Koniec oddziału majora „Hubala”
Major mniej więcej co drugi dzień przerzucał się dalej, w inny rejon, do kolejnej leśniczówki, rozsyłając patrole w różne strony i tym sposobem myląc pościg. W nocy z 21 na 22 kwietnia przybył pod Wólkę Kuligowską. Tym razem nie wszedł do wsi, tylko rozbił obozowisko w lesie. Ułani wybudowali szałasy. Major wyjaśniał swoim żołnierzom: „chyba nie będą już ludzi wybijać i wsi palić, kiedy siedzimy w lesie”. Ale warunki bytowania oddziału stały się przez to jeszcze cięższe. Do nocnych marszów, zimna, głodu i insektów dołączył dotkliwy brak dachu nad głową oraz minimalnych choćby warunków do utrzymania higieny. O spokoju czy odprężeniu nawet nie myśleli. Żyli w ciągłym zagrożeniu… A do tego dochodził jeszcze narastający konflikt z konspiracją ZWZ. Jego ślad odnajdujemy w dokumentach przesłanych do Francji. W meldunku z 15 kwietnia 1940 r. Rowecki informował gen. Kazimierza Sosnkowskiego: „Hubala ścigam, chcę go wysłać za granicę, w przyszłości oddam pod sąd”. Ten konflikt bolał majora najbardziej. Wielokrotnie różnym rozmówcom powtarzał w tym czasie słowa: „Polacy, rozumiesz Polacy, wydają na mnie wyrok śmierci jak na zbrodniarza”. Próbował jeszcze załagodzić sprawę wysyłając „Furgalskiego” do komendy Okręgu w Kielcach, a później Komendy Głównej ZWZ w Warszawie.
Do obozowiska dotarły dwie zaprzyjaźnione z oddziałem kurierki z Warszawy, Genowefa Ruban i Ludmiła Żero. Przywiozły w dużych walizkach kilka kompletów letnich mundurów, lekarstwa i materiały opatrunkowe, buty oficerskie dla majora, a nawet specjalnie dla niego upieczony placek z jabłkami. Ale najważniejsze były przekazane przez nie informacje dotyczące koncentracji sił niemieckich. Dodatkowo przekazały też wieści o lądowaniu wojsk alianckich w Norwegii. Były one niezwykle ważne dla majora, ponieważ potwierdzały jego przypuszczenia i nadawały sens jego poczynaniom. Zatem to on – wydawało się – znowu miał rację nie rozwiązując oddziału, a nie dowództwo ZWZ. Lada chwila, lada dzień mogła ruszyć ofensywa na Zachodzie. A wtedy posiadanie żołnierzy pod bronią oraz dobrze zorganizowanego zaplecza, mającego zamelinowaną broń, czekającego na ogłoszenie mobilizacji, mogło mieć dla sprawy niepodległości Polski ogromne znaczenie.
Historia jednak inaczej ułożyła karty. Wieczorem nagle od munduru majora odpadł noszony na co dzień Krzyż Virtuti Militari i upadł na ziemię. Podniósł go mówiąc cicho: „Śmierć już blisko…” Słowa te wstrząsnęły obecnymi, zapamiętali je. Niedługo później w obozowisku pojawił się tutejszy gajowy z wiadomością, że Niemcy okrążają oddział. Po starciu patroli z 29 kwietnia nie zgubili śladu. Tym razem wiedzieli dokładnie, gdzie kwaterują żołnierze Hubala. Do walki rzucili dwa bataliony szturmowe Wehrmachtu. Na zewnątrz rozmieścili dodatkową linię ubezpieczenia. Nikt nie miał się im wyślizgnąć.
Przeczytaj:
- „Hubal” na zakręcie historii
- Gdzie jest grób majora Hubala?
- Łukasz Ksyta – „Major Hubal. Historia prawdziwa” – recenzja
Już po zmierzchu Hubal opuścił ze swoimi ułanami obozowisko pod Wólką Kuligowską. W pierwszym odruchu postanowił przeprawić się na drugi brzeg Pilicy. Zrezygnował jednak z tego. Niemcy pilnowali brodów i mogli łatwo wystrzelać oddział w trakcie przeprawy. Zawrócił na zachód, w kierunku Anielina. Dalej za tą miejscowością miały być tereny wolne od oddziałów niemieckich. O świcie 30 kwietnia omijając ludzkie osiedla dojechali do zagajnika niedaleko Anielina. Gęste poszycie dawało złudzenie, że nikt ich tam nie wypatrzy. Zmęczeni trudami ostatnich godzin zasnęli. Nie wystawiono wart, jedynie posterunek obserwacyjny. Wyznaczeni do niego żołnierze też zasnęli.
Nie spostrzegli, kiedy podeszli Niemcy. Pierwsze strzały, zamieszanie i walka z najbliższej odległości. Kto mógł, dosiadał konia i próbował się wyrwać. Także Hubal pobiegł do swojego. Kiedy go dosiadał, przeszyła majora seria z broni maszynowej. Kula trafiła w serce. Obok zginął jego luzak, kpr. Antoni Kossowski „Ryś”. Po gwałtownej i mocno chaotycznej strzelaninie większość konnych rozproszyła się po lesie i szczęśliwie przedarła przez pierścień okrążenia. Także ci, którym uciekły konie, zdołali pieszo wydostać się z matni.
Jeszcze długo nie mogli uwierzyć, że mjr „Hubal” nie żyje. Nie jest znane miejsce, gdzie Niemcy pochowali ciało Henryka Dobrzańskiego. Utrzymali to w tajemnicy do końca. Może bali się legendy „Hubala”?
Tekst jest fragmentem publikacji:
Zachował się ostatni rozkaz wydany w oddziale, już po śmierci Hubala, oddający przywiązanie żołnierzy do swojego dowódcy. Jest przepełniony smutkiem, niepewnością co do przyszłości, ale też nadzieją, że ich trud nie pójdzie na marne, że z niego odrodzi się wolna ojczyzna:
Oddział Wydzielony Wojska Polskiego
Majora Hubala
m.p. dnia 4.5.1940 r.
Komunikat
Dnia 29.4.1940 r. Oddział Wydzielony Wojska Polskiego mjr. Hubala został otoczony w lasach koło wsi Wólka Kuligowska pow. Opoczyński przez przeważające siły niemieckie. Oddział pod osłoną nocy wycofał się bez strzału do lasów Nadl[leśnictwa] Brudzewice k[oło] wsi Anielin.
Dnia 30.4. o godz[inie] 5.30 rano wskutek zdrady Niemcy zaskoczyli oddział, podchodząc krzakami dosłownie na kilka metrów, ominąwszy nasze placówki. Po pierwszym strzale z naszej strony ukryci Niemcy oddali serię strzałów, zabijając naszego dowódcę mjr. Hubala-Dobrzańskiego, kpr. „Rysia” i uł. Kośkę
_Mjr Hubal nie żyje. Człowiek, który swój mundur polskiego żołnierza nałożony w 1914 r. ukochał ponad wszystko, nie zdjąwszy go ani razu, w nim został pochowany. Dowódcą, którego działalność nie miała precedensu w historii Polski. Bo każda partyzantka, każdy oddział miał jakieś tyły, mógł się gdzieś schronić czy wypocząć, dozbroić czy umundurować. My zawsze i wszędzie byliśmy otoczeni. _
Zginął człowiek, który swej przysięgi żołnierskiej nie złamał, honoru polskiego żołnierza nie splamił.
Zostaliśmy my, tracąc w Nim przyjaciela, ojca, a przede wszystkim w całym słowa tego znaczeniu dowódcę. Zostaliśmy my, by Jego ideę kontynuować, by, jak nas uczył, przetrwać do końca, bez względu na to, czy końcem będzie wolność Polski, czy też śmierć ostatniego z nas.
Dowódca nasz nie żyje. Ale żyje wśród nas Jego idea i honor polskiego żołnierza.
Oddział istnieje i istnieć będzie. Wszystkie pogłoski o rozproszeniu czy też rozwiązaniu się oddziału są nieprawdziwe. Każdy z nas do ostatka trwać będzie i spuściznę naszego Kochanego Dowódcy wypełni i zachowa, jako najświętszy skarb.
Wiemy, że sami nie przywrócimy wolności, ale dla historii potrzebny jest dowód, że znalazł się w Polsce człowiek, który oparł się ogólnej psychozie strachu. Niech nasi następcy wiedzą, że nie wszyscy w tych tragicznych dla naszej Ojczyzny chwilach opuścili ręce, że był jeden, który honor żołnierza i Polaka cenił ponad życie.
Ta świadomość dla przyszłych pokoleń warta jest i tych spalonych przez Niemców wsi, po bojach w pow[iecie] koneckim, i tych niewinnych ofiar ludności cywilnej w bestialski sposób pomordowanej.
Mjr Hubal-Dobrzański nie żyje. Niech cały naród zda sobie sprawę, że stracił w Nim jednego z najbardziej wartościowych ludzi. Ludzi, którzy czynami, a nie słowami, dowodzili swej wartości.
My, Jego podkomendni i uczniowie, trwać będziemy i dopóki choć jeden z nas żyje, dopóty oddział istnieć i działać będzie.
D[owód]ca Oddziału Wydz[ielonego] W[ojska] P[olskiego]
Mjr. Hubala
Sęp porucznik
Adiutant Oddziału Wydz[ielonego] W[ojska] P[olskiego]
Mjr. Hubala
Dołęga ogn. pchor.
Wieść o upadku Francji spowodowała rozwiązanie oddziału.