Komu tytoń? Komu cukier? – brytyjska słabość do używek

opublikowano: 2013-11-07 07:30
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Mieszkańcy wysp brytyjskich bardzo szybko zasmakowali w różnego rodzaju towarach luksusowych. Pokochali kakao, cukier, tytoń i herbatę. Takie były początki globalizacji...
REKLAMA

Syn londyńskiego kupca i autor znakomicie sprzedających się powieści Przypadki Robinsona Crusoe oraz Fortunne i niefortunne przypadki sławetnej Moll Flanders Daniel Defoe był także przenikliwym obserwatorem ówczesnego brytyjskiego życia. Jako świadek narodzin na początku XVIII wieku nowego rodzaju ekonomii w Anglii, czyli pierwszego na świecie społeczeństwa konsumpcyjnego, opisał to następująco w The Complete English Tradesman (Kupiec angielski) z 1725 roku:

Anglicy używają więcej artykułów pochodzenia zagranicznego, sprowadzanych z różnych krajów, gdzie się je produkuje czy przetwarza, niż jakakolwiek inna nacja na świecie [...]. Na ten import składają się głównie cukier i tytoń, których spożycie w Wielkiej Brytanii jest prawie niewyobrażalne, poza tym bawełna, indygo, ryż, imbir, czerwony pieprz z Jamajki, kakao, czekolada, rum i melasa.
Daniel Defoe

Można powiedzieć, że wzrost znaczenia Imperium Brytyjskiego miał mniej wspólnego z protestancką etyką pracy czy angielskim indywidualizmem niż z brytyjską słabością do słodyczy. Roczny import cukru podwoił się za życia Defoe, a była to tylko część olbrzymiego konsumenckiego boomu. W miarę upływu czasu artykuły zarezerwowane początkowo dla zamożnej elity stały się podstawowymi towarami codziennego użytku. Cukier pozostał najczęściej sprowadzanym dobrem od lat pięćdziesiątych XVIII wieku, kiedy jego import wyprzedził import zagranicznych płócien, aż do lat dwudziestych XIX wieku, kiedy to przewyższył go import nieobrobionej bawełny. W Anglii do końca XVIII wieku spożycie cukru na głowę było dziesięciokrotnie większe niż we Francji. A poza tym bardziej niż ktokolwiek inny w Europie Anglicy wykształcili niezaspokojony apetyt na importowane dobra.

Angielski konsument lubił w szczególności mieszać podawany doustnie cukier z wysoko uzależniającym narkotykiem, kofeiną, uzupełnionym wdychaną, ale równie uzależniającą substancją — nikotyną. W czasach Defoe herbata, kawa, tytoń i cukier były czymś zupełnie nowym. A wszystkie musiały być importowane.

REKLAMA

Pierwsza zachowana angielska prośba o dzbanek herbaty z datą 27 czerwca 1615 roku znajduje się w liście pana R. Wickhama, przedstawiciela Kompanii Wschodnioindyjskiej na japońskiej wyspie Hirado, do jego przyjaciela pana Eatona z Macao, w którym prosi on o przysłanie mu tylko „herbaty najlepszego gatunku”. Ale dopiero w 1658 roku pojawiła się w Anglii pierwsza reklama tego, co miało się stać narodowym napojem. Opublikowano ją w dotowanym przez państwo tygodniku „Mercurius Politicus” z 30 września, oferując „ten wspaniały, przez wszystkich medyków polecany chiński napój, zwany przez Chińczyków cha, przez inne zaś narody — czaj alias Tee [...], sprzedawany w Sultaness Head, kawiarni w Sweetings Rents, opodal Królewskiej Giełdy w Londynie”. Mniej więcej w tym samym czasie właściciel tejże pijalni herbaty Thomas Garraway opublikował broszurę zatytułowaną An Exact Description of the Growth, Quality and Vertues of the Leaf TEA (Dokładny opis uprawy, jakości i zalet herbaty liściastej), w której dowodził, że może ona wyleczyć: „bóle głowy, kamienie, piasek nerkowy, obrzęki, opuchliznę oczu, szkorbut, problemy ze snem, zaniki pamięci, rozwolnienie czy kolkę jelitową, koszmary nocne i kolkę z wiatrów pochodzącą”. Przekonywał potencjalnych konsumentów, że „przyjmowana z dziewiczym miodem zamiast cukru” herbata „oczyszcza nerki, moczowody, a z mlekiem i wodą zapobiega gruźlicy. Jeśliś korpulentnych kształtów, powstrzyma ona dobry apetyt, a jeśli zanadto zjesz, to jest to jedyna rzecz, która lekkie przeczyszczenie spowoduje”. Z tych powodów pochodząca z Portugalii małżonka króla Karola II również pijała herbatę. Napisany na jej urodziny i dedykowany jej wiersz Edmunda Wallera sławił: „Muz przyjaciółka, herbata [która] z upodobaniem nam pomaga / poskromić melancholię umysł atakującą, / w świątyni duszy spokój utrzymuje”. 25 września 1660 roku Samuel Pepys (1633–1703), angielski kronikarz, który zyskał sławę jako autor pisanego w latach 1660–1669 Dziennika, wypił swoją pierwszą „filiżankę herbaty (chińskiego napoju)”.

REKLAMA

Dopiero na początku XVIII wieku zaczęto importować herbatę w wystarczających ilościach i po odpowiednio niskich cenach, aby stworzyć masowy rynek. W 1703 roku „Kent” przybył do Londynu z ładunkiem 65 tysięcy funtów herbaty, niewiele mniejszym od całkowitego rocznego importu w poprzednich latach. Rzeczywisty przełom nastąpił wówczas, kiedy przywóz herbaty „przeznaczonej do krajowej konsumpcji” wzrósł od średniej wynoszącej poniżej 800 tysięcy funtów rocznie we wczesnych latach czterdziestych XVIII wieku do ponad 2,5 miliona funtów w latach 1746–1750. Do 1756 roku nawyk picia herbaty rozprzestrzenił się do tego stopnia, że stał się godny potępienia w Essay on Tea (Esej o herbacie) Jonasa Hanwaya: „Pokojówki blask swój straciły, herbatę pijąc”. (Samuel Johnson ripostował recenzją, napisaną — jak to ujął — przez „zatwardziałego i bezwstydnego herbaty zwolennika”).

O wiele więcej kontrowersji wzbudzał jednak tytoń, wprowadzony przez Waltera Raleigha — to część trwałej spuścizny po nieudanym osadnictwie w Roanoke w Wirginii. Idąc w ślady dostawców herbaty, dostawcy tytoniu też podkreślali jego właściwości medyczne. W 1578 roku służący Raleigha Thomas Heriot zanotował, że wysuszone i palone „zioło”:

oczyszcza z nadmiaru flegmy i innych paskudnych płynów, otwiera wszystkie pory i zakamarki ciała, a jego używanie nie tylko zabezpiecza ciało przed niedrożnością, ale także [...] w krótkim czasie sprawia, że się jej pozbędzie. Dlatego też ciała wyraźnie zdrowe się stają i nie znają już wielu bolesnych chorób, a potrzebne jest nam to w Anglii, gdzie często na nie zapadamy.
REKLAMA
Samuel Pepys

Jedna z wcześniejszych reklam zachwalała zdolność tytoniu do „zdrowia zachowania lub naszego bólu oszukania, raduje zmysły i pomaga umęczonemu umysłowi”. Ale nie przekonała każdego. Dla Jakuba I — człowieka wyprzedzającego swoje czasy pod pewnymi względami — palące się cygaro było „wielce oku niemiłe, dla nosa obrzydliwe, dla umysłu szkodliwe [i] dla płuc niebezpieczne”. Ale kiedy uprawa tytoniu rozpoczęła się na dobre w Wirginii i Maryland, nastąpił dramatyczny spadek cen (od 4,36 pensów za funt w latach dwudziestych i trzydziestych XVII wieku do około pensa za funt w latach sześćdziesiątych i późniejszych tegoż wieku) i odpowiadający mu wzrost masowej konsumpcji. Podczas gdy w latach dwudziestych XVII wieku tylko dżentelmeni używali tytoniu, do lat dziewięćdziesiątych stało się to „zwyczajem, modą, rzeczą wielce popularną — tak że każdy oracz miał własną fajkę”. W 1624 roku Jakub I pozbył się ostatecznie wszelkich skrupułów i ustanowił królewski monopol. Dochód, jaki można było osiągnąć, kiedy wzrósł import tytoniu, był wart „nienawistnych” oparów, chociaż monopolu na import tytoniu nie dało się całkowicie wyegzekwować. Nowe importowane dobra zmieniły nie tylko gospodarkę, ale i narodowy styl życia. Jak zaobserwował Defoe w Kupcu angielskim, „herbaciarnie dla pań, kawiarnie dla panów wydają się miejscami wymiany nowinek [...]”. W nowych używkach ludziom najbardziej podobało się to, że dostarczały one zupełnie innych doznań niż tradycyjna europejska używka — alkohol. Formalnie rzecz biorąc, alkohol jest środkiem uspokajającym. Dla porównania, glukoza, kofeina i nikotyna były osiemnastowiecznymi odpowiednikami dzisiejszych środków pobudzających. Wszystkie razem nowe używki dały społeczeństwu angielskiemu potężne uderzenie. Można powiedzieć, że Imperium zbudowano na gwałtownie rosnącej gorączce cukru, kofeiny i nikotyny — gorączce, której doświadczył prawie każdy.

REKLAMA

W tym samym czasie Anglia stała się centrum (a Londyn — epicentrum) Europy w handlu nowymi środkami pobudzającymi. Do lat siedemdziesiątych XVIII wieku około 85 procent importu brytyjskiego tytoniu było w istocie reeksportowane, a 94 procent importowanej kawy również podlegało reeksportowi, głównie do północnej Europy. Działo się tak ze względu na różnice w taryfach celnych: wysokie cła ograniczały rodzimą konsumpcję kawy na korzyść prężnie rozwijającego się przemysłu zogniskowanego wokół herbaty. Podobnie jak inne zwyczaje narodowe Anglików angielskie przedkładanie herbaty nad kawę miało związek z polityką fiskalną.

Dzięki sprzedaży części swojego importu z Indii Zachodnich i Wschodnich na rynki kontynentalne Brytyjczycy zarabiali wystarczająco dużo, żeby zaspokoić inny, długo uśpiony apetyt — na rewolucję krawiecką. W 1595 roku Peter Stubbs zauważył, że „nigdzie na świecie ludzie nie są tak ciekawi nowych mód jak ci mieszkający w Anglii”. Miał na myśli rosnący wśród angielskich konsumentów popyt na nowe gatunki tkanin. Do pierwszych lat XVII wieku doprowadził on do likwidacji całego przewidzianego na tę okoliczność ustawodawstwa: prawa przeciw zbytkowi, które tradycyjnie regulowało kwestie tego, co mężczyźni i kobiety w Anglii mogli nosić zgodnie ze swoim statusem społecznym. Defoe w Everybody’s Business is Nobody’s Business tak skomentował tę tendencję:

prosta wieśniaczka Joan stała się teraz wytworną londyńską damą, potrafi pić herbatę, zażywać tabaki i nosi się tak wytwornie, jak najlepiej można. Musi też posiadać, tak jak i jej pani, kabłąk, a jej nędzna, skąpa płócienno-wełniana halka jest teraz z prawdziwego jedwabiu, szerokiego przynajmniej na cztery czy pięć jardów.
REKLAMA

W XVII wieku istniało jedno źródło, z którego wymagająca angielska klientka mogła nabyć dla siebie ubrania. Ze względu na doskonałą jakość, wzory, fachowe wykonanie i technologię indyjskie tekstylia były klasą same dla siebie. Kiedy angielscy kupcy zaczęli kupować jedwabie indyjskie czy perkal i przywozić je do ojczyzny, zaowocowało to poprawą wyglądu całego społeczeństwa. W 1663 roku Pepys zabrał swoją żonę na zakupy do Cornhill, jednego z najmodniejszych centrów handlowych Londynu, o którym tak pisał: „po wielu staraniach zakupiłem mojej małżonce chinke [kreton], to jest malowany indyjski perkal, który jest bardzo śliczny, do wyłożenia jej nowego gabinetu”. Kiedy Pepys pozował artyście Johnowi Haylsowi, miał kłopoty z wypożyczeniem modnego indyjskiego banyan, czegoś w rodzaju jedwabnego szlafroka. W 1664 roku importowano do Anglii ponad ćwierć miliona bel perkalu. Istniało również duże zapotrzebowanie na jedwab, jedwabną taftę i gładkie, białe bawełniane muśliny. Jak wspomniał Defoe 31 stycznia 1708 roku w „Weekly Review”, „zakradają się do naszych domów, naszych gabinetów, naszych sypialni; zasłony, poduszki, krzesła i na koniec nasze łoża były niczym innym tylko perkalem lub indyjską tkaniną”.

Piękno importowanych tekstyliów sprawiało, że ich rynek był praktycznie nienasycony. Ostatecznie herbaty i cukru człowiek może skonsumować jakąś skończoną, konkretną ilość. Ale ludzki apetyt na nowe tkaniny nie miał i nie ma takiego naturalnego ograniczenia. Dostępność indyjskich materiałów — na które, według Defoe, stać było nawet służącą, „prostą wieśniaczkę Joan” — oznaczała, że łapczywie pijący herbatę Anglicy nie tylko lepiej się czuli, ale również lepiej wyglądali.

Ekonomika tego wczesnego handlu importowanymi dobrami była względnie prosta. Siedemnastowieczni angielscy kupcy mieli do zaoferowania mieszkańcom Indii niewiele takich rzeczy, których ci nie wyprodukowaliby wcześniej sami. Dlatego też Anglicy płacili złotem zarobionym na handlu gdzie indziej. Obecnie rozszerzanie się takiego procesu nazywamy globalizacją, przez którą rozumiemy integrację świata w jeden rynek. Ale pod pewnym ważnym względem siedemnastowieczna globalizacja była inna. Wysłanie złota z kraju do Indii, a towarów w przeciwnym kierunku, nawet przesłanie zamówień kupna–sprzedaży, oznaczało podróż powrotną i tym samym pokonanie 12 tysięcy mil, a na każdej mili czaiły się niebezpieczeństwa w postaci sztormów, katastrof morskich i piratów.

Największe zagrożenie czyhało nie ze strony statków pod banderą Jolly’ego Rogera, ale ze strony innych Europejczyków, którzy próbowali uczynić to samo co Anglicy. Azja miała się stać sceną bezwzględnej walki o udziały w rynku.

Była to globalizacja za pomocą kanonierek.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Nialla Fergusona, pt. „Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat”:

Niall Ferguson
„Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat”
Tytuł oryginalny:
Empire
Wydawca:
Literackie
Tłumaczenie:
Beata Wilga
Okładka:
twarda
Liczba stron:
500
Data i miejsce wydania:
I
Premiera:
listopad 2013
Format:
165x240 mm
ISBN:
978-83-08-05247-1
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Niall Ferguson
Specjalizuje się w historii politycznej i gospodarczej czasów nowożytnych. Profesor historii Uniwersytetu Oksfordzkiego i Uniwersytetu Harvarda. Ceniony analityk sytuacji geopolitycznej świata. Jest uznawany za jednego z najwybitniejszych historyków średniego pokolenia.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone