach Legnicy zatrzymano łącznie dziewiętnaście osób. Większość z nich stanowili ludzie niespełna trzydziestoletni. Część z nich zwolniono od razu, reszta opuściła areszt po 24 godzinach. Jak odnotowano, wszyscy zatrzymani byli mieszkańcami Legnicy i wywodzili się z klasy robotniczej. Byli to głównie kolejarze i hutnicy. Oprócz tego dwóch z nich było pracownikami okolicznych PGR-ów, a kolejnych dwóch nie posiadało stałego zatrudnienia.
Jak zapisano w milicyjnym raporcie, protestujący zapowiadali, że „jutro o godz. 16-tej zrobimy podobną demonstrację wraz z dziećmi i z żonami, a wtedy Milicja nic nam nie zrobi”. W mieście cały czas wrzało. Potwierdzał to też fakt, iż z obawy przed kolejnymi incydentami władze radzieckie wystawiły dodatkowe warty przed wszystkimi swoimi obiektami.
24 października
Kolejnego dnia na ulicach miasta doszło do jeszcze większych wystąpień. Ich genezy należy szukać w wiecu poparcia dla nowych władz w Warszawie, który zgodnie z ustaleniami Miejskiego Komitetu Frontu Narodowego z 23 październik, miał zostać zorganizowany na Placu Stalina. Jego punktem kulminacyjnym miało być zbiorowe wysłuchanie przemówienia Władysława Gomułki. O porządek w czasie jego trwania mieli zadbać aktywiści partyjni z zakładów pracy i członkowie Związku Młodzieży Polskiej. Legnicki aktyw partyjny zalecał wzmożoną czujność, aby w tłumie zwracać uwagę na „wrogie elementy reakcyjne”, które chciałyby popsuć to ważne wydarzenie. Nie ukrywano, że celem takich działań jest chęć uniknięcia sytuacji z 23 października, którą nie omieszkano w odpowiedni sposób skomentować:
Smutnym objawem była manifestacja mieszkańców w Legnicy wieczorem, a nawet do późnej nocy w dn. 23.10.1956r., gdzie były hasła rzucane przez chuliganerię i szumowinę uliczną, będącą w stanie podchmielonym, w kierunku nacjonalistycznym i antyradzieckim.
Inny uczestnik zebrania proponował z kolei, aby młodzież mogła uczestniczyć w tym wydarzeniu tylko pod opieką kierowników swoich szkół. Wszyscy jednak zgodnie twierdzili, że nie można tolerować żadnych „szowinistycznych i nacjonalistycznych wybryków” oraz zwracali uwagę, że problem ten dotyczy ludzi bezpartyjnych, a w manifestacjach z 23 października blisko 70% uczestników miało znajdować się pod wpływem alkoholu. Jeden z aktywistów okazał nawet optymizm podkreślając, że „nie spodziewa się, aby były jakiekolwiek wybryki i wystąpienia antyradzieckie”.
Gdzie był ten aktyw?
Zgodnie z przyjętym planem, we wczesnych godzinach popołudniowych ludność miasta zaczęła zbierać się na placu Stalina w celu wysłuchania przemówienia nowego pierwszego sekretarza. W oknach ratusza, specjalnie na tę okazję, wystawiono głośniki, z których przewidziano wysłuchanie wystąpienia „Towarzysza Wiesława”. Trochę wcześniej doszło jednak do niezrozumiałego zachowania ze strony legnickiego komitetu PZPR, którego działacze, wbrew wcześniejszym ustaleniom, udali się w godzinach porannych do największych zakładów pracy w mieście i tam, na miejscu, odradzali udział w ewentualnym pochodzie ulicami miasta. Kontrpropozycją do wiecu w centrum miasta miało być gremialne wysłuchanie przemówienia Gomułki w swoich miejscach pracy. Jak później podawały legnickie władze partyjne, działania te miały przynieść pewne efekty i rzeczywiście część pracowników nie wyruszyła w kierunku Ratusza. Równocześnie w niektórych zakładach zorganizowano oddziały robotnicze, mające strzec swoich miejsc pracy tak, aby nie doszło do powtórki z sytuacji z 23 października, kiedy na skutek wtargnięcia manifestantów ucierpiały Zakłady Dziewiarskie.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Kolejnym „dziwnym” zachowaniem ze strony legnickich władz było to, że ponad półtoratysięczny tłum ludzi zebrany na pl. Stalina, wbrew szumnym zapowiedziom, został de facto pozostawiony sam sobie. Nawet przybyłe na miejsce grupy robotników, które wcześniej przygotowywano do roli służb porządkowych tego „święta ludzi pracy”, trzymały się z boku, gdyż nastroje w o wiele liczniejszym tłumie były już wówczas bardzo napięte – wśród krzyków padały takie deklaracje, jak np. „Niech przyjdą do nas stalinowcy, to my się z nimi rozprawimy”. Wśród wznoszonych okrzyków pojawiały się także hasła prokościelne, domagające się normalizacji stosunków państwa z Kościołem katolickim w Polsce – skandowano „My chcemy wiary”. Jak relacjonował Alojzy Wacławek, odpowiedzialny wówczas za legnicki radiowęzeł, pojawił się nawet problem z uruchomieniem transmisji z Warszawy. Wobec braku oficjalnych wytycznych z Komitetu Wojewódzkiego we Wrocławiu, nikt z lokalnych władz nie chciał sam podjąć decyzji o rozpoczęciu nadawania. Radiowęzeł został ostatecznie uruchomiony z inicjatywy samego Wacławka.
Pobicie Przewodniczącego
Prawdopodobnie, choć nie ma tutaj stuprocentowej pewności, jeszcze przed transmisją wystąpienia Gomułki przez legnicki radiowęzeł, gdzieś na wysokości placu Wilsona doszło do następnego, nie do końca wyjaśnionego wydarzenia nadkaczawskiego „Października”, podczas którego został dotkliwie pobity Tadeusz Cyborowski, wówczas przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Wraz z nim ucierpiał ochraniający go oficer milicji. Jak informował w jednym z telefonogramów Urząd Bezpieczeństwa, doszło nawet do próby odebrania broni milicjantowi. Stan obydwu poszkodowanych był na tyle poważny, że trafili oni do legnickiego szpitala.
Okoliczności całego zdarzenia nie są do końca jasne. Wedle jednej z relacji, Cyborowski wszedł w tłum i zaczął szarpać się z jednym z uczestników marszu, który miał w ręce polską flagę. Przewodniczący połamał drzewce, zerwał z nich flagę i chciał z nią zbiec, „ale zaczęli go bić i kopać”. Wersję tę po latach potwierdził ówczesny sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR w Legnicy, Mieczysław Murdzek, podkreślając, iż Cyborowski „myślał, że gdy ją wydrze, to demonstracja się skończy”. Warto w tym miejscu przywołać też opinię sekretarza Murdzka na sesji Miejskiej Rady Narodowej 18 grudnia 1956 roku, który wówczas stwierdził:
Trudno powiedzieć, co myślał ob. Cyborowski biorąc udział w manifestacji i odbierając flagę, może bał się skutków tej manifestacji, a może chciał żeby się wszyscy jak najszybciej rozeszli i przestali manifestować.
Sam zainteresowany stanowczo zaprzeczał takiej wersji wydarzeń i twierdził, że nie miał zamiaru nikomu wyrywać żadnej flagi, a tym bardziej jej nie deptał (bo i takie zarzuty się pojawiły). Pytany o tę sytuację odpowiedział, że do owego pochodu przyłączył się z własną biało-czerwoną chorągwią, a będąc już w tłumie, jedynie wzywał manifestujących do rozejścia się, gdyż „próbował przeszkodzić marszowi na lotnisko radzieckie, gdzie mogło dojść do zdarzeń nieprzewidywalnych w skutkach”.
Atak na komisariat
Zgromadzona na placu ludność Legnicy, po wysłuchaniu około czterdziestominutowej transmisji przemówienia Gomułki na Placu Defilad w Warszawie, dosyć szybko i samorzutnie sformowała pochód, który wyruszył ulicami miasta. Wedle danych UB, w manifestacjach wzięło udział około sześć tysięcy ludzi, którzy mieli początkowo podzielić się na dwie duże grupy w liczbie czterech i dwóch tysięcy. Jedna z nich (nie podano niestety która) miała wyruszyć w stronę dworca kolejowego, natomiast drugie ze zgromadzeń miało nadal „okupować” plac.
Już w godzinach wieczornych, na powrót połączony, sześciotysięczny tłum podszedł pod siedzibę Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP), znajdującego się przy ulicy Asnyka (w tym samym miejscu znajdowała się komenda milicji). Domagano się uwolnienia ludzi zatrzymanych dzień wcześniej. Manifestanci obrzucili gmach PUBP kamieniami. Wybito kilkanaście szyb i próbowano dostać się do środka. Znajdujący się w budynku funkcjonariusze odpowiedzieli użyciem granatów łzawiących i pałek. Rozpoczęła się regularna bitwa. Całe to zdarzenie obserwował z boku Maciej Juniszewski, wówczas ośmioletni chłopiec. Wspomina, iż największe wrażenie wywarły na nim próby odrzucania granatów dymnych, które miały lądować w pomieszczeniach komendy. „Zabawa” została jednak szybko przerwana przez oddziały MO ściągnięte z innych dolnośląskich miast. Przy ich pomocy udało się dosyć sprawnie spacyfikować manifestantów, których mała grupa wróciła na plac Stalina.
Po drodze doszło do wybicia szyb w siedzibie Delegatury Rządu PRL przy Północnej Grupie Wojsk Armii Radzieckiej (PGWAR), znajdującej się przy ulicy Złotoryjskiej. Już na placu jeden z uczestników manifestacji miał jeszcze wygłosić przemówienie do zebranej ludności, a następnie zgromadzenie miało się samoczynnie rozejść. Około godziny 20: 00 połączone siły MO i UB, przy użyciu pałek i gazu, rozpędziły manifestację trwającą w okolicach dworca kolejowego.
Ludność miasta wspierała protestujących. Jak donoszono, podczas przeprowadzanych akcji pacyfikacyjnych funkcjonariusze byli wielokrotnie obrzucani kamieniami z pobliskich klatek schodowych i mieszkań. W czasie zajść uszkodzono dwa milicyjne auta – jedno należało do Komendy Miejskiej MO w Legnicy, drugie natomiast stanowiło własność majora Urbańskiego, zastępcy Komendanta Wojewódzkiego MO we Wrocławiu, który osobiście kierował milicyjnym wsparciem z regionu. Ucierpiał też komisariat milicji przy ul. Polnej (obecnie ul. Daszyńskiego), gdzie wybito szybę. Z kolei na murze okalającym radzieckie więzienie przy ul. Lampego (obecnie ul. Skarbka) została naklejona ulotka z hasłem „Precz z komunistami”. Na terenie całego miasta milicjanci zlokalizowali i zerwali kilkanaście takich druków. W czasie zamieszek aresztowano łącznie ponad dwadzieścia osób.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Do rozprawienia się z manifestującymi wykorzystano oddziały Milicji Robotniczej. Zdołano zebrać ponad trzystu ochotników – głównie kolejarzy i hutników. W związku z tym, że nie dysponowano tak wielką ilością dodatkowych pałek dla robotniczych stróżów prawa, z pobliskiej kopalni „Lena” (Wilków, powiat złotoryjski) sprowadzono kilkusetmetrowy gumowy kabel, który został odpowiednio pocięty, a następnie rozdany członkom Milicji Robotniczej.
Wielki Brat reaguje
Stanowcza postawa polskich sił bezpieczeństwa była podyktowana obawami przed ewentualną pacyfikacją miasta przez radziecki garnizon. Powodów do podjęcia takiego kroku przez wojska PGWAR było całkiem sporo – w czasie protestów doszło do licznych przypadków ataków na obiekty zamieszkiwane przez obywateli radzieckich, które najczęściej obrzucano kamieniami. W ten sposób ucierpiało wiele budynków, w tym radziecki szpital przy ul. Chojnowskiej i Dom Oficera Radzieckiego. Uszkodzono kilka radzieckich samochodów oraz ciężko pobito oficera i żołnierza wojsk radzieckich – obydwaj trafili do szpitala. Wybito wiele szyb, niszczono szlabany na radzieckich posterunkach oraz prowokowano lub po prostu wyzywano radzieckich wartowników. Ci jednak nie reagowali, bo mieli inne rozkazy.
Nie tylko radzieccy żołnierze byli wyraźnie wycofani. Ludność radziecka również unikała konfrontacji z Polakami. J. K. Dąbrowski wspominał, że gdy manifestanci podchodzili pod radzieckie obiekty, szybko gasły w nich światła. W milicyjnym raporcie z tamtego czasu można przeczytać:
Wśród obywateli radzieckich i ich rodzin panuje poważne zaniepokojenie. Ob.[ywatele] radzieccy i oficerowie zwrócili się do KMMO Legnica, czy MO jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwo.
Dla władz miasta był to powód do podjęcia zdecydowanych kroków wobec protestujących. Cały czas pamiętały one o „Małej Moskwie” za płotem i obawiały się radzieckiej interwencji na ulicach miasta. Zdawały sobie sprawę, po jak delikatnym gruncie kroczą legnickie pochody i manifestanci. Zostały zresztą o tym lojalnie uprzedzone. Radzieckie władze, chociaż dotychczas ignorowały zaczepki ze strony polskich manifestantów, za pośrednictwem swoich dwóch oficerów, płka Zborszczykowa i kpt. Stiegiencewa, którzy pełnili wówczas funkcję łączników pomiędzy sztabem PGWAR a legnickim Ratuszem, przekazały ostrzeżenie, że jeżeli w ciągu 24 godzin w mieście nie nastanie spokój i porządek, to one same o to zadbają. Polskie władze były świadome tego, że mieszkańcom miasta, podobnie jak ludności Budapesztu, grożą poważne konsekwencje: „Przestraszyliśmy się, bo doskonale wiedzieliśmy, w jaki sposób Rosjanie zaprowadzili porządek w Budapeszcie” – relacjonował M. Murdzek. Stało się jasnym, że nie może dojść do dalszych protestów.
Bibliografia:
Archiwalia:
- Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie:
- Komenda Główna Milicji Obywatelskiej w Warszawie 1944–1990.
- Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie 1954–1956.
- Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu:
- Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych we Wrocławiu [1945] 1983–1990.
- Archiwum Państwowe we Wrocławiu:
- Komitet Powiatowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Legnicy z lat 1948–1975.
- Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej we Wrocławiu z lat 1949–1990.
- Archiwum Państwowe we Wrocławiu. Oddział w Legnicy:
- Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Legnicy [1948] 1950–1971.
Pamiętniki, wspomnienia i relacje:
- Dąbrowski Jan Krzysztof, Pół wieku po legnickim bruku, Legnica 2006.
- Freidenberg Bronisław, Pierwszy na cokole, „Panorama Legnicka”, nr 7, 10-16 II 2004.
- Greb-Nyczowa Zofia, Ocalić od zapomnienia, „Rocznik Lwowski” 1993-1994.
- Kobiety płakały po Stalinie, „Konkrety”, nr 3, 18 I 2001.
- Kura w partyjnej teczce, „Konkrety”, nr 8, 22 II 2001.
- Październik ’56 w Legnicy. Opowieść naocznego świadka wydarzeń, relację spisała I. Sadurska, „Wersja”. Miesięcznik Legnicki, nr 4, 2001.
- Pierwsze pałowanie, „Konkrety”, nr 5, 1 II 2001.
- Relacja ustna Macieja Juniszewskiego (w zbiorach prywatnych autorów).
Literatura:
- Burszta Jędrzej, Grębecka Zuzanna, Mówiono „druga Moskwa” na Legnicę. Wspomnienia legniczan o stacjonowaniu Wojsk Radzieckich w latach 1945–1993. Źródła etnograficzne, Libron, Kraków 2015.
- Czarnecka Dominika, „Pomniki Wdzięczności” Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i w III Rzeczypospolitej, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2015.
- Grębecka Zuzanna, Legnica 1945–1993. Podwójne życie miasta, Edytor, Legnica 2013.
- Jantura Paweł, Szpetota niezgody, „Konkrety”, nr 23, 3 VI 2004.
- Kondusza Wojciech, Mała Moskwa. Rzecz o radzieckiej Legnicy, Edytor, Legnica 2011.
- Kowalak Czesław, Październik ’56 w Legnicy i jego konsekwencje, „Szkice Legnickie”, t. 24, 2003.
- Świącik Joanna Lilla, Podwójnie strzeżeni. Armia Radziecka w Legnicy (1945–1993), Stowarzyszenie na rzecz Promocji Dolnego Śląska, Wrocław 2010.
- Wstydliwy pomnik?, „Gazeta Legnicka”, nr 41, 27 II 1992.
- Żeleźny Robert, Antysowieckie wystąpienia w Legnicy w 1956 r., „Szkice Legnickie, t. 36, 2015.