Kisielin: Piękny kościół, który doprowadzono do ruiny
Ten tekst jest fragmentem książki Edwarda Gigilewicza i Leona Popka „Kościoły i kaplice na Wołyniu z obrazami Włodzimierza Sławosza Dębskiego”.
Kościół nosił wezwanie Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Pierwotny drewniany budynek powstał w 1685 r. w wyniku przebudowy zboru ariańskiego, przeprowadzonej przez łowczego kijowskiego Stanisława Kowalewskiego. Prace nad wzniesieniem kościoła murowanego z klasztorem podjęto na początku XVIII w. na mocy zapisu fundacyjnego dokonanego na rzecz karmelitów przez Abrahama i Mariannę Głuchowskich. Prace budowlane ukończono w 1720 r., a parafię erygowano w roku 1726. Po likwidacji przez władze carskie zakonu karmelitów w 1832 r. kościół oddano pod zarząd duchowieństwa diecezjalnego. W 1915 r. budynek został poważnie zniszczony w wyniku ostrzału przez artylerię rosyjską. Prowadzone w dwudziestoleciu międzywojennym prace remontowe przerwano w 1939 r. W roku 1938 parafia liczyła 2792 wiernych. 11 lipca 1943 r., podczas krwawej niedzieli, banda UPA napadła na wiernych wychodzących z kościoła tuż po zakończeniu mszy św.
Tak opisują te wydarzenia bezpośredni świadkowie Włodzimierz i Aniela Dębscy: „Upowcy podbiegli do ludzi wychodzących z kościoła, co spowodowało ich cofnięcie się do wewnątrz, lecz drzwi od głównego wejścia nie można było zamknąć. […] Wszyscy, którzy poddali się, zostali spędzeni do nawy głównej kościoła, pod przymusem rozebrani do naga i rozstrzelani z karabinu maszynowego. Ranni byli dobijani różnymi narzędziami, a najczęściej kłuci bagnetami” (W. Dębski).
„Po mszy św. jako jedna z pierwszych wyszłam z kościoła, razem z mężczyznami, którzy jak zwykle spieszyli się na papierosa. Gdy stanęłam przed świątynią i spojrzałam w stronę ogrodu księdza, zobaczyłam idącą tyralierę. Obróciłam się w drugą stronę, gdzie znajdował się park hrabiowski i tam też zobaczyłam uzbrojonych Ukraińców. Jak zobaczyłam Ukraińców idących w stronę kościoła, to nie miałam żadnych wątpliwości, że przyszli nas wymordować. Od razu, tak jak wszyscy, cofnęłam się do świątyni. Mój przyszły mąż, czyli Włodzimierz Sławosz Dębski, jako członek konspiracji też wiedział, co się święci i zaczął zamykać drzwi w kościele. Ludzie byli przerażeni. Niektórzy stali nieruchomo pod ścianami kościoła.
Część pobiegła na chór, a nawet na strych. Po chwili rozległ się okrzyk: Otwórzcie drzwi, oni tylko kogoś szukają. Zabiorą go i pójdą sobie! […] Część ludzi, w tym ja, na komendę mojego przyszłego męża ruszyło przejściem z kościoła na piętro plebanii. Tam się zabarykadowaliśmy. Ukraińcy już wtedy zaczęli do nas strzelać. Celowali w okna w przejściu. Idący przede mną wysoki mężczyzna, którego zapamiętałam, bo bardzo ładnie śpiewał, dostał kulę i padł ranny. Nie wiem, jak razem z siostrą zdołałyśmy go podnieść i zawlec na górę. Mój przyszły mąż wraz z innymi mężczyznami zabarykadował drzwi meblami, w rezultacie czego Ukraińcy nie mogli ich sforsować, mimo że kilkakrotnie ponawiali próby.
Banderowcy w tym czasie wyprowadzali już z kościoła Polaków sądzących, że jak w nim zostaną, to ocalą życie. Wszyscy zostali później zamordowani. […] Jak po latach ustalił to mój mąż, Ukraińcy zamordowali w kościele w Kisielinie 17 osób pochodzących z Kisielina, dwie osoby z Kisielina-Zielonej, dziewięć z Adamówki, jedną z Jachimówki, pięć z Janowca, trzy z Dunaju, dwie z Leonówki, jedną z Niedźwiedzich Jan, osiem z Rudni, dwie z Trystaku, dwie z Twerdynia, dziesięć z Warszawki, pięć z Woroszczyna, osiem z Zapustu, siedem z Żurawca. Łącznie zamordowali 82 osoby [Czyli kilkadziesiąt osób wyprowadzono z kościoła i rozstrzelano w jego pobliżu]. Cztery osoby poległy w obronie świątyni. Dzięki obronie uratowało się zaś osiemdziesiąt osób” (A. Dębska).
Warto dodać, że wierni (głównie kobiety i dzieci), którzy ukryli się na pierwszym piętrze plebanii – bezpośrednio przylegającej do kościoła – bronili się przez kilkanaście godzin (m.in. rzucali cegły i kafle z rozebranych pieców plebanii) i skutecznie odparli ataki uzbrojonej sotni UPA. Podczas walk wnętrze świątyni zostało spalone. Część parafian została zamordowana w wyniku napadów UPA na okoliczne miejscowości, pozostali uciekli za Bug bądź zostali ekspatriowani w 1944 r., w wyniku czego parafia przestała istnieć.
Po 1945 r. władze sowieckie zdjęły blachę z dachu kościoła, a następnie pokryły go słomą i urządziły międlarnię lnu oraz konopi. Wskutek pożaru budynek został zniszczony i do dziś pozostaje w ruinie. Obok zdewastowanej dzwonnicy znajduje się zbiorowa mogiła około 80 Polaków zamordowanych podczas napadu na kościół. Na tablicach wymieniono nazwiska zabitych osób z poszczególnych miejscowości parafii Kisielińskiej.