Kościół mówi komunistom: nie!
Polski komunizm miał aż do roku 1989 r. swoje cechy specyficzne, których nie udało się zmienić pomimo terroru i wielkiego zaangażowania propagandowego. W Polsce nigdy nie udało się w pełni skolektywizować rolnictwa, ani złamać potęgi i niezależności Kościoła katolickiego. Wielu historyków gotowych jest przyznać, że to właśnie dzięki Kościołowi nigdy nie udało się w Polsce zbudować systemu w pełni totalitarnego. A nawet jeżeli polski komunizm nazwać totalitarnym, to i tak był on mniej opresyjny niż w pozostałych krajach komunistycznych. Sytuacja byłaby jednak zupełnie inna gdyby nie walka Episkopatu Polski przeciwko próbom podporządkowania hierarchii kościelnej władzom partyjnym i państwowym. Jednym z najbardziej heroicznych momentów w tych zmaganiach było wystosowanie listu do władz państwowych, zwanego powszechnie non possumus (łac. nie możemy). Doszło do tego 8 maja 1953 r.
Kościół w nowej rzeczywistości
Kościół katolicki, osadzony w tradycji blisko dwóch tysiącleci, był siłą skrajnie odległą od komunizmu. Reprezentował wartości pod każdym względem sprzeczne ze światopoglądem marksistowskim, jaki leżał u podstaw komunizmu sowieckiego. Gdy Armia Czerwona przyniosła na swoich bagnetach nowy ustrój, Kościół musiał jednak przystosować się do nowej rzeczywistości. Nie było to łatwe, bowiem dotychczasowe doświadczenia kontaktów na linii Kościół katolicki – Związek Radziecki były jak najgorsze. Watykan jednoznacznie określał komunistów jako „sługi szatana” i bezbożników, natomiast duchowni padali ofiarą aresztowań i morderstw z rąk komunistów podczas wojny polsko-bolszewickiej, wojny domowej w Hiszpanii, a także podczas II wojny światowej.
Do roku 1947 nie było jeszcze do końca jasne jaki będzie ustrojowy kształt powojennej Polski. Istniał Rząd Tymczasowy, któremu przewodził Edward Osóbka-Morawski, bezbarwny, anonimowy socjalista, ale ważną pozycję w rządzie zajmował również ludowiec, Stanisław Mikołajczyk. Ogromne i stale rosnące wpływy komunistów spod znaku Polskiej Partii Robotniczej były oczywiście zauważalne, ale lewicy daleko było jeszcze do jednolitości, ponieważ bardzo liczną i aktywną partią pozostawała Polska Partia Socjalistyczna. W końcu, dopóki istniało niezależne Polskie Stronnictwo Ludowe, a wybory parlamentarne miały się dopiero odbyć, wszystko wydawało się możliwe. Polski Kościół nie angażował się bezpośrednio w politykę, ale dla wszystkich obserwatorów jasne było, że jego sympatie lokowały się po stronie Mikołajczyka i jego partii. Dowodzą tego nie tylko szczegółowy raporty Urzędu Bezpieczeństwa dotyczące zachowań księży w poszczególnych parafiach, ale również gesty bardziej generalne. Jednym z nich była m.in. świadoma rezygnacja z kościelnego wsparcia dla budowy partii katolickiej w Polsce, do czego dążyli przedwojenni działacze Stronnictwa Pracy.
Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie w ciągu roku 1947. 19 stycznia odbyły się wybory do Sejmu, które zostały sfałszowane w sposób zupełnie bezprecedensowy. Władzę objął rząd „Bloku Demokratycznego” pod kierownictwem Józefa Cyrankiewicza, absolutnie powolny komunistom. W połowie roku ogłoszono amnestię, która zachęciła do ujawnienia się „chłopców z lasu”, przez co skutecznie przetrąciła kręgosłup podziemiu niepodległościowemu. Gdy okazało się, że akcja ta miała na celu przede wszystkim rozbicie struktur podziemnych było już zbyt późno na ich odtworzenie. W końcu, jesienią 1947 r. z kraju uciekł sam Mikołajczyk – świadom swojej klęski, a także poważnie zagrożony aresztowaniem. W ciągu roku 1948 kontynuowany był proces umacniania władzy komunistów: dokonały się czystki w PPR, a w grudniu powołana została Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Sowietyzacja Polski mogła ruszyć pełną parą.
W tym okresie na czele polskiego Kościoła stał prymas kardynał August Hlond. Był on osobą o dużym autorytecie, lecz niejednoznaczną. Dość powszechnie oskarżano go o antysemityzm, a także wytykano mu opuszczenie polskiego Kościoła w czasie II wojny światowej (Hlond przebywał w Watykanie, a następnie we Francji i Niemczech, gdzie internowano go). Tym niemniej stanowił on symbol Kościoła katolickiego, powszechnie uważanego za siłę, która pomogła przetrwać Polakom tragiczne lata II wojny światowej. Gdy dotychczasowy prymas zmarł w październiku 1948 r., na jego następcę typowano biskupa Stanisława Kostkę Łukomskiego, lecz jeszcze w tym samym miesiącu poniósł on tragiczną śmierć w wypadku samochodowym. Okoliczności jego śmierci pozostały zresztą owiane tajemnicą, co rodzi podejrzenia, iż za wypadek odpowiedzialni byli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. W takich okolicznościach, nieoczekiwanym następcą Hlonda został biskup lubelski Stefan Wyszyński.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Uniki
Dotychczasowe kroki władz wobec Kościoła katolickiego były wyraźnie nieprzychylne, daleko jednak było od wypowiedzenia otwartej wojny. W oficjalnej propagandzie pojawiały się już w owym czasie pod jego adresem rozmaite oskarżenia głoszące m.in., że Kościół polski nie jest zainteresowany twałym przyłączeniem do Polski Ziem Zachodnich. Wszystko ze względu na fakt, iż Watykan wstrzymywał się od nadania tymczasowym administratorom dawnych niemieckich diecezji miana biskupów ordynariuszy. Z biegiem czasu sytuacja systematycznie się jednak pogarszała. W lipcu 1949 r. Pius XII wydał dekret grożący ekskomuniką wszystkim tym katolikom, którzy należą do partii komunistycznej lub z nią współpracują. W tym samym czasie w Lublinie doszło do tzw. „cudu lubelskiego”, gdy w dniu ingresu biskupa Piotra Kałwy wierni dostrzegli krwawe łzy na obrazie Matki Bożej. Oba te wydarzenia wywołały wściekłość władz komunistycznych. 19 lipca 1949 r. na posiedzeniu jednego z wysokich gremiów partyjnych Hilary Minc, ówczesny silny człowiek reżimu, przedstawił rozwinięty plan akcji antyklerykalnej. Niedługo później prezydent Bolesław Bierut otrzymał wytyczne od samego Józefa Stalina:
(…) nie zrobicie nic, dopóki nie dokonacie rozłamu na dwie odrębne i przeciwstawne sobie grupy, propaganda masowa to rzecz konieczna, ale samą propagandą nie zrobi się tego co potrzeba… nie nastawiacie się na rozłam… bez rozłamu wśród kleru nic nie wyjdzie… prawa karne potrzebne, ale nie one rozstrzygają.
Hasło do ofensywy przyszło więc prosto z Moskwy. Oprócz restrykcji miały zostać zastosowane bardziej subtelne metody, potęgujące rozłamy w Kościele i jednocześnie wszechstronnie go osłabiające. Na skutek działań administracyjnych władz, już jesienią 1949 r. episkopat został zmuszony do zawieszenia działalności katolickich stowarzyszeń w Polsce. Wcześniej miały jednak miejsce dwa wydarzenia brzemienne w skutki.
Otóż w sierpniu 1949 r. zainaugurowana została Komisja Mieszana rządu i episkopatu, w której skład weszli ze strony władz min. Władysław Wolski, zastępca członka Biura Politycznego Franciszek Mazur oraz wiceszef MON Edward Ochab, a ze strony kościelnej biskupi Zygmunt Choromański, Michał Klepacz i Tadeusz Zakrzewski. Jej celem miało być wypracowanie trwałego modus vivendi między państwem a Kościołem, a także budowa gremium dzięki któremu episkopat mógł skuteczniej bronić własnych interesów. Szybko okazało się, że obrona Kościoła będzie prawdziwą „obroną Częstochowy”. Oto już bowiem we wrześniu 1949 r. władze przystąpiły do organizacji tzw. Komisji Księży organizowanych przy ogniwach Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Ruch ten, zwany ruchem „księży patriotów”, miał się stać koniem trojańskim komunistów w łonie Kościoła i stanowić poręczny środek nacisku na Wyszyńskiego, aby skłonić go do jak najdalej idących ustępstw. W konsekwencji zaś – do podporządkowania Kościoła władzom. Episkopat zareagował na ten wrogi gest dość powściągliwie, pragnąc uniknąć zaostrzenia polityki władz.
Szybko okazało się, że intencje komunistów nie były czyste. Negocjacje w ramach Komisji Mieszanej przybrały brutalny charakter, a dodatkową presję wywoływali oni poprzez skrajnie represyjne kroki i nieustanną napastliwą propagandę antykościelną. W styczniu 1950 r. władze państwowe odebrały episkopatowi zarząd nad charytatywną organizacją Caritas pod pozorem nadużyć finansowych i nieprawidłowości w prowadzeniu ksiąg. W lutym tego roku w areszcie umieszczono ordynariusza chełmińskiego Kazimierza Józefa Kowalskiego, w wyniku kłamliwych zarzutów współpracy z Niemcami i malwersacji finansowych. Stanowiło to precedens, bowiem po raz pierwszy komuniści zdecydowali się na aresztowanie biskupa. Niedługo później, w marcu 1950 r., wydana została ustawa o przejęciu przez państwo tzw. dóbr martwej ręki (gruntów należących do Kościoła), co zlikwidowało istniejące dotychczas wyłączenie ziemi kościelnej z postanowień ustawy o reformie rolnej. Na skutek tej decyzji, uderzającej w ekonomiczne podstawy funkcjonowania Kościoła, utracił on ponad 150 tys. hektarów ziemi.
W krytycznej sytuacji, episkopat zdecydował się na podpisanie porozumienia z władzami komunistycznymi. Doszło do tego 14 kwietnia 1950 r. Składało się ono z 19 punktów i nałożyło na Kościół szereg obowiązków, m.in. episkopat miał wezwać duchowieństwo, aby w pracy duszpasterskiej zgodnie z nauką Kościoła nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej, a także przeciwstawiało się (…) nadużywaniu uczuć religijnych w celach antypaństwowych. Rząd zobowiązał się natomiast do nieograniczania obecnego stanu nauczania religii w szkołach zachowania dotychczas istniejących szkół o charakterze katolickim (w tym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego) oraz umożliwienia funkcjonowania prasy, wydawnictw i stowarzyszeń katolickich.
Zawarcie porozumienia zostało przyjęte w łonie Kościoła z mieszanymi uczuciami. Zaniepokojenie wyrażali urzędnicy kurii rzymskiej, a także wpływowy metropolita Krakowa, kardynał Adam Sapieha; przeważyło, po raz kolejny, zdanie Wyszyńskiego. Nie miał on jednak złudzeń co do intencji komunistów, uznając porozumienie za wybieg taktyczny. Jak notował w swoich zapiskach: trzeba zyskać czas, by wzmocnić siły do obrony Bożych pozycji.
Polecamy e-book Pawła Sztamy pt. „Inteligenci w bezpiece: Brystygier, Humer, Różański”:
Zwarcie
Krótko po zawarciu porozumienia z 14 kwietnia 1950 r., utworzona została zupełnie nowa instytucja: Urząd ds. Wyznań. Swoimi kompetencjami objął on całokształt stosunków pomiędzy istniejącymi w Polsce kościołami a państwem. To właśnie UdSW stał się głównym narzędziem antykościelnej polityki władz, a jego naczelnym zadaniem stało się ostateczne podporządkowanie Kościoła władzom.
Stopniowo, pętla wokół Kościoła zaciskała się coraz mocniej. Latem 1950 r. wezwano księży do podpisywania się pod proradzieckim i antyamerykańskim „apelem sztokholmskim”, odmowy interpretowano jako podstawę do szykan antykościelnych. W konsekwencji doszło do usunięcia kilkuset księży z funkcji katechetów, zamknięto również szereg domów zakonnych. Interwencje episkopatu nie przynosiły żadnego rezultatu. Podobnie, niczego nie dały interwencje w sprawie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który w początku 1951 r. trafił do więzienia, oskarżony o szpiegostwo na rzecz USA i Watykanu. W tym samym czasie władze zdecydowały się odwołać dotychczasowych administratorów diecezji na Ziemiach Zachodnich i zastąpiły ich wikariuszami kapitulnymi, powołanymi spośród powolnych sobie „księży patriotów”. Było to zachowanie sprzeczne z duchem i literą porozumienia z kwietnia 1950 r., ale episkopat przełknął tę pigułkę i w obawie o jedność Kościoła zaakceptował fakt dokonany.
Polityka komunistów była coraz bardziej bezpardonowa i coraz mniej liczyła się z opiniami świata zewnętrznego. Kwietniowe porozumienie łamane było przede wszystkim poprzez masowe rugowanie religii ze szkół oraz jawne mieszanie się w wewnętrzne sprawy Kościoła. Masowo likwidowano seminaria duchowne, ingerowano także w działalność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Represje spadły na diecezję śląską, której biskupi zainicjowali petycję w obronie nauki religii w szkołach. Kościół znajdował się w pełnym odwrocie. W takiej chwili, w początku 1953 r. Stefan Wyszyński uzyskał godność kardynalską, lecz było to dla polskiego Kościoła wsparcie jedynie symboliczne.
Pewni siebie komuniści wymierzyli kolejny cios. 9 lutego 1953 r. Rada Państwa wydała _Dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych_, w myśl którego obsada personalna stanowisk kościelnych oraz związany z nią zakres merytoryczny obowiązków wymagał uprzedniej zgody właściwych organów państwowych. Było to nie tylko rażące naruszenie formalnie wciąż obowiązującego porozumienia. Przede wszystkim oznaczało to trwałą likwidację niezależności organizacyjnej Kościoła. Była to sytuacja tym groźniejsza, że dekret wszedł w życie natychmiast i lokalni przedstawiciele władz zaczęli skwapliwie korzystać z danej im mocy ingerowania w obsadę kościelnych stanowisk.
8 maja 1953 r. nastąpiła odpowiedź episkopatu na jednostronną decyzję władz. W ponad trzydziestostronicowym memoriale biskupi wyliczyli kolejno wszystkie nieprawości jakich dopuścili się komuniści wobec Kościoła w latach 1950-1953, a następnie jednogłośnie odrzucili możliwość uznania dyktatu:
Wkrótce po ukazaniu się dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych przedstawiciele Episkopatu uważali za swój obowiązek złożyć w jego przedmiocie formalny protest. Dziś protestuje cały Episkopat Polski. W poczuciu apostolskiego naszego powołania, oświadczamy, w sposób najbardziej stanowczy i uroczysty, że wymienionego dekretu, jako sprzecznego z Konstytucją Rzeczypospolitej Ludowej i naruszającego prawa Boże i kościelne, nie możemy uznać za prawomocny i wiążący. (…) A gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne. Kto by odważył się przyjąć jakiekolwiek stanowisko kościelne skądinąd, wiedzieć powinien, że popada tym samym w ciężką karę kościelnej klątwy. Państwo Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji Kościoła, kościelnej jako narzędzia władzy świeckiej, albo osobista ofiara, wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, kościoła, idąc z wewnętrznym pokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie, za co innego, lecz tylko za sprawą i w ściśle Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!
Był to kluczowy moment w polityce ustępstw prowadzonych do tej pory przez Wyszyńskiego i polski episkopat. Non possumus stało się symbolem niezgody duchownych na bezwzględną omnipotencję państwa oraz na rażące łamanie umów przez komunistów. Kościół katolicki był w owym czasie w Polsce jedyną zorganizowaną siła, która mogła powiedzieć komunistom: nie. I jedyną, która się na to odważyła. Reakcją władz było zaostrzenie represji. Próby nacisków na nic się jednak nie zdały – wysłannikowi władz Bolesławowi Piaseckiemu nie udało się przekonać kardynała Wyszyńskiego do zmiany stanowiska.
Gdy 14 września 1953 r. rozpoczął się w końcu proces biskupa Czesława Kaczmarka, jasne było, że zostaną zasądzone wysokie kary. Biskupa skazano ostatecznie na 12 lat więzienia, pozostałych oskarżonych – na 10 lat. Po raz kolejny ruszyła kampania propagandowa przedstawiająca Kościół jako zdradziecką siłę, żerującą na biedzie klas wyzyskiwanych i współpracującą z wrogami ludowej ojczyzny. W takim politycznym klimacie, 25 września 1953 r. uwięziony został kardynał Stefan Wyszyński. Kościół nie dał się jednak złamać. Nieco ponad trzy lata później Wyszyński powrócił na wolność w glorii i chwale. Ale to już zupełnie inna historia…
Wybrana bibliografia:
- Antoni Dudek, Państwo i Kościół w Polsce 1945-1970, Wyd. PIT, Kraków 1995;
- Krystyna Kersten, Narodziny systemu władzy. Polska 1943-1948 SAWW, Poznań 1990;
- Andrzej Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski, PWN, Warszawa 1995;
- Jan Żaryn, Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce 1944-1989, Neriton, Warszawa 2003.