Kto zabił JFK?
Przez ponad pół wieku, które minęło od 22 listopada 1963 roku, gdy prezydent John F. Kennedy został zastrzelony na Dealey Plaza w Dallas, powstało mnóstwo teorii wyjaśniających przebieg wydarzeń związanych ze śmiercią jedynego mężczyzny, któremu Marilyn Monroe zaśpiewała, a raczej zmysłowo wymruczała, Happy Birthday. Teorie te nawiązują do najrozmaitszych wątków, poczynając od całkiem racjonalnych, przez paranoidalne, po zupełnie nie z tego świata.
29 listopada 1963 roku rozpoczęło się śledztwo, które wciąż wywołuje burzliwe reakcje i komentarze, zwłaszcza wśród miłośników teorii spiskowych, i to, że echa strzałów oddanych do JFK przebrzmiały już dziesiątki lat temu, nic w tej materii nie zmienia. Trwające dziesięć miesięcy dochodzenie przeprowadziła specjalnie utworzona Prezydencka Komisja do spraw Zabójstwa Prezydenta Kennedy’ego, znana też pod mniej oficjalną nazwą komisji Warrena, a to od nazwiska jej przewodniczącego, prezesa Sądu Najwyższego Earla Warrena.
Komisja ta miała odpowiedzieć na gnębiące wszystkich pytanie: Kto naprawdę zastrzelił JFK? Według komisji Warrena człowiekiem tym był Lee Harvey Oswald. On i tylko on. Nie wszyscy jednak zgodzili się z tym wnioskiem.
W 1978 roku, czternaście lat po tym, jak Warren z całym przekonaniem obciążył winą Oswalda, komisja senacka doszła do zupełnie innych rezultatów. Jej zdaniem domniemany zamachowiec wcale nie działał sam. Zabójstwo prezydenta Kennedy’ego nie było dziełem samotnego szaleńca, ale wynikiem zaplanowanego z rozmachem spisku.
Owszem, komisja senacka powtórzyła za komisją Warrena, że Kennedy został zabity przez Oswalda i nikogo innego. Poza tym poszła jednak o krok dalej, stwierdzając, że tamtego pamiętnego dnia Oswald nie był jedynym uzbrojonym zamachowcem oczekującym na przejazd prezydenta.
Opierając się na analizie sądowej, członkowie komisji senackiej uznali, że w decydującej chwili padły cztery, a nie trzy strzały, jak stwierdziła komisja Warrena. To oznaczało, że oprócz Oswalda (który strzelił trzy razy) musiał być tam ktoś jeszcze – inny zamachowiec. Jak sugerował nowy raport, człowiek ten spudłował. Niemniej skoro strzelców było dwóch, w tle był zapewne jakiś spisek, lecz komisja Warrena taką ewentualność zignorowała.
Jak to więc wyglądało? Czy JFK mógł paść ofiarą dwóch niezależnie działających ludzi? Z których jeden był zamachowcem, drugi zaś przedziwnym zrządzeniem losu postrzelił prezydenta w gruncie rzeczy przez pomyłkę? Taką właśnie teorię przedstawił w wydanej w 1992 roku książce Mortal Error: The Shot That Killed JFK Bonar Menninger.
W scenariuszu tym Menninger obsadził Oswalda w roli głównego winowajcy, ale nie winowajcy jedynego. Drugim był wedle niego George Hickey, agent służb specjalnych, który jechał w samochodzie tuż za pojazdem prezydenta. Menniger sugeruje, że zaraz po strzałach Hickey przypadkowo wystrzelił ze swojej broni, i to tak pechowo, że zabił Kennedy’ego.
W 1992 roku, kiedy pojawiła się książka Mortal Error, Hickey wciąż jeszcze żył. Nie był zadowolony, że uczyniono z niego mimowolnego bandytę i faktycznego sprawcę nieszczęścia. Pechowo dla siebie odczekał jednak aż trzy lata, nim podjął działania prawne wobec wydawcy książki, St. Martin’s Press.
Sędzia z federalnego Sądu Okręgu Maryland, Alexander Harvey II, oddalił powództwo o zniesławienie, argumentując, iż Hickey nazbyt zwlekał ze złożeniem skargi. Niemniej w 1998 roku Hickey otrzymał nieznaną oficjalnie sumę pieniędzy z wydawnictwa St. Martin’s Press. Adwokat pokrzywdzonego, Mark S. Zaid, stwierdził wówczas: „Jesteśmy w pełni zadowoleni z ugody”.
Zmarły w 1976 roku Johnny Roselli był znanym i budzącym postrach członkiem mafii. Działał głównie w obszarze Chicago w stanie Illinois, ale jego wpływy sięgały aż do kasyn Las Vegas. W 1960 roku skontaktował się z nim dyskretnie człowiek o nazwisku Robert Maheu, były pracownik CIA i FBI.
Zaraz też złożył Rosellemu pewną zaskakującą propozycję. Mianowicie CIA chciała, iżby mafiozo pomógł agencji „zaopiekować się” Fidelem Castro. Eufemizm ten oznaczał, że mafia miała pomóc w zamordowaniu kubańskiego przywódcy. Tak narodził się wspólnie plan CIA i środowisk przestępczych, oczywiście nieoficjalnie i w największej tajemnicy.
Jak wiemy z historii, Roselli i jego podwładni nie dopadli Castro. Niemniej, jak sugerują badacze teorii spiskowych, mogli dopaść JFK, i to przy wsparciu CIA. Mafia nie była przyjaźnie nastawiona do administracji Kennedy’ego. Robert Kennedy, czyli prokurator generalny, szybko wypowiedział jej wojnę. Czy to możliwe, że zwierzyna, na którą polował, stała się myśliwym? Niewykluczone.
Po zabiciu Kennedy’ego Roselli i wielu innych gangsterów, w tym Santo Trafficante junior i Carlos Marcello, znaleźli się w kręgu podejrzanych o związki z zamachem. Nawet komisja senacka przyznała, że są „wiarygodne przesłanki sugerujące istnienie związków, nawet jeśli niezbyt bliskich, pomiędzy Lee Harveyem Oswaldem, jak również Jackiem Rubym, a rodziną czy organizacją przestępczą Marcello”.
Być może więc nie jest to taka całkiem nieprawdopodobna teoria.
A może JFK został „zneutralizowany”, żeby nie ujawnił, co się wydarzyło w 1967 roku w Roswell w Nowym Meksyku? Badacze tematów ufologicznych sugerują, że zaraz po wyborach w 1960 roku CIA wprowadziła go w tajniki sprawy podczas całkiem nieoficjalnego briefingu. Ponoć usłyszał wówczas: „Jest źle, panie prezydencie. Obcy naprawdę istnieją i co gorsza, bardzo nas nie lubią”. Kennedy był zdecydowany ostrzec społeczeństwo przed niebezpieczeństwem związanym z pozaziemskimi przybyszami. Niemniej w sercu administracji rządowej zawiązała się tajna bezlitosna koalicja gotowa zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Uznano, że trzeba uciszyć prezydenta, nim zdąży cokolwiek chlapnąć. Brzmi to paranoicznie, niemniej trzeba przyznać, że w sprawie zabójstwa JFK co rusz przewijały się osobliwe postaci związane z tematem latających talerzy.
W 1947 roku niejaki Fred Crisman stwierdził, że udało mu się zdobyć części z UFO, które eksplodowało w okolicy miasta Tacoma w stanie Waszyngton. Crisman wspomniał również, że od dziesięcioleci pracował jako tajny agent służb wywiadowczych USA. Jim Garrison, w latach 1961–1973 prokurator okręgowy w Nowym Orleanie (w filmie JFK Olivera Stone’a grał go Kevin Costner) w 1968 roku wskazał na Crismana w kontekście zamachu na JFK. Powód: Crisman miał powiązania z pewnym współpracownikiem CIA, który zdaniem wielu badaczy był zamieszany w zabójstwo prezydenta. Nazywał się on Clay Shaw. Gdy sprawa przeciwko Shawowi upadła, Crisman na pewno odetchnął z ulgą.
Guy Bannister, emerytowany agent FBI, w czasie zabójstwa JFK również był powiązany z Clayem Shawem, i to poprzez Garrisona. Jak wykazały ujawnione po latach dokumenty, w 1947 roku Bannister przeprowadził dla FBI cały szereg śledztw na temat UFO. Istnieje nawet związek pomiędzy nim a Lee Harveyem Oswaldem. W październiku 1962 roku Oswald podjął pracę w pewnej firmie z siedzibą w Teksasie. Nazywała się Jaggars-Chiles-Stovall i zajmowała się wtedy analizą zdjęć otrzymywanych dzięki tajnemu programowi CIA rozwoju samolotu szpiegowskiego U-2. A gdzie pracowano nad U-2? Nie byle gdzie, bo w Strefie 51. A wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo podejrzana to okolica.
Jedna z najdziwniejszych teorii dotyczących zamordowania Kennedy’ego pojawiła się w wydanej w 1975 roku książce Appointment in Dallas. Jej autorem jest Hugh McDonald, służący niegdyś w policji Los Angeles. Według niego Oswald był rzeczywiście kozłem ofiarnym, ale został nim w bardzo dziwny sposób.
Jak podają raczej mało wiarygodne źródła, Oswald podobno opowiadał, że 22 listopada 1963 roku rzeczywiście dostał robotę w Dallas i było to zadanie bardzo odpowiedzialne. Nie chodziło jednak o zabicie prezydenta, ale wręcz przeciwnie. Miał tak celować, żeby żaden z wystrzelonych przez niego pocisków nie trafił JFK.
Ten tekst jest fragmentem książki Nicka Redferna „Tajemna historia świata. Teorie spiskowe od starożytnych wizyt obcych po nowy ład światowy”:
Jak zapewniono Oswalda, chodziło o zademonstrowanie, jak kiepsko Secret Service dba o prezydenta. Nieudana próba zamachu miała ją ośmieszyć. Oswald nie wiedział jednak, że oprócz niego na Dealey Plaza byli jeszcze inni, prawdziwi zamachowcy. I oni oczywiście nie chybili.
Zrobiwszy swoje, czym prędzej się ulotnili, zostawiając Oswalda w roli kozła ofiarnego. I trudno, żeby nim nie został, skoro naprawdę strzelał w kierunku prezydenta. Gdy tylko spanikowany Oswald zrozumiał, w co go wrobiono, uciekł z miejsca przestępstwa, jednak koniec końców został aresztowany, a potem zabity.
Ale zostawmy już Oswalda. Wedle kolejnej wersji wydarzeń JFK został zabity przez człowieka z ochrony prezydenta, który siedział za kierownicą limuzyny Kennedy’ego. Jawnie, na oczach tłumu i w polu widzenia wielu kamer. Autorem tej osobliwej koncepcji był jeden z najbardziej znanych głosicieli teorii spiskowych z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Nazywał się Milton William „Bill” Cooper.
Jako winnego wskazał Williama Greera, agenta Secret Service, który w dniu śmierci JFK prowadził samochód wiozący prezydenta przez miasto. Kiedy padły strzały, Greer zwolnił i odwrócił się, żeby spojrzeć na prezydenta. Cooper uznał, że nie była to naturalna reakcja na to, co się stało. Stwierdził, że analizując słynny film, nakręcony w czasie zamachu przez Abrahama Zaprudera, dostrzegł w ręce Greera jakiś dziwny przedmiot wymierzony w prezydenta.
Przedmiot ów, jak dowodził dalej Cooper, był tajną bronią opartą na technologiach, które agendy rządowe pozyskały od obcych. Czysta fantastyka naukowa.
Kiedy Cooper zaczął rozpowszechniać swoją teorię, Greer nie mógł się bronić. W 1985 roku zmarł na raka. Ze służby odszedł jeszcze w 1966 roku na skutek problemów z wrzodami żołądka.
Ironicznym zrządzeniem losu Cooper też zginął od kuli. Latem 1998 roku został oskarżony o uchylanie się od płacenia podatków. Zareagował dość emocjonalnie, w prostych słowach odpowiadając rządowi, gdzie może go pocałować. Rząd miał jednak własne zdanie w tej sprawie i 5 listopada 2001 roku odpowiedni urząd wysłał do domu Coopera w Arizonie kilku funkcjonariuszy. Gospodarz nie przywitał ich jednak kwiatami i rychło doszło do strzelaniny. Cooper, jak JFK, zginął na skutek zbyt bliskiego kontaktu z ołowiem.
W październiku 1959 roku Lee Harvey Oswald, uważający się za marksistę, trafił do Związku Radzieckiego. 16 października wylądował w Moskwie i zgłosił, że chce pozostać w Rosji. Władze radzieckie, z początku niechętne temu pomysłowi, szybko zmieniły zdanie. Wkrótce Oswald dostał i pracę, i dom. W 1961 roku doszła jeszcze żona, Marina. Niebawem został także ojcem. Niemniej już w 1962 roku ogłosił, że Związek Radziecki go rozczarował i że życie jest tam tak nudne, iż musiał się przenieść z rodziną do Stanów Zjednoczonych.
Czy w trakcie tych paru lat w Rosji Oswald został zwerbowany przez KGB? Czy jego powrót do Stanów na pewno był wywołany rozczarowaniem? A może Kreml przekonał Oswalda do zabicia Kennedy’ego? Jedną z osób, które próbowały podążyć tym tropem, był Ion Mihai Pacepa.
W 1978 roku Pacepa, generał z rumuńskiego ministerstwa bezpieczeństwa, uciekł do Stanów Zjednoczonych. Jedną z wyjawionych wówczas przez niego rewelacji było stwierdzenie, że JFK zginął na rozkaz radzieckiego premiera Nikity Chruszczowa. Ciężko poniżony podczas kryzysu kubańskiego gensek podobno poprzysiągł JFK zemstę i Oswald został wybrany na narzędzie, które miało jej dopełnić.
Warto dodać, że według Pacepy Chruszczow w ostatniej chwili zmienił zdanie, ale Rosjanie nie zdołali już nawiązać kontaktu z Oswaldem i nie poinformowali go o zmianie planów. Zamachu nie można już było odwołać.
Jeszcze pod koniec lat pięćdziesiątych CIA planowała zabójstwo przywódcy Kuby, Fidela Castro. Administracja Kennedy’ego wielokrotnie próbowała zdestabilizować sytuację na wyspie, co oczywiście nie cieszyło Castro. Oczywiście jego największą dezaprobatę wywołały próba inwazji w Zatoce Świń w 1961 roku i cały kryzys rakietowy z następnego roku.
Castro uznał, że Amerykanie przebrali miarę. Postanowił, że da im lekcję, i to taką, którą na długo zapamiętają. Najlepiej usuwając z tego padołu prezydenta supermocarstwa, Johna F. Kennedy’ego. Tak przynajmniej głosi jedna z teorii, wspierana między innymi przez następcę JFK, Lyndona B. Johnsona, który podejrzewał, że to Kubańczycy stali za zabiciem prezydenta. Mówiąc, iż może „uwierzyć, że [Oswald] pociągnął za spust”, wyczuwał w tym rękę Fidela Castro.
Jak można się domyślać, Castro jednoznacznie odrzucił takie sugestie. Stwierdził też, że gdyby Stany Zjednoczone miały pewne dowody, iż to Kuba stała za zamachem na JFK, jego kraj zostałby wymazany z mapy. Castro z pewnością nie był fanem JFK, ale czy ryzykowałby istnienie swojego kraju dla chwili satysfakcji? Na to pytanie nie znamy tak naprawdę odpowiedzi.
W styczniu 1961 roku prezydent Dwight D. Eisenhower wygłosił przemówienie, które dotyczyło po części zabójstwa JFK. Eisenhower powiedział: „Rząd powinien się strzec przed celowymi czy przypadkowymi, ale zawsze niepożądanymi wpływami przemysłu zbrojeniowego”.
Zdaniem wielu badaczy tematu właśnie ta gałąź gospodarki była odpowiedzialna za zabójstwo JFK. Rzecz w tym, że podobno prezydent miał pomysł, jak doprowadzić do trwałego pokoju pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Krótko mówiąc, Kennedy chciał zakończyć zimną wojnę. I to na dobre.
Potężne osoby ze struktur armii, wywiadu i różnych firm, firmy, które zarabiały krocie dzięki lukratywnym zamówieniom wojskowym, miały się potajemnie zdecydować na coś wręcz niewiarygodnego. Zyski z wojen były dla nich ważniejsze niż życie i zamierzenia prezydenta.
Dzisiaj, ponad pół wieku po zamordowaniu Johna F. Kennedy’ego, wcale nie jesteśmy wiele mądrzejsi niż wtedy. Wciąż nie mamy pewności, co wtedy się zdarzyło. Albo inaczej: ci, którzy węszą spiski w każdym kącie, wciąż będą je widzieć. Kto nie ma do tego skłonności, będzie widział co innego. Wszyscy zaś nigdy nie poznają pełnego obrazu, niezależnie od tego, czy wskazywałby on na spisek, czy zamach przeprowadzony samodzielnie przez Lee Harveya Oswalda.
Jedno tylko wydaje się wielce prawdopodobne. Przez następne pięćdziesiąt lat, aż do setnej rocznicy zamordowania JFK, będziemy świadkami snucia nowych teorii i poszukiwania nowych wątków oraz świadectw. Ale czy poznamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Raczej bym na to nie stawiał.