Król Anglii abdykuje z powodu kochanki!
Ten tekst jest fragmentem książki Wendy Holden „Wallis Simpson. Księżna”.
Król zdecydowanie powiedział Duffowi „nie” – zakomunikowała Diana kilka dni później. – Niestety nie chce nawet rozważyć takiego rozwiązania.
Wallis z rezygnacją ściskała srebrno-białą słuchawkę, a jednocześnie ogarnęło ją uczucie rozkosznej ulgi. Wielokrotnie myślała o rozwiązaniu proponowanym przez Duffa i choć wiedziała, że król powinien znaleźć królową, jej serce nie mogło na to przystać. Uświadomiła sobie, że nigdy nie zdoła go z nikim dzielić.
– Dlaczego odmówił?
– No cóż, w gruncie rzeczy dobrze to o nim świadczy. Uważa, że akt koronacji jest zbyt poważnym obrzędem religijnym, by mógł przyjąć koronę, ukrywając przed poddanymi swoje intencje. Byłby to czyn niemoralny. Na koniec oświadczył, że nie zrobi tego z kłamstwem na ustach.
Wallis patrzyła w sufit, myśląc o wszystkim, czego dopuścił się Dawid, gdy wciągnął w zasadzkę Ernesta i uwiódł jego żonę, zmuszając ją do rozwodu.
Czy miał zatem prawo powoływać się na zasady moralne? Z drugiej strony jednak, czy mógł przyjąć królewską koronę i poślubić odpowiednią żonę, mając kochankę, której nie zamierzał się wyrzec? Byłby to czyn podły i okrutny.
– I co na to Duff?
– Powiedział, że z takimi argumentami trudno dyskutować, gdyż zasługują wyłącznie na szacunek.
– I co teraz?
– Beaverbrook i Churchill odwołują się do podobnej argumentacji. Przy czym Churchill jest naprawdę komiczny. – Diana zaczęła naśladować jego znany burkliwy ton i teatralną intonację: – Niech więc Jego Wysokość zostanie namaszczony. Niech otoczony mistyczną aurą królewskiej władzy otrzyma koronę, berło i jabłko. A pani Simpson niech zasłuży na powszechne uznanie za sprawą swej skromności i działalności dobroczynnej.
Wallis wyobraziła sobie, że naśladując Elizabeth, objeżdża szpitale i otwiera kiermasze dobroczynne.
Tymczasem Diana odzyskała swój lekki głos.
– Zabawne, co?
– Myślę, że wręcz komiczne. Mów dalej.
– No cóż, to wszystko. Skromność i dobroczynność. A potem bez rozgłosu można by ponownie wystąpić o zgodę na małżeństwo.
– A jak to przyjął Dawid?
Diana westchnęła.
– Szczerze mówiąc, bez przekonania. Z uporem powtarza, że nie może przyjąć korony z kłamstwem na ustach. Nawet gdyby miał z niej zrezygnować.
Wallis zerwała się z łóżka.
– Co? Co ty mówisz?
– O, tak. Padło nawet słowo na literę A.
– Słowo na literę A?
– Abdykacja.
Wallis opadła na poduszki pokonana atakiem mdłości. Słuchawka wypadła z jej ręki. Zagrzebana w pościeli słyszała gdzieś stłumiony głos Diany.
– Wallis, Wallis, nie panikuj! Duff ma kolejny plan, a właściwie to nawet nie on. Czy słyszałaś nazwisko Esmond Harmsworth?
Idąc w stronę bocznego wejścia do Claridge’s, czuła, że nerwy odmawiają jej posłuszeństwa. Skręciła do damskiej toalety, weszła do jednej z wyłożonych boazerią kabin, zamknęła lśniące drzwi i usiadła na krześle.
W ostatnich dniach nieprzerwanie drżały jej ręce, świat wokół trząsł się i kołysał, a ona ze zdenerwowania zwracała wszystko, co zjadła. W tej sytuacji zaproszenie na lunch przez Esmonda Harmswortha z kulinarnego punktu widzenia było bezcelowe. Ich spotkanie odbywało się w tajemnicy pod nieobecność króla, który w tym dniu odwiedzał bazę Floty Ojczystej w Portland. Była to jedna z jego ulubionych marynarskich powinności. Poprzedniego wieczoru, gdy go widziała, z radością na to czekał. Zresztą w ostatnim czasie w przeciwieństwie do niej wręcz tryskał humorem. Najwyraźniej podjął już decyzję o rezygnacji z tronu, by móc ją poślubić, i teraz wydawał się lekki jak ptak.
Słyszała jak ktoś z obsługi napełnia ciepłą wodą umywalkę, by mogła umyć ręce. Ten hotel nierozłącznie kojarzył jej się z Thelmą, więc znów usłyszała słowa:
Dziecko, czy ty choć masz pojęcie, w co się pakujesz?
W ostatnim czasie często myślała o tym, co Thelma wtedy wiedziała.
Wychodząc z toalety, dostrzegła w lustrze nad jedną z lśniących umywalek coś chudego czarnego i udręczonego. Pomyślała, że wygląda jak wampir albo zły duch. Zastanawiała się, czy Esmond Harmsworth, do którego rodziny należał „Daily Mail”, zamierza jej powiedzieć, że tak właśnie widzą ją Brytyjczycy. A może chciał poinformować, że brytyjska prasa zamierza złamać zawartą z królem umowę? Że wszystko zostanie ujawnione, a ją zaczną traktować jak parszywą owcę? Jej wnętrznościami znów targnął spazm.
Weź się w garść – nakazała sobie surowo, mijając elegancki hol i wchodząc do przestronnej restauracji z łukowymi przejściami. Atmosfera spokojnej elegancji, szum dobrze naoliwionej maszynerii, w której każda cząstka wykonuje, co do niej należy, drastycznie kontrastowały z chaosem jej myśli.
Wyglądało na to, że Harmsworth wybrał miejsce z dala od centrum sali, w rogu obok kominka. Gdy kelner prowadził ją w stronę aksamitnej kanapy przy marmurowym stoliku barwy miodu, zabiło jej serce. To tu, przy tym stoliku, po raz ostatni widziała się z Thelmą.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Wendy Holden „Wallis Simpson. Księżna” bezpośrednio pod tym linkiem!
Esmond Harmsworth, szczupły, elegancki mężczyzna w popielatym garniturze, uprzejmie wstał, gdy się zbliżała. Miał duże jasne oczy, mały wąsik i wydawał się przyjaźnie nastawiony. Na jego twarzy malował się wyraz łagodnej determinacji.
– Pomyślałem, że możemy tu liczyć na większą prywatność. – Wskazał ręką puste stoliki wokół.
– A jeśli ktoś usiądzie obok nas? – spytała niepewnie.
– Nie usiądzie – odparł. – Wszystko zarezerwowałem.
– Och, rozumiem… – Ogarnęło ją przerażenie na myśl o tym, co zaraz usłyszy.
– Proszę usiąść – poprosił. – Złóżmy najpierw zamówienie, żeby nikt nam już nie przeszkadzał. Zapiekanka z kury jest bardzo dobra. A na przystawkę może ostrygi? Przecież to miesiąc z R.
Pomyślała nieco histerycznie, że w każdym z jej miesięcy jest R, a dokładniej Edward R. Chciała powiedzieć to na głos, ale w ostatniej chwili się wstrzymała. Powinna ważyć słowa. Mimo wszystko to był dziennikarz.
Początkowo ich rozmowa sprowadzała się do frazesów, ale Harmsworth miał najwyraźniej dobre intencje, był prostolinijny i szczery. Wkrótce podano ostrygi, idealnie spreparowane i ponownie ułożone w muszlach. Sączyła szampana z kieliszka, uśmiechała się, zadawała uprzejme pytania i udzielała uprzejmych odpowiedzi, podczas gdy jej żołądek burzył się jak morze w trakcie sztormu.
Dopiero gdy po zapiekance kelnerzy rutynowo uprzątnęli okruchy i odeszli, Esmond musnął serwetką usta.
– Jak mi wiadomo, Jego Wysokość pragnie panią poślubić… – zaczął.
Przytaknęła.
– A z tym wiążą się… ee… pewne trudności.
Spojrzała na niego ze smutkiem.
– Można to tak określić.
– Jedna z nich polega na tym, i proszę mi wybaczyć, jeśli pa[1]nią urażę, że wyklucza się możliwość, by została pani królową.
I dzięki Bogu – pomyślała, jednocześnie mówiąc:
– Oczywiście, że to wykluczone, a poza tym nie czuję cienia urazy. Cieszy mnie, że jest pan ze mną szczery.
Uśmiechnął się z wahaniem.
– Też się cieszę, bo to nam oszczędzi zbędnych konwenansów. Mogę zatem przyjąć, że podobnie jak wszyscy pragnie pani, by król pozostał na tronie.
– Oczywiście!
– Doskonale. – Harmsworth z namysłem sączył wino. – W tej sytuacji zastanowiło mnie, czy ktokolwiek rozważał możliwość morganatycznego małżeństwa.
Niejasno znała to pojęcie z książek historycznych.
– Czy ma to jakiś romantyczny związek z Habsburgami? – usiłowała sobie przypomnieć.
– Niezupełnie romantyczny, ale owszem, wiąże się z Habsburgami. Arcyksiążę Franz Ferdynand został zastrzelony w Sarajewie razem ze swą morganatyczną małżonką.
Uniosła serwetkę, na pozór chcąc ukryć szok, choć w rzeczywistości usiłowała powstrzymać wybuch śmiechu. Czuła, że do reszty traci nad sobą kontrolę.
– Wprawdzie nie jest to szczególnie zachęcający precedens, ale dla pani i króla morganatyczne małżeństwo może się okazać jedynym kompromisowym rozwiązaniem.
Uważnie słuchała, gdy tłumaczył, że takie małżeństwa mogą zawierać strony, z których jedna, w tym wypadku król, wywodzi się z wyższej klasy społecznej. W takich związkach żona nie otrzymuje tytułu męża, jak też nie dziedziczą go dzieci. Jeśli zatem poślubi króla, nie będzie królową, a zrodzone z ich związku dzieci nie otrzymają książęcych tytułów.
– To bardzo ciekawy pomysł – uznała, gdy skończył. Może nawet uda się go zrealizować? Wraz z nadzieją ustąpiły nerwowe skurcze żołądka, a ręka, którą trzymała widelec, przestała drżeć. Ogarnął ją ostrożny optymizm. Nie chciała być królową, a potomstwo nigdy nie leżało w ich planach. To mogło być skuteczne rozwiązanie.
Spojrzał na nią z łagodną uwagą.
– Może spróbowałaby pani zasugerować to królowi?
– Na pewno tak zrobię.
– Niektórzy nazywają taki związek małżeństwem leworęcznym – dodał, gdy skończyli posiłek, przy którym odzyskała apetyt. – Ponieważ w trakcie ceremonii podaje się czasem lewą rękę. W dziewiętnastym wieku takie związki były dość częste w rodzinach królewskich. Rodzony ojciec królowej Marii jest owocem jednego z nich.
Wallis omal nie zakrztusiła się szampanem.
– Co takiego? Ojciec królowej Marii?
– Dom Tecków powstał w wyniku morganatycznego małżeństwa – potwierdził Esmond.
– Pan żartuje!
– Bynajmniej. Jest zresztą wiele innych przykładów. Szósty syn króla Jerzego Trzeciego, książę August, zawarł morganatyczne małżeństwo z lady Augustą „Goosy” Murray, a po jej śmierci kolejne z lady Underwood, z domu Gore, po pierwszym mężu Buggin, a wreszcie z księżną Inverness, co stanowiło niewątpliwy awans, jeśli chodzi o tytuł, nie wspominając o jego brzmieniu.
Spojrzała na niego wesoło.
– Esmondzie, znakomicie odrobił pan pracę domową! Jest pan absolutnym ekspertem w sprawach małżeństw morganatycznych.
Uniósł płowe brwi.
– Chciałbym zasugerować dla pani tytuł księżnej Lancaster, który jest starożytnym tytułem związanym z monarchą i dlatego byłby odpowiedni.
Nie odpowiedziała, że tytuły nic jej nie obchodzą. Najważniejsze, że Harmsworth znalazł rozwiązanie. Nawet król nie może mu się sprzeciwić.